Kraj

Inwestor od mikrokawalerek oblicza, jak zarobić, a się nie narobić

To jest innowacja na miarę naszych możliwości. Co prawda w elektronice niezbyt dobrze nam idzie, motoryzacji mamy niby dużo, ale nie naszej, za to potrafimy stworzyć 13-metrowe mieszkanie, w którym da się otworzyć drzwi od łazienki. Otwierające się drzwi od łazienki. Da się to gdzieś opatentować?

Prezydentka Łodzi, Hanna Zdanowska, spotkała się z „łódzkim inwestorem, który od lat inspiruje tysiące ludzi do rozwijania w sobie przedsiębiorczości”.

Gość nie produkuje chipów ani akumulatorów litowo-jonowych. Nie chodzi nawet o producenta gier odpalanych w przeglądarce czy aplikacji mobilnych, dzięki którym można łatwo rozpisać plan efektywnego podlewania kwiatków. Łódzki inwestor przyjęty przez Zdanowską rzeczywiście sporo główkuje, kombinuje i popularyzuje nietypowe rozwiązania. Szkoda tylko, że ich celem nie jest postęp gospodarczy, ale upchanie jak największej liczby ludzi na jak najmniejszej powierzchni.

Biznes pasywno-agresywny

Kuba Midel to znany flipper, czyli inwestor na rynku nieruchomości, który kupuje tanie mieszkania, następnie je odremontowuje i sprzedaje z dużym zyskiem lub wynajmuje. Trudno nazwać to innowacyjnym czy unikalnym modelem biznesowym. Dla Midela świętym Graalem biznesu jest tak zwany dochód pasywny. Chodzi o to, żeby tak sobie wszystko poukładać, by docelowo zarabiać duże pieniądze bez wstawania z kanapy. Wzorem przedsiębiorcy jest dla niego nie innowator, wynalazca czy prężny producent zaawansowanych dóbr, lecz rentier.

Według Midela kluczem do sukcesu jest stworzenie własnej marki. To nawet lepsza inwestycja niż nieruchomości. „Najbardziej efektywnym aktywnym pasywem to jest fajna, mała efektywna firma, a najlepiej marka. Ja dzisiaj robię markę piwa, nie mając tak naprawdę firmy. Browar robi jedno, hurtownia drugie, ja jestem tylko tutaj [między nimi – przyp. autor], picuś glancuś, człowiekiem odpowiedzialnym za to, żeby wybrać piwo, jakie lubię, jakie czuję, jakie chce rynek. Inwestuję gotówkę, nie buduję infrastruktury, ale to być może będzie lepszym aktywem niż wszystkie moje mieszkania” – opowiadał biznesowy influencer cztery lata temu.

Era flipera i „pójścia na swoje”? Pora skończyć z mieszkaniowym frajerstwem

Inaczej mówiąc, w modelu biznesowym promowanym przez Midela chodzi o to, żeby się ulokować w odpowiednim miejscu i móc korzystać z infrastruktury stworzonej przez kogo innego, zarabiając na pośredniczeniu. Tego typu biznesmen oferuje wyłącznie wkład niematerialny. Wymyśla ładne opakowanie, by skuteczniej sprzedawać coś, co istnieje od wieków. Nie musi się znać na niczym konkretnym, lecz powinien czujnie obserwować rynek, dojrzeć okazję, zarobić na niej, a potem się zawinąć. Dzięki temu, że nie tworzy żadnej twardej infrastruktury, może błyskawicznie przerzucić się na sprzedawanie czego innego. Gdy tylko popyt się kończy, mówi kontrahentom „żegnam” i zapomina o sprawie. Ja sprzedawałem jakieś piwo? A, no faktycznie, było coś takiego, było. Stare dzieje, teraz opycham maseczki z jonami srebra za stówę od jednej, bo ludzie panikują z powodu jakieś pandemii.

Lokal w standardzie hotelowym

Oczywiście w późnym kapitalizmie wiele biznesów działa w taki sposób. Czym innym jest jednak działalność funduszy venture capital, które pomagają start-upom dokonać ekspansji i wdrażać innowacyjne produkty lub rozwiązania, a czym innym aktywność rynkowych spekulantów, których jedynym celem jest wyciśnięcie renty, nawet, jeśli społeczna użyteczność takiej „inwestycji” okaże się wyraźnie ujemna.

