Kraj

Ratunek dla Unii? Wywalenie Europy Środkowej na zbity pysk

Niech sobie urządzą Wielką Polskę, Wielką Słowację i Wielkie Węgry bez uchodźców.

Ten artykuł pochodzi z archiwum Dziennika Opinii Krytyki Politycznej.
**

To się już w Europie zdarzyło: wzruszono ramionami na śmierć mas o niepopularnej przynależności etnicznej. Wszystko skończyło się najgorzej, a potem przez wiele lat dumano, jak nie dopuścić do powtórki. Najtężej dumali ci, którzy najwięcej nabroili.

A później upadła żelazna kurtyna i narody Europy Środkowej zaczęły się przekrzykiwać, kto jest bardziej zachodni, a kto bardziej porwany przez Wschód. Wrzaski dotarły do najtężej dumających, którzy postanowili zaprosić Europę Środkową do wspólnego dumania.

I zaprosili, chociaż Europa Środkowa nie mogła się w tym dumaniu zbytnio przydać, bo w kwestii mas o niepopularnej przynależności etnicznej nie miała sobie nic do zarzucenia. Dziś widać wyraźnie, że nie przydaje się w dalszym ciągu.

Jedynym ratunkiem dla Europy jest wywalenie Europy Środkowej na zbity pysk.

Europa Środkowa powinna więc z Unii Europejskiej wylecieć, bo nie rozumie, po co jest Unia. Nie rozumie, kiedy krzyczy, że uchodźcy to sprawa bogatszych krajów, i kiedy kluczy i gra na zwłokę. Utrudnia tym samym realizację najkiepściej wydumanego wyzwania, czyli wspólnej polityki bezpieczeństwa, i przyczynia się do cedowania losu uchodźców w ręce przemytników.

Nie rozumie również, po co jest państwo, które się w tej Unii zrzesza, zamiast tego podskakuje, że „sam weź se brudasa do domu”. Nie rozumie, do czego służą instytucje państwowe, po co płaci się podatki i czym jest redystrybucja. Nie rozumie, po co ponad tymi państwami stanowi się jakieś prawo.

Niewiele również Europa Środkowa rozumie z chrześcijańskich wartości, które, jak krzyczy najgłośniej, stworzyły podwaliny pod kulturę Europy.

Zimą czyta o bezdomnej rodzinie błąkającej się między domami z małym dzieckiem, wiosną o młodym mężczyźnie (w wieku poborowym), który poświęca swoje życie dla drugiego człowieka, a ściślej rzecz biorąc – dla roszczeniowej ludzkiej masy. I nic.

Ale i z sekularnych wartości niewiele pojmuje. Weźmy chociażby demokrację, o którą Europa Środkowa – jak twierdzi Europa Środkowa – walczyła najmężniej. Nie pojmuje niuansów, które sprawiają, że w trudnych czasach demokratyczne rządy muszą mierzyć się z trudnymi wyzwaniami nawet na progu kampanii wyborczej, a nie uchylać się od odpowiedzialności za rzeczywistość, formułując kunktatorskie oficjalne stanowiska i zasłaniając się opinią publiczną. Pewnie nie wie, że w 1989 roku Europa Zachodnia też drżała przed upadkiem zimnowojennego porządku, przed otwarciem granic dla bloku wschodniego, dla roszczeniowej, rozhisteryzowanej masy, która nie brała udziału w dumaniu.

A masa ta w istocie na otwartą granicę ruszyła, w pierwszej kolejności na tę, którą dziś zatykać próbuje Viktor Orban (na przeciwległej plotąc kolczasty drut). Ruszała na tę granicę również wtedy, gdy ta była zamknięta, ruszały po 1956 roku tysiące Węgrów, po 1968 tysiące Czechów i Słowaków, po 1981 – Polaków. Byli wśród nich szlachetni dysydenci, byli też złotozębi mafiozi, którzy trzęśli koczowniczymi bazarami i kradli mercedesy.

