Kinga Dunin czyta, Weekend

Tak okropne, że tragikomiczne

Co prawda bohaterka jest głównie toksyczna wobec samej siebie, pozory jednak mylą – kobiety są zdolne dokładnie do tego samego co mężczyźni. Ich przemoc ma może lepsze, idealistyczne uzasadnienie, ale i tu zdarzenia mogą wymknąć się spod kontroli i ktoś pociągnie za spust.

Ottessa Moshfegh, Eileen, przeł. Teresa Tyszowiecka, Pauza 2024

Na oko nie różniłam się niczym od dziewcząt, jakie spotyka się w autobusie. Pogrążonych w lekturze książek w płóciennej, bibliotecznej oprawie – przyrodniczych, geograficznych; byłam jasną szatynką i czasem nosiłam na włosach siatkę. Raczej nie rzucałam się w oczy.

 

Eileen to pierwsza powieść Moshfegh, dostrzeżona, nominowana i nagradzana. Przykra. W porównaniu z nią Mój rok relaksu i wypoczynku to optymistyczna historia o kobiecie, która wreszcie się wyspała, a Lapvona jest sympatyczną bajką o średniowieczu. Czytanie Eileen przypomina wędrówkę przez pustynię, na której rosną kaktusy. Monotonny klimat, piach sypie w oczy, a kaktusy kłują. Mamy jednak nadzieję, że w końcu napotkamy jakąś oazę.

Narratorką, niezbyt wiele mówiącą o sobie, jest pani po siedemdziesiątce, ciesząca się każdym dniem swojego życia. Miała jakichś mężów, partnerów, teraz jest sama i ten stan jej odpowiada. Wspomina, że w życiu zdarzały jej się trudne momenty, jednak najtrudniejszy czas to jej młodość w typowym amerykańskim miasteczku. I o tym opowiada – akcja powieści obejmuje kilka dni przed Bożym Narodzeniem 1965 roku, kiedy miała dwadzieścia cztery lata i nazywała się Eileen, teraz już nazywa się inaczej. Porzuciła miasteczko i siebie, taką, jaką tam była.

Terapia dla wszystkich [„Mój rok relaksu i odpoczynku” w warszawskim Dramatycznym]

Eileen z miasteczka jest szarą myszką, podobną do tej zamarzniętej, którą wozi w schowku samochodu. Ona też jest zamrożona – stara się nie rzucać w oczy i spełnia wszelkie oczekiwania. Ubiera się tak, żeby nie było jej widać. Nie znosi siebie i swego ciała, wciąż opisuje swoje niedostatki. Jednocześnie buzuje w niej tłumiona złość i niechęć właściwie do całego świata. I inne pragnienia – obsesyjna fascynacja kolegą z pracy. Cóż to za praca? Jest urzędniczką w więzieniu dla chłopców. Może to jakaś instytucja wychowawcza, ale ona widzi w tym przede wszystkim przygnębiające więzienie i chłopców z trudem hamujących agresję. A kolega z pracy jest strażnikiem.

Jeszcze gorzej wygląda jej dom i życie rodzinne. Niezbyt miłe wspomnienia z dzieciństwa i tak są lepsze od jej codzienności. Po śmierci matki mieszka z ojcem, byłym policjantem, alkoholikiem i paranoikiem. W domu brud i smród – dużo w tej książce brzydkich zapachów, a także opisów wydalania, wymiotowania, niedoskonałości ciała. Dom, praca – wszystko to jest obrzydliwe. Ojciec jest koszmarny i bez przerwy ją poniża, chyba że razem popijają i prowadzą jakieś pijackie rozmowy. Ona się nim zajmuje, dostarcza alkohol i dba, żeby nie biegał po mieście z bronią. To wszystko jest tak okropne, że właściwie tragikomiczne, tym bardziej że opisywane jest przez narratorkę z pewnym sarkazmem.

Eileen przygotowuje się do ucieczki z miasta, robi plany, ma zaoszczędzonych trochę pieniędzy. W pracy pojawia się nowa osoba – psycholożka. Młoda, piękna, dobrze ubrana, sympatyczna, wręcz idealna. I wygląda na to, że oferuje Eileen przyjaźń. Zbliżamy się do oazy, coś się zaczyna dziać poza opisami nędzy życia bohaterki. A potem będzie bum. Niespodziewane wydarzenie, związane z przemocą. Kobiet wobec kobiety. Podobne do tego, do którego zmierzał thriller, opisywany przeze mnie w zeszłym tygodniu. Jeśli tamta powieść – pamiętajmy o różnicach gatunkowych! – pokazywała toksyczną męskość, tu, choć występuje bardzo toksyczny ojciec, widzimy różne przykłady toksycznej kobiecości. Co prawda bohaterka jest głównie toksyczna wobec samej siebie, pozory jednak mylą – kobiety są zdolne dokładnie do tego samego co mężczyźni. Ich przemoc ma może lepsze, idealistyczne uzasadnienie, ale i tu zdarzenia mogą wymknąć się spod kontroli i ktoś pociągnie za spust. Przynajmniej metaforycznie, ale z tym samym skutkiem.

Dunin: Chłopaki, nic się nie stało, trochę się przeholowało

Ten mocny, właściwie sensacyjny akcent na koniec może był potrzebny, żeby wynagrodzić monotonną beznadzieję, przez którą przebijamy się przez większą część lektury. Czy jest to wystarczająca nagroda? Nie wiem. Sprawdźcie. Moim zdaniem ta kulminacja niewiele zmienia, nadal jest to powieść o ponurej opresji i kobiecych sposobach reagowania na nią – przez wyparcie, zobojętnienie, pozorne przystosowanie, hamowanie złości albo samoponiżanie. Przykra.

Monica Isakstuen, Bądź dobra dla zwierząt, przeł. Iwona Zimnicka, Czarne 2023

Anna urodziła się akurat wtedy, gdy w Christiania GlasMagasin, sklepie z wyposażeniem wnętrz, trwała poświąteczna wyprzedaż. Gdy moja matka odwiedziła nas w szpitalu, była wyraźnie dumna z prezentu, który ze sobą przyniosła; tańcząc, przekroczył próg wcześniej niż ona: tuzin bombek wiszących w powietrzu.

 

Wyobraźcie sobie, że rozwodzicie się, ale macie małe dziecko. Co powiedzielibyście, albo powiedziały, na taki układ: opieka naprzemienna, bardzo precyzyjnie ustalone reguły, dziecko co tydzień zmienia dom, święta i wakacje naprzemiennie, wszystko ustalone z góry. Do swojego eks albo ekski macie pełne zaufanie, będzie się wspaniale zajmował dzieckiem. Czy bardzo cierpiałybyście w takiej sytuacji? Pewno trochę pod koniec tygodnia tęskniłoby się za maluchem. Mógłby pojawić się niepokój, czy na pewno dobrze sobie radzi z drugim rodzicem. A może zazdrość, bo radzi sobie świetnie i będzie wolało tę drugą osobę? I czy taki układ, nawet poddany znanym rutynom, jest dobry dla dziecka? (Macie pod ręką badania, które pokazują, że w niczym nie szkodzi). Naprawdę zero radości, że przez tydzień można robić, co się chce, wyspać się, spotkać ze znajomymi, mieć romans?

Ludzie mają problemy

Bohaterka powieści, Karen, nie tylko się nie cieszy z wolnego tygodnia, ona potwornie cierpi. W dość egzaltowany sposób. To ona odeszła od męża, bo… właściwie nie wiadomo, trochę kłócili się o podział domowych obowiązków, wypaliło się, nie było tak cudownie jak przedtem? Opieka społeczna zapewniła im mediację i pomoc w sformułowaniu umowy. Matka ma pracę, którą lubi, przedszkole. Oraz trzypokojowe mieszkanie. Bardzo to wygodne warunki do oddawania się autoanalizie, czytania poradników psychologicznych, analizowanie swoich relacji z matką. Oraz każdej najdrobniejszej myśli i emocji. W swoim wolnym tygodniu Karen nie próbuje nic robić, tylko rozpacza. Jeśli nie ma córeczki, to kim jest ona, kiedy nie jest matką? Nie może patrzeć na pusty pokój dziecka. Czyta też książki o zwierzętach, o tym, jak samice traktują młode.

Jakoś nie potrafię się wzruszyć tą historią, już chyba wolę doprawione sarkazmem okrucieństwo Moshfegh.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij