Kultura, Weekend

Czas na nowe otwarcie w instytucjach kultury

Nie jest problemem ustalenie społecznych funkcji sztuki, natomiast osadzenie w tym kontekście instytucji wymaga chwili namysłu.

Partie polityczne piszą programy wyborcze, a my piszemy niezbędnik gospodarczy na czas po wyborach. W tym cyklu przyglądamy się politykom publicznym, rozwiązaniom, dzięki którym państwo jest sprawiedliwe, nowoczesne, cywilizowane. Skupiamy się na politykach publicznych, na rozwiązaniach ekonomicznych. Wyjaśniamy, jakie podatki, regulacje rynku pracy, ochrony zdrowia czy finansowania kultury są nam potrzebne dziś.

**

Patrząc na krajobraz instytucji sztuki pod koniec drugiej kadencji rządów PiS, widzimy przede wszystkim problemy z naciskami politycznymi oraz bardziej niż wątpliwymi nominacjami dyrektorskimi. Perspektywa niekończącej się wojny politycznej przysłania niestety szereg nierozwiązanych od początku III RP problemów w zakresie ładu instytucjonalnego w kulturze.

Od początku lat 90. mamy trzy praktycznie nieusuwalne problemy – arbitralne nominacje dyrektorskie – w lepszych czasach bardziej uznaniowo-towarzyskie, w gorszych stricte polityczne – trwałe niedofinansowanie oraz sztywne i hierarchiczne struktury zarządzania.

Hunwejbin „dobrej zmiany” w CSW? Kim jest Piotr Bernatowicz

Rozkłada się to oczywiście bardzo różnie w zależności od konkretnej dyscypliny – do lepiej finansowanych instytucji należą opery czy filharmonie, gorzej jest z teatrami, a najniżej tradycyjnie znajdujemy instytucje zajmujące się sztukami wizualnymi.

Finanse

Do najlepiej radzących sobie finansowo instytucji należą te, których organizatorem jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – w ostatnim okresie ich liczba systematycznie wzrasta. Obecnie jest to interpretowane jako realizacja planu zwiększania politycznego nadzoru nad nimi, ale w dłuższej perspektywie może oznaczać paradoksalnie większą swobodę wynikającą z dostępu do porządnego centralnego finansowania.

Instytucje muzyczne postrzegane są przez polityków jako mniej problemowe, czyli unikające wypowiedzi krytycznych czy politycznych, są jednocześnie bardzo wymagające finansowo, a środowiska z nimi związane bywają naturalnie bardziej konserwatywne, więc stawia je to na uprzywilejowanej pozycji.

Gorzej jest z teatrami, gdzie jednak pracuje się ze słowem i nierzadko mają w nich miejsce realizacje krytyczne, więc tu decydenci zazwyczaj są czujni i zachowują daleko posuniętą ostrożność w dysponowaniu środkami.

Pieniądze ministerialne obok presji politycznej, wypowiedzianej wprost czy tylko wyczuwanej sprawnym dyrektorskim nosem dają jednak istotną stabilność w pracy i możliwość planowania programu bez większych znaków zapytania.

Inaczej rzecz wygląda w samorządach, które systematycznie mają coraz mniejsze dochody własne, wcześniej zadłużały się w celu sfinansowania wkładów własnych do środków unijnych i prowadzone przez nie instytucje kultury są raczej nisko na liście priorytetów budżetowych. Tu każdego roku odbywa się walka o utrzymanie poziomu finansowania, która toczona w wyjątkowo komplikujących planowanie warunkach inflacyjnych rzadko kończy się sukcesem.

Samorządowe instytucje kultury według badań Najwyższej Izby Kontroli przeznaczają na wydatki stricte programowe ok. 5 proc. swoich budżetów. Całą resztę pochłaniają koszty stałe (fundusz płac, media, remonty itp.). Środki niezbędne do prowadzenia działalności statutowej starają się pozyskać w konkursach grantowych. Ta ostatnia droga w minionych latach stała się wyboista.

W najlepszych latach funkcjonowania systemu grantowego uznawano, że możliwe jest pozyskanie nawet 27 proc. budżetu ze środków zewnętrznych – co faktycznie było osiągalne w przypadku małych instytucji, choć ciężkie do powtórzenia w kolejnych latach. Był to czas, kiedy środki z grantów z funduszy norweskich czy Instytutu Adama Mickiewicza były dostępne, a w kolejce do konkursów dotacyjnych nie ustawiali się tak ochoczo gracze spoza branży. Obecnie wśród beneficjentów konkursów zarządzanych przez MKiDN można znaleźć m.in. organizacje widma o politycznych afiliacjach, NGO-sy powiązane ze strukturami kościelnymi.

Kurz: „Dobra zmiana” dowartościowała kulturę – ale tylko jako „kulturę narodową”

Tradycyjnie uznaje się, że istotnym źródłem dochodu mogą być przychody własne – co jest oczywiście prawdą. Jednak w najbardziej optymistycznych sytuacjach (teatry, filharmonie) ze sprzedaży biletów, wynajmu przestrzeni czy wyjazdów na festiwale można dołożyć do budżetu maksymalnie 20 proc. Są też instytucje takie jak galerie, gdzie przychody własne są śladowe, bo trudno wymyślić sposób zarabiania przez nie bez rezygnacji z działalności programowej.

O ostatnim elemencie miksu finansowego, czyli sponsorach, w polskich warunkach trudno pisać bez rozczarowującego przygnębienia. Owszem, duże muzea narodowe czy opery, filharmonie podległe MKiDN mogą liczyć na wsparcie ze strony spółek skarbu państwa, ale wciąż nie jest to stricte przepływ ze strony sektora komercyjnego. Poza tym nie jest tajemnicą, że sponsoring ma charakter transakcyjny – nie ma tu grama wspaniałomyślności – i opiera się za zakupie usług wizerunkowych.

Niektóre instytucje, by zwiększyć zainteresowanie sektora komercyjnego, będą tak modulowały działania programowe, żeby jak najlepiej wpisać się w strategie PR potencjalnych zainteresowanych. Skutkuje to tym, że pozyskanie relatywnie niewielkich kwot może zaważyć na pracy całej instytucji i spowodować wyraźną zmianę charakteru jej produkcji.

Od początku lat 90., kiedy rozpoczął się proces decentralizacji zarządzania instytucjami kultury, nie udało się stworzyć efektywnego systemu ich wsparcia. Aktualnie jest jasne, że nawet w okresie dobrej koniunktury samorządy nie będą w stanie sfinansować wszystkich potrzeb podległych im instytucji kulturalnych. Jedynym wyjściem jest zapewnienie stałego rządowego wsparcia dla działań programowych.

Obsada stanowisk

Jeszcze w latach 90. dyrektorzy instytucji byli po prostu mianowani. Wszystko rozstrzygała arbitralna decyzja polityczna i ten stan rzeczy trwał do roku 2005, kiedy nowelizacja ustawy o instytucjach kultury wprowadziła procedury konkursowe. Miały one charakter mocno fakultatywny i szczególnie samorządy sięgały po to rozwiązanie w bardzo ostrożny sposób.

W 2012 roku zaostrzono te regulacje i zostały stworzone listy instytucji, w których przeprowadzenie konkursu jest obligatoryjne. Pozostawiono jednak boczne drzwi w postaci zgody ministra na odstąpienie od procedury konkursowej, więc faktycznie aż tak dużo się nie zmieniło.

Niezależnie od afiliacji politycznych, szczególnie prezydenci dużych miast znajdują zaskakująco dużo zrozumienia w MKiDN, gdzie ich wnioski o odstąpienie od procedury konkursowej są seryjnie akceptowane. Włodarze samorządów nie są też związani wynikiem konkursu i po jego przeprowadzeniu mogą mianować na stanowisko dyrektora teatru czy galerii dowolną osobę. Jedyną sankcją jest nacisk opinii publicznej.

Przeprowadzenie samej procedury konkursu w sumie też nie stanowi większego wyzwania, gdyż skład komisji w większości zależy od organizatora i najczęściej wynik procedury można przewidzieć już po ogłoszeniu składu komisji. Jest to możliwe, gdyż w skład komisji wchodzą przedstawiciele dwu nigdzie niezdefiniowanych organizacji twórczych, co daje możliwość wskazywania fantomowych lub spolegliwych wobec władzy organizacji.

Dopełnieniem tych praktyk jest przedziwne traktowanie dokumentów programowych przygotowywanych przez kandydatów. Są one najpilniej strzeżonymi opracowaniami, do których dostęp mają jedynie członkowie komisji. Podstawą ich utajnienia jest rzekoma troska o ochronę praw autorskich, w praktyce jest to motywowane często żenującą jakością aplikacji. Po ostatniej nowelizacji ustawy w 2019 roku nałożony został obowiązek publikowania koncepcji programowej zwycięzcy konkursu, co jest niewielkim, ale jednak krokiem w dobrą stronę.

Kuriozalną praktyką jest utajnienie prac komisji – często jedynym śladem ich działania jest kilkuzdaniowy protokół ze wskazaniem zwycięzcy. W praktyce nie ma żadnej możliwości kontroli przebiegu ich prac przez stronę społeczną.

Inteligencko-komunistyczny spisek czy robotniczy strajk? Sukces czy klęska? [o musicalu „1989”]

W 2012 roku wprowadzono niezwykle kontrowersyjną możliwość rozpisania przetargu na prowadzenie instytucji kultury. Najgłośniejszy przypadek zastosowania tej opcji miał miejsce w szczecińskiej Trafostacji Sztuki, co przyniosło efekt w postaci dość skutecznego bojkotu prac tej instytucji przez środowisko artystyczne.

W rzeczywistości kolejne regulacje nie mają charakteru całkowicie wiążącego i istnieje szereg sposobów na efektywne ich ominięcie. Samorządowcy mają całkowicie wolne ręce we wskazywaniu kierujących podległymi im instytucjami. Nie ponoszą też z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Dzięki temu mamy do czynienia sytuacjami takimi jak w krakowskim MOCAK-u, gdzie nigdy nie odbył się żaden konkurs, czy toruńskim CSW Znaki Czasu, w którym od ponad dekady nie istniała najmniejsza szansa na merytoryczne kierownictwo – wszystkie decyzje były podejmowane jednoosobowo w gabinetach prezydentów Krakowa i Torunia. Szczególnie kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w Słupsku, gdzie za zgodą MKiDN i na wniosek marszałka z PO przedłużono w 2020 roku o kolejne cztery lata rządy osoby, o której mobbingowych praktykach rozpisywały się ogólnopolskie media.

Teatr czy folwark?

Najbardziej bulwersująca sytuacja miała miejsce we Wrocławiu, gdzie władze województwa składające się z Bezpartyjnych Samorządowców (ex PO) oraz PSL całkowicie zniszczyły Teatr Polski. Z jednego z najważniejszych teatrów w kraju spadł do ligi powiatowej, dzięki forsowanej w zgodzie z obecnymi przepisami kandydaturze Cezarego Morawskiego.

Jest obecnie całkowicie jasne, że mocno nieszczelne regulacje nie dają żadnej gwarancji na merytoryczne kierownictwo i co za tym idzie, realizowanie misji większości instytucji artystycznych. Są one traktowane najczęściej jak kolejne samorządowe synekury do uznaniowego obsadzenia. Oczywiście w przypadku dobrej reakcji na presję środowisk artystycznych i mediów istnieje szansa na wskazanie kompetentnych osób, ale konieczny jest do tego nieczęsto spotykany splot sprzyjających okoliczności.

„Dobra zmiana” i samorządowcy z PO wspólnie niszczą progresywny teatr [rozmowa z Weroniką Szczawińską]

Jest to obszar wymagający naprawdę pilnej regulacji, gdyż obecny stan sprzyja dużemu marnotrawstwu publicznych pieniędzy – utrzymywanie instytucji niebędących w stanie realizować misji programowej kosztuje polskie samorządy co roku naprawdę duże kwoty.

Hierarchiczne zarządzanie

To coraz lepiej zdiagnozowany problem instytucji artystycznych. Nie jest tajemnicą, że powołaniowy charakter pracy, bardzo niskie wynagrodzenia oraz duży poziom napięcia towarzyszący wielu projektom są mieszanką, w której zachowania mobbingowe wystąpią szybciej niż później. Przyzwolenie na wieloletnie przekraczanie granic nie jest niczym nadzwyczajnym w filharmoniach, operach, teatrach czy galeriach.

Elementem spinającym tę patologiczną kulturę pracy jest kult wielkich zarządzających, charyzmatycznych postaci, których przemocowe zachowania niszczą relacje i życie wielu podwładnym. Jeśli przypomnimy sobie, że wiele z nominacji odbywa się na zasadach towarzysko-politycznych, to trudno, żeby sytuacja była inna. Całości dopełniają drastyczne różnice w zarobkach – celebryckie dla wybranych postaci (np. w instytucjach muzycznych) i często dla samych zarządzających oraz permanentnie najniższe dla zdecydowanej większości. Zmiana tego stanu rzeczy nie nastąpi prędko, ale jest absolutnie konieczna.

Wichowska: Gardzienice nie są wcale wyjątkowe, jeśli chodzi o nadużycia

Na koniec warto sobie zadać pytanie, jaką rzeczywistą funkcję pełnią instytucje artystyczne w systemie sektora publicznego? Nie jest problemem ustalenie społecznych funkcji sztuki, natomiast osadzenie w tym kontekście instytucji wymaga chwili namysłu. Mimo konstytucyjnie gwarantowanego przez art. 5 dostępu do dóbr kultury wciąż mamy problem z jasnym uchwyceniem roli samych instytucji. Z jednej strony faktycznie w jakimś stopniu zapewniają kontakt ze sztuką mniej lub bardziej szerokiemu gronu publiczności, z drugiej strony wydajnie napędzają procesy stratyfikacji społecznej.

W perspektywie kolejnych lat jest szansa na istotną reformę systemu instytucji artystycznych i porzucenie na jakiś czas retoryki walki wiadomo z kim. Fajnie byłoby nie zmarnować tej okazji.

**
fundacja-rozy-luksemburgMateriał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Mikołaj Iwański
Mikołaj Iwański
Ekonomista
Mikołaj Iwański – doktor nauk ekonomicznych, absolwent filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Prorektor ds artystyczno-naukowych Akademii Sztuki w Szczecinie.
Zamknij