Czytaj dalej

Cudowny świat Neli

nela2

Nela Mała Reporterka bije rekordy popularności. Obecnie dwunastoletnia dziewczynka od kilku lat umacnia się na pozycji słynnej autorki podróżniczych książek, programów telewizyjnych i audycji radiowych. Na jej spotkania z publicznością przychodzi podobno nawet do 1500 osób. W 2017 roku „Nela na kole podbiegunowym” została lekturą uzupełniającą dla ósmej klasy. Warto więc przyjrzeć się temu kreowanemu przez samą Nelę, jej rodziców, machinę promocyjną, a teraz także publiczną szkołę zjawisku.

Superbohaterka

Na pierwszy, a nawet drugi rzut oka zjawisko Nela budzi sympatię. Nie sposób nie lubić tej szczupłej, blondwłosej, mądrej, rezolutnej, odważnej, sprawnej fizycznie i na dodatek pełnej wdzięku dziewczynki o imponujących aspiracjach (Nela chciałaby zostać „naukowcem” i odkryć nieznany gatunek zwierzęcia lub Atlantydę, względnie zajmować się ratowaniem zwierząt).

Niestety, szczegóły nie budzą już tak jednoznacznej aprobaty. Wątpliwości budzi już to, że znamy ją tylko z imienia, co ma chronić jej prywatność, ale jednocześnie czyni z niej fikcyjną postać, ograniczoną do odgrywanej roli, wpisaną w edukacyjno-zabawowy format. Funkcjonowanie tylko pod imieniem, i to zdrobniałym, jakoś ją odpodmiotawia. Zwłaszcza gdy porównamy ją choćby z takim – jakże szeroko i godnie to brzmi – Szymonem Radzimierskim, chłopięcym odpowiednikiem, który nie dorównuje jej sławą. Kornelia (dajmy na to) Wojciechowska to byłaby jednak inna postać. Rzymskie imię przez skrócenie zostało pozbawione swego godnościowego potencjału.

Neli daleko na szczęście do Nel Rawlison i Sally Allan, bohaterek powieści Sienkiewicza i Szklarskiego, z którymi spotkała się w kanonie lektur szkolnych. Tamte były częścią patriarchalnego schematu męskiej przygody, lustrami powiększającymi przymioty chłopięcych bohaterów – służyły do tego, by je ratować z opresji, a uratowane ochoczo wyrażały zachwyt dla wybawcy. Z oddaniem słuchały opowieści o chłopięcych przewagach i same te opowieści reprodukowały. Niewiele wiedziały o egzotycznym i niebezpiecznym świecie, w którym się znalazły. Nie zdołałyby przetrwać w nim o własnych siłach.

Wróbel: Stach, Nel i zaginiony klejnot

Tymczasem najważniejszą cechą nowej dziewczęcej bohaterki kreowanej przez Nelę jest samodzielność. Sama w dżungli i na Machu Picchu, sama na grenlandzkim lądolodzie. Przekracza granice państw, wynajmuje środki lokomocji i przewodników. Wspina się i nurkuje, tropi piżmowołu grenlandzkiego, dosiada słonia, pływa z rekinami, steruje lodołamaczem. Nigdy nie zobaczymy ani kawałka ręki trzymającej kamerę, ani cienia któregoś z towarzyszących jej dorosłych. Całe zaplecze przedsięwzięcia jest starannie ukrywane poza kadrem.

Przygodom Neli nadaje się pozór spontaniczności. Nela powiada: „Czy marzyłeś kiedyś, żeby popływać w nocy łódką po morzu? […] Ja marzyłam :). I postanowiłam spełnić swoje marzenie, będąc akurat w Wietnamie”. Widzi przy brzegu okrągłe balie, domyśla się, że służą do przepłynięcia na rybacką łódź, podchodzi do budki z napisem EXCURSIONS i zaraz znajduje się na Morzu Południowochińskim. „Może uda mi się przeżyć jakąś superprzygodę na morzu?” – pyta retorycznie i faktycznie przeżywa. Łapie na wędkę ośmiornicę. „Cześć, ośmiorniczko! – zaczęłam do niej mówić. – Nie bój się nas. Nie zrobimy ci nic złego! Ojej… Ale ona jest słodka! – Mówiłam zachwycona”. Kreowana spontaniczność dotyczy wybierania środków transportu, noclegów, kierunku marszu, „napotykanych” atrakcji.

