Nie należy ulegać szantażowi, że kiedy nie myśli się w kategoriach totalnej zmiany, to nie dąży się do istotnych zmian w rzeczywistości społecznej.
Jakub Stańczyk: Co to znaczy Poza pewnością i konwencją? Co pan rozumie przez tytuł swoich zajęć w Instytucie Studiów Zaawansowanych?
Maciej Gdula: Chciałem podczas naszego seminarium przyjrzeć się różnym możliwościom, które rodzą się poza myśleniem deterministycznym i konstruktywizmem. Chodzi o nurty we współczesnych naukach społecznych, które odchodzą od myślenia w kategoriach konwencji, nie wracając jednocześnie do myślenia w perspektywie determinacji, poszukiwania praw rozwoju historycznego, czy prostego empiryzmu. Teorie postkonstruktywistyczne, o których tutaj mowa, nie postulują zwykłego powrotu do mierzenia rzeczywistości w imię przekonania, że istnieje ona sama w sobie niezależnie od tego, co dzieje się między aktorami społecznymi.
Wielokrotnie podczas naszych zajęć zastanawiałem się, w jaki sposób stosujemy ten schemat „krytyki krytyki”. Czy dochodzimy do nowej fazy rozwoju naukowego i uzyskujemy konkretny, jednolity korpus teoretyczny, zajmujący się tym razem podważaniem arbitralności. A może ta dziura pomiędzy pewnością i konwencją staje się po prostu przemieszaniem wszelakich nurtów myślowych?
Wątek odchodzenia od konwencji jednoczy różne teorie. Na seminarium zajmowaliśmy się teoriami od ANT (Actor Network Theory) przez nowy pragmatyzm i prace Judith Butler aż po nieklasyczne socjologie wiedzy. To był rzeczywiście duży, niejednolity zbiór. Uważam, że pomimo różnorodności te wizje coś łączy: przekonanie, że rzeczywistość wytwarza jakieś tarcie, opiera się, nie jest doskonale elastyczna i nie pozwala kształtować się w dowolny sposób.
Trzeba dziś zastanowić się nad tym, jak wygląda świat społeczny, jeżeli założymy, że rzeczywistość ludzka, ale też technologiczna i naturalna stawiają opór, i jakimi narzędziami należy je badać.
Prowokacyjnie zarzuciłbym tym nurtom kryptokonserwatyzm. Kiedy odkrywamy jakieś tarcie, rodzi się w nas chęć dowiedzenia się, skąd ono wynika, a te teorie zawieszają to pytanie. Dojrzalszy konstruktywizm zawsze będzie zakładał, że istnieje pewien opór. Będzie jednocześnie twierdził, że ciągle istnieje jakiś ruch, stałe napięcia pomiędzy tym co stałe a tym, co arbitralne. W momencie, w którym uznajemy istnienie sfery arbitralności, która dochodzi do pewnej granicy, a dalej mamy tę stawiającą opór rzeczywistość, to wszelkie napięcie zostaje zniesione.
Rzeczywiście w niektórych teoriach może być pokusa, żeby to, co realne uznać za racjonalne. Jeżeli coś stawia opór, istnieje i nie można tego ruszyć, to trzeba się z tym pogodzić. W tym sensie są one konserwatywne. W obrębie samego postkonstruktywizmu są jednak różne możliwości. Są takie perspektywy, które będą ciążyć w stronę pogodzenia się z rzeczywistością lub zaoferują nawet swoje narzędzia rynkowi. Natomiast z drugiej strony jest kilka nurtów, które pragną pozostać krytyczne. Chcą to jednak robić inaczej niż w teoriach konstruktywistycznych. W konstruktywizmie krytyka polega na pokazaniu, że realia, w których żyjemy, jak na przykład płeć, tożsamości seksualne, wiedza, czy klasa, są stworzone i przesiąknięte jednocześnie mechanizmami władzy. Teorie krytyczne chcą pokazać, że władza sięga wszędzie i chodzi im o wywołanie efektu spustoszenia. Podmiot ma odkryć, że wszystko jest władzą.
On też.
On też i dowiedzenie się o tym ma wyzwolić w nim dążenie do autonomii. Tak jest na przykład u Slavoja Žižka. Nurty postkonstruktywistyczne pokazują natomiast zupełnie inne stawki krytyki. Najważniejszymi pojęciami stają się w nich nie autonomia, ale dostęp, nie uznanie, ale bezpieczeństwo.
Nie jest już pytaniem, jak się uwolnić od mechanizmów władzy, tylko jak się podłączyć do pewnych instytucji, sieci społecznych, żeby na przykład podnieść swoją jakość życia.
Z tego, że ktoś mi powie, że uznaje moją seksualną tożsamość nic mi nie przyjdzie, jeśli dostanę niebezpieczną szczepionkę.
Dlaczego dochodzi do tego przełamania? Czy wynika ono z poczucia porażki i chęci pójścia na jakiś kompromis albo przestraszenia się swoim własnym projektem. Czy może teorie krytyczne szukają innych narzędzi krytyki, bo dostrzegły, że rozwiązania zmierzające w stronę radykalizmu nie odpowiadają ich intencjom?
