Jeśli wciąż w naszej zbiorowej czy indywidualnej szafie mieszka upiór Mickiewicz, to jaki on jest? Kinga Dunin czyta „Wypiora” Grzegorza Uzdańskiego i „Upiora. Historię naturalną” Łukasza Kozaka.
Grzegorz Uzdański, Wypiór, Wydawnictwo Filtry 2021
Mieszkali na ulicy, którą zna niewielu,
Choć w samym centrum miasta – tuż przy Zbawicielu,
Gdzie bywałych przechodniów ciągle jeszcze męczy
Nadzieja, że zobaczą ślad spalonej tęczy,
Bez której rondo w środku, okrągłe i kwietne,
Wydaje się ubogie – bo już niekompletne
(Gdy płonęła, dym z okien oglądali czarny,
Co sunął nad dachami jak opar cmentarny –
Dym widzieli za oknem, tęczę w komputerze,
Dziwaczne połączenie: „No, kurwa, nie wierzę! –
Mówił Łukasz – Nie wierzę, znowu to zrobili”.
Jaka to jest fajna książka! (Od razu to napiszę!) Chociaż wierszem i do rymu, ale przecież znamy tę melodię.
Oto główni bohaterowie tego poematu, a czasem dramatu:
Łukasz, koło trzydziestki. Pisze wiersze, których nikt mu nie chce opublikować. Pracuje w recepcji kliniki Medactiv, „załatwili mu pracę rodzice, by tuż po filozofii nie był bezrobotny”.
Marta, w tym samym wieku, pisze powieść Towianka. Współczesną. Pracuje jako sekretarka w Muzeum Mickiewicza.
Związek Marty i Łukasza przechodzi kryzys. (Ich codzienne rozmowy, kłótnie, SMS-y, mimo że do rymu, wydały mi się bardziej autentyczne, niż to bywa w większości czytanych przeze mnie powieści).
Eks – kot. Robi miau.
Adam Mickiewicz, ten Adam Mickiewicz. Aktualnie wypiór – upiór, wampir. W dzień śpi w szafie. W nocy czasem musi się napić krwi (przeważnie szuka wyrzuconych na szpitalne śmietniki ampułek), ogląda telewizję i seriale, korzysta z internetu (O! Nawet wyszukał jakiś mój stary felieton), pisze komentarze (o piłce nożnej), także maile, choćby do Ignacego Domeyki, który wciąż żyje w Chile jako człowiek-puma. Niestety, wieszcz stracił natchnienie i nie pisze już wierszy.
Jego obecność źle wpływa na związek Marty i Łukasza.
Celina z Szymanowskich Mickiewiczowa – nieszczęsna żona wieszcza, całkiem nie żyje.
Ksawera – kochanka Mickiewicza, również nie żyje.
I inni.
Jeśli wciąż w naszej zbiorowej czy indywidualnej szafie mieszka upiór Mickiewicz, to jaki on jest?
Pewno pierwsze, co przychodzi nam do głowy, to mesjanizm, martyrologia i jakiś prenacjonalizm. Ta część romantycznego bagażu, która jest najczęściej instrumentalizowana politycznie. Przeciwko której często się buntujemy.
A może to polityczny mesjanizm w stylu Towiańskiego? Przypominająca Celinę bohaterka Towianki będzie pisała program naprawy świata.
Lewicowość Mickiewicza? „A taki »Skład zasad«? Tam był przecież feminizm! A »Trybuna Ludów«? To wszystko lewicowe”.
Każdy z tych Mickiewiczów zostanie wspomniany i wykorzystany w poemacie. Ten facet w szafie jednak żadnego z nich nie przypomina. Ale skoro lubimy tę piosenkę, bo ją znamy, to znaczy, że mamy wciąż Mickiewicza za skórą. A może należy już porzucić tę liczbę mnogą. Paradygmat romantyczny się skończył, została tylko jego okropna karykatura, a Mickiewicz to jakaś staroć, dobry do nazywania jego imieniem ulic i placów. Póki jednak karykatura odzywa się z powodu nieprawomyślnego wystawienia Dziadów – Mickiewicz wiecznie żywy!