Najlepszym przykładem takiego szkodnictwa jest „biznes mikrokawalerkowy”, który Jakub Midel bardzo intensywnie promuje. W filmie o wiele mówiącym tytule Jak podwoić zyski na 1 mieszkaniu Midel rozmawia z Danielem Makowskim, młodym flipperem ze Szczecina, który wynajmuje, jak sam je nazywa, mieszkania kompaktowe. Tworzenie takich mieszkań jest dosyć proste. Kupuje się 40-metrowy lokal, a następnie dzieli go mniej więcej na pół. Z niewielką stratą przestrzeni, bo kawałeczek pochłonie wspólny korytarz.

„No, to powiem wam, że tutaj jest ciasno, ale cały czas przytulnie. Tu imprezy ani wielkanocnego obiadu już się chyba nie zrobi” – komentuje Midel, oglądając 16-metrowe „mieszkanie kompaktowe”. „No ale jak to, najlepsze parapetówki na takim metrażu się robi” – odpowiada młody flipper, który chwilkę wcześniej szczerze przyznał, że sam mieszka na 120 metrach. Nie ma jednak wyrzutów sumienia. Po prostu korzysta z popytu na wynajem klitek.

„Widzimy taki trend na rynku, że ludzie jednak szukają oszczędności. […] Widzimy po prostu popyt ludzi na takie nieruchomości. Jak oddajemy taką nieruchomość, to potrafimy mieć 80 telefonów w ciągu godziny i wynajmujemy to piątemu klientowi. Śmieję się do moich handlowców, że słuchaj, wynająłeś to chyba za tanio, skoro wynająłeś to w godzinę” – twierdzi bez ogródek szczeciński inwestor.

„Pokazywałem ten budynek inwestorowi z Chin, który tu przyjechał i zaczął inwestować tu w Szczecinie i kupuje takie mieszkania w kamienicy i dzieli je na mniejsze. I ten inwestor z Chin wszedł tu, do tego mieszkania i mówi »duże«. Musimy zobaczyć perspektywę, jaką my mamy, a jaką mają w tamtych krajach” – naucza 30-letni flipper. „Bardzo wygodne gniazdko takie pół mieszkalne, pół-hotelowe” – chwali młodziana Midel. „A najmniejsze mieszkanie, jakie zrobiłeś?” – dopytuje po chwili. „Dziesięciometrowe” – odpowiada bez zażenowania Daniel Makowski. „O tym nie mówmy, ale nie wycinajmy” – kończy temat łodzianin.

Mieszkanie na styk

„Jeśli nas Krzysztof Stanowski ogląda, to pewnie zaraz będzie short z tego, że Kuba Janeczek robi najmniejsze mieszkania w Polsce” – opowiada z uśmiechem Midel wchodząc do 13-metrowego mieszkania w Łodzi. „Ja to mam duże mieszkanie, bo 17 metrów” – wspomina przy okazji o jednej ze swoich inwestycji. „Wydaje się trochę ciasne, bo jednak dużo wszystkiego jest tutaj włożone” – wyjaśnia Jakub Janeczek, lokalny inwestor mieszkaniowy. To „dużo” oznacza składaną kanapę, kuchnię z piecem, pralką i blatem przechodzącym przez całe mieszkanie oraz łazienką nieco obszerniejszą niż komin. Janeczek szybko wymienia wszystkie zalety lokalu. Czyli jedną – sprzątanie zajmuje co najwyżej pół godziny. Mieszkając na klatce schodowej w ogóle nie trzeba sprzątać, więc w razie czego też polecam rozważyć.

W sukurs przychodzi mu jednak Midel, który znajduje niezwykłe uzasadnienie dla istnienia mikrokawalerek. „Może jeszcze taki argument, że jeśli nie chcesz tu być, to idziesz po prostu na świeże powietrze” – mówi całkowicie na poważnie łódzki inwestor. No właśnie, jeśli czujesz ścisk w swoim klaustrofobicznym mieszkanku, to możesz przecież zawsze iść pokręcić się po mieście. Chodzenie po mieście jest całkowicie bezpłatne, jest tam mnóstwo darmowej przestrzeni, zawsze można skorzystać.

Pokazując toaletę, Janeczek nie omieszkał zaprezentować kunsztu, z jakim jego firma projektuje mikrokawalerki. „Cofnij się troszeńkę jeszcze, bo to mieszkanie naprawdę było zaprojektowane pod wymiar” – chwali się, otwierając drzwi od łazienki, które od blatu dzielą teraz jakieś dwa milimetry.

Zaleta patodeweloperki? To, że w kraju o tak dużym głodzie mieszkaniowym ktokolwiek buduje mieszkania [rozmowa]

No, proszę państwa, i to jest właśnie innowacja na miarę naszych możliwości. Co prawda w elektronice niezbyt dobrze nam idzie, motoryzacji mamy niby dużo, ale nie naszej, za to potrafimy stworzyć 13-metrowe mieszkanie, w którym da się otworzyć drzwi od łazienki. Otwierające się drzwi od łazienki. Da się to gdzieś opatentować?

„Dla kontrastu chodźmy teraz do największego mieszkania. Ponad 21 metrów” – proponuje Jakub Janeczek, na końcu zdania wydając dźwięk przypominający śmiech. Przypomnijmy, że według rozporządzenia ministra infrastruktury, mieszkanie powinno mieć co najmniej 25 metrów kwadratowych. Oczywiście deweloperzy, flipperzy i inni szkodnicy bez problemu obchodzą te przepisy, najczęściej nazywając mikrokawalerki lokalami użytkowymi. Poza tym przepisy dotyczą tylko nowych lokali, więc inwestorzy remontujący stare budynki – tak jak panowie Janeczek czy Midel – spokojnie mogą wynajmować „apartamenty” wielkości więziennej celi.

Antybohaterowie polskiego kapitalizmu

Jakub Midel jest przekonany, że stanowi awangardę polskiej gospodarki. Tak, to właśnie tacy spryciarze jak on ciągną polskie PKB. Gdyby w Polsce nie istnieli ci wszyscy błyskotliwi ludzie, którzy potrafią zrobić mieszkanie nawet w kontenerze, to nasza gospodarka straciłaby rację bytu. Te wszystkie fabryki motoryzacyjne, zakłady produkcji sprzętu AGD, korporacyjne centra usług wspólnych czy choćby całkiem prężny sektor IT bez wątpienia nie poradziłyby sobie, gdyby Midel wraz z kolegami nie kombinowali, jak atrakcyjnie sprzedać piwo i kilkunastometrowe mieszkania.

Gdy w przestrzeni publicznej pojawiły się informacje o planach ograniczenia zakupów więcej niż piątki mieszkań, Midel wykonał pełen zaangażowania monolog, który można by nazwać „wielką improwizacją flippera”. No, może gdyby nie czytał z kartki. Pasją jednak dorównuje Konradowi, a kolektywnym carem są tutaj polscy politycy, którzy całymi dniami kombinują, jak spętać ręce wybitnym jednostkom.

„Brak elit, brak autorytetów, brak edukacji, brak wychowania, brak jakiegoś logicznego, analitycznego myślenia i podkreślam jeszcze, krótkowzroczność” – diagnoza polskiej rzeczywistości autorstwa Midela jest bezlitosna. „Agresywne przeszkadzanie przedsiębiorcom i inwestorom to powolne dobijanie zwykłych ludzi, którzy być może najpierw się uśmiechną, ale za dwa, trzy tygodnie lub miesiące będą płakać” – wieszczył w związku z informacjami o przepisach, które miały nieco ograniczyć spekulacje na lokalach mieszkalnych.

Nieco później pytał, dlaczego nikt nie ogranicza sprzedaży używek, chociaż są znacznie bardziej szkodliwe niż spekulacja na rynku mieszkaniowym. Abstrahując od sensowności tej tezy, chyba wyleciało mu z głowy, że akurat sprzedaż używek jest regulowana najbardziej ze wszystkich kategorii dóbr, a większość z nich w ogóle jest zakazana. Ale skąd on ma to wiedzieć, przecież nigdy nie sprzedawał alko… A nie, chyba coś takiego było.

Oczywiście jest mnóstwo sensownych polskich przedsiębiorstw. W Tychach wiele mniejszych zakładów produkcyjnych, wykonujących części dla największych producentów motoryzacyjnych, jest obecnie własnością polskiego kapitału. Mamy też prężny sektor gamingowy, produkujemy solidne okna, materiały budowlane czy meble.

Typki kombinujące, jak opchnąć jak najmniejsze mieszkania, to raczej nieprzyjemne skutki uboczne istnienia gospodarki rynkowej, a nie jej motory napędowe. Hanna Zdanowska powinna raczej główkować, jak im utrudnić życie, a nie przyjmować na kawce niczym starych przyjaciół.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij