Kraj

Dziś wszyscy musimy wrócić do szkoły

Dziś dla wszystkich nadszedł dzień próby. Moment na to, żebyśmy – nauczyciele i rodzice – mówili jednym głosem.

Mój nauczyciel muzyki w podstawówce nosił szare kamizelki. Prowadził szkolny chór i uczył nas grać Wiosnę Vivaldiego na flecie prostym drewnianym. Podzieleni na grupy musieliśmy przygotowywać przedstawienia o życiu kompozytorów. To była epoka najtisów, część osób w klasie miało już kamery VHS i kręciliśmy filmy, co uznawaliśmy za bardzo nowoczesne. Pamiętam też, że nasza się niestety zepsuła i wydawało nam się absolutnym obciachem, że jednak musimy poprzestać na zwykłym przedstawieniu. Były też sprawdziany z rozpoznawania dzieł muzyki klasycznej i rywalizacja, kto pierwszy odgadnie po pierwszych nutach. Pożyczaliśmy sobie kasety magnetofonowe z fragmentami Bolera Ravela i koncertem fortepianowym e–moll Chopina. Ten ostatni był trudny do odgadnięcia: potwornie dłuży się początkowa sekwencja dźwięków, w której nie ma ani sekundy fortepianu.

Te lekcje nauczyły mnie wielu rzeczy: współpracy, nutki rywalizacji, poczucia, że wiedza o muzyce jest ważna, że muzyka jest czymś podniosłym, ale też, że śpiewanie niemądrych piosenek sprawia, że czujesz się częścią grupy. Do dziś, myśląc o tym, odczuwam wdzięczność i ogromne wzruszenie.

Problem oświaty ma to do siebie, że każdy jest od niej ekspertem, a nasze diagnozy oparte są na tym co powyższe dwa akapity – na emocjach, które zapamiętaliśmy z tych czasów. Na podstawie tych wspomnień każdy i każda z nas buduje sobie jakieś wyobrażenie szkoły i jej problemów i wypowiada się na ten temat. Zdaję sobie sprawę, że moje pozytywne wspomnienie z ośmioklasowej podstawówki – zwykłej publicznej szkoły w Krakowie – jest wspomnieniem o czasie ciepła, bezpieczeństwa i rozwoju i już na zawsze pozostanie moim punktem odniesienia dla debaty o edukacji.

Pryzmat osobistych doświadczeń często spłyca debatę. „Chodziłem do gimnazjum, więc nie mogło być tam źle”, „W podstawówce był porządek, teraz jest wieloryb i gra w słoneczko”, „Dawniej ludzie mieli wiedzę”, „Polskiej szkoły nic nie zmieni” itp., itd. Zapominamy, że każdy może wypowiedzieć te zdania. Każdy z nas posiada te wspomnienia, ponieważ polska oświata jest publiczna i na tle Europy – egalitarna i stosunkowo dobrej jakości.

Problem oświaty ma to do siebie, że każdy jest od niej ekspertem, a nasze diagnozy oparte są na emocjach, które zapamiętaliśmy z czasów szkolnych.

Mimo jednak utrwalonego dość silnie mitu kaszlącej Siłaczki i bohaterki noweli ABC, która na swoim procesie z podniesioną głową mówi o uczeniu: „,myślę, że dobrze czyniłam”, od dwudziestu kilku lat liberalne media zrobiły wiele, żeby ten klej trzymający całość rozwodnić. Po przeczytaniu dwudziestu reportaży o koszu na głowie i słoneczku można nabrać przekonania, że nasze ciepłe wspomnienia są tylko w naszej głowie. Media z jednej strony pomstują na zacofanie polskiej szkoły, z drugiej wiecznie piszą o „rujnowaniu budżetów gmin” przez budżet edukacyjny, z trzeciej kreują wizerunek środowiska oświaty jako gnuśnego, roszczeniowego, niechcącego się rozwijać. Dodajmy do tego koktajlu politykę cięć, cichą komercjalizację i prywatyzację. Następnie jeszcze: wieczne niedoinwestowanie, kredę i tablicę i brakujący kabelek do rzutnika. Dorzućmy: kreowanie atmosfery nieufności pomiędzy rodzicami i nauczycielami, a wokół zawodu aurę obciachu i nieudolności.

Starczewska: Powrót do PRL-owskiego systemu oświaty uważam za szkodliwy

Przy tym wszystkim fakt istnienia autentycznie dobrych wyników na tle światowych rankingów jest pewnym cudem. Bo kiedy w rozmowie o szkole przestaniemy mówić „ja”, możemy sięgnąć po badania i statystyki. A one pokazują wyraźnie: gimnazja na prowincji wyrównały szansę, wydłużył się rok obowiązkowej edukacji. Gimnazja, te zmitologizowane bastiony zła, dostały porządną dawkę inwestycji, innowacji, opieki psychologicznej. Te mozolne zabiegi o zreformowanie oświaty, niedoskonałe, dokonywane prawie zawsze w ogólnej atmosferze chaosu i przy bezradności środowiska, jednak się dokonywały, kreowały rozwój, pociąg ruszał z miejsca. W momencie, w którym należałoby korygować jego tory i szlifować ich krawędzie, PIS całkowicie wywraca wagony.

Ruch rządu – gest grający na naszych mrzonkach, marzeniach, nostalgiach za czasami odznaki wzorowego ucznia – jest świadomie ruchem całkowicie wstecznym. To, co było już podzielone, trzeba rozbić na jeszcze mniejsze kawałki: zdławić środowiskową solidarność. Ci, którzy uwierzyli, że PiS zadba o pewną wspólnotowość czy podmiotowość szkół i szacunek wobec zawodu, powinni się otrząsnąć. Wyrzucając z planszy wszystkie pionki – gimnazja, PiS niszczy siatkę budowanych latami powiązań i połączeń. I po raz kolejny pokazujemy nauczycielom, gdzie jest ich miejsce. Pierwszą falę zwolnień szacuje się na kilkanaście tysięcy, obcięte etaty są trudne do szacowania. Na prowincji szykuje się katastrofa. Wyrzucenie na bruk tylu ludzi, których praca już i tak na co dzień bywała bagatelizowana, lekceważona, niedostrzegana, przeora polską edukację raz na zawsze. Nie otrząśniemy się po tym brutalnym zabiegu.

Czarna legenda gimnazjów [rozmowa z Przemysławem Sadurą]

W wyniku tych wszystkich długoletnich procesów nauczyciele są dziś niepewni, zagubieni, podzieleni. Strajkowi, który dziś się odbywa, już od kilku tygodni towarzyszy atmosfera podprogowej nagonki i strachu. Związkowcy dostają ostrzeżenia, rozsiewane są plotki, w Trąbkach grono dostaje do podpisania lojalkę o braku przystąpienia do strajku. Mało kto w Polsce w ogóle wie, jak zrobić strajk, prawne uwarunkowania bardzo skutecznie są zamocowane tak, by był on prawie niemożliwy. Szkoły są dodatkowo podzielone na trzy światy: podstawówki, gimnazja (niektóre– całe do likwidacji) i szkoły średnie. Mimo tych wszystkich zawirowań dziś do strajku przystąpi najprawdopodobniej ponad 10 tysięcy szkół. To ogromny sukces.

Nie zadzieraj z matką! Rodzice przeciwko reformie edukacji

Dziś dla wszystkich nadszedł dzień próby. Moment na to, żebyśmy – nauczyciele i rodzice mówili jednym głosem. Szansa na to, żeby środowisko nauczycielskie w końcu o siebie zawalczyło: nie tylko o posady, ale o swoją godność. Chwila, w której rodzice dostrzegą, że szkoła jest siatką drobnych powiązań i bez współpracy żadna magia się nie dokona.

Dlatego ubierzmy się dziś na galowo, jak dawniej w ważne dni. Wszyscy. Zróbmy to zarówno w hołdzie dla tych, którzy nas kiedyś uczyli muzyki, jaki i dla tych, do których będzie należała nasza przyszłość.

Potraktujmy to jako kolejne święto, święto polskiej szkoły. Jeśli nie przeżyjemy go dziś jak należy, w stanie słusznego gniewu i solidarności, tych zmian nie będzie dało się już odwrócić.

Broniarz: Los reformy edukacji będzie przesądzony dopiero 1 września 2017

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Justyna Drath
Justyna Drath
Nauczycielka
Absolwentka polonistyki i filmoznawstwa na UJ. Nauczycielka, działaczka społeczna, członkini ZNP i uczestniczka Kongresu Ruchów Miejskich. Była członkinią partii Razem. Broniła Krakowa przed likwidacją szkół i Młodzieżowych Domów Kultury. Współtworzyła kampanię referendalną komitetu Kraków Przeciw Igrzyskom. Organizowała działania na rzecz demokracji lokalnej, kierowała klubem Krytyki Politycznej, pomagała w organizacji Manify.
Zamknij