Kraj

Jak nie dostałam „pigułki po”

Co robić, gdy lekarze ignorują prawo, które każe im pigułkę przepisać? Na początek: przestać milczeć!

Tabletkę antykoncepcyjną po stosunku, zgodnie z polskim prawem, może przepisać nie tylko ginekolog, ale każdy lekarz pierwszego kontaktu. Coraz częściej słychać jednak – a kolejne publikacje, opisujące historie kobiet, które się od drzwi przychodni czy szpitala „odbiły”, pokazują to wprost – że wielu lekarzy ma w nosie te przepisy, a kobieta w sytuacji zagrożenia niechcianą ciążą nie jest w ich opinii pacjentką, której zgodnie z zasadami zapisanymi w ustawie o zawodzie lekarza i w przyrzeczeniu lekarskim mają obowiązek udzielić pomocy.

Wydawałoby się, że w kraju, w którym niedozwolona jest aborcja z powodów społecznych, ekonomicznych i psychologicznych – co, przypomnijmy, jest jednym z najbardziej restrykcyjnych rozwiązań w Europie – lekarze powinni robić wszystko, żeby pomóc kobietom uniknąć dramatu niechcianej ciąży. Jest inaczej.

Lekarze wolą złamać prawo i zasady etyki zawodowej – bo tym jest nieudzielenie pomocy pacjentce – niż wypisać legalną postkoitalną tabletkę antykoncepcyjną.

O tym, jak upokarzająca jest droga (na końcu której okazać się może, że i tak donikąd nie prowadzi), którą musi przejść kobieta, by zdobyć (lub nie) awaryjną pigułkę, przekonałam się niedawno na własnej skórze. Chcę – więcej: myślę, że po prostu trzeba – opowiedzieć tę historię ze szczegółami. Dlaczego? Bo osiągnięcie masy krytycznej tego rodzaju świadectw to jeden ze sposobów, by skłonić w końcu ministra zdrowia do jakiejkolwiek reakcji na nieetyczne zachowania lekarzy. A więc moje próby uzyskania pomocy w publicznych placówkach ochrony zdrowia wyglądały następująco:

Pierwsza wizyta w zakładzie nocnej i świątecznej opieki medycznej przy ul. Sapieżyńskiej

Na Sapieżyńską pojechał mój mąż, żeby zapytać o możliwość otrzymania recepty. Lekarka, do której trafił, przekonała go, że powinnam jechać raczej do szpitala położniczego przy ul. Karowej, bo tam załatwia się „takie sprawy” – a w razie problemów można wrócić do niej.

Wizyta w szpitalu przy ul. Karowej

W szpitalu, jak to w szpitalu położniczym nocą, poczekalnia i kilka ciężarnych (a właściwie zaczynających poród kobiet). Na moje pytanie o możliwość otrzymania recepty na pigułkę „po” pielęgniarka mówi, że mogę czekać na wizytę u ginekologa, ale „na jej oko” będzie tego czekania około czterech godzin. I nie może mi przy tym zagwarantować, że lekarz zdecyduje się przepisać mi tabletkę, bo robią to niechętnie. Aha, i każda rodząca, która przyjdzie w międzyczasie, będzie przede mną, więc to może się jeszcze przedłużyć. Czy skoro chodzi tylko o wypisanie recepty, a liczy się każda godzina, to lekarz nie mógłby wypisać mi jej między pacjentkami? Nie, potrzebne jest pełne badanie ginekologiczne. Po co? Bo muszą sprawdzić, czy nie jestem w ciąży. Nie jestem – podaję datę ostatniego okresu. To żaden dowód. Lekarz musi sprawdzić sam – i zdecydować, czy w ogóle wypisze mi tę receptę. A najlepiej, żebym pojechała do szpitala na Solcu – tam jest o wiele mniej porodów i na pewno bez problemu ktoś mi wypisze. Tu mogę czekać i do rana, a czas leci, prawda? Jadę.