Nela w pewnym sensie jest superbohaterką. Nie dlatego, że nie zdradza emocji – tak entuzjazm, jak i obawy przemawiają przez nią cały czas. Wydaje się jednak nie znać wielu ograniczeń, które wiążą się z dalekimi podróżami. Znaczący jest początek każdego jej programu telewizyjnego: na mapie świata pojawia się zaznaczony na czerwono punkt docelowy (np. Japonia), widać mały samolocik lecący w tym kierunku i słychać dźwięk lotu, po czym Nela oznajmia: „Już doleciałam!”. Wyprawy Neli zdają się przebiegać równie łatwo. Nie bardzo też wiadomo, skąd wie to, co wie, i umie to, co umie. Nela wspomina, że dużo czyta, studiuje mapy, obserwuje zwierzęta, uczy się angielskiego, odbywa kursy (np. nurkowania). Nie wiemy, skąd czerpie informacje praktyczne, choćby na temat niezbędnego w danej części świata ekwipunku. Niektóre umiejętności nabywa na naszych oczach (jak powożenie psim zaprzęgiem), ale zasadniczo widzimy ją już mądrą i gotową do wyprawy. Uzupełnia tylko i weryfikuje wiadomości, doskonali sprawności.

Bez szkoły, ale naukowo

Obywa się bez szkoły, pomija ją, wymazuje. Zdobywanie wiedzy zachodzi spontanicznie i demokratycznie, poza instytucjonalnymi ramami, hierarchiczną strukturą. Przez wpisanie książki Neli do kanonu lektur szkoła chce, jak mniemam, tyleż się uatrakcyjnić, co z siebie zrezygnować. Abdykuje, co znamienne, na rzecz dziewczynki, istoty, która w szkole miała (wciąż często ma) bardzo niski status przedmiotu patriarchalnej tresury. W świecie Neli nie ma relacji uczeń-nauczyciel ani dystansu między uczącym się a instytucjami wiedzy, które mogą go onieśmielić, zawstydzić, ocenić, zmusić do przyjęcia dogmatu. Nela czasem stwierdza dumnie, że tego czy owego, co wie ona i dzięki niej czytelnik, nie wiedzą nawet dorośli (np. że rafy koralowe istnieją również w północnych morzach). Wiedza to sprawiająca satysfakcję zabawa. „Szkołą” wydaje się cały świat, który istnieje, by budzić i zaspokajać poznawcze aspiracje: „Bo świat jest po to, żeby dowiedzieć się o nim jak najwięcej”. To wielki park edukacyjnej rozrywki, pełen najrozmaitszych przyjemności i atrakcji, w którym trwają jednocześnie permanentna nauka i wieczne wakacje.

Wiedza to sprawiająca satysfakcję zabawa. „Szkołą” wydaje się cały świat, który istnieje, by budzić i zaspokajać poznawcze aspiracje

Nela nie jest jednak anarchistką w stylu Pippi Pończoszanki. Ścisłe informacje, nazwy, mapy, zdjęcia, rysunki, schematy niewiele miejsca pozostawiają na indywidualizm, przekorę i wyobraźnię. Ważna jest naukowość, co sprawia, że – zwłaszcza w późniejszych tomach cyklu – dominują monotonne opisy kolejnych gatunków zwierząt, często bardzo podobnych (jak rozmaite gatunki rekinów). Stałą formą opisu są tablice symboli syntetycznie przedstawiające występowanie, zachowania, pożywienie zwierząt i ewentualne zagrożenia z ich strony. Mają one formę uniwersalnego formularza, zamieszczanego niezależnie od specyfiki gatunku, więc z tablicy dotyczącej niedźwiedzia polarnego można się dowiedzieć, że nie posiada on kolca jadowego.

Narracja Neli przynosi też jedynie określony typ wiedzy. Początkowo jej książki i filmy zawierały wiele informacji nie tylko o dalekich miejscach, roślinach i zwierzętach, ale również o spotykanych i poznawanych ludziach (szczególnie o postrzeganych jako egzotyczne afrykańskich plemionach). Późniejsze produkcje są już poświęcone prawie w całości zwierzętom. Graniczna jest właśnie wprowadzona na listę lektur szkolnych Nela na kole podbiegunowym – pierwsza książka „bezludna”. W najnowszej, Neli na wyspie rajskich ptaków, rdzenni mieszkańcy Nowej Gwinei to czające się w dżungli niebezpieczne plemiona, z którymi lepiej nie wchodzić w kontakt. Nela chce tam odkryć nieznany gatunek zwierzęcia, ale tajemnicze ludy jej nie ciekawią.

Weźmy kilka przykładów obrazujących jej pole zainteresowań. Nela docieka, ile waży i jak szybko biegnie słoń, co to jest wulkan i jak działa, ile razy większy od niej jest tygrys, na czym polega echolokacja u nietoperzy, że delfin to nie ryba, jak wygląda gniazdo dzioborożca, do czego służy dziób tukana itp. Kiedy na wybrzeżu Peru ogląda ogromny geoglif w kształcie świecznika, którego pochodzenia i znaczenia nikt dotąd nie poznał, kończy fragment zachętą: „Do tej pory jest to zagadka. Może ty ją kiedyś rozwiążesz?”. Próżno szukać podobnego otwarcia na innego rodzaju problemy, np. sugestii, że czytelnik zlikwiduje kiedyś biedę w Afryce.

Cztery pytania, których „Wysokie Obcasy” nie zadały Dominice Kulczyk

Wiedza w świecie Neli to coś, co obiektywnie istnieje, trzeba tylko to poznać lub odkryć. Stanowi zbiór olbrzymi, ale zamknięty. Jest wyznacznikiem wysokiego statusu, który jednak wydaje się dostępny dla (niemal) wszystkich. W świecie Neli normą są dziecięce wyprawy w najdalsze zakątki Ziemi, wiedza i swada w jej przekazywaniu. Nawiasowe „niemal” z przedostatniego zdania dotyczy części dzieci z krajów, które Nela odwiedza. Na przykład spotkane w Etiopii dzieci „nie chodzą do szkoły. Nie potrafią pisać ani czytać i nie mają w domu ani jednej książki. Pewnie nigdy wcześniej nie widziały książki na oczy”. Dopowiedzmy, że tym bardziej nie mogą przedsięwziąć egzotycznej wyprawy, np. do Polski, i opowiedzieć o niej w etiopskiej telewizji czy napisać książki, która stanie się bestsellerem etiopskiego Empiku. Takie asymetryczne spotkania służą Neli do uświadomienia sobie i czytelnikowi posiadanych przywilejów oraz poprawienia samopoczucia: „Mamy szczęście, że w Polsce jest tyle kolorowych książek, które możemy czytać, oglądać i dzięki nim poznawać świat. Prawda?”.

„Marzenia się spełniają!”

Jeśli chodzi o czytelnika, to Nela występuje w roli jego towarzyszki, najwyżej asystentki. Zadaje pytania, wyznacza zadania („odróżnij lamę od alpaki”), ale zwykle ubiera je w formę prośby o pomoc („nie jestem pewna, która jest która”). Unika roli nauczycielki, choć zdarza się jej belferskie „musisz wiedzieć, że”.

