Żeby przekonać się, na ile ludzie zdolni są do życia w pokoju, nie wystarczy patrzeć na podnieconych siłą militarystów.
W marcu tego roku pod bramą Muzeum Auschwitz grupa mężczyzn i kobiet zorganizowała happening. W zamierzeniu miał mieć wymowę antywojenną. Na oczach zwiedzających kilkanaście osób rozebrało się do naga i próbowało skuć kajdankami. Na ich ciałach wypisane były nazwy miast ogarniętych wojną. Białym płótnem z wymalowanym słowem „love” zasłonili częściowo napis „Arbeit macht frei”. W ten sposób powstał nowy: „Love macht frei”.
W trakcie happeningu jeden z mężczyzn zabił przyniesione w plecaku jagnię. Prawdopodobnie poderżnął zwierzęciu gardło. Zakrwawione zwłoki wciąż leżały na ziemi, kiedy policja przyjechała na miejsce i dokonała zatrzymania osób uczestniczących w akcji. Wszyscy usłyszeli zarzuty z artykułu 261 kodeksu karnego – znieważenie pomnika bądź miejsca pamięci. Ten, który zabił, dodatkowo odpowie za niezgodne z prawem pozbawienie życia zwierzęcia.
W oświadczeniu, które grupa rozesłała do mediów, można było przeczytać między innymi, że jej zdaniem ludzkość, dopuszczając do konfliktów zbrojnych, próbuje „doprowadzić względny porządek świata do kolejnej rzezi” i że powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby nie dopuścić do następnego rozlewu krwi.
Jak mogliśmy dowiedzieć się z wywiadu, którego po opuszczeniu aresztu udzielił jeden z organizatorów, grupę stanowili artyści, filozofowie, poeci, reżyserzy, aktorki, modele i muzycy, których połączyła „pogarda do faszyzmu i przemocy”. Swoją akcją chcieli „zmusić ludzi do głębszej refleksji nad tym, jak koszmarna jest wojna trwająca tuż obok, w tym momencie”.
W odpowiedzi na sugestię przeprowadzającego wywiad, że zabicie prawdziwego zwierzęcia nie było konieczne, padło zdanie, które powinno być cytowane w ramach edukacji dla pokoju, ku przestrodze, obok słów zbrodniarzy wojennych: brutalnie i z premedytacją zabite zwierzę miało być w ramach happeningu „symbolem niewinnej istoty, która cierpi za nic”.
Tak oto rzeczywista, przerażona, niewinna istota, która „tuż obok i w tym momencie” cierpiała i wykrwawiała się za nic, została przekształcona w symbol. Carol J. Adams z pewnością przyznałaby, że to jaskrawy przykład obrzydliwego i powszechnego mechanizmu, którego działanie sprawia, że konkretne zwierzę – z jego tragedią i umęczonym, cierpiącym ciałem – staje się nieobecnym punktem odniesienia. Realne zwierzę zostaje wymazane. Przestaje istnieć, kiedy odbiera mu się życie, ale znika również jako jednostkowa ofiara, ponieważ jego los zostaje instrumentalizowany, przekształcony w metaforę egzystencji i losu kogoś innego.
Kilkanaście lat temu Charles Patterson umieścił w książce Wieczna Treblinka cytat podpisany nazwiskiem Theodora Adorno: „Oświęcim zaczyna się wszędzie tam, gdzie ktoś patrzy na rzeźnię i myśli: to tylko zwierzęta”. Od tamtej pory słowa te wykorzystywane są w licznych akcjach prozwierzęcych i cytowane w wielu różnych publikacjach. Wielka szkoda, że w rzeczywistości Adorno nigdy nic takiego nie napisał. To naprawdę dobry cytat. Tak dobry, że faktycznie należało go wcześniej czy późnej wymyślić.
„Oświęcim zaczyna się wszędzie tam, gdzie ktoś patrzy na rzeźnię i myśli: to tylko zwierzęta”
Pomimo wszystkich wątpliwości oraz delikatności, jakiej wymaga ten temat, wątek zestawienia współczesnego traktowania zwierząt i Holocaustu, stał się już trwałym elementem kultury. Ci, którzy takiego zestawienia nie akceptują, są często przekonani, że próbuje ono naruszyć unikalność Shoah, niewspółmierność tej zagłady. Jednak, co słusznie zauważa Piotr Krupiński, skojarzenie wielkoprzemysłowej hodowli zwierząt z masową eksterminacją narodu żydowskiego „grawituje od dawna w przestrzeni dyskursu” [Piotr Krupiński, „Dlaczego gęsi krzyczały?”. Zwierzęta i Zagłada w literaturze polskiej XX i XXI wieku, Wydawnictwo Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2016, s. 264]. Dopowiem: nie dziwi to przyciąganie dwóch okropności, nie jest łatwo oprzeć się takiemu skojarzeniu.
Krupiński opisuje również problem, który, jak twierdzą niektórzy badacze i komentatorzy Holocaustu, pojawia się, gdy próbuje się go wykorzystać, „spożytkować” dla własnych celów – na przykład właśnie poprzez zabieg zestawienia, porównania z czymś innym. Znów, podobnie jak w przypadku śmierci jagnięcia, pojawiają się podobne wątki: niepożądane odkonkretnienie krzywdy poprzez jej uniwersalizację, instrumentalizację, metaforyzację i przekształcenie w symbol.
czytaj także
Wydaje mi się, że uznanie wyjątkowości jakiegoś wydarzenia nie wyklucza zestawiania go z innymi, a wręcz wiąże się z takim zestawianiem. Inaczej mówiąc: wyjątkowe pod wieloma względami zdarzenia i procesy mogą być jednocześnie na wiele sposobów podobne do innych. Szukanie tych podobieństw niczego automatycznie nie deprecjonuje i nie trywializuje. Ich wskazanie jest propozycją, którą należy bezstronnie przeanalizować. Oczywiście, że ten proces boli. Przecież to grzebanie w najgłębszych ranach. Jeśli boli, bo podobieństwom nie da się dłużej zaprzeczać, to ból jest potrzebnym sygnałem.
W oświadczeniu władz Muzeum, wydanym po pożałowania godnym happeningu, czytamy, że „wykorzystywanie symboliki Auschwitz do jakichkolwiek manifestacji lub happeningów jest rzeczą karygodną i oburzającą”. Trudno się z tym zgodzić. Spór trwa raczej o to, w jaki sposób tę symbolikę będzie się wykorzystywać. Dla wielu osób jest to niedopuszczalne choćby w kontekście akcji na rzecz zwierząt, dla innych, również dla ocalałych z Holocaustu, o których pisał Patterson – nieuniknione.
Tło Auschwitz nadaje gestom nowe znaczenia i wagę. Pomimo niewspółmierności, która być może powinna dominować, myślę o śmierci bezbronnego zwierzęcia, którego życie było kwintesencją niewinności, i wspomnieniu milionów zamordowanych ludzi, jak o dwóch tragediach. Być może umiejętność nieprzechodzenia do porządku dziennego nad zupełnie niepotrzebną śmiercią jednostki, gdy w tle jest masowy mord, powinna być czymś podstawowym, gdy chcemy myśleć o pokojowym współistnieniu.
Jedna zwierzęca śmierć, zbyt gładko wpisująca się we „względny porządek świata”, na tle ludobójstwa, które również miało być przecież formą uporządkowania, oczyszczenia świata.
Żeby przekonać się, na ile ludzie zdolni są do życia w pokoju, nie wystarczy patrzeć na podnieconych siłą militarystów, na zaciśnięte usta tych, którzy nienawidzą i próbować przejrzeć na wylot ciasne umysły ksenofobów. Trzeba również spojrzeć na moralną ślepotę, przemoc i szowinizm tych, którzy mają ambicję działać na rzecz pokoju.