Wizyta w szpitalu na Solcu

Jaką tabletkę?! Głośniej proszę! Po stosunku? U nas się takich rzeczy nie przepisuje!

To pielęgniarka w izbie przyjęć. Pytam, czy ten szpital ma podpisany kontrakt z NFZ. Ma. Twierdzę, że w takim razie się przepisuje. Zaraz się przekonam, jak bardzo się mylę – nie będę im tu jakimiś kontraktami wymachiwała przed nosem. Upieram się, że pielęgniarka nie może odmówić mi udzielenia pomocy w imieniu szpitala i proszę, żeby zapytała lekarza, który przyjmuje na izbie przyjęć, czy jednak wypisze mi receptę. Idzie do gabinetu, zza drzwi słychać podniesione głosy. Nie ma mowy, proszę pani. To – z charakterystycznym uniesieniem brwi – może wypisać tylko ginekolog. Nieprawda! Prawda – u nas tylko ginekolog, ale nasi ginekolodzy tego nie robią. Proszę o wezwanie ginekologa. Pielęgniarka dzwoni. Niestety okazuje się, że wszyscy ginekolodzy robią właśnie cesarskie cięcie i że to potrwa 2–3 godziny (?!). A tak w ogóle, takie sprawy załatwia się w przychodni nocnej opieki zdrowotnej, zamiast zawracać głowę ludziom, którzy zajmują się poważniejszymi sprawami. W sumie zgadzam się, ale przecież odesłano mnie tutaj ze szpitala, do którego odesłano mnie właśnie z przychodni. Co mam zrobić? No przecież słyszałam – jechać do przychodni! Jadę.

Druga wizyta w zakładzie nocnej i świątecznej opieki medycznej przy ul. Sapieżyńskiej

Lekarka, z którą wcześniej rozmawiał mój mąż i której na wstępie opowiadam o próbach zdobycia recepty w szpitalach, nie pozostawia mi żadnych złudzeń.

Ona takich rzeczy nie-wy-pi-su-je.

Nawet nie wie, jak to się nazywa, a poza tym: napatrzyła się już na skutki działania takich tabletek w szpitalach i ona tego na swoje sumienie nie weźmie. Pytam, czy weźmie na swoje sumienie moją przypadkową i niechcianą ciążę i w jej efekcie psychiczne i finansowe bankructwo mojej rodziny (mam dwójkę dzieci i kredyt – i nie stać mnie na powiększanie rodziny pod żadnym względem). To nie jej sprawa – mogłam się lepiej zabezpieczyć.

Pytam dalej: czy wie, że w wielu krajach na zachód i południe od Polski te tabletki są sprzedawane w aptekach bez recepty? Nie mogą chyba być aż tak niebezpieczne? Nie wie i jej to nie obchodzi. Pytam, czy nie ma poczucia, że skoro jest lekarką w przychodni, która podpisała kontrakt z NFZ, to ma obowiązek udzielania pacjentom pomocy w ramach określonych przez polskie prawo, a nie swoje osobiste poglądy. Nie ma takiego poczucia. Zdradzam, że jestem dziennikarką, proszę ją o podanie imienia i nazwiska i upieram się, że nie wyjdę z gabinetu dopóki nie dostanę odmowy wypisania recepty z uzasadnieniem na piśmie. Dopiero w tym momencie pani doktor na chwilę traci kamienny wyraz twarzy i proponuje mi, żebym poszła zapytać jej kolegę za ścianą, czy on nie zechce wypisać mi tej recepty. Mówię, że zrobię to, ale dopiero po otrzymaniu od niej odmowy na piśmie. W takim razie lekarka sama idzie do kolegi, ale – jak słyszę przez drzwi – tylko po to, żeby uzgodnić, co najlepiej napisać w odmowie. Wraca uspokojona solidarnością kolegi i wypisuje mi odmowę o następującej treści:

 

 

Kiedy zwracam jej uwagę, że w odmowie brakuje uzasadnienia, a twierdzenie, że skierowała mnie do miejsca, w którym otrzymam pomoc, jest kłamstwem, bo właśnie stamtąd do niej trafiłam, nie otrzymawszy jej, wychodzi bez słowa z gabinetu. Kiedy idę za nią i proszę, żeby podstemplowała ten kwitek swoją lekarską pieczątką – nie widzi powodu, żeby to robić. Zatrzaskuje mi drzwi gabinetu przed nosem. Koniec wizyty.

Meta

Teraz muszę popsuć humor i poczucie dobrze spełnionego obowiązku lekarce z Sapieżyńskiej oraz jej kolegom po fachu, którzy nie udzielili mi pomocy tej nocy – udało mi się zdobyć tę tabletkę. Przesłali mi ją przyjaciele z Krakowa, którzy jak tysiące Polek i Polaków zrobili sobie zapas podczas wakacji w krajach europejskich, w których tabletkę kupuje się bez recepty w aptece, a lekarze i farmaceuci nie mają problemów z respektowaniem prawa pacjentów do antykoncepcji i ochrony przed niechcianą ciążą.

Jednak cały czas zastanawiam się nad losem kobiet, które nie mają dobrze zaopatrzonych przyjaciół albo dosyć pieniędzy, żeby skorzystać z usług prywatnych poradni, gdzie lekarze, za sowitą opłatą, zachowują się etycznie. Bezwzględność, arogancja i brak chęci niesienia pomocy, z którymi zetknęłam się tej nocy, były niesłychane, a przecież prosiłam o pomoc przysługującą mi – również dlatego, że przez całe życie płacę podatki i składkę na ubezpieczenie zdrowotne – i w pełni legalną.

Kiedy rodziłam dzieci i później, kiedy zdarzało mi się trafiać z nimi do szpitala, spotykałam się z miłymi, kompetentnymi, pomocnymi lekarzami, lekarkami i pielęgniarkami.

Z jakiegoś powodu, kiedy staję u progu placówki zdrowia w potrzebie związanej z moimi prawami reprodukcyjnymi, lekarze tracą zarówno kompetencje, jak empatię.

Nie wiem, dlaczego tak jest – podejrzewam, że ma na to wpływ uzurpatorska obecność katolickiego krzyża w przestrzeni prawie każdej publicznej placówki służby zdrowia, w której ostatnio byłam. Jedno wiem na pewno: to niedopuszczalne.

Zgodnie z zaleceniami poradnika Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny pt. „Jak postępować w przypadku odmowy wystawienia recepty na antykoncepcję? Jak postępować w przypadku odmowy wykonania aborcji?” złożyłam skargę na zachowanie lekarki z zakładu nocnej opieki medycznej do jej przełożonych i wysłałam pismo z prośbą o wszczęcie postępowania wyjaśniającego do Biura Rzecznika Praw Pacjenta.

Nie wiem, czy to przyniesie jakiś efekt, ale namawiam wszystkie kobiety, które potraktowano tak jak mnie do nagłaśniania tych spraw i podejmowania działań formalnych. Nieetyczne zachowania lekarzy nie są naszą wstydliwą tajemnicą – są nadużyciami, na które nie możemy godzić się w milczeniu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Diduszko-Zyglewska
Agata Diduszko-Zyglewska
Polityczka Lewicy, radna Warszawy
Dziennikarka, działaczka społeczna, polityczka Lewicy, w 2018 roku wybrana na radną Warszawy. Współautorka mapy kościelnej pedofilii i raportu o tuszowaniu pedofilii przez polskich biskupów; autorka książki „Krucjata polska” i współautorka książki „Szwecja czyta. Polska czyta”. Członkini zespołu Krytyki Politycznej i Rady Kongresu Kobiet. Autorka feministycznego programu satyrycznego „Przy Kawie o Sprawie” i jego prowadząca, nominowana do Okularów Równości 2019. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą" i portalem Vogue.pl.
Zamknij