Postkonstruktywizm zaczął się dla różnych teoretyków od zupełnie innych doświadczeń. Przykład z Michelem Foucaultem, który po 1976 roku odszedł od projektu zmierzającego do pokazania arbitralności samego podmiotu, jest bardzo ciekawy. Žižek interpretuje, że Foucault nie wytrzymał zmierzenia się z prawdą, którą odkrył, co mi się wydaje kompletnie nieprawdziwe. Foucault mówi raczej, że to, co wcześniej wydawało mu się świetnym narzędziem krytyki, dziś w ogóle już przestaje nim być, nikt już się tego nie boi. Więc Foucault zaczął szukać nowych narzędzi skuteczniejszej krytyki i wtedy doszedł do koncepcji biopolityki, władzy pastoralnej itp.
Dla Butler odejście od konstruktywizmu, który dominuje jeszcze w Uwikłanych w płeć, wiąże się z zamachami na World Trade Centre. Widać w nich moment zewnętrzności, który pokazuje, że jesteśmy zależni od innych, że istnieje śmierć, że nasze ciała są kruche. Jej przejście do postkonstruktywizmu jest związane z utratą bezpiecznej pierwszoświatowości przez Stany Zjednoczone.
Wreszcie dla części teoretyków było to z kolei doświadczenie różnorodności rzeczywistości społecznej. Tak jest na przykład z Bruno Latourem, dla niego fundujące były jego badania w laboratorium i dostrzeżenie momentu, w którym dotyka się pewnej materialności świata biologicznego, o którym nie mamy czelności powiedzieć, że jest wyłącznie konstrukcją.
Odnoszę wrażenie, że to wyliczenie jest nie bez znaczenia. Od Foucaulta do Latoura stopniowo spada poziom krytycyzmu. Latour przecież nie może mieć problemu z technologią, biorąc ją za pełnoprawnego aktora. Mi natomiast ciężko wyzbyć się poczucia, że technologia jest w naszych czasach ważnym narzędziem władzy. Myślę, że jeszcze w przypadku Foucaulta można o tym mówić, bo miał bardzo podobne intuicje co Szkoła Frankfurcka. Z kolei Latour już ten element pomija.
Sam Latour broni się, mówiąc, że wysoki stopień krytycyzmu wobec technologii nie przynosi nam żadnej wygranej. Na swoim boisku osiągamy pewien sukces, ale na koniec nie mamy nic do powiedzenia o technologii, bo bierzemy ją jedynie za narzędzie panowania. Kiedy zauważymy, że sieci społeczne to tak naprawdę sieci techno-społeczne, to dopiero zaczynamy prawdziwą dyskusję o tym, co to jest władza. Zagrożenie jest tu obecne, ale jest ono mniejsze niż w wypadku, kiedy będzie się absolutnym krytykiem, wyniosłym i dalekim od rzeczywistości. W tej drugiej sytuacji zyskuje się szacunek tylko we własnym gronie, a traci się zdolność wchodzenia w konflikt na zewnątrz.
Ten przykład dobrze pokazuje, jak krytyka może stać się zamknięta i konserwatywna. W jaki sposób jesteśmy zatem z perspektywy politycznej i społecznej skuteczniejsi i mądrzejsi, wchodząc na poziom postkonstruktywistyczny?
Teorie, o których mówimy, są w dzisiejszej sytuacji czymś, co bardziej otwiera na poszukiwanie zmiany społecznej. Myślenie w kategoriach postkonstruktywistycznych każe nam myśleć o tym, że istnieje wielu aktorów społecznych, a nie tylko relacja systemu i jednostki. We wszystkich teoriach konstruktywistycznych występują kategorie dyskursu, systemu, społeczeństwa, wiedzy-władzy, czegoś, co porządkuje relacje społeczne i sprawia, że podmiot przestaje być autonomiczny. Kiedy przejdziemy do postkonstruktywizmu, nie widzimy tylko dramatu jednostki, która musi się wyzwolić. Ten nurt podejmuje wyzwanie analizy rzeczywistości wielu aktorów, staje przed pytaniem o to, jakie są relacje między nimi, na ile są oni elastyczni, i w jaki sposób następuje przejście od partykularnego interesu do zuniwersalizowanych stawek. Dzięki temu pojawia się możliwość myślenia o zaangażowaniu nauki w zmianę społeczną. Rzeczywistość staje się bardziej pociągająca. Warto ją badać, bo ma się poczucie, że można ją trochę poprzestawiać.
Nie należy ulegać szantażowi, że kiedy nie myśli się w kategoriach totalnej zmiany, to nie dąży się do istotnych zmian w rzeczywistości społecznej.
Ponadto teorie krytyczne odgrywają dziś ważną rolę w systemie społecznym. Swoiście wpisały się w korpus nauki i można zrobić karierę zarówno rynkową jak i intelektualną z ich użyciem. Postkonstruktywizm może pokazywać, jak rynek, również ten intelektualny, włączył w siebie te teorie.