Rasistowskie „W pustyni i w puszczy”? To dopiero początek problemu
czytaj także
Powiem więc za siebie – Wypiór od pierwszych swoich wierszy obudził we mnie Mickiewicza, którego lubię, który sprawia mi przyjemność. (Takie pisanie o sobie nazywamy obecnie autoetnografią i to jest bardzo au courant). To Mickiewicz sprzed wkuwania na pamięć od „Natenczas Wojski” do „a to echo grało”, a potem „Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi” (swoją drogą Ordon przeżył). Sprzed przerabiania Dziadów (na co przerabiania?). Wiecie (lub nie), ten Mickiewicz od pani Twardowskiej i pani, która zabiła pana, zbrodnia to niesłychana, i najwcześniej czytanych, a raczej słuchanych, bajek. Chociaż puenty bajki Przyjaciele długo nie mogłam zrozumieć, może dlatego, że w tamtych czasach nie było dla dzieci książek o kupie.
Nie mówię, że później nie doceniłam, czy nie miałam przyjemności. Ale tej pierwszej nauczyłam się wcześniej i jej echo zagrało.
Grzegorz Uzdański to ten od Nowych wierszy sławnych poetów. Dzisiaj mają się dobrze parodia, groteska, ironia, najlepiej zjadliwa. Pastisz – jakie to miłe i eleganckie.
*
Łukasz Kozak, Upiór. Historia naturalna, Eviva L’arte 2021
Upiory na literackie salony wprowadził Mickiewicz, co jego oświeceniowi współcześni traktowali prawie jako barbarzyństwo – bo to ciemnota, zabobon. Dziś nazywa się to folklorem, ludową demonologią, to taka gorsza mitologia. Nic bardziej błędnego, upiory to byli ludzie, były rzeczywiste, przekonuje nas Łukasz Kozak. Wszyscy, którzy dotychczas zajmowali się upiorami, robili to nie tak, jak należy, albo coś ważnego pomijali.
A co to znaczy, że byli ludźmi? W tym miejscu można przypomnieć bardzo stary teoremat Thomasa (William Thomas 1863–1947) – jeśli ludzie uznają coś za realne, powoduje to realne konsekwencje. W tym sensie oczywiście istnieli ludzie za życia lub po śmierci uważani za upiory i miało to realne konsekwencje – uznawano ich za zagrożenie, winnych zarazy, pomoru bydła albo psocenia po śmierci w rodzinnym domu czy włóczenia się po wsi.
Dlatego mogła spotkać ich okrutna śmierć, również zaraz po urodzeniu, jeśli na przykład mieli zęby, albo ich zwłoki były wykopywane i w odpowiedni sposób traktowane – odrąbywano głowy, przebijano kołkiem, odwracano twarzą do ziemi, a także pito ich krew. Dlaczego tych wyobrażeń o realności upiorów nie należy nazywać na przykład demonologią ludową, nie jest dla mnie do końca jasne. Ale okej. W każdym razie stwierdzenie realności tych praktyk społecznych i zaangażowanych w nie ludzi nie jest żadnym odkryciem Ameryki.
Te upiory to dla Kozaka „wykluczeni wśród wykluczonych”, którym chciałby oddać głos, nie szukając wyjaśnień dla tych fenomenów. Wpisać ich w naszą historię. Przyjąć perspektywę inkluzywną i nieelitarną. Przy takim podejściu podejrzane stają się wszelkie działania mające na celu ograniczenie tych praktyk, które, choć może barwne, jednak miały też swoje ciemne oblicze.
Autor zebrał wiele nieznanych, jak twierdzi, materiałów i rzeczywiście niczego nie wyjaśnia ani nie interpretuje, tylko daje nam opis antropologiczny. I historyczny. Zajmuje się też pokrewnymi istotami, takimi jak kaszubskie wieszcze, strzygi, czarownice i czarownicy. Zastanawia się nad pochodzeniem „upioryzmu” i etymologią tego słowa. To prowadzi go w stronę euroazjatyckiego animizmu, praktyk szamańskich – w przeciwieństwie do wyobrażeń o słowiańskim i prechrześcijańskim rodowodzie upiorów.
