Kinga Dunin czyta

W Argentynie aborcja jest legalna. Czemu nie w Polsce?

Kiedy wybudziła się z narkozy, była już otoczona przez policjantów. Pielęgniarz podsunął jej tekturowe pudełko, w którym coś było, i nazwał kurwą, która zabiła własne dziecko.

Ana Elena Correa, Wszystkie jesteśmy Belén, przeł. Maja Gańczarczyk, Karakter 2021

Wszystkie jesteśmy BelenKażda osoba spotkana na dworcu nosi w sobie jakąś opowieść, na którą niekoniecznie jesteśmy gotowi. Na dworcu Constitución jest stragan, około trzydziestoletnia kobieta handluje na nim ubraniami.

Ta kobieta, bohaterka reportażu, to Belén. To imię sobie wybrała, prawdziwego nie poznamy, ale w Argentynie jest sławna. Jej historia stała się symbolem opresji wobec kobiet i walki o ich prawa, w tym o to podstawowe – prawo do aborcji. Do niedawna aborcja była tam dozwolona jedynie w przypadku zagrożenia życia matki oraz gwałtu, o ile jego ofiarą była osoba z niepełnosprawnością umysłową.

Belén została skazana na osiem lat więzienia za „zabójstwo na szkodę osoby najbliższej”. Zdaniem sądu poroniła, a właściwie urodziła żywe dziecko, które utopiła w toalecie. Groziło jej nawet dożywocie. Gdyby rzeczywiście można było to uznać za przypadek dzieciobójstwa w połogu, także w Polsce groziłaby jej kara – od trzech miesięcy do pięciu lat.

Ale czy tak było? Belén opowiada zupełnie inną historię. Pewnego dnia, 21 marca 2014 roku bardzo rozbolał ją brzuch. Matka zawiozła ją do szpitala, gdzie po przyjęciu najpierw podano jej środki przeciwbólowe, bo lekarze przypuszczali, że to zespół jelita drażliwego. Tak, była w łazience, potem wróciła na salę i dostała silnego krwotoku. Lekarz poinformował ją, że doszło do samoistnego poronienia i konieczne będzie łyżeczkowanie. W ten sposób dowiedziała się, że była w ciąży.

Kiedy wybudziła się z narkozy, była już otoczona przez policjantów. Pielęgniarz podsunął jej tekturowe pudełko, w którym coś było, i nazwał kurwą, która zabiła własne dziecko. Po paru dniach trafiła do aresztu. W więzieniu spędziła ostatecznie dwa lata, cztery miesiące i dwadzieścia trzy dni.

Wszystko, co chciałaś wiedzieć o aborcji, ale dziadersi woleli, żebyś nie pytała

Proces, w którym ją skazano, był, chyba można tak powiedzieć, kuriozalny. Oparty na niewiarygodnej dokumentacji i zeznaniach lekarzy. Na Facebooku można było zobaczyć, jak wyglądała na zdjęciu tuż przed znalezieniem się w szpitalu – w obcisłej kurtce, bez śladu ciąży. Ale obrończyni nie wykorzystała tego zdjęcia w sądzie. Pierwsze rozpoznanie lekarskie brzmiało – poronienie samoistne w dwudziestym tygodniu. Potem czas trwania ciąży był określany rozmaicie – piętnasty, trzydziesty drugi, trzydziesty szósty tydzień. Raz określano płód jako dziewczynkę, innym razem jako chłopca. Nigdy nie pobrano materiału DNA. Jako godzinę odnalezienia płodu podano czas przed przyjęciem Belén na oddział. Obrończyni z urzędu, nie słuchając jej wyjaśnień, uznała ją od początku za winną i broniła, powołując się na szok poporodowy. Jednocześnie wspierając w ten sposób oskarżenie.

Więzienie, do którego trafiła, nie było takie najgorsze – kilkadziesiąt osadzonych kobiet i osób transpłciowych, które zawsze trafiają do kobiecego więzienia, bo w męskim by nie przeżyły, wspierające ją strażniczki, które wierzyły w jej niewinność. Jednak bardzo źle to znosiła. Bała się, że jej pobyt w więzieniu obciąża rodzinę, wiąże się ze wstydem i społeczną stygmatyzacją. Były też długi, które jej bliscy zaciągnęli, aby wynająć adwokata, który wziął pieniądze i w końcu odmówił jej reprezentowania. Gdybym była bogata – mówi – i trafiła do prywatnej kliniki, nic takiego by się nie stało. Ale Belén pochodzi z prostej rodziny w prowincji Tucumán, biednej i słynącej z konserwatyzmu (oraz – również – z tradycji rewolucyjnych).

Do procesu dochodzi dopiero w roku 2016, a kilka dni przed rozprawą w końcu pojawia się nadzieja. Nazywa się Soledad Deza, jest prawniczką i razem z koleżankami prowadzi kancelarię. Jest też aktywistką z organizacji Katoliczki za Prawem Decydowania o Sobie. To jedna z organizacji, która uczestniczyła w organizowaniu wielkiej demonstracji w 2015 roku pod hasłem: #NiUnaMenos – Ani jednej mniej. Chodziło w niej głównie o przemoc wobec kobiet i kolejne zabójstwa. Jednak wspominano również o aborcji. Inną ważną organizacją jest tu Ogólnokrajowa Kampania na rzecz Prawa do Legalnej, Darmowej i Bezpiecznej Aborcji.

Poza tym uważam, że aborcja powinna być legalna, i to bez żadnych ograniczeń

Jest zbyt późno, żeby Soledad mogła reprezentować Belén podczas rozprawy w pierwszej instancji, ale wie, co trzeba zrobić. Opowiedzieć prawdziwą historię, zmienić powszechną narrację o dzieciobójczyni na: od ponad dwóch lat kobieta siedzi w więzieniu za to, że poroniła. Sprawę nagłośnić, także poza granicami kraju. Znajduje wsparcie u innych aktywistek, pojawiają się informacje w mediach społecznościowych, wypowiadają się znane osoby. Powstaje Komitet Prowincji na rzecz Uwolnienia Belén. Demonstrują kobiety w Tucumán, a później w ponad stu miastach Argentyny. Ich symbolem stają się białe maski – wszystkie jesteśmy Belén! Hasła to: „Uwolnić Belén. Edukacja seksualna, żeby decydować. Antykoncepcja, żeby ciąży nie przerywać. Legalna aborcja, żeby nie umierać”.

Amnesty International zwraca się do argentyńskich władz, ludzie z całego świata, najwięcej z Tajwanu, piszą protesty, 120 tysięcy protestów. Odzywa się Organizacja do spraw Tortur ONZ. Do protestów dołączają studenci, związki zawodowe, ugrupowania lewicowe.

Wreszcie oświadczenie wydaje prokurator generalny, a Sąd Najwyższy najpierw zwalnia Belén z więzienia, a po pewnym czasie oczyszcza ją z zarzutów. (Te same organy, które nie tak dawno nie zezwoliły na aborcję u 11-latki zgwałconej przez dziadka).

Uzasadnienia i komentarze do wyroku zwracają uwagę na to, że Belén nie miała sprawiedliwego procesu, nie zostało jej zapewnione prawo do obrony. Ważne jest też to, że nie dochowano tajemnicy lekarskiej. Dla lekarzy, których podstawowym prawem jest dbanie o dobro pacjentki, Belén pacjentką być przestała. Już wiele lat przedtem sąd wypowiedział się na temat tajemnicy lekarskiej – postępowanie przeciwko kobiecie, która dokonała aborcji, nie może być wszczęte na skutek doniesienia lekarzy czy pracowników ochrony zdrowia.

Z ciekawostek – przywoływano też wyrok w sprawie mężczyzny, który uległ wypadkowi i w trakcie operacji znaleziono w jego ciele woreczki z kokainą. Nie został oskarżony, ponieważ uznano, że ciało, podobnie jak mieszkanie czy korespondencja, to dziedziny prywatne, nie mogą być naruszone bez nakazu.

Pod naciskiem opinii publicznej – raczej nie wątpimy, że bez tego by się to wydarzyło – tym razem przynajmniej istniejące prawo zostało uszanowane.

Ruchu na rzecz zmiany prawa nie dało się już powstrzymać. Dotąd w parlamencie, polityce, w znaczących mediach temat aborcji, a nawet samo to słowo, nie istniały. Za sprawą rozmaitych działań aktywistek i publicznych wystąpień znanych osób w 2018 roku zaczęto o tym powszechnie dyskutować. 19 lutego zwołano marsz pod hasłem „Dzień Zielonej Akcji na rzecz Legalnej Aborcji”. Frekwencja była ogromna. A zielone chusty i kolor ubrań, które już pojawiały się wcześniej, stały się symbolem ruchu.

(Na marginesie: Michał Sutowski w swojej recenzji z argentyńskiego filmu Nowy porządek sugeruje związek rewolucyjnej zieleni z ekologią. Chyba możliwe są inne skojarzenia?)

6 mitów na temat aborcji

czytaj także

1 marca urzędujący prezydent Macri włączył słowo „aborcja” do treści swego przemówienia w Kongresie i zapowiedział dyskusję. Odbyła się ona w Izbie Deputowanych z udziałem 690 mówczyń i mówców. A 14 czerwca Izba przegłosowała ustawę legalizującą aborcję. Radość demonstrujących na placu Konstytucji nie miała końca, jednak okazała się przedwczesna. Senat ustawę odrzucił.

Następny rok był rokiem wyborów prezydenckich. Prawo do aborcji nie figurowało w programie żadnej partii.

Czy kobiety mogły liczyć na wsparcie kontrkandydata, Alberto Fernándeza? Nie do końca, szefowa jego kampanii i przyszła wiceprezydentka była przeciwniczką legalizacji aborcji. Kilku aktywistkom udaje się jednak prywatnie z nim spotkać i uzyskać zapewnienie o poparciu. Czy nie zaszkodziło mu to w kampanii? Jako ojciec niebinarnej osoby znanej jako Dyhzy, popularnej drag queen, mierzył się w kampanii z innymi wyzwaniami.

Przed końcem 2019 roku książka Wszystkie jesteśmy Belén pojawia się w księgarniach. Jej promocja odbywa się w wielkiej auli Wydziału Prawa Uniwersytetu w Buenos Aires. Na każdego gościa na krześle czeka biała maska i zielona chusta. Zaproszony zostaje prezydent elekt – i przychodzi. W krótkim wystąpieniu mówi, że zgadza się ze wszystkim, co zostało powiedziane na spotkaniu, i zapowiada złożenie projektu ustawy. Spotyka się z Belén.

Trzy miesiące później przedstawia projekt Kongresowi. Musi on zostać uchwalony do końca roku, ze względu na kolejny rok wyborczy. Ale nadchodzi pandemia, lockdown, wszystko się przeciąga, demonstrują antyszczepionkowcy… Jednak udaje się. 30 grudnia 2020 roku Senat zatwierdza ustawę legalizującą aborcję do 14. tygodnia bez ograniczeń.

Nadzieja odchodzi ostatnia. Jak Argentynki wywalczyły prawo do aborcji

Trudno nie zadać sobie pytania, czemu w Argentynie się udało, a nam od lat się nie udaje.

Może podszyty hipokryzją „kompromis aborcyjny” był za mało restrykcyjny. W każdym razie nie dość, aby poruszyć masy. Wiele osób przyzwyczaiło się do niego i obudziło się zbyt późno?

Może Argentyna – ze swoim patriarchalizmem i systemową dyskryminacją kobiet – nie jest aż tak konserwatywna. Przypomnijmy, że małżeństwa jednopłciowe zalegalizowano tu w 2010 roku. W wyborach obowiązuje „prawo parytetu”, zapewniając kobietom 25 procent miejsc na listach. Dzięki temu, zdaniem autorki, pojawiły się polityczki, które wspierały ruch kobiecy. I w końcu bycie ojcem drag queen nie zaszkodziło prezydentowi.

Last but not least – znalazł się w Argentynie wcale nie lewicowy polityk, startujący z powodzeniem na najwyższy urząd, który nie bał się mieć jasnego zdania w tej kwestii. Oraz większość parlamentarna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij