Ulrich Beck miał wielki wpływ na myślenie w dwóch ostatnich dekadach. Co z tego zostaje dziś?
Zmarły 1 stycznia Ulrich Beck był bez wątpienia jednym z tych myślicieli, którzy zdefiniowali sposób rozumienia świata w latach 90. Talent w wymyślaniu pojęć, upór badawczy i zdolność budowania socjologicznej opowieści przyczyniły się jednak nie tylko do lepszego zrozumienia współczesności, ale stanowiły ideologiczną podbudowę dla trzeciodrogowego skrętu lewicy w stronę centrum.
Społeczeństwo ryzyka – pojęcie, które Beck stworzył po katastrofach w Bhopalu i Czernobylu, stało się jego sztandarowym hasłem, właściwie od razu kojarzonym z jego nazwiskiem. Beck dowodził, że dawny porządek oparty na państwie narodowym, podziale klasowym i tradycyjnej patriarchalnej rodzinie odchodzi w przeszłość. Przemiany technologii i problem ekologiczny po prostu zmieniły parametry życia społecznego. Dziś nikt nie wierzy już w naukę prowadzącą nas do uporządkowanego świata przyszłości. Musimy mierzyć się z ryzykiem, którego nie da się do końca przewidzieć i uniknąć – pisał Beck.
Nowe zagrożenia ślepe są na stare podziały i nierówności. Zanieczyszczenia czy chmury radioaktywne nie wiedzą, co to granice państwowe i różnice dochodów. Problemy są globalne i nie daje się ich zamortyzować za pomocą dawnych instytucji politycznych. Dlatego poszukiwać trzeba nowych form zaangażowania i organizowania wspólnotowego życia. Beck zwracał tu uwagę na rolę ruchów społecznych, które przekraczają narodowe tożsamości, zajmują się problemami globalnymi i postulują pogłębienie demokratycznej kontroli nad kluczowymi obszarami określającymi dynamikę modernizacji (np. nad energią atomową, badaniami naukowymi, genetycznymi modyfikacjami żywności).
Nowe formy organizacji politycznej i zaangażowania mają opierać się nie na interesach grupowych, ale autentycznym zaangażowaniu w sprawy ludzkości. Dziać się tak będzie ze względu na postępującą indywidualizację, która z jednej strony wynika z rozluźniania się gorsetu starych tożsamości (narodowych, klasowych, płciowych) a z drugiej bierze się z rosnącej roli wyboru przy organizowaniu biografii. Tak rozumiana indywidualizacja to konieczność w świecie ryzyka. Nic nie jest nam dane raz na zawsze – ani praca, ani małżonek, ani tożsamość polityczna. Ciągle na nowo musimy wybierać, gdy nie da się utrzymać starego sposobu życia. Nie należy jednak nad tym załamywać rąk. Lepiej widzieć w tym nadzieję na przekroczenie partykularyzmów (każdy dziś musi wybierać) i perspektywę wspólnego zaangażowania w zmianę świata. W sytuacji sprasowania struktur pośrednich takich jak państwo narodowe, związki zawodowe czy partie polityczne, to właśnie działanie wynikające z indywidualnego i motywowanego etycznie wyboru jest najlepszym sposobem, żeby sprostać dzisiejszym wyzwaniom.
Największe wątpliwości w socjologii Becka budzi gładkie przejście od zagadnień ryzyka związanego z techniką i problemem ekologicznym do niepewności w takich sferach jak praca czy rodzina. W końcu chmura radioaktywna nie powoduje uelastyczniania rynku pracy i wzrostu bezrobocia. Współwystępowanie w czasie rozszerzania się neoliberalizmu i wzrostu świadomości zagrożeń ekologicznych pozwoliło Beckowi na naturalizację społecznych efektów ekspansji pewnego typu kapitalizmu.
Dla Becka analiza przyjmująca kapitalizm za zasadniczy punkt odniesienia trąciła myszką. Odrzucał ją jako przejaw skostnienia w schematach tracących związek z rzeczywistością. Na zmiany patrzył przede wszystkim z fascynacją, poszukując nowych konfiguracji i form życia społecznego domagających się wyjaśnienia i spożytkowania. Stąd wynikał jego optymizm wobec ruchów społecznych i zaangażowania w politykę opartego na indywidualnym, etycznym wyborze.
Nie znaczy to, że opisywany przez niego świat był pozbawiony konfliktów. Sposób, w jaki o nich pisał był charakterystyczny dla całego pokolenia intelektualistów, które spychało lewicę w stronę centrum. Świetnie widać to w jego książce o „niemieckiej Europie”. Beck sytuację opisywał mniej więcej tak: podstawowym wyzwaniem dla polityki jest odrzucenie nacjonalizmu, a dziś reprezentuje go Angela Merkel, która forsuje rozwiązania korzystne dla Niemiec i przyczynia się do poczucia moralnej wyższości Niemców dyktujących Europejczykom, co robić i jak żyć. Cała nadzieja w ruchach społecznych, które zdystansują się od partykularyzmu i wybiorą prawdziwie kosmopolityczną Europę. Napędem dla nich mają być nie interesy ekonomiczne, ale wola tworzenia Europy wolnej od nacjonalizmów. Na próżno szukać u Becka odwołań do konfliktu klasowego czy analiz napięć w Unii Europejskiej związanych z dynamiką kapitalizmu – na przykład, jeśli chodzi o nierównowagę w handlu czy kwestię zadłużenia. Stąd uniwersalizm Becka pozostawał w znacznej mierze pusty i życzeniowy.
Dziś w Hiszpanii czy Grecji horyzont działania ruchów społecznych zdecydowanie przekracza ten, który wyznaczał im Ulrich Beck. Dynamika kapitalizmu znowu jest w centrum zainteresowania, a interesy i redystrybucja wcale nie są pojęciami z zakurzonego słownika.
Jeśli obecnie ruchy społeczne mogą w pismach Becka szukać czegoś dla siebie, to przede wszystkim optymizmu w myśleniu o perspektywach współdziałania i otwartości na zmianę.
Byłoby to wykorzystanie najbardziej utopijnego wymiaru jego pisarstwa, które było dziedzictwem buntu 1968 roku, zanim jeszcze jego uczestnicy pogodzili się z kapitalizmem.
Czytaj także:
Potrzebna nam polityczna Eurowizja – z Ulrichem Beckiem rozmawia Michał Sutowski.
Nędza euroentuzjazmu – Maciej Gdula recenzuje Niemiecką Europę Ulricha Becka.