Ale Europa Środkowa nie tylko nie rozumie – bo niezrozumienie da się ostatecznie zrozumieć – lecz przede wszystkim nie pamięta. Nie pamięta na przykład, że zrodziła kilka, a może kilkanaście milionów nieszczęśników wyjeżdżających za chlebem, a teraz wrzeszczy, że na migrację zarobkową zgody wyrazić nie sposób. I zapomina o tysiącach uchodźców, od Adama Mickiewicza do Milana Kudery, na których biografiach bezczelnie pielęgnuje swoje oldskulowe narracje.

A kiedy krzyczy: „niech karmią ci, co namieszali”, nie pamięta, jak stała pierwsza w szeregu do bawienia się amerykańskimi karabinami w Iraku.

Europa Środkowa myli wreszcie pojęcia i liczby. Nazywa uchodźców imigrantami, a istoty ludzkie – wodą: powodzią, strumieniem i zalewem. Do tego obraża się na kraje Bliskiego Wschodu, że ciężar przyjmowania uchodźców leży wyłącznie na barkach Europy, do której trafiło w tym roku 350 000 ludzi, a więc promil spośród jej 740 milionów mieszkańców. W Turcji uchodźców mieszka już niemal 2 miliony, podobnie w Libanie, który milionów łącznie liczy 4 i pół.

Europa Środkowa ma więc głęboko wyjebane na znaczenia pojęć, choć sama żąda, by uchodźcy skrajali swój wizerunek pod akceptowalne signifié uchodźcy: płaczące dziecko. Uchodźcą nie może być ten, kto płaczącym dzieckiem nie jest. Ani ten, który śmierdzi, robi kupę, ufa wykształconym przez wojnę i nędzę instynktom czy wierzy mylnym wyobrażeniom, które sprzedano mu za ogromne pieniądze. W żadnym wypadku nie wolno mu również używać smartfona, które w Europie Środkowej są, jak wiadomo, symbolem statusu, ani jechać do państwa najtężej dumającego, które śle mu wyrazy szacunku i akceptacji.

Państwa Europy Środkowej ślą za to uchodźcom petardy, gaz pieprzowy i histerię. Dzienniki cytują Miloša Zemana, który zamierza ich rozjechać czołgiem, Roberta Fico, który prośbę o przyjęcie więcej niż stu uchodźców nazywa żądaniem irracjonalnym, i Andrzeja Dudę, który chromoli o siedzących mu na głowie Ukraińcach (przypomnijmy, że Polska nie zaakceptowała ani jednego ukraińskiego wniosku o azyl). Słowa i czyny Viktora Orbana pomińmy milczeniem.

Europa Środkowa nie ma zamiaru tworzyć dla uchodźców odpowiednich instytucji ani nikogo w tym zakresie edukować. Tymczasem skrajnie nieodpowiedzialne media wszystkich opcji snują schizofreniczną narrację, w której uchodźcy znajdują się jednocześnie na innej planecie i pod drzwiami każdego obywatela. A jeśli uchodźca jest gdzieś pomiędzy – tak jak na Węgrzech – przechodzą na tony obrażalskie, no bo jak to chcą sobie pójść z kraju, który odgrodził się od nich drutem kolczastym.

Wykopanie Europy Środkowej z Unii jest więc rozwiązaniem najrozsądniejszym, i to nie tylko dla Europy. Kiedy puszczą biurokratyczne więzy, wróci wolność, o którą Europa Środkowa, jak wiadomo, zawsze walczyła najmężniej, wówczas będzie można rozciągnąć powierzchnię kuli ziemskiej i urządzić sobie Wielką Polskę, Wielką Słowację i Wielkie Węgry w jednej Europie Środkowej. A potem niech cały ten bajzel pochłonie Rosja, skądinąd wspólniczka w interesach, i będzie można zrobić z siebie ofiarę. I – kiedy Europa zacznie bić się w piersi, że znów skończyło się najgorzej – znów nie mieć sobie nic do zarzucenia.

 **
Dziennik Opinii nr 253/2015 (1037)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij