Barokowa religijność, umartwiająca się z morderczym zapałem święta (albo służebnica szatana) i nie mniej barokowe grzechy i rozpusta, zakończona tragicznie miłość, tajemnice rodzinne, zaskakujące wydarzenia – w powieści Santiago Roncagliolo atrakcji nie zabraknie.
Santiago Roncagliolo, Rok, w którym urodził się diabeł, przeł. Tomasz Pindel, ArtRage 2024
In Dei nomine amen. Niechaj wiedzą ci, co czytać to będą, że ja Alonso Morales, konstabl trybunału Świętej Inkwizycji, byłem świadkiem narodzin diabła w naszym królewskim mieście i o wydarzeniach tych oraz o wszelkich okolicznościowych im towarzyszących zdam rzetelnie sprawę na następujących stronicach.
Odpowiedź na pytanie: komuż to Alonso zdaje sprawę, czy tylko nam? – znajdziemy, zanim zacznie się powieść. To „Relacya sporządzona przez trybunał Inkwizycji w Limie, Mieście Królów, dla Rady Najwyższej i Generalnej Inkwizycji Jego Królewskiej Mości w sprawie niejakiej Róży Flores de Oliva, celem wyjaśnienia diabolicznego bądź Boskiego charakteru jej czynów roku pańskiego 1623”.
To już dowiedzieliście się mniej więcej, z czym mamy do czynienia. XVII wiek, kolonia hiszpańska, i nie jest to powieść historyczna, a bardziej zabawa konwencją powieści łotrzykowskiej czy też przygodowej, awanturniczej. Jeśli wam to nie przeszkadza, np. taki język, to czeka was kilka miłych wieczorów, bo to całkiem pokaźne dzieło.
Szatan dał każdemu ludowi kubek, żeby pił z bagna, mazi, chaosu i mroku
czytaj także
I trudno przy okazji nie pomyśleć o Don Kichocie Cervantesa, który pochodzi z początku tego samego wieku (chociaż najpierw przyszedł mi do głowy późniejszy o wiek Pamiętnik znaleziony w Saragossie). Alonso – to jest też prawdziwe imię Don Kichota – jest konstablem Inkwizycji w Limie. To funkcja niższa od sędziego, niezapewniająca pensji, ale zapewniająca pozycję i dająca władzę. Czym zajmuje się konstabl? Tropi i zatrzymuje osoby podejrzane o rozmaite występki, o herezję, czary albo paktowanie z diabłem. Następnie je przesłuchuje, a kiedy delikwent nie chce przyznać się do winy – sięga po tortury. Od czasu do czasu dla rozrywki gawiedzi odbędzie się jakieś auto-da-fé. Alonso z przekonaniem poświęca się tej pracy, tym bardziej że widział, jak zakonnica powiła diabła. Miał dwie głowy, cztery ręce i cztery nogi. Ach, te zakonnice! Nie podlegają władzom w Limie, tylko papieżowi i za klasztornymi murami żyją całkiem wesoło.
czytaj także
Karierę Alonsa przerywa jednak przygoda godna Don Kichota. Zatrzymanie starej kobiety oskarżonej o czary kończy się atakiem na mieszkające z nią złe duchy, które okazują się kurczakami, a co gorsza – kurczakami miejscowego biskupa. Alonso wciąż jednak naiwnie i gorliwie wierzy, dopóki nie zmieni mu się perspektywa – służąc wicekrólowi, będzie zajmował się organizowaniem mu miłosnych schadzek. No i zakocha się w zakonnicy Mulatce.
Barokowa religijność, umartwiająca się z morderczym zapałem święta (albo służebnica szatana) i nie mniej barokowe grzechy i rozpusta, zakończona tragicznie miłość, tajemnice rodzinne, zaskakujące wydarzenia, a za murami Limy dzikie stepy, po których grasują zagrażający podróżnym rabusie, Indianie i zbiegli niewolnicy uprawiający inną magię – czyli nie zabraknie atrakcji. Będzie też „płaszcz i szpada”.
Ale jeśli ktoś potrzebuje powagi (ja niekoniecznie), może zadumać się nad grzechami Kościoła, hipokryzją i demoralizacją pochodzącej od Boga władzy, dyskryminacją kobiet, niewolnictwem, kolonializmem… Albo nad sposobem wykorzystania konwencji literackiej z innej epoki. To dzięki niej okrucieństwo tamtych czasów dla nas staje się rozrywką.
czytaj także
Fernando Aramburu, Kiedy ptaki powrócą, przeł. Karolina Jaszecka, Sonia Draga 2024
Nadchodzi taki dzień, kiedy człowiek, nawet najbardziej nierozgarnięty, zaczyna rozumieć pewne sprawy. Mnie to spotkało w wieku nastoletnim, może trochę później, bo mój rozwój następował powoli, a według Amalii wciąż jest niepełny. Początkowe zdumienie ustąpiło miejsca rozczarowaniu, a potem pozostało mi już wlec się po podłodze życia. Przez pewien czas utożsamiałem się z nagimi ślimakami. Nie mówię tego, bo są brzydkie czy oślizgłe, ani dlatego, że dziś mam zły dzień, ale ze względu na sposób, w jaki się poruszają, oraz ich flegmatyczną i monotonną egzystencję.
Toni, licealny nauczyciel filozofii po pięćdziesiątce, ma dość takiej egzystencji. Jest zmęczony, rozczarowany sobą i światem, który go nie obchodzi. Już nie znajduje powodów, aby żyć dalej. Jest 1 sierpnia, kiedy zaczyna prowadzić te notatki i postanawia, że dokładnie za rok popełni samobójstwo. Będzie je prowadził dzień za dniem przez rok, dlatego powieść ma 365 rozdziałów (+jeden) i 700 stron.
Nasz bohater opisuje w nich swoje codzienne życie – szkoła, spacer z ukochanym psem, spotkania (rzadkie) z synem, odwiedziny u chorej na alzheimera matki w domu opieki, spotkania w barze z jedynym przyjacielem… Komentuje sytuację polityczną. I przede wszystkim wspomina i analizuje wszystkie swoje relacje rodzinne – z rodzicami, bratem, żoną, teraz już byłą, której wciąż nie może wyrzucić z pamięci, synem, teściami. I psem. Przeczytajcie te 700 stron, a sami poczujecie oblepiające macki życia, z którego bohater pragnie się wyzwolić – jak ptak, konkretnie jerzyk, który wolny ulatuje w przestworza.
Chyba nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale może coś w tym jednak jest, skoro przeczytałam te 700 stron? Jest sarkastyczne poczucie humoru, a w przypadku jedynego przyjaciela Toniego czasem mocno prowokacyjne, podobnie jak jego poparcie dla prawicy. Potem pojawi się jeszcze jedna ich przyjaciółka, zakochana od zawsze w Tonim. Dla odmiany lewaczka, też nietypowa. Niemłoda, nieładna, bardzo gadatliwa, ale dobry człowiek, i – powiedzmy to – delikatnie, ale jednak molestująca seksualnie Toniego, któremu wcale się to nie podoba. Ale to ona powstrzyma go przed samobójstwem. Nie powinnam zdradzać zakończenia? Jeśli mielibyście to czytać tylko po to, żeby dowiedzieć się, czy w końcu się zabił, to nie warto. A czemu warto?
Dunin: Grupy społeczne zainteresowane eutanazją nie mogą liczyć na polityków
czytaj także
Spójrzmy na zwierzającego się nam mężczyznę z zewnątrz. Zdrowy, wciąż przystojny. Zwykły, przyzwoity człowiek. Mieszczuch o mniej więcej postępowych poglądach. Po rozwodzie zajmuje się synem, płaci alimenty, nie skąpi. Opiekuje się starą matką, która już nie jest sobą. Uczy, może bez zapału, ale nie gnębiąc uczniów. Kocha swojego psa i dobrze się nim zajmuje. Jest lojalnym przyjacielem. Trunków nie nadużywa, po spożyciu za kółkiem nie siada. Ludzie przeważnie go nie zauważają. Dla większości otoczenia jest nudziarzem, który może przeczytał tysiące książek i umie je cytować, ale nigdy sam nic nie wymyślił, nieatrakcyjnym w towarzystwie, ubierającym się niezbyt gustownie – w końcu to nie grzech. Ani lubianym, ani nielubianym. Na pewno takich znacie.
Co się kryje za tą fasadą, którą prezentuje nam, jakby to była stoicka rezygnacja? Frustracje, obsesje, nienawiść. Nienawiść naprawdę soczysta, jak choć w jego fantazjach o dekapitowaniu swoich uczniów. I jakieś namiastki miłości, której chyba pragnie. Najważniejsze osoby czy relacje w jego życiu? Z przemocowym ojcem, którego bał się i podziwiał. Matką, o którą zawsze był zazdrosny i tylko przez chwilę przyszło mu do głowy, że nie składała się ona jedynie z „matki”, ale też była osobą ludzką. Z żoną, z którą ich głównie seksualny związek (choć nie od razu małżeństwo) rozpadł się po kilku latach, ale będzie rozpamiętywał go w nieskończoność. Z suką, której miłość do niego jest bezwarunkowa. I z Tiną – lateksową sekslalką.
czytaj także
Można też czytać tę powieść jako „Hiszpanię w pigułce”. Starsze pokolenie to obmierzły teść tęskniący za czasami dyktatury i wyznający kult siły ojciec komunista. Potem pokolenie mieszczańskiej stabilizacji, miałkiej polityki i bezpłodnego indywidualizmu. A młodzi to niezbyt rozgarnięci squattersi, żyjący z dorywczych prac.