Kinga Dunin czyta „Mój rok relaksu i odpoczynku” Ottessy Moshfegh, „Zaraz będzie po wszystkim” Grzegorza Uzdańskiego oraz „Koniec z Eddym” i „Historię przemocy” Édouarda Louisa.
Grzegorz Uzdański, Zaraz będzie po wszystkim, Wydawnictwo W.A.B. 2019
Jadziu, pobudka.
Po bardzo dobrych Wakacjach kolejna powieść tego autora. Dom Pomocy Społecznej, trójka bohaterów i ich monologi wewnętrzne.
Jadwiga jest podopieczną. Przykuta do wózka, upokorzona swoim stanem, domagająca się większej uwagi, cierpiąca. Kiedyś dziennikarka radiowa. Wspomina spaloną Warszawę, którą widziała jako dziecko, męża, który ją zdradził, psa, działkę, myśli o córce i wnuku, którzy mieszkają w Stanach.
Agata to przepracowana pielęgniarka, ma kłopoty małżeńskie i martwi się o córkę.
Tomek – wolontariusz, którego rzuciła dziewczyna, a on napisał coś głupiego na fejsie, wykasował, ale wstydzi się i jednocześnie czeka, że ona jednak się odezwie.
Wszyscy spotykają się w jednym miejscu, ale każdy ma swoje życie i nie bardzo jest w stanie zrozumieć innych.
Życiowe, banalne jak życie – jeżeli uwierzymy w ten truizm, że zwykłe życie jest banalne. Trudno temu pomysłowi coś zarzucić. Bardzo sprawnie jest to napisane i łatwo się czyta. Chyba za łatwo i za przyjemnie. Książka, która zupełnie mnie nie poruszyła, a może jednak powinna.
Życiowe, banalne jak życie – jeżeli uwierzymy w ten truizm, że zwykłe życie jest banalne.
No, może przejęłam się sytuacją w służbie zdrowia, ale to od lat wszystkich niby porusza – i co z tego? Może to, że każdy ma prawo do swojego wewnętrznego życiu, ale instytucja to instytucja – mimo że pracują w niej ludzie, którzy mają też swoje problemy. Jej celem, zresztą statutowym, powinien być komfort zapewniany w ostatnich latach życia pani Jadwidze. A dopiero na drugim miejscu właściwe warunki pracy personelu i zadowolenie wolontariusza.
Jednak wiadomo, jak jest – brak funduszy, marna infrastruktura, przepracowany i źle opłacany personel, którego jest zbyt mało. Oraz stosunek polskich lekarzy do środków przeciwbólowych – boli, bo musi. Jakby nie było wiadomo, że w cywilizowanym świecie środki przeciwbólowe podaje się, zanim ból się znowu pojawi, i zwykle można znaleźć odpowiednią terapię. Oraz nawet przy niskich stawkach na wyżywienie można gotować smacznie. I czy personel do podopiecznych musi mówić na ty? Ktoś pytał panią Jadwigę, czy sobie tego życzy?
czytaj także
Rzecz jasna o te realia, a pewno bywa i gorzej, nie mam pretensji do autora.
Natomiast nie wiem, czemu córka, która utrzymuje kontakt z matką i jest lekarką pracującą w Stanach, jeżdżącą na różne konferencje, nie może matce kupić laptopa, iPada, telefonu – czegoś, co otwiera jednak jakieś okno na świat. Bo co? Stara kobieta nie nauczy się tego obsługiwać? Bez przesady, Jadwiga jest sprawna intelektualnie. A ostatecznie mogłaby ta córka chociaż przyzwoite radio jej kupić czy odtwarzacz do audiobooków. Może i nie jest zbyt zaangażowana, ale jest. Czasem odwiedza, kartki przysyła. Kto dziś pisze listy? Czemu nie porozmawia z lekarzem i nie zawalczy o sensowną terapię przeciwbólową?
Nie ma nic w tej powieści, co pozwoliłoby nam odpowiedzieć na te pytania. Jadwiga została pomyślana jako typowa, samotna pensjonariuszka DPS, wszystko zostało pomyślane jako typowe, więc dość jest to schematyczne. Niestety.
czytaj także
*
Édouard Louis, Koniec z Eddym, przeł. Joanna Polachowska, Wydawnictwo Pauza 2019
Z dzieciństwa nie mam żadnych szczęśliwych wspomnień. Nie mówię, że przez wszystkie te lata nigdy nie zaznałem szczęścia czy radości. Tyle że cierpienie jest ustrojem totalitarnym – wymazuje wszystko, co się w nim nie mieści.
Książka z dedykacją dla Didiera Eribona. Wiadomo dlaczego – bo Eribon napisał socjologiczną autobiografię o awansie z klasy ludowej. I jest gejem. O tym opowiada też Koniec z Eddym, jednak Eribon jest po prostu dużo ciekawszy.
Zgodnie z zapowiedzią pojawiającą się w pierwszych zdaniach książki króluje w niej cierpienie młodego chłopca, geja, w robotniczej rodzinie na francuskiej prowincji. W rodzinie przemoc i alkohol oraz ogólnie – prymitywizm. Koledzy znęcają się nad nim w szkole, otoczenie stygmatyzuje, wszechobecny jest wzorzec męskości, do którego nie jest w stanie się dostosować, beznadzieja – bo dzieci w zasadzie powtarzają trajektorię życia swoich rodziców. Bohater, którego trudno nie łączyć autobiograficznie z autorem, wyjeżdża w końcu do liceum w dużym mieście i tam – wszyscy wyglądają jak geje! Okazuje się, że rodzimy wzór męskości był mocno klasowy, jednak da się żyć. Koniec z opluwanym Eddym!
czytaj także
*
Édouard Louis, Historia przemocy, przeł. Joanna Polachowska, Wydawnictwo Pauza 2018
Tak więc kilka godzin po zderzeniu, które w kopii doniesienia o popełnieniu przestępstwa – złożonego wpół i trzymanego przeze mnie w szufladzie – nazywa się usiłowaniem zabójstwa, opuściłem mieszkanie i zszedłem na dół.
Édouard mieszka już w Paryżu, w wigilijny wieczór spotyka młodego Araba, zaprasza go do domu, uprawiają konsensualny seks, następnie jednak zostanie okradziony, pobity i zgwałcony. Ta powieść przyniosła autorowi sławę i w Polsce ukazała się wcześniej od debiutanckiego Eddy’ego, ale może warto zachować właściwą kolejność. Lektura drugiej powieści będzie pewno łatwiejsza, kiedy już znamy wcześniejsze losy bohatera, chociaż pojawiają się one w retrospekcjach.
Historia przemocy jest bardziej literacko wyrafinowana, początkowo można pogubić się w narracji – siostra Eduarda opowiada mężowi jego historię, chociaż w istocie to głos Édouarda dominuje. Historia oparta jest na autentycznym zdarzeniu z życia autora i jest „anatomią traumy” – pokazuje związane z tym emocje, reakcje, sposoby radzenia sobie.
Mocne, ale też mocno przegadane – mnie zmęczyło. I dlatego o tym wcześniej nie napisałam.
czytaj także
*
Ottessa Moshfegh, Mój rok relaksu i odpoczynku, przeł. Łukasz Buchalski, Wydawnictwo Pauza 2019
Po przebudzeniu, czy w dzień, czy w nocy, zawsze sunęłam przez jasny marmurowy hol budynku, w którym mieszkałam, po czym kierowałam się do najbliższej przecznicy, gdzie mieścił się sklep całodobowy.
Nie jestem przekonana, czy jest to dobra powieść. Mnie jednak wciągnęła. Może dlatego, że sen jest wysoko na liście moich priorytetów życiowych i rozumiem, czemu ktoś chciałby się w nim pogrążyć. A taki właśnie ma plan bezimienna bohaterka. Zasnąć na rok. Oczekuje po tym zmiany swego życia, sen ma wypchnąć z jej świadomości wszystko, co złe i niepotrzebne, stworzyć miejsce na nowe ja.
Bohaterka jest młoda, piękna i wystarczająco bogata, żeby móc sobie pozwolić na „rok relaksu i odpoczynku” w Nowym Jorku. Czyli snu. Żeby nie było nudno, najpierw sen będzie dość dynamiczny, będzie też nieświadomie robiła różne rzeczy, czasem odwiedzi ją przyjaciółka. Pod koniec powieści będzie budziła się na godzinę jedynie raz na trzy dni. Dzięki fatalnej, pokręconej psychoterapeutce udaje jej się załatwić odpowiednie leki.
Bohaterka jest osobą raczej niesympatyczną, którą irytuje cały świat i jej najbliższe otoczenie – płytka, zazdrosna koleżanka, były egoistyczny kochanek, snob, współczesna sztuka krytyczna nastawiona na skandalizowanie, bo zanim poszła spać, pracowała w galerii. Można to czytać jako niepozbawioną pazura satyrycznego sarkastyczną analizę współczesnej kultury. Potem jednak najbardziej winni okazują się rodzice – zmarli kiedy miała 21 lat. Nieobecny ojciec, matka zimna alkoholiczka popełniła samobójstwo – wiadomo, wszystkiemu winni są rodzice. No i ten tani chwyt – jej kochanek i przyjaciółka pracują w World Trade Center, a jest rok 2000-2001. Czyli też wiadomo, jak to się skończy.
Jednak coś w tej książce jest: diagnoza współczesnej kultury, egzystencjalny niepokój, pragnienie bohaterki, żeby się zresetować – jaki będzie efekt tego resetu? Takie tam problemy bogatego świata. Ale autorka jest naprawdę specjalistką od spania, a spanie jest dobre!