Kraj

Konieczny: Obce rakiety zabiły dwójkę polskich obywateli. Winę za to ponosi Rosja

15 listopada około 15.40 na wieś Przewodów w powiecie hrubieszowskim spadły rakiety, zabijając dwóch polskich obywateli. Polska znalazła się w centrum zainteresowania całego świata, bo po raz pierwszy w czasie wojny, którą w Ukrainie rozpętała Rosja, naruszona została granica państwa należącego do NATO. Czy byliśmy na skraju III wojny światowej? Rozmawiamy z posłem partii Razem Maciejem Koniecznym.

Katarzyna Przyborska: Co zostało ustalone w czasie spotkania Rady Bezpieczeństwa Narodowego?

Maciej Konieczny: Usłyszeliśmy od prezydenta i premiera, że nie doszło do celowego ataku na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej. To jest informacja najważniejsza.

I w związku z tym Polska rezygnuje z wnioskowania o zastosowanie artykułu 4 NATO i zwołania narady państw należących do Paktu?

Taka konsultacja byłaby potrzebna w sytuacji realnego zagrożenia, gdyby doszło do celowego, zamierzonego incydentu ze strony Rosjan. Jeśli doszło do tragicznego wypadku – za który oczywiście odpowiada Rosja, dokonująca tego dnia zmasowanego ataku na Ukrainę – to nie ma potrzeby wprowadzania artykułu. Wiemy, że kontakt pomiędzy naszymi władzami a sojusznikami z NATO był od wtorku bardzo intensywny, i zakładam, że decyzja o odstąpieniu przez Polskę od uruchamiania artykułu 4 zapadła wspólnie.

To decyzja polityczna opierająca się na faktach? Śledztwo w sprawie pochodzenia rakiety będzie jeszcze trwało. Ołeksij Daniłow, sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa i Obrony, a także prezydent Zełenski domagają się dopuszczenia ukraińskich ekspertów do śledztwa, bo według nich pocisk nie jest ukraiński, nie został też wystrzelony przez stronę ukraińską. A takie stwierdzenie padło ze strony prezydenta USA.

Odpowiednie służby, zarówno polskie, jak i amerykańskie uznały, że nie mieliśmy do czynienia z celowym atakiem ze strony Rosji. To oczywiście nie unieważnia potrzeby dalszego śledztwa, ale stało się podstawą dalszych działań i decyzji. Podniesiona została gotowość bojowa części polskiego wojska i pozostałych służb. Myślę, że to adekwatna reakcja.

Jeśli okaże się, że rakiety nadleciały z terenu Ukrainy, czy nie zostanie to obrócone przeciw niej?

Tragedia w powiecie hrubieszowskim była efektem zmasowanego ataku Rosji na Ukrainę. Jest oczywiste, że gdyby nie rosyjska agresja, toby do niej nie doszło. Za wojnę, za ostrzał Ukrainy, za śmierć obywateli polskich w Przewodowie odpowiada Moskwa.

We wtorek obserwowaliśmy moment paniki: czy Polska nie zostanie w tej sytuacji sama, czy NATO nas wesprze. Pierwsze zaczęły napływać deklaracje państw, którym Rosja zagraża: Estonii, Litwy, Finlandii, jeszcze zanim polski rząd nazwał tę sytuację. Czy test solidarności przeszliśmy?

Warto docenić, że się tej panice nie poddaliśmy. Trochę czekaliśmy na oficjalne informacje od rządu, ale też wiemy, że w tym czasie zachodziła bardzo intensywna wymiana informacji między naszymi zachodnimi sojusznikami NATO, partnerami z krajów bałtyckich i Ukrainą. To zdało egzamin.

Usłyszeliśmy ostatnio od ministra Błaszczaka, że jesteśmy bezpieczni, że systemy działają. Marszałek Czarzasty zapowiadał, że na posiedzeniu RBN zapyta, jak te systemy działają w kontekście rakiety, która spadła na Przewodów, i dlaczego informacji o tym, skąd przyleciała, nie dostajemy od jednostki rozpoznawczej w Hrubieszowie, tylko czekamy, aż podadzą ją Amerykanie. Czy dostał odpowiedzi na te pytania?

Siłą rzeczy nie możemy być stuprocentowo bezpieczni w sytuacji, w której intensywne działania toczą się tuż za naszą granicą. Jeżeli minister Błaszczak opowiada coś innego, to nie mówi całej prawdy. Nie miejmy też złudzeń, żaden system ochrony przeciwrakietowej nie ochroni całego terytorium państwa tak dużego jak Polska. To są systemy zaprojektowane do ochrony określonych obszarów i obiektów strategicznych. Pytanie kluczowe to czy obiekty strategiczne są należycie chronione.

A są?

To wiedza, która znajduje się przede wszystkim w posiadaniu rządu. Z tragicznych wydarzeń ostatnich dni nie powinniśmy jednak wyciągać wniosku, że system nie działa, bo rakieta spadła tuż za polską granicą po paru sekundach lotu nad Polską.

Sierakowski: Nie chcę wojny z takim rządem

Na komunikat rządu czekaliśmy długo, pocisk spadł przed 16.00, informacje zaczęły dochodzić koło 17, rzecznik dopiero po 22, wyraźnie zdenerwowany, wygłaszał nerwowo komunikat, który nie był dobrze przygotowany. Trzy godziny oczekiwania na najprostsze nazwanie sytuacji daje przestrzeń na dezinformację. A zaufanie do państwa już jest bardzo niskie.