Tak się na pewno stało. Tylko jak pana zdaniem nastąpiło to wpisanie?
Po pierwsze myślę, że dotyczyło to czysto materialnego poziomu. Kiedy chciałbym zarobić jako naukowiec, to sięgnąłbym po książkę do tłumaczenia, która najlepiej się sprzeda, a tak jest z pozycjami krytycznymi jak Michel Foucault i Pierre Bourdieu. Po drugie, patrząc na to trochę ideologicznie, jeśli jakiś system chce się utrzymać, to skuteczniej dla niego jest wytworzyć teorię, którą każdy przeczyta i uzna, w nieco stoickim nurcie, że jego zrozumienie zdominowania działa wyzwalająco. I to właśnie pod tym względem teoria krytyczna staje się skrajnie konserwatywna, bo pozwala nam się zgodzić na dominację. Na przykład: jestem wyzwolony, bo przeczytałem Foucaulta i rozumiem, że moja seksualność jest mi narzucana. Nic z tym jednak nie zrobię, bo rozumiem, że mój wpływ na rzeczywistość jest tutaj znikomy. Wiem natomiast, że w stosunku do mojego sumienia jestem rozliczony.
To słuszna diagnoza, bo teorie konstruktywistyczne nie zakładały że efektem ich przyswojenia może być wzruszenie ramion i pewien rodzaj cynizmu, poczucie przynależności do wybranego grona oświeconych. Założeniem krytycznych nurtów było, że kiedy ktoś się dowie o istnieniu systemu dominacji, to na pewno będzie dążyć do jego zniesienia i bronienia swojej autonomii. Natomiast może to iść w druga stronę, stronę cynizmu i ironii, a przecież ironia wcale nie działa wyzwolicielsko, jest raczej narzędziem konformistycznym. Wielcy ironiści to są najczęściej wielcy konformiści.
Czy w takim wypadku nauczanie myślenia postkonstruktywistycznego w obrębie akademii nie musi nieść za sobą jakiejś intelektualnej misji?
Postkostruktywizm może przywrócić zainteresowanie uniwersytetu różnorodnością świata społecznego i myśleniem na temat zmiany społecznej. Akademia dosyć dobrze uczy, jak poznawać rzeczywistość i jak oferować pewne produkty naukowe klientom, natomiast w mniejszym stopniu nastawiona jest na branie odpowiedzialności za kształtowanie społeczeństwa. Te nowe teorię mogą torować ścieżkę zainteresowania ludzi ruchami społecznymi. Otwierają możliwość myślenia, że zmiana wchodzi w grę, ponieważ mocna krytyka bardzo często rodzi bezsilność. Natomiast kiedy widzimy, że rzeczywistość jest „przestawialna”, że każdy rodzaj zaangażowania daje szansę na realną zmianę społeczną, to zainteresowanie nią jest coraz większe.
Każda teoria krytyczna ma jakąś stawkę w grze. Czy nurty postkonstruktywistyczne nie sprowadzają jej do bardzo małych rozgrywek na lokalnym poziomie, a pogodziły się już ostatecznie z tym, że nie możemy stworzyć narracji, która by świat rewolucjonizowała?
Na pewno ten rodzaj naukowości ma w sobie więcej reformizmu niż rewolucjonizmu. To byłby zarzut Žižka do tych teorii. Jego zdaniem, jeżeli chcemy zrobić małą zmianę, musimy mieć wielkie plany. Jeżeli ktoś chce zmienić system bankowy, to musi chcieć znieść kapitalizm. Czy jednak nie większe pożytki mogą dzisiaj wyniknąć z refleksji, jak wyglądają stosunki sił pomiędzy różnymi aktorami społecznymi i tym, jak zdefiniować ich wspólne interesy? Tutaj postkonstruktywizm dostarcza o wiele ciekawszych i wydajniejszych narzędzi do analizy sytuacji społecznej niż dążenie do rewolucji. W tym sensie, innym niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni, postkonstruktywizm może być nawet bardziej rewolucyjny, ponieważ pyta o realnych aktorów społecznych i o stosunki sił pomiędzy nimi. To z kolei jest bliższe prawdziwej polityki i zmiany. Pytanie tylko, czy nie stanie się z nim dokładnie to samo, co z krytycznymi teoriami.
Maciej Gdula – doktor socjologii, publicysta, członek zespołu Krytyki Politycznej, pracuje w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, wykłada w Instytucie Studiów Zaawansowanych.
Jakub Stańczyk – student trzeciego roku Kolegium Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW, członek zespołu Kultury Liberalnej.
Wywiad jest częścią cyklu rozmów, które podsumowują pierwszy rok kilkunastu stałych seminariów prowadzonych w Instytucie Studiów Zaawansowanych. Aby przedstawić treść każdego z nich szerszej publiczności, poprosiliśmy wybranych studentów o przeprowadzenie rozmów z prowadzącymi, które ukazują się obecnie w Dzienniku Opinii.