W narracji Neli przeplatają się dwa rodzaje retoryki. Mała reporterka często twierdzi, że dzięki wyobraźni i smartfonowej aplikacji każdy może uczestniczyć w jej podróżach, nie ruszając się z domu: „Ty i ja jesteśmy już prawdziwymi podróżnikami i poszukiwaczami przygód!”. Kod gestów, którymi posługują się płetwonurkowie, czy ilustracja części składowych ekwipunku nurka mają zastąpić kurs nurkowania. Do tego dochodzi nowoczesna technologia, dzięki której czytelnik ma osiągnąć pełne zanurzenie. W pewnym momencie cyklu książkowego Podróże Neli zwykłe filmiki dostępne w aplikacji po zeskanowaniu kodu z książki, stają się filmikami „360 stopni”: „Dzięki nim przeniesiesz się pod wodę razem ze mną i będziesz mógł rozglądać się w różne strony, ruszając telefonem. Dookoła ciebie będą pływać ryby, a ty będziesz mógł je obserwować, jakbyś siedział na dnie morza z butlą tlenową. Gotowy?… No to plum… Płyniemy :)!”

Nela stara się stworzyć złudzenie uczestnictwa, wciągnąć czytelnika przez różnego rodzaju aktywizujące pytania. W indonezyjskiej Świątyni Małp makak liże murek. „Po co, jak myślisz?” „Jedziemy dalej poznawać Andy? Wybierz stronę, w którą teraz wyruszymy! Ja pakuję plecak :)”. „A ty, gdybyś miał możliwość poprowadzić lodołamacz, to gdzie byś popłynął?” „Zawsze marzyłam, by stworzyć ogromne schronisko dla zwierząt i ratować je przed zagrożeniem. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda i będziemy razem prowadzić takie schronisko! Bardzo bym chciała. Czy ty też byś tego chciał?” „Uwielbiam prowadzić różne obserwacje, a ty?” Substytuty podróżniczych doznań Neli są zresztą w zasięgu ręki: „Jeżeli masz w domu kakao, to też możesz sobie zrobić taki napój i poczuć się jak na indiańskiej ceremonii! Do zobaczenia!”.

Z retoryką uczestnictwa przeplata się retoryka pewności co do przyszłych podróży czytelnika. Jeśli dotąd tak się nie stało, to na pewno wkrótce czytelnik dotrze tam, gdzie dotarła Nela. Wystarczy chcieć: „Mam nadzieję, że podobała ci się ta przygoda i kiedyś też pojedziesz na obserwację hipopotamów. Bo marzenia są po to, żeby je spełniać!”.

„Marzenia się spełniają” to refren Nelinej narracji. Miejsca usytuowane poza horyzontem są jednocześnie bardzo daleko i bardzo blisko. Rejs lodołamaczem przez zamarznięte morze odbywa się w finlandzkiej części naszego Bałtyku. Ten rozdział ilustruje m.in. zdjęcie Morza Bałtyckiego zrobione z polskiego brzegu opatrzone informacją, że „gdybyś płynął prosto i trochę w prawo, trafiłbyś do Zatoki Botnickiej”. Ponieważ czytelnik niedługo przeżyje te same przygody co Nela, już teraz otrzymuje praktyczne rady i ostrzeżenia: będąc w dżungli, przed włożeniem sprawdzaj buty, czy nie wszedł do nich skorpion; jeśli nurkujesz w pobliżu longimanusa, odwracaj się twarzą w jego kierunku, lubi atakować z zaskoczenia; jeśli w czasie pobytu na Nowej Gwinei zobaczysz kazuara czy choćby jego jaja, oddal się jak najszybciej, ptak jest bardzo agresywny.

Postturyści, czyli jak podróżować, żeby nie kolonizować

W kolorowej bańce bezpieczeństwa

Świat według Neli jest tak piękny, jak zdjęcia w jej filmach i książkach. Cudowny, magiczny, niesamowity, pełen przygód, przyjazny. W języku Neli najczęściej powtarzają się słowa „niesamowity”, „uaaaał” i „słodki”. Wśród wciąż nowych przyjemnych wrażeń stały składnik stanowi pewna doza ryzyka (wiszący most, parzydełka meduzy), dodawana dla utrzymania uwagi odbiorcy. Konieczny jest tu stały balans. Żeby reportaż był atrakcyjny, musi rozegrać się poza turystycznym szlakiem. Nela musi poznać i pokazać „prawdziwy” świat: „Najważniejsze jest to, by spróbować prawdziwych tajskich potraw. Nie takich przygotowywanych dla turystów. Chcę poznać prawdziwe smaki tutejszych dań”; „Wysiadłam z samochodu i postanowiłam iść dalej na piechotę. Lubię zwiedzać Afrykę, idąc po niej, a nie przejeżdżając przez nią :)”.

