Kraj

Nie palcie Campusów, zakładajcie własne

Organizatorzy i organizatorki Campus Polska Przyszłości nie docenili potencjału i energii zgromadzonych w Kortowie ludzi. Możliwość zadawania gościom pytań to za mało. W końcu ludzie zorganizowali się sami: w jednym z namiotów uruchomili mikrofon i późnymi wieczorami urządzali campusowy hyde park.

Na Campus Polska Przyszłości zgłosiłam się trochę przypadkiem, a do Olsztyna jechałam z dużymi wątpliwościami. Obawiałam się, że jako osoba sytuująca się po lewej stronie politycznej sceny, nie znajdę tam dla siebie miejsca, że pozostanę zdystansowaną obserwatorką. Wróciłam pełna entuzjazmu i z poczuciem, że dla polityków i polityczek obecnych na Campusie to była pierwsza od dawna szansa na zderzenie się z tym, co faktycznie myślą i jacy są młodzi ludzie A.D. 2021. A ci młodzi ludzie często są podekscytowani możliwością zobaczenia swoich politycznych idoli i autorytetów, ale są też bezkompromisowi, konfrontacyjni, niedający się omamić erystycznymi wybiegami, bardzo dobrze przygotowani merytorycznie.

Campus Polska Przyszłości: Jaka piękna katastrofa

W pierwszych dniach Campusu politycy przyjeżdżali do miasteczka akademickiego w Kortowie z myślą, że to będzie kolejne typowe spotkanie z wyborcami: przyjadą, wygłoszą wystąpienie, dostaną oklaski, rozdadzą autografy i wyjadą. Tymczasem musieli skonfrontować się z tym, że campusowa publiczność ma swoje własne sprecyzowane postulaty i nie pozwala mydlić sobie oczu niejasnymi i wykrętnymi odpowiedziami. Musieli zobaczyć, że zdecydowane przeciwdziałanie zmianom klimatycznym, prawa osób LGBT+, równouprawnienie, prawo kobiet do decydowania o swoim ciele i życiu, rozdział państwa i Kościoła to dla campusowej publiczności oczywistość i norma, której chcą tu i teraz. Nie chcą za to po raz setny usłyszeć, że to trzeba na spokojnie usiąść i pomyśleć, a w ogóle to społeczeństwo jeszcze nie jest gotowe.

Campus nie był katastrofą, lecz sukcesem – choć wcale nie Trzaskowskiego ani Platformy

O tym, że nie będzie łatwo, ostatniego dnia wydarzenia wiedział już Władysław Kosiniak-Kamysz. Na scenie w Kortowie przyznał, że doradzano mu nawet wycofanie się z wystąpienia na Campusie. I faktycznie, od razu posypały się do niego pytania o aborcję czy stosunek do Kościoła i religii. Lider PSL – w przeciwieństwie do niektórych polityków Platformy – odpowiadał jednak rzeczowo i szczerze i tym wygrał sympatię campusowej publiczności, nawet jeśli zdecydowana większość się z nim nie zgadzała.

Kosiniak-Kamysz: Opozycja powinna pójść w dwóch blokach

Takiego przebiegu nie zapowiadał początek imprezy. Pierwsze minuty inauguracyjnej debaty Tusk–Trzaskowski sprawiły, że – z dużym dyskomfortem – poczułam się jak na konwencji partyjnej. Wejścia na salę i scenę były obsadzone młodzieżówkami, aby zapewnić dostateczny poziom aplauzu (przy czym należy dodać, że członkiń i członków młodzieżówek generalnie na Campusie nie było dużo – podobno wiele ich zgłoszeń odrzucono na rzecz większego pluralizmu). Zanim pojawił się Trzaskowski, a potem Tusk, od organizatorów dobiegły okrzyki, aby wszyscy wstali, zupełnie jak na konwencjach. Dla zapewnienia jeszcze ładniejszych obrazków dla kamer przy rejestracji uczestnikom polecano (chociaż nie było to oczywiście obowiązkowe) założenie na debatę bluz, które wszyscy otrzymaliśmy.

Nie zmienia to jednak faktu, że po rundzie bardzo wygodnych i przewidywalnych dla liderów PO pytań z ogromnym entuzjazmem spotkało się pytanie Linusa o to, kiedy będzie mógł wziąć ślub ze swoim partnerem. Wymijające odpowiedzi Donalda Tuska zostały skontrowane zdecydowanymi okrzykami „kiedy?” z sali. Niespodziewanie wiele emocji zarówno na sali, jak i u Tuska wywołała też kwestia języka śląskiego, i tutaj również uczestnicy nie bali się konfrontacji.

O wystąpieniu Leszka Balcerowicza napisano już wiele – dodam tylko, że poziom emocji na Campus Arenie naprawdę sięgał zenitu, a dla części osób to była szansa na zobaczenie po raz pierwszy, jakiego rodzaju retoryką operuje ich idol, i z kuluarowych rozmów można wnioskować, że był to dla nich zimny prysznic. Z drugiej strony dla jakiejś części uczestniczek i uczestników Balcerowicz był i pozostał (jak napisali na Twitterze Młodzi .Nowocześni) Panem Bogiem nawet po poniedziałkowym spotkaniu. To właśnie na prośby młodzieżówki Nowoczesnej Balcerowicz został zaproszony na Campus.

Imponujące było to, jak różne osoby udało się zgromadzić w Kortowie. Wiele z największych miast, ale też spoto z małych miasteczek i wsi; ludzie z Razem, ale i co najmniej jedna osoba z Konfederacji; osoby dopiero zaczynające studia, ale też pracujące na przykład w ministerstwach; wiążące swoją przyszłość z polityką, ale też architektki czy ludzie sztuki. Były osoby wrzucające na grupce Campus Warszawa memy o Balcerowiczu, ale i takie, dla których szansa zobaczenia go na żywo to była największa atrakcja wyjazdu. Były wspólne tańce ponad podziałami w festiwalowym namiocie, a zaraz obok siłowali się na rękę zwolennik Konfederacji z libertarianinem nieodnajdującym swojej reprezentacji na polskiej scenie politycznej. Na pewno było to przełamanie banieczek na niespotykanym poziomie.

Co było nie tak? Wydaje mi się, że organizatorzy i organizatorki nie docenili do końca potencjału i energii zgromadzonych w Kortowie ludzi. Na każdym panelu czy debacie był las rąk osób zgłaszających się do zadania pytania, a same pytania były często zaskakująco szczegółowe i eksperckie. Formuła była za mało partycypacyjna, za mało miejsca i czasu poświęcono dla szerszych wypowiedzi uczestników i uczestniczek, a nie tylko pytań do zaproszonych gości. W końcu ludzie zorganizowali się sami: w jednym z namiotów uruchomili mikrofon i późnymi wieczorami odbywało się tam coś w rodzaju campusowego hyde parku, gdzie wreszcie pojawiła się przestrzeń na dłuższe wypowiedzi. Myślę jednak, że jeżeli dojdzie do kolejnych edycji Campusu, to formuła powinna się zmienić na rzecz większego fermentu intelektualnego i słuchania uczestników.

Nie obyło się też oczywiście bez paru większych i mniejszych wpadek. O ile w innych obszarach zadbano o pluralizm, o tyle panele poświęcone kwestiom gospodarczym powierzono w całości FOR-owi, a w jednym panelu jego reprezentanci po prostu dyskutowali między sobą. Na identyfikatorach wszyscy, niezależnie od płci, byli „uczestnikiem” czy „prelegentem”, jakby dyskusja o feminatywach gdzieś organizatorom umknęła. Campusowe bluzy i koszulki zostały wyprodukowane w Bangladeszu, zapewne z niewielkim poszanowaniem środowiska i zasad fair trade.

Mimo wszystko myślę, że politycy organizujący Campus pokazali coś, czego od dawna brakowało – odwagę, żeby skonfrontować się z bardzo niewygodnymi pytaniami, i to na wydarzeniach transmitowanych live. Pokazali też prawdziwe emocje, zaangażowanie i szczerość, i to nawet pod czujnym okiem kręcącej się po miasteczku akademickim TVP. Chociaż dla osób śledzących Campus w mediach obecność Sławomira Nitrasa w Kortowie została zapamiętana głównie z powodu słów o opiłowywaniu katolików z przywilejów, to w oczach uczestników i uczestniczek wiele zyskał. To właśnie on zadbał o kilkakrotne udzielenie głosu Mikołajowi Gumulskiemu z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, którego pytania o dawny raport FOR-u w kontekście ograniczania emisji Balcerowicz kilkukrotnie zbywał lub ignorował.

W pewnym sensie to Nitras i Barbara Nowacka byli sercem tego wydarzenia, nawet jeśli to Rafał Trzaskowski był największą gwiazdą i to jego pojawienie się wywoływało największe poruszenie. Obecne na Campusie polityczki i politycy zaangażowani w jego organizację (poza Nitrasem i Nowacką m.in. Aleksandra Gajewska, Katarzyna Lubnauer, Monika Rosa, Adam Szłapka) byli podobno przeszkoleni przed przyjazdem na Campus z tego, jak prowadzić rozmowy z uczestnikami i uczestniczkami – na przykład, by nie nazywać ich młodzieżą, tylko młodymi ludźmi, nie upupiać – i to faktycznie było widać.

Na tworzeniu podobnych wydarzeń, nawet jeśli byłyby one ze względu na fundusze zorganizowane na mniejszą skalę i z mniejszym rozmachem, zyskałyby również inne siły polityczne. Zyskałaby na tym również polska debata publiczna. Lewica zrobiła na razie Szkołę Letnią Lewicy, ale to wydarzenie o innym charakterze, dużo bardziej kameralne i środowiskowe. Poszerzenie pola debaty przydałoby się również po lewej stronie, tak więc lewicowy twitterowy komentariacie, nie oczekuj od Trzaskowskiego, że nagle będzie promował na swojej imprezie lewicową agendę, tylko rób własne campusy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij