Kraj

Graff: Dlaczego nie napiszę tekstu o Cvecie Dimitrovej

Chodzi o prawo do mówienia własnym głosem. I prawo do milczenia.

Stało się: Ewa Majewska na łamach „Codziennika Feministycznego” (a przedtem w burzliwej dyskusji na Facebooku) wezwała mnie do tablicy. Zresztą nie tylko mnie: Towarzyszki z feministycznej ławy, Kinga Dunin, Agnieszka Graff, Kazimiera Szczuka i wiele innych nie zdobyły się, jak dotąd, na żadne publiczne wystąpienie w sprawie tekstu swojego naczelnego (…) na całe 5 lat tego wyzysku nie ma żadnej środowiskowej reakcji (…) jesteśmy – my, feministki, lewicowe teoretyczki i aktywistki i tak dalej – ostatnimi osobami, które mają prawo w tej sytuacji „wybaczać” czy „odpuszczać”.

Szanuję rewolucyjny zapał i w większości podzielam diagnozy Ewy Majewskiej, chociaż niepokoi mnie łatwość, z jaką pomija komplikację psychologiczną towarzyszącą przecież milczeniu i niewidzialności kobiet na styku sfery prywatnej i publicznej. Tekst Majewskiej przypomina dwa klasyczne manifesty kobiet z amerykańskiej Nowej Lewicy: Goodbye to All That Robin Morgan i Grand Coolie Damn Marge Piercy. Oba analizują na gorąco mechanizmy wyzyskiwania i marginalizowania kobiet w lewicowych organizacjach. Serdecznie polecam ich lekturę Sławomirowi Sierakowskiemu, który uważa, że nazwał w swoim tekście rzeczy dotąd nienazwane. Przy okazji polecam mu także książkę Dale Spender pt. The Writing or the Sex – przedstawia i obszernie dokumentuje proceder emocjonalno-duchowego wampiryzmu, wyzysku, nieświadomego plagiatu, a czasem zwykłej kradzieży tekstów, które przez całe dekady uprawiali w stosunku do swoich życiowych partnerek i licznych przyjaciółek tacy pisarze, jak Lew Tołstoj, D.H. Lawrence czy F. Scott Fitzgerald. To nie były partnerskie relacje: partnerki przepisywały i redagowały (wtedy to była obróbka) albo przeciwnie – podrzucały pomysły i wstępne wersje tekstów, na przykład użyczając mężom swoich pamiętników (wtedy to się nazywało „surowy materiał”). Panowie dawali nazwisko. Bo to ich wysiłek zawsze miał rangę sztuki.

W ogóle chętnie bym o tym wszystkim podyskutowała, nie tylko z Ewą Majewską i Sławomirem Sierakowskim, ale także z Anną Dryjańską, która zdaje się sądzić, że niewidzialną pracę łatwo można wycenić, a Sierakowski powinien Dimitrovej po prostu zapłacić. Chętnie podyskutuję też z Agnieszką Wiśniewską, która w wywiadzie dla Natemat.pl mówi, że ją tekst Sierakowskiego wzruszył, bo „Miał odwagę publicznie przyznać, że osobiście brał udział w czymś, co nie jest sprawiedliwe”. Cóż, mnie nie wzruszył. Chętnie bym natomiast usłyszała coś więcej o niesprawiedliwości, z której zdał sobie sprawę.

Tymczasem jednak cała ta rozmowa odbyć się nie może. A w każdym razie nie powinna. Tak właśnie uważam i dlatego dotąd milczałam i dalej zamierzam w tej sprawie milczeć. Nie chcę ani oskarżać Sławomira Sierakowskiego, ani tym bardziej wybaczać mu w imieniu Cvety Dimitrovej. Warto pytać, jak w polskich warunkach działa wyzysk w ramach związku dwojga wybitnych osób, z których jedna (zwykle mężczyzna) jest osobą z nazwiskiem i sporym dorobkiem, a druga pozostaje w jego cieniu. Jednak robienie tego na przykładzie życia Cvety Dimitrovej i na podstawie informacji zawartych w tekście Sierakowskiego jest pomysłem… jak by to ująć? Powiedzmy oględnie, że chybionym.

Tekst Sierakowskiego to próba podziękowania Cvecie, wyciągnięcia jej z cienia, złożenia hołdu jej niewidzialnej pracy. To także próba przeprowadzenia analizy tego, jak ją traktował, w nawiązaniu do pracy Shany Penn o kobietach Solidarności. Moim zdaniem próba dramatycznie nieudana, choć wierzę, że pełna dobrych intencji. Dlaczego? Bo to  j e g o  tekst. Rzecz w tym, że w takich analizach liczy się nie tylko, co zostanie powiedziane, ale także, KTO to mówi i w czyim imieniu.

Jedni odczytali tekst Sierakowskiego jako piękny gest, inni – jako przejaw paternalizmu czy wręcz akt agresji. Ja miałam w głowie tylko jedno pytanie: czy Cveta wyraziła na taką publikację zgodę?

Otóż nie wyraziła. Tekst Sierakowskiego stanowi oczywiste nadużycie: to tekst zwierzeniowy o Cvecie Dimitrowej napisany i opublikowany bez jej wiedzy i zgody. Owszem, dotyczy jej dorobku, ale przede wszystkim dotyczy jej życia osobistego. „Podziękowania” Sierakowskiego sprawiły, że Cveta Dimitrova zaczęła funkcjonować w przestrzeni medialnej jako ofiara jego wyzysku, a przede wszystkim jako bohaterka jego opowieści.

Dramatyczne pożegnania feministek z lat 60. i 70. z lewicą pisały kobiety, które miały dość wyzysku i mizoginii. Opisywały w ł a s n e doświadczenia, wyrażały własny gniew.

Książka Shany Penn to próba empatycznego uchwycenia doświadczeń innych kobiet. Jak pamiętamy, jej interpretacja ich życia wzbudziła swego czasu zniecierpliwienie, a nawet protesty niektórych bohaterek – uznały, że ktoś dokleja do ich doświadczeń ideologię, nie chciały być materiałem dowodowym w feministycznej sprawie. Książka Penn pełna jest cytatów z ich wypowiedzi, a każdy z nich był autoryzowany. Co więcej, praca ta nigdy nie wkracza na teren prywatności czy intymności. A jednak pojawił się problem zawłaszczenia cudzego życia, odebrania komuś prawa do mówienia (lub milczenia) we własnym imieniu. 

Temat niewidzialnej pracy kobiet w polskich środowiskach lewicowych (także w Krytyce) jest ciekawy, bolesny, ważny i powinien wreszcie zostać poddany debacie.

Kiedyś próbowałam taką debatę sprowokować (zresztą razem z Kazimierą Szczuką i Kingą Dunin). Teraz temat wraca – i dobrze. Mam nadzieję, że będzie ostro i uczciwie, że wiele osób to i owo zrozumie. Zapewne będzie bolało. Nie obędzie się bez konkretnych i bardzo osobistych przykładów z życia autorek rozliczeniowych tekstów. Właśnie – a u t o r e k. To chyba kluczowe słowo, bo w końcu w całej tej awanturze chodzi o autorstwo właśnie. O dorobek intelektualny, o to, kto podpisuje czyje teksty, kto i dlaczego rezygnuje z podpisywania własnych. Chodzi o prawo do mówienia własnym głosem. I prawo do milczenia. Proponuję więc siostrom z feministycznej ławy – analizujmy wyzysk, oburzajmy się na niesprawiedliwość, opowiadajmy swoje historie, ale odczepmy się od Cvety. Tekst o tym, czy Cveta Dimitrova była, czy też nie była wyzyskiwana i czy wyzyskiwana się czuła, ma prawo napisać tylko jedna osoba – Cveta Dimitrova. Mam nadzieję, że kiedyś go napisze. Ale ma go też prawo nie pisać, a nam nic do tego.

W sferze prywatnej, a także na śliskiej granicy między prywatnością i sferą publiczną, odbywa się wyzysk, dochodzi do przemocy i nadużyć, toczy się nierówna gra o władzę i znaczenie. Prywatne jest polityczne – to jasne. Feminizm jest od tego, by te mechanizmy ujawniać, analizować, rozliczać winnych i wspierać ofiary wyzysku.

Nie znaczy to jednak, że wszystko, co dzieje się między dwojgiem ludzi, jest polityczne. Ani że to, co intymne, ma być koniecznie publiczne.

A już na pewno nie jest tak, że w imię feminizmu mamy prawo publicznie wałkować czyjąkolwiek prywatność. Walki o sprawiedliwość nie toczy się cudzym kosztem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Graff
Agnieszka Graff
Publicystka, amerykanistka
dr hab. Agnieszka Graff – kulturoznawczyni i publicystka, absolwentka Amherst College i Oksfordu, profesorka w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego. Oprócz „Świata bez kobiet” (2001) – książki, której poszerzone wydanie ukazało się w 2021 roku po dwudziestu latach nakładem wydawnictwa Marginesy – wydała też: „Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie” (W.A.B. 2008), „Matkę feministkę” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2014) oraz „Memy i graffy. Dżender, kasa i seks” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2015, wspólnie z Martą Frej). W serii z Różą Krytyki Politycznej ukazał się autobiograficzny wywiad rzeka pt. Graff. Jestem stąd” (2014; współautorem jest Michał Sutowski). Publikowała teksty naukowe w takich czasopismach jak: „Signs”, „Public Culture”, „East European Politics and Societies”, „Feminist Studies”, „Czas Kultury” i „Teksty Drugie”. Współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca, członkini rady programowej stowarzyszenia Kongres Kobiet. Od kilku lat pisuje felietony do „Wysokich Obcasów”. Autorka polskiego przekładu „Własnego pokoju” Virginii Woolf.
Zamknij