Jednak dotknięcie „prawdziwego” świata może się okazać niebezpieczne, trzeba czytelnika poprawnościowo przestrzec, np. przed głaskaniem dzikich zwierząt. Zagrożeń pomaga również uniknąć wiedza. Odbiorca, jak Nela, ma być odważny, nie powinien bać się świata. I faktycznie, podróżując z Nelą, czujemy się bezpiecznie.

Świat według Neli jest tak piękny, jak zdjęcia w jej filmach i książkach. Cudowny, magiczny, niesamowity, pełen przygód, przyjazny. W języku Neli najczęściej powtarzają się słowa „niesamowity”, „uaaaał” i „słodki”.

Wszędzie czekają na nas przyjaźni i usłużni ludzie. Podają, demonstrują, tłumaczą, asystują, pomagają, karmią, uczą prostych czynności, prowadzą. Stanowią atrakcyjne, kontrastowe tło dla Neli, bardzo białej blondynki. Prawie wszyscy mówią po angielsku albo można się z nimi świetnie porozumieć na migi („Jeśli chcesz, to wszędzie się dogadasz, nie używając słów!”). Zredukowani zostali do jednej funkcji – obsłużyć lub zabawić Nelę swoją kulturową odmiennością.

Do tej ostatniej kategorii zaliczają się wspomniane (prezentowane przez małą reporterkę jako szalenie egzotyczne) afrykańskie plemiona. Spotkanie z ich przedstawicielami bywa okazją do refleksji nad kulturową różnorodnością, sprowadzoną do odmiennych gustów i stylu życia: „W różnych częściach świata ludziom podoba się coś innego. To, co dla nas jest ładne, dla innych może być dziwne albo nawet brzydkie. A wszystko zależy od kultury, wierzeń i tradycji”. Owo „wszystko” osobliwie często okazuje się kobiecym ciałem, jego zdobieniem i kształtowaniem. Kobiety Masajów są piękne, gdy nie mają włosów, kobiety Mursi, gdy noszą w rozciągniętej dolnej wardze duży gliniany krążek.

Tak już jest, że ktoś śpi w „świeżej, wyprasowanej pościeli”, a ktoś inny na łóżku z błota i odchodów. Próżno szukać w reportażach Neli nieinstrumentalnego kontaktu między tymi dwiema grupami. Na pewno nie dochodzi do przyjęcia punktu widzenia egzotycznych innych. Przez odwrócenie zdjęcia poznamy perspektywę wiszącego na gałęzi do góry nogami leniwca, ale nie spojrzymy oczami chłopca przygrywającego turystom na „skrzypcach” z plastikowej butelki.

„My”, nasza „normalność”, jesteśmy oczywiści, stanowimy jedność, nie trzeba nas opisywać. Trudno więc na podstawie narracji Neli coś o „nas” powiedzieć. Z kontekstu wynika, że jesteśmy ludźmi mieszkającymi w Polsce i/lub ludźmi cywilizacji zachodniej i przez to uprzywilejowanymi. Ogólność tych kategorii raz tylko zostaje uszczegółowiona, i to od razu zgodnie z przemawiającym przez Nelę stereotypem Polaka-katolika: „ludzie w Boliwii […] są katolikami, tak jak my w Polsce”. Różnorodność „kultur i zwyczajów” oraz możliwość ich poznawania są dla Neli wielką wartością. Za wyjaśnienie starczają „tradycja”, „wierzenia”, „zasady”, zgodnie z którymi żyją „dzikie plemiona”.

Przez odwrócenie zdjęcia poznamy perspektywę wiszącego na gałęzi do góry nogami leniwca, ale nie spojrzymy oczami chłopca przygrywającego turystom na „skrzypcach” z plastikowej butelki.

Egzotyka, uderzająca głównie brakiem podstawowych udogodnień i urządzeń, oswajana jest przez porównanie do „naszej” przeszłości, życia „moich czy twoich przodków”: „Musisz wiedzieć, że dawno, dawno temu nie było takich domów, w jakich my dzisiaj mieszkamy. Nie było samochodów, telefonów, komputerów, światła czy ciepłej wody w kranie. Ba… nie było nawet kranów 🙂 Kiedy dziś się rozejrzymy, wszystko wygląda inaczej, a to, co nas otacza, nazywa się cywilizacją. Zdradzę ci sekret. W niektórych miejscach na Ziemi istnieją jeszcze ludzie, którzy żyją tak jak nasi pradawni przodkowie. Z dala od cywilizacji albo po prostu jej nie akceptują”.

Obok egzotycznych plemion liczna jest też grupa przewodników, okazjonalnych i zapewne wynajętych, ale wynagrodzenie za usługi świadczone małej dziewczynce to tabu, nie zobaczymy w kadrze pieniędzy ani sceny najmowania. Są tam, czekają na przybycie Neli, żywe rekwizyty, których może użyć. Superbohaterka nie zdaje sobie sprawy z globalnych relacji władzy. Wszyscy są mili, pomocni, pokazują niesamowite rzeczy. Tymczasem wrażenie spontaniczności, braku luksusu, ryzyka jest mylne. Wszystko zostało ustawione, w skali indywidualnej i globalnej. Barwny scenariusz powstał dawno temu i realizuje się z żelazną konsekwencją, tak by w kadrze nawet nie zamajaczyła żadna drastyczność.

Afryce karakuły, biznesowi złoto

czytaj także

Afryce karakuły, biznesowi złoto

Aleksandra Antonowicz-Cyglicka

Na granicy bańki

Najdziwniejszym przypadkiem tej „cenzury” jest wspinaczka na indonezyjski wulkan Ijen, gdzie prymitywnym sposobem wydobywa się siarkę. Temu nadludzkiemu wysiłkowi poświęcony był jeden z epizodów pamiętnego filmu Śmierć człowieka pracy Michaela Glawoggera z 2005 roku.

Śmierć człowieka pracy

W 10 niesamowitych przygodach Neli robotnik wspinający się na górę, wydobywający kilofem i łopatą siarkę, a potem znoszący w koszu 70 kilogramów urobku, w znoju zarabiający mizerne pieniądze, staje się jeszcze jednym przewodnikiem czekającym na drodze Neli, by jej pomóc. Z uśmiechem bierze ją za rękę i prowadzi na szczyt. Dowiadujemy się, że wydobycie siarki to bardzo ciężka praca, że trudno zrozumieć, jak górnicy wytrzymują drażniące wyziewy, i że za kosz z siarką dostają „tylko równowartość kilkunastu złotych. To bardzo mało”.

Zdjęcie przedstawia Nelę i kosze z wielkimi blokami siarki, bez robotnika. Inne ujęcie ukazuje miejsce, gdzie śpią robotnicy – nędzarskie barłogi w blaszanych kontenerach, znów bezludne. Ochrona wizerunku? Podmiotowe traktowanie? Nie sądzę. Inni mieszkańcy dalekich krajów są fotografowani w towarzystwie Neli dość często i dość instrumentalnie. Warunkiem jest, zdaje się, barwny strój i ozdoby, malunki na ciele, w ogóle malownicza, ale pogodna egzotyka. Tutaj mielibyśmy ciała wycieńczone ciężką pracą i nędzą, przedwcześnie postarzałe. Niczym nieprzyozdobione, krzyczące o krzywdzie. Nela je widziała i nie zepsuło jej to zachwytu cudami przyrody. Dla niej grudki siarki to pamiątka z wyprawy. Ale nie ma serca z kamienia – na odchodnym podarowała „przewodnikowi” swoją maseczkę ochronną.