W ostatnich latach mamy niestety do czynienia z silnym podporządkowaniem instytucji państwowych interesom partii rządzącej, co jeszcze bardziej nadwyrężyło zaufanie Polaków do państwa. Za to płacimy dzisiaj cenę. Niezależnie jednak od naszej oceny rządów Prawa i Sprawiedliwości nie powinniśmy przedkładać sensacyjnych informacji i analiz domorosłych strategów z Twittera ponad informacje czynników oficjalnych. Nawet jeżeli na te drugie przychodzi nieco dłużej poczekać.

Czy to nie jest rolą opozycji, by nie mówić jednym głosem z rządem i jednocześnie wyjść naprzeciw obawom obywateli?

Główną potrzebą polskich obywateli w obliczu zagrożenia wojskowego, którą jako politycy powinniśmy brać pod uwagę, jest zapewnienie im bezpieczeństwa. W sytuacji realnego zagrożenia komunikacja jest ważna, ale nie najważniejsza. Obce rakiety zabiły dwójkę polskich obywateli na naszym terytorium. To sytuacja bez precedensu w najnowszej historii Polski. Obowiązkiem wszystkich sił politycznych, zarówno rządu, jak i opozycji, powinna być w takiej sytuacji troska o bezpieczeństwo Polski i uniknięcie niekontrolowanej eskalacji.

Na fali jedności wobec zagrożenia udało się przegłosować ustawę O obronie Ojczyzny, co pozwoliło na zaciągnięcie kredytów na zbrojenia i wyjęło z ustawy ochronę cywilną, na chwilę pozwoliło też zawiesić sprawę lex Czarnek. Teraz lex Czarnek wróciło, a ustawa o ochronie ludności cywilnej najeżona jest pomysłami ograniczania praw obywatelskich. Czy za tę dzisiejszą jedność z rządem opozycja nie zapłaci? Czy wszyscy nie zapłacimy?

Wojna u naszych granic i odgrywająca coraz większą rolę w naszym życiu społecznym i politycznym logika bezpieczeństwa nie może pozostać bez wpływu na jakość naszej demokracji, priorytety budżetowe czy prawa obywatelskie. Rządzący z pewnością próbują i dalej będą próbować nadużywać argumentów z bezpieczeństwa do przeforsowywania swoich szkodliwych planów, ale też musimy pamiętać, że zagrożenie jest realne i takie koszty będą niezależnie od tego, kto będzie rządził.

Są jednak takie tematy, w których zagrożenie bezpieczeństwa kraju powinno popychać partie opozycyjne do tym ostrzejszej krytyki rządu. Chodzi tu przede wszystkim o konflikt z Unią Europejską. Nie ma lepszej gwarancji polskiego bezpieczeństwa niż nasze silne zakorzenienie w zjednoczonej i demokratycznej Europie. Dzisiaj polski rząd bezmyślnie ryzykuje coś, za co Ukraińcy gotowi są walczyć z bronią w ręku i oddawać życie.

Mając świadomość tego, że choć wiele spraw w Polsce nie działa tak, jak powinno, nie możemy dać się zwariować i musimy zachować elementarne zaufanie do instytucji publicznych. We wtorek na Ukrainę spadła największa liczba rakiet od początku wojny, kraj czeka trudny czas. To będzie miało poważne konsekwencje także dla Polski.

Mołdawia też częściowo została pozbawiona dopływu energii, a część analityków zauważyła, że pociski, które przyleciały do Polski, uderzyły w pobliżu linii energetycznej łączącej Ukrainę z krajami UE.

Ta teoria miałaby sens, gdybyśmy mówili o intencjonalnym ataku. Jeśli tego ataku intencjonalnego nie było, to teorie dotyczące potencjalnych celów powinniśmy odłożyć do szuflady. Nie możemy ulegać bezpodstawnym spekulacjom.

W Ukrainę Rosja wystrzeliła we wtorek około 100 rakiet, na Polskę spadła jedna. Czy ten incydent może stać się jakimś przełomem? Ukraińscy dziennikarze jeszcze wieczorem zaczęli apelować o artykuł 5 i o zamknięcie nieba, o co proszą od lutego.

Ukraińcy są w stanie skutecznie bronić się dzięki własnemu bohaterstwu, ale też dzięki bezprecedensowej pomocy militarnej i wywiadowczej państw zachodnich. To się dzieje. Zrozumiałe jest, że Ukraińcy, zwłaszcza doświadczając tak zmasowanego ataku jak wczoraj, chcieliby bezpośredniego zaangażowania krajów NATO.

Pamiętajmy jednak, że w lutym niewielu z nas spodziewało się, że Ukraina będzie w stanie się skutecznie obronić, nie mówiąc już o wygraniu tej wojny. Dziś widzimy, że Ukraina wyposażona w amerykańską i europejską broń i wszelkie możliwe wsparcie poza bezpośrednim zaangażowaniem wojskowym na miejscu, skutecznie stawia opór Rosji.

Skoro nie artykuł 5 ani 4, to jaka powinna być odpowiedź państw NATO?

Jeszcze większe wsparcie dla walczącej Ukrainy. Doposażenie Ukraińców w lepsze, nowocześniejsze, bardziej niezawodne środki obrony, co wzmocni także i nasze bezpieczeństwo. Ta sytuacja pokazuje, że nie uciekniemy od konsekwencji trwającej wojny i najlepsze, co możemy zrobić, to pomóc Ukrainie tę wojnę wygrać.

A nie wysłać tam nasze oddziały?

To mogłoby doprowadzić do niekontrolowanej eskalacji, której koszt mógłby się okazać niewyobrażalny nie tylko dla nas, ale przede wszystkim dla Ukrainy. Ukraina może wygrać tę wojnę z naszym wsparciem finansowym, militarnym, politycznym i wywiadowczym.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij