Oto setki osób dotąd niezbyt aktywnych zaangażowały się w projekt polityczny, poświęcając swój czas i energię. Domyślam się, że większość z nich zrobiła to nie z cynicznego wyrachowania, lecz z potrzeby wpływania na rzeczywistość.
Widmo upadku partii Razem krąży od paru dni po internecie. Pojawiające się głosy krytyczne, diagnozujące przyczyny ewentualnej porażki, często trafiają w punkt, zwłaszcza uwagi Jakuba Majmurka dotyczące dysfunkcjonalnej jak na polskie warunki struktury organizacyjnej.
Ewentualna porażka karminowej lewicy nie powinna jednakże wzbudzać śmiechu czy politowania, tylko smutek. Smutek spowodowany tym, że w takim kraju jak Polska inna polityka tak naprawdę nie jest możliwa.
Zapomniane sukcesy
Pierwszym sukcesem Razem nie był wcale pamiętny występ Adriana Zandberga w telewizji, ale zarejestrowanie w całym kraju list wyborczych.
czytaj także
Dziś o tym nie pamiętamy, ale była to dość spektakularna akcja – oto nikomu nieznana partia rękami wielu szeregowych działaczy zdołała zebrać tysiące podpisów, chodząc po ulicach polskich miast, miasteczek i wsi. Ta oddolna organizacja stała się z czasem znakiem rozpoznawczym Razem. Działacze byli na miejscu, gdy PiS demontował porządek konstytucyjny czy kiedy próbował zaostrzać ustawę aborcyjną. Dołączali się do różnych inicjatyw związkowych w całym kraju, broniąc interesów pracowniczych. Zbierali podpisy pod ustawami, które nie tylko były wyrazem linii programowej partii, ale wrzucały w polski dyskurs publiczny tematy w nim dotąd nieobecne, na przykład 35-godzinny tydzień pracy.
czytaj także
W epitafiach dla Razem nie zauważa się, że najbardziej dotkliwą konsekwencją zniknięcia karminowej lewicy z polskiej polityki będzie zmarnowanie całej tej energii społecznej, którą udało się zgromadzić. Można się z razemitami w wielu sprawach nie zgadzać. Można się irytować na sposób ich komunikowania się z potencjalnym elektoratem. Można wreszcie wskazywać na cały szereg błędów taktycznych. Nie można jednakże zaprzeczyć, że pojawienie się partii Razem dało impuls czemuś niezwykle pozytywnemu, co występuje w naszym kraju niezwykle rzadko – ożywieniu w sferze publicznej. Oto setki osób dotąd niezbyt aktywnych zaangażowały się w projekt polityczny, poświęcając swój czas i energię. Domyślam się, że większość z nich zrobiła to nie z cynicznego wyrachowania, lecz z potrzeby wpływania na rzeczywistość. Wbrew pozorom Razem nie prowadziło swojej działalności tylko w internetowych bąbelkach.
Smutne, że niektórzy składający partię do grobu publicyści tym wszystkich ludziom mają do powiedzenia jedynie: „Sorry, ale ta wasza zabawa i tak jest bez sensu, bo Zandberg za mało występował u Olejnik”.
Zwątpienie w sens aktywizmu
Kazus Razem być może stanie się w przyszłości rodzajem memento dla wszystkich oddolnych inicjatyw politycznych. Po co tworzyć struktury, zbierać podpisy i się oszukiwać, że obywatelska organizacja ma jakikolwiek sens, skoro partyjne gierki, popisowski duopol czy nieubłagana logika mainstreamowych mediów zawsze będą działały na niekorzyść?
Wydaje mi się, że Razem doskonale zdaje i zdawało sobie sprawę z istnienia tych strukturalnych uwarunkowań. Odyseja tej partii była jednak (i być może nadal będzie) oparta na pewnej pięknej, ale jednocześnie potrzebnej utopii. Utopii, w której obywatelski sprzeciw ma sens. Utopii, w której króluje przekonanie, że zwykły człowiek również może mieć wpływ na rzeczywistość. A przecież żyjemy w świecie, w którym ten model uprawiania polityki jest niezmiernie potrzebny. Katastrofa klimatyczna, nierówności dochodowe czy prawicowe neoautorytaryzmy będą wymagały od nas powiedzenia „dość”. A do tego potrzeba zaangażowanych ludzi, struktur organizacyjnych, oddolnych inicjatyw. Porażka Razem pokaże, że taka utopijna polityka jest bez sensu, bo prędzej czy później trafi na śmietnik historii.
Polityka poza układami
Razem było również projektem pokazującym, że można myśleć o stworzeniu partii poza dotychczasowymi układami polityczno-biznesowymi. Przedstawiciele PO, PiS czy SLD są od dawna w polskiej polityce. Ryszard Petru jest wychowankiem Leszka Balcerowicza. Robert Biedroń jest czynnym politykiem od dwóch dekad.
czytaj także
Paweł Kukiz pozbierał ludzi związanych z Ruchem Narodowym czy Kongresem Nowej Prawicy. Parafrazując klasyka, zostaliśmy wymyśleni w latach 90. I dużo się od tamtej pory nie zmieniło. Pojawienie się Razem było nadzieją na to, że pomysły dotyczące tego, jak powinna wyglądać nasza wspólnota, nie muszą pochodzić ciągle od tej samej wąskiej grupy polityków. Że nie trzeba poparcia wielkiego biznesu czy politycznych autorytetów, by próbować coś zmienić. Że powszechną postawą nie musi być nowoczesny cynizm w rozumieniu Petera Sloterdijka.
czytaj także
Nie chcę tutaj powiedzieć, że inne partie polityczne nie mają zaangażowanych i wierzących w idee działaczy. Byłoby to wielce niesprawiedliwe. Partia Razem jest jednakże pod tym względem wyjątkowa. I właśnie ta wyjątkowość jest dla mnie dobrem samym w sobie. Dlatego, drodzy publicyści piszący epitafia dla Razem, pamiętajcie, że składacie do grobu inicjatywę, która być może nie miała prawa się udać, ale której nam będzie niezwykle brakowało. Nam – obywatelom żyjącym w kraju, w którym sfera publiczna to nie ulice miast powiatowych, ale głównie poranek radia TOK FM czy konwencja na Torwarze.
**
Michał Wróblewski jest socjologiem i filozofem, pracuje na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.