Nie będę chwalić autora, bo świetnie robi to sam, przy okazji ganiąc wszystkich innych. Unieważniając wszystkie autorytety i rozdając upomnienia za pogardę i elitaryzm. Podkreślając swoje wyjątkowe nowatorstwo.
Wszystko to znajdziemy w tym wywiadzie:
Upiory nie były wcale „ludowymi demonami” czy „istotami mitycznymi”. To byli ludzie
czytaj także
Przy okazji pytany o czarownice Kozak musi zacząć od wymierzenia klapsa.
„Liberalny feminizm zrobił zaś z czarownic produkt i reklamowy slogan. Choć paradoksalnie po prostu zaadaptowano historyczne i literackie mizoginiczne stereotypy. Widać to w natrętnej seksualizacji czarownic: powtarzaniu o »lataniu na miotle« jako formie masturbacji, łączeniu praktyk ekstatycznych (które akurat znamy ze źródeł) z orgazmem, szukaniu waginalno-chtonicznych skojarzeń czy postulowaniu dumy z przypisanej płci. Przy tym próbuje się projektować na czarownice jakąś ideę fizjologicznej więzi i »siostrzeństwa«, co nie najlepiej wygląda w zestawieniu z »powoływaniem czarownic«, a więc nagminnym denuncjowaniu innych przez oskarżone. To wszystko sprzyja sprzedawaniu quasi-ezoterycznych poradników, powieścideł, eksperymentalnych terapii, kołczingu, »ekologicznych« produktów, grupowych wycieczek do lasu czy na wieś, astrologii (z którą akurat czarownice nie miały nic wspólnego) i tak dalej”.
Cóż to za pomieszanie z poplątaniem. Liberalny feminizm zawsze w centrum stawiał wolność kobiety, a za przyczynę jej ograniczenia uważa rozmaite nierówności. Zajmuje się parytetami, luką płacową w zarobkach kobiet czy prawami reprodukcyjnymi. Wiedźmy to raczej nie jest ta bajka. Są też inne feminizmy: bardziej kontrkulturowe, esencjalistyczne, eko, boginiczne… Niekoniecznie racjonalistyczne. Jeśli jakiś feminizm na swój użytek przetworzył figurę wiedźmy – jego prawo. I rozliczanie z tego, czy zrobiono to właściwie, stoi w sprzeczności z założeniami, którymi autor tak się szczyci. Można się tym zainteresować. Zbadać z pozycji inkluzywnych, a nie elitarystycznych. I powstrzymać się od jawnie okazywanej pogardy.
czytaj także
Kozak na jednym oddechu mówi o feminizmie (nie wiedzieć czemu liberalnym) i manifestacjach popkultury. Popkultura to jeszcze inna para kaloszy. Wchłania, co się da, i przygotowuje na sprzedaż. Wcale nie jestem pewna, czy wiedźmy przywędrowały tam z feminizmu, na pewno nie tylko. Elitarna krytyka popkultury zawsze istniała, w jakimś zakresie jest zasadna, ale to też ciekawe pole badawcze, gdzie warto zachować dystans.
I wreszcie takie zdanie:
„Przy tym próbuje się projektować na czarownice jakąś ideę fizjologicznej więzi i »siostrzeństwa«, co nie najlepiej wygląda w zestawieniu z »powoływaniem czarownic«, a więc nagminnym denuncjowaniu innych przez oskarżone”.
Nie mam zielonego pojęcia, o jaką „ideę fizjologicznej więzi” chodzi, ale mówienie, że czarownice to denuncjatorki? Wiemy, w jakich okolicznościach – na torturach. WTF???
Jeśli mogłam mieć wątpliwości, czy autor gardzi popkulturą, czy kobietami, w tym momencie je straciłam. Cały ten passus – groch z kapustą i dużo złych emocji – jest po prostu seksistowski. Żeby nie powiedzieć: dziaderski. Chętnie się dowiem czegoś od badacza o czarownicach czy upiorach, ale obejdę się bez jego objaśnień na temat feminizmu.