We wspólnotach mieszkaniowych zużycie energii pierwotnej w budynku po modernizacji spada średnio o niecałe 40 proc., w budynkach z lokalami komunalnymi – średnio przeszło o połowę, w TBS-ach o jedną trzecią, a w prywatnych domach o ponad jedną czwartą. Dlaczego prawica ma problem z energetyczną wydajnością budynków?
Obserwując polską debatę publiczną, można dojść do wniosku, że prawica z definicji sprzeciwia się wszelkim zmianom, które prowadzą do poprawy warunków życia, jakby jedną z jej naczelnych wartości stało się udręczenie człowieka. Należy utrzymywać mizerne warunki życia w Polsce, by ludzie z nudów nie zlewaczeli. W dobrobycie człowiekowi przychodzą przecież do głowy różne dziwne pomysły. Jeden bogacz postanowił nawet podbić kosmos, chociaż jemu akurat jest z prawicą po drodze, więc może to nie do końca trafiony przykład.
Zmiany w przepisach ruchu drogowego, które tylko w zeszłym roku uratowały od śmierci kilkaset osób, są niepraktyczne, bo trzeba zwalniać przed przejściami dla pieszych. Stawianie na transport zbiorowy w miastach – co powinno je odkorkować, oczyścić powietrze i obniżyć koszty życia dla większości mieszkańców – także nie jest fajne, gdyż ogranicza wolność osób samochodowych („samochodziarz” to podobno stygmatyzacja) i zwiększa ryzyko spóźnienia się do teatru lub opery.
Obowiązkowa wymiana starych instalacji grzewczych, dzięki czemu polski smog stanie się mniej dojmujący, to z kolei zamach na tradycyjny styl życia, opierający się na paleniu czym popadnie.
Nowym źródłem niepokoju prawicowców stała się termomodernizacja. A dokładnie rzecz biorąc, nadchodzące zmiany w dyrektywie EPBD, które przegłosował już Parlament Europejski, czekające na akceptację ze strony Rady UE, czyli odpowiednich ministrów krajów członkowskich.
Nowelizacja nałoży obowiązek podziału budynków na klasy energetyczne oraz stopniową modernizację tych najbardziej energożernych. Wydawałoby się, że to niespecjalnie kontrowersyjne zmiany – chodzi przecież o niższe marnotrawstwo i mniejsze rachunki za energię. Wszyscy lokatorzy domów i bloków, które zostaną zmodernizowane, bez wątpienia na tym skorzystają. Nie tylko spadną ich koszty utrzymania mieszkania, ale też wzrośnie komfort przebywania w nim. Gdzie problem?
Strefy czystego transportu – nowy obiekt nienawiści samochodziarzy
czytaj także
Kiedy Włosi ocieplą wreszcie Koloseum
Polski rząd jak na razie nie położył się Rejtanem i nie zamierza blokować tych zmian, co wzbudziło głęboką dezaprobatę wśród prawicowych liderów opinii.
W niedzielnym Saloniku politycznym Rafała Ziemkiewicza wzięto ten temat na tapet. Prowadzący tradycyjnie przypomniał, że jest za wyjściem Polski z UE. Według Karola Gaca z „Do Rzeczy”, który słynie z tego, że w Saloniku krytykuje rząd z prawej strony, a w TVP Info wyłącznie go chwali, skutki wdrożenia nowelizacji dyrektywy EPBD „byłyby oczywiście katastrofalne”, gdyż musielibyśmy zmodernizować „te wszystkie mieszkania komunalne”. Faktycznie, straszne.
czytaj także
Łukasz Warzecha stwierdził między innymi, że osobiście nie jest przeciw termomodernizacji, ale tylko dobrowolnej. Zwrócił również uwagę, że w Polsce rzekomo zupełnie się o tym nie rozmawia, a tymczasem we Włoszech jest z tego powodu raban i rząd Meloni będzie to blokować.
Prawicowi komentatorzy co jakiś czas trafiają na jakiś nieznany im temat, a następnie alarmują, że w Polsce zupełnie się o tym nie rozmawia. Oczywiście niemal w każdym przypadku właśnie się rozmawia, tylko że nie w tych mediach, które śledzą na co dzień konserwatywni liderzy opinii. Także temat termomodernizacji jest omawiany, wystarczy tylko rozejrzeć się poza swoją bańkę.
Włosi faktycznie zgłaszali obiekcje, gdyż mają ogromną liczbę starych, zabytkowych budynków. Mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego mają to ogromne szczęście, że większość najgorszych wojen Europy nie przewaliła się przez ich terytorium, tak jak choćby przez Polskę. Niektóre włoskie zabytki mogłyby niezbyt dobrze znieść termomodernizację – chyba każdy się zgodzi, że ocieplone i otynkowane Koloseum nie wyglądałoby już tak atrakcyjnie i mogłoby przyciągać mniej ludzi.
W PE przegłosowano jednak kompromisową wersję projektu dyrektywy, według którego poszczególne budynki będą mogły otrzymać wyjątek, jeśli ich modernizacja będzie trudna technicznie lub bardzo droga. Zabytki zostaną w ogóle wyłączone, a państwa będą mogły rozszerzyć listę wyjątków o poszczególne budynki mające szczególną wartość historyczną lub architektoniczną.
Liczba naszych zabytków nie jest specjalnie okazała, zresztą wiele z nich musiało być odbudowanych. Sytuacja Polski jest więc zupełnie odmienna od Włoch. Mamy mnóstwo wybudowanych w PRL budynków, które nigdy nie były szczególnie piękne, a nawet jeśli ten późny modernizm dla niektórych ma swój urok, to termomodernizacja im i tak nie powinna zaszkodzić. Polskie domy, kamienice i bloki bez wątpienia skorzystają na takiej renowacji nie tylko pod względem energetycznym, ale też estetycznym, o ile nie nada się im przy okazji nieznośnie pastelowych kolorów.
Cywilizacyjny regres po polsku. Cofamy się w rozwoju na własne życzenie
czytaj także
W skali od A do G Polska to G
Bez wątpienia przed Polską ogrom pracy do wykonania. Według raportu Instytutu Reform z lutego tego roku 15 proc. polskich budynków mieszkalnych (czyli około miliona) to tak zwane wampiry energetyczne, odpowiadające za jedną trzecią energii zużywanej we wszystkich domach w Polsce. 30 proc. najbardziej energożernych budynków pochłania połowę konsumowanej energii. Ich termomodernizacja przysłuży się nie tylko całemu państwu, ale też samym mieszkańcom – przecież dzięki temu ich comiesięczne rachunki wyraźnie spadną.
Przeprowadzenie termomodernizacji przynosi realne korzyści. We wspólnotach mieszkaniowych zużycie energii pierwotnej (EP) w budynku po modernizacji spada średnio o niecałe 40 proc. W budynkach z lokalami komunalnymi, które zwykle są w najgorszym stanie technicznym, zużycie EP spada średnio przeszło o połowę. W TBS-ach o jedną trzecią, a w prywatnych domach o ponad jedną czwartą.
Według raportu Instytutu Reform stan energetyczny budynków w Polsce jest naprawdę fatalny. Dwie trzecie budynków mieszkalnych i użyteczności publicznej zużywa ponad 150 kWh na metr kwadratowy rocznie.
Bezpieczna Polska bez ropy, węgla i gazu? [rozmowa z Marcinem Popkiewiczem]
czytaj także
Gdyby posłużyć się skalą dla budynków wielorodzinnych, to nie kwalifikowałyby się one nawet do klasy F. Zaledwie jedna setna budynków w Polsce zużywa mniej niż 50 kWh/m2 – takie zużycie to klasa A dla bloków mieszkalnych. Wygląda to na pierwszy rzut oka tragicznie, jednak trzeba pamiętać, że Instytut Reform wykazał wszystkie budynki łącznie, tymczasem dla innych kategorii przedziały klas są znacznie wyższe. Dla budynków opieki zdrowotnej ponad 150 kWh/m2 to wciąż jeszcze klasa A.
Poza tym czekająca nas masowa termomodernizacja będzie rozciągnięta w czasie. Najszybciej wejdą w życie przepisy dotyczące nowych budynków. Od 2026 roku wszystkie nowe budynki użyteczności publicznej – a od 2028 roku wszystkie stawiane budynki w ogóle – będą musiały spełniać klasę A.
W przypadku istniejących budowli terminy są już znacznie dalsze. Do 2030 roku wszystkie budynki mieszkalne powinny spełniać warunki klasy E – budynki należące do władz publicznych będą musiały osiągnąć ten poziom do 2027 roku. Kolejne trzy lata będą na usprawnienie budynków z klasy E do klasy D. Docelowo wszystkie budynki w państwach UE będą musiały osiągnąć klasę A, czyli być niemal neutralne klimatycznie, jednak to perspektywa 2050 roku, czyli prawie trzy dekady.
Timmermans nie mieszka w Szydłowcu
Nie zmienia to faktu, że przed Polską potężne zadanie do wykonania. Oczywiście będzie to niezwykle kosztowne. Część środków na ten cel moglibyśmy pozyskać z KPO – problem w tym, że wciąż ich nie otrzymaliśmy.
Dostaniemy za to pieniądze z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, gdyż poszczególne regiony podpisały już umowy z UE. Z tego źródła trafi do Polski jednak tylko przeszło 20 mld złotych – to bez wątpienia nie wystarczy. Tak naprawdę nie ma dokładnych lub nawet przybliżonych szacunków dotyczących łącznych kosztów tej modernizacji. Dostępne raporty ograniczają się do dowodzenia, że jest to potrzebne, do czego akurat lewicy nie trzeba przekonywać.
Polska już teraz powinna mieć dokładne prognozy kosztów oraz sposoby ich sfinansowania. Powinny być już też stworzone konkretne mechanizmy dopłat do takich inwestycji – przecież gospodarstwa domowe nie sfinansują tego z własnych środków, bo w większości ledwo mają środki na trzy miesiące życia, a co dopiero na transformację wampira energetycznego z lat 50. w nowoczesny dom neutralny klimatycznie.
Niestety, rząd jak zwykle zajmie się sprawą na ostatnią chwilę, zamiast od wielu miesięcy przygotowywać Polaków na ogromną falę termomodernizacji, tłumaczyć jej zalety, informować o terminach, kosztach i źródłach finansowania. Nie zrobił tego, więc znów będzie wielkie zdziwienie, że Polacy i Polki z niepokojem podchodzą do „kolejnych pomysłów z Brukseli”. Jakby ocieplenie i modernizacja polskich domów były w interesie von der Leyen i Timmermansa, a nie Kowalskiego i Malinowskiej.
Na termomodernizację będziemy musieli zapewne wydać co najmniej kilkadziesiąt miliardów złotych, i to w pierwszym okresie. To dużo, ale warto pamiętać, że tylko w tym okresie grzewczym wydaliśmy na same dopłaty do węgla dla gospodarstw domowych 11–12 mld złotych. Drugie tyle trafiło do gospodarstw domowych ogrzewających się pelletem, drewnem, olejem opałowym, gazem i innymi paliwami.
Te kilkadziesiąt miliardów poszło z dymem w ciągu jednej zimy. Tymczasem w tym przypadku mówimy o inwestycjach, które trwale obniżą koszty utrzymania domów i mieszkań w całej Polsce.
Tu chodzi o to, żebyście mieli więcej pieniędzy
W latach 90. i na początku XXI wieku w Tychach odbyła się wielka operacja ocieplania bloków mieszkalnych. A Tychy to 130-tysięczne blokowisko, zbudowane niemal w całości po II wojnie światowej. Zajęły się tym spółdzielnie mieszkaniowe, które otrzymały dofinansowanie z urzędów wojewódzkich. Przez kilka lat w całym mieście widać było mnóstwo rusztowań poustawianych wokół bloków – na jednym osiedlu skończyli, to na innym się zaczynało.
Było to oczywiście dokuczliwe, wokół unosiło się sporo pyłu i poniewierały się resztki styropianu. Jednak po tych kilku latach bloki w całym mieście zaczęły wyglądać jak porządne budynki mieszkalne. Ściany w moim pokoju dziecięcym wreszcie przestały nachodzić pleśnią i wilgocią, a ja przestałem notorycznie chorować. Co prawda mój pokoik dziecięcy nadal był nieznośnie mały, ale przynajmniej wreszcie dało się w nim względnie normalnie żyć.
Obecnie rachunki za energię cieplną w kilkuletnim bloku stanowią dla mnie zupełny margines opłat – nie licząc podgrzania wody użytkowej – bo przez większość zimy nawet nie trzeba włączać kaloryferów. Dzięki energooszczędnym źródłom światła i w miarę nowym sprzętom AGD/RTV płacę za prąd 100 zł miesięcznie, chociaż pracuję w domu i mam kuchnię na prąd. Oczywiście rodziny z dziećmi, szczególnie małymi, płacą znacznie więcej, ale to i tak są śmieszne kwoty w porównaniu do właścicieli starych domów, którzy w okresie grzewczym muszą wyłożyć tysiąc złotych miesięcznie na samo ogrzewanie. W termomodernizacji chodzi z grubsza o to, żeby każdy mógł żyć równie tanio oraz oszczędnie – i to w większym komforcie, a nie mniejszym.
Społeczna, ale nie antysystemowa. Taka powinna być transformacja energetyczna
czytaj także
Powinni temu przyklasnąć nawet ci, według których zmiany klimatyczne to bujda i spisek Klausa Schwaba oraz innych globalistów. Pomyślcie o tym jak o zasileniu własnego portfela, ta wartość jest wam przecież szczególnie bliska. Myślcie o tym jak o wielkiej obniżce podatków – tylko że odroczonej.