Od Neli nie dowiemy się, jaki lokalny i globalny układ sił wytwarza tę pracę ani jak moglibyśmy wywrzeć na niego wpływ. Że za dużo wymagam od dziecka? A czym się różni taka wiedza od znajomości mechanizmów efektu cieplarnianego? Ten ostatni Nela nazywa, pokazuje i zaleca prewencję: „Możesz to robić i ty, na przykład wyłączając niepotrzebne światło w mieszkaniu, wyjmując ładowarki z kontaktu, zakręcając kaloryfery, gdy wychodzisz z domu, rzadziej jeżdżąc samochodem czy segregując śmieci”. Malediwy, które w ciągu kilkunastu lat najprawdopodobniej znikną pod wodą, można spróbować uratować, a dla górników z Ijen nic nie da się zrobić? Różnica polega na tym, że wiedza ekologiczna została spopularyzowana, a wiedza o gospodarczym globalnym centrum i peryferiach nie.

Prognoza pogody na lato: wszyscy zginiemy

czytaj także

Zresztą momentami znajdujemy się naprawdę blisko takiej narracji. Na przykład na Zanzibarze Nela widzi zbieranie wodorostów, które są skupowane, bo służą do wyrobu składników żelujących, np. w dżemach, czy pasty do zębów. Jednocześnie obserwuje biedę tutejszych dzieci, dla których podarowana przez Nelę „zwykła gumka do włosów to wielki skarb”. Zależność między zanzibarskimi zbieraczami wodorostów a naszą codziennością kwituje jednak tylko żartem: „Teraz, jak będziesz myć zęby, możesz mówić, że myjesz je też wodorostami ;)”. W tej konwencji niemożliwe jest oczywiście zdanie: „Teraz, jak będziesz myć zęby, możesz mówić, że myjesz je dzięki taniej pracy biedaków ;)”.

Malediwy, które w ciągu kilkunastu lat najprawdopodobniej znikną pod wodą, można spróbować uratować, a dla górników z Ijen nic nie da się zrobić?

Jednak najwyraźniej nie wszystko daje się ukryć za kolorowym obrazkiem. Brutalność świata spoza bańki bezpieczeństwa przebija się jako odpryski informacji, echa, sugestie. Nela kilkakrotnie odnotowuje spotkania z dziećmi, które pracują, zamiast się uczyć. Chodzą w ubraniach ze starych worków, a gdy zachorują, nie mają szans na wizytę u lekarza. Dowiaduje się, że w Etiopii dużo małych dzieci umiera, a jedyną próbą przeciwdziałania jest magia. Widzi słonie ofiary wojny w Birmie, okaleczone przez wybuch miny. Birma w ogóle przewija się jako miejsce, gdzie toczyła się (i toczy?) wojna, z którego kilkadziesiąt lat temu uciekli do Tajlandii Karenowie. Niełatwo się tam dostać, bo przejścia graniczne są zamknięte. Jeśli turyści tam docierają, to samolotem. Ma to swoje dobre strony – gdy pokona się (bliżej nieokreślone) przeszkody w dostaniu się do tego państwa, można zwiedzić miejsca dotąd nie zwiedzane przez turystów. Do końca nie poznamy przyczyny częściowego zamknięcia Mjanmy. Po prostu „czasami trudno dostać się do niektórych krajów. Ale warto się trochę potrudzić!”.

Przez politykę pojawia się głód i tylko polityką można go pokonać

czytaj także

Nie wydaje się, by trud czy jakikolwiek opór rzeczywistości był udziałem Neli. Jej filmy trwają kwadrans, książki składają się z krótkich „przygód”. Dłuższe podróże cięte są na epizody i rozkładane na różne tomy. Czas, miejsce, sytuacja nie stwarzają Neli (i czytelnikowi) kłopotów. Nigdy w nich nie grzęźnie. Pozostaje też nietykalna, choć kilka razy jej fizyczność wydaje się zagrożona. Bywa natarczywie obserwowana, badana wzrokiem i palcami przez członków plemion, których sama z zaciekawieniem ogląda. Zwłaszcza jej proste, długie, jasne włosy budzą sensację, chęć dotknięcia ich, czasem obcięcia na lokalnie obowiązujący wzór.

Wśród ludzi wesołych, przyjaznych, komunikatywnych, przejrzystych trafiają się czasem chodzące enigmy, które wzbudzają niepokój Neli. Taką postacią jest zobaczona w dolinie Omo półnaga kobieta Mursi, której ciało i twarz pokrywa biały deseń, głowę zdobią rogi bawołu, a dolna warga rozciągnięta jest od noszenia krążka. Za chwilę pojawia się więcej takich postaci, które stoją, patrzą, milczą i nie poddają się żadnej interpretacji, a przy tym niejako ukrywają się za malunkami na skórze i obfitą biżuterią z rogów i pazurów zwierząt. Jedna z kobiet podaje Neli krążek, co małą reporterkę przejmuje lękiem: „A tobie starczyłoby odwagi? A może wzięcie krążka do ręki oznacza zgodę na noszenie go w wardze?”. Obawa jest oczywiście reakcją na ryzyko przejścia atrakcji turystycznej w cechę własnego ciała. Na szczęście niepokojąca enigma okazuje się wstępem do sytuacji aż nazbyt dobrze znanej – kobieta chce Neli krążek sprzedać, nie włożyć w usta. Nela i czytelnik oddychają z ulgą. Zaczyna się targowanie.

Tylko raz dochodzi do poważniejszego naruszenia nietykalności cielesnej Neli. Na Zanzibarze dziewczynka rozdaje miejscowym dzieciom swój zwykły ekwipunek: plecak, ubrania, przybory szkolne, jabłka, bo wie, że dla nich są nieosiągalne. Obdarowywani, zamiast radośnie przyjmować prezenty i dać się ładnie sfotografować, wykazują agresję czy po prostu gwałtowną chęć posiadania: „i wtedy wszystko wymknęło się spod kontroli. Dzieci tak się rzuciły, że wpadły na mnie i zaczęły popychać. Przestraszyłam się trochę, bo nie wiedziałam, jak mam zareagować… Wyrywały wszystko, nawet nie patrzyły, co biorą, byle coś zdobyć. Tak to jest, kiedy się żyje w kraju, gdzie trudno coś kupić. Wtedy wszystko – gumka do włosów, kredki czy skarpetki – jest wielkim skarbem…”.

Wyrosnąć z formatu

Nie wierzę, żeby ta scena gwałtowności obdarowywanych biedaków – niezważających na osobę małej dobrej pani, popychających ją w rywalizacji o dystrybuowane przez nią przedmioty pożądania – nie dała jej do myślenia i nie wracała do niej w przykrych flashbackach. Czy podobnych epizodów w podróżach Neli było więcej, tylko wycięła je pogodna cenzura? Nela, bohaterka książek i filmów oraz ta prawdziwa, ma 12 lat i zobaczyła kawał świata. Pisałam oczywiście o tej pierwszej, tej drugiej nie znamy (chociaż to stwierdzenie jest zbyt retoryczne – nie wydaje mi się, żeby te dwie Nele dało się rozdzielić).

Można chyba jednak założyć, że „prawdziwa” Nela ma niewykorzystany potencjał. Jest osobą większą, intensywniejszą, bardziej złożoną niż jej medialna wersja, ma cechy, uczucia, przemyślenia, które nie mieszczą się w formacie. Czy kiedyś go rozsadzą? Są wszelkie dane po temu. I jednocześnie słabe nadzieje.

Na czym polega #DefektDomina i dlaczego można zadawać pytania filantropce

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Eliza Szybowicz
Eliza Szybowicz
Krytyczka literacka
Polonistka, współautorka (z Przemysławem Czaplińskim, Maciejem Lecińskim i Błażejem Warkockim) Kalendarium życia literackiego 1976-2000. Publikuje teksty o książkach i filmach na łamach internetowych i papierowych, m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Dwutygodniku” i „Czasie Kultury”. Prowadzi blog poświęcony peerelowskiej powieści dla dziewcząt: nietylkomusierowicz.wordpress.com. Interesuje się współczesnymi przedstawieniami i zastosowaniami PRL-u.
Zamknij