Kraj

Czy jesteśmy skazani na samowolę służb specjalnych?

Tylko młoda lewica, pamiętająca o Ameerze, może zmienić ustawę dotyczącą kontroli służb.

Bulwersująca opinię publiczną sprawa irakijskiego doktoranta Ameera Alkhawlany’ego zwraca uwagę na problem natury systemowej – brak niezależnej kontroli polskich służb specjalnych. Bez stworzenia mechanizmu takiej kontroli proponowane rozwiązania dotyczące ochrony praw cudzoziemców okażą się nieskuteczne.

Adwokat Ameera Alkhawlany’ego w jednej z wypowiedzi dla mediów wspomniał, że ocenia szanse swojego klienta na uniknięcie deportacji jako minimalne. Niestety, najprawdopodobniej ma rację. Sprawa irakijskiego doktoranta na Uniwersytecie Jagiellońskim wywołała protesty studentów i pracowników UJ oraz licznych zwolenników środowisk młodej lewicy, zwłaszcza Partii Razem, a także interwencje Rzecznika Praw Obywatelskich i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Protestujący zwracają uwagę na „polski paragraf 22”, czyli art. 6 ustawy o cudzoziemcach, pozwalający na odstąpienie przez ABW od uzasadnienia wniosku o wydalenie obcokrajowca ze względu na ochronę tajemnicy.

Trzeba przyznać, że przywołany przepis jest skonstruowany wyjątkowo skandalicznie i oczywiście wymaga poprawy. Można by się tu wzorować na przepisach ustawy o ochronie informacji niejawnych dotyczących decyzji o odmowie dostępu do tych informacji – w ustawie należałoby wymienić w miarę precyzyjne przesłanki wniosku o wydalenie cudzoziemca, a uzasadnienie tego wniosku podzielić na uzasadnienie prawne – jawne i obligatoryjnie, wskazujące na jedną lub więcej tych przesłanek oraz uzasadnienie faktyczne, możliwe do utajnienia tylko w części zawierającej informacje niejawne. Wreszcie, sensownie brzmi projekt powołania, np. przy Rzeczniku Praw Obywatelskich, instytucji pełnomocnika reprezentującego interesy cudzoziemców, który miałby stosowne poświadczenie uprawniające do dostępu do informacji niejawnych i mógłby się w toku procedur zapoznawać z niejawnymi uzasadnieniami wniosków Szefa ABW, a na tej podstawie formułować odwołania od decyzji administracyjnych (tego rodzaju rozwiązanie istnieje np. w Wielkiej Brytanii).

Muszę jednak uczciwie przyznać, że powyższa propozycja, chociaż naprawiająca „polski paragraf 22”, nie będzie skutecznie zapobiegać takim sytuacjom jak sprawa Ameera Alkhawlany’ego, podobnie jak w miarę cywilizowane przepisy ustawy o ochronie informacji niejawnych nie zapobiegły wykorzystaniu tej ustawy przez ekipę „dobrej zmiany” do politycznej zemsty na poprzednich szefach Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Takie rozwiązania prawne wychodzą bowiem z założenia, że służby działają praworządnie, dokumenty formułują rzetelnie, nie manipulują faktami i wynikającymi z nich wnioskami.

W różnych komentarzach dotyczących sprawy Ameera Alkhawlany’ego przebija naiwna nadzieja, że ujawnienie uzasadnienia wniosku ABW o jego wydalenie obnażyłoby bezpodstawność tego wniosku, mającego być w istocie zemstą funkcjonariuszy za nieudaną próbę werbunku.

Śmiem twierdzić, że ujawnienie tego dokumentu niczego by nie wyjaśniło i w żaden sposób nie poprawiłoby sytuacji zainteresowanego ani nawet zapewne nie ułatwiłoby jego obrony.

Z całą pewnością nie ma tam ani słowa o domniemanej próbie werbunku, bo takich informacji ABW nie może wysyłać na zewnątrz nawet w najwyżej klauzulowanych dokumentach. Są tam za to prawdopodobnie mniej lub bardziej ogólnie sformułowane podejrzenia, że np.: „…podczas wykonywania przez ABW czynności operacyjno-rozpoznawczych ustalono, że wyżej wymieniony kontaktował się wielokrotnie z cudzoziemcami sympatyzującymi z Państwem Islamskim i dlatego może podjąć przygotowania do dokonania zamachu terrorystycznego” (uwaga dla funkcjonariusza czytającego ten tekst – powyższy cytat wymyśliłem spoglądając w sufit i nie pochodzi on z żadnego niejawnego dokumentu). Żeby zweryfikować taką informację, trzeba by mieć dostęp do konkretnych materiałów operacyjnych służby – komunikatów z podsłuchu, meldunków obserwacji, notatek z rozmów ze źródłami. Ustawy o służbach wprost wykluczają możliwość udostępnienia szczegółowej wiedzy na temat wykonywanych przez służbę czynności operacyjno-rozpoznawczych, co jest zresztą uzasadnione, bo ewentualne upublicznienie takiej wiedzy mogłoby uniemożliwić działania służb i w przypadku terroryzmu prowadzić do katastrofalnych konsekwencji.

Czy w takim razie jesteśmy skazani na samowolę służb specjalnych? W krajach demokratycznych realną odpowiedzią na możliwość nadużywania przez służby specjalne swoich uprawnień są mocne mechanizmy kontrolne. Ich celem jest zapewnienie, że służby działają w granicach prawa i nie ingerują ponad absolutną konieczność w sferę praw ludzkich i wolności obywatelskich. Istotą tych mechanizmów jest powołanie zewnętrznych organów upoważnionych do kontrolowania realizacji przez służby specjalne czynności operacyjno-rozpoznawczych. Na przykład w przywołanej już Wielkiej Brytanii stworzono skomplikowany system kontroli służb obejmujący dwóch komisarzy kontrolujących czynności inwigilacyjne i czynności operacyjne służb, specjalny trybunał rozpatrujący skargi na służby oraz posiadającą szerokie uprawnienia komisję parlamentarną powoływaną przez premiera w porozumieniu z liderem opozycji.

W niektórych krajach (np. Niemcy i Włochy) kontrola służb jest realizowana z pozycji władzy wykonawczej oraz równolegle przez obdarzone bardzo dużymi kompetencjami komisje parlamentarne. Wydaje się jednak, że takie rozwiązanie byłoby w polskich warunkach ryzykowne, ponieważ dawałoby politykom zbyt duży wgląd w działania służb i stwarzało zagrożenie wykorzystywania uzyskanej tą drogą wiedzy do bieżącej walki politycznej. Ciekawszym rozwiązaniem są niezależne organy kontrolne – kilkuosobowe komisje kontrolujące służby specjalne. Takie rozwiązania przyjęto w Kanadzie, Belgii, Holandii, Norwegii, Szwecji, Danii, Chorwacji i Portugalii. W pozaeuropejskich krajach anglosaskich utworzono natomiast jednoosobowe organy kontrolne – Inspektorów Generalnych (Australia, Nowa Zelandia, RPA, w pewnym zakresie USA, w przeszłości także Kanada).

Rozwiązania stosowane w różnych krajach czasem dość znacznie różnią się od siebie pod względem składu takich organów, trybu ich powoływania, zakresu kompetencji. Na przykład w Szwecji można w skład komisji powoływać parlamentarzystów, co w innych krajach jest wykluczone. W Danii tzw. komisję Warmberga, w swoich działaniach całkowicie niezależną, powołują spośród osób obdarzonych dużym autorytetem ministrowie nadzorujący służby, podczas gdy w innych krajach organy takie są powoływane przez parlamenty (w Norwegii organ kontrolny nosi nazwę: Parlamentarna Komisja ds. kontroli Służb Specjalnych, chociaż ustawa zakazuje parlamentowi powoływania posłów w jej skład). W niektórych krajach w skład organów powołuje się tylko czynnych lub emerytowanych sędziów, gdzie indziej nie ma takiego wymogu. W Belgii utworzono dwie komisje – do kontroli pracy operacyjnej służb specjalnych i odrębnie policji.

Szczegółowe rozwiązania w różnych krajach są rozmaite, ale jedna rzecz jest wspólna – służby nie mogą odmówić organowi upoważnionemu do ich kontroli dostępu do informacji. Jeżeli organ chce sprawdzić, czy służba mści się na człowieku za odmowę współpracy, czy też znalazła w jego sprawie istotne informacje, może zajrzeć do materiałów źródłowych i to sprawdzić (chociaż oczywiście nie może podać żadnych szczegółów do publicznej wiadomości). Nie jest to może rozwiązanie gwarantujące w stu procentach, że służby we wszystkich sprawach będą działały praworządnie, ale jest nieporównanie lepsze od braku kontroli służb, z czym mamy w Polsce do czynienia. Czasem sama możliwość przeprowadzenia kontroli może powstrzymywać funkcjonariuszy od działań sprzecznych z prawem.

Potrzeba powołania w naszym kraju niezależnego organu kontrolującego służby była formułowana przy okazji dyskusji dotyczącej przepisów inwigilacyjnych, ostatnio np. przez Rzecznika Praw Obywatelskich podczas opiniowania ustawy inwigilacyjnej PiS. Wcześniej, w 2013 r. został opracowany i rozesłany do uzgodnień projekt ustawy o Komisji Kontroli Służb Specjalnych, która miała być jednym z elementów niedoszłej reformy służb ministra Sienkiewicza. Projekt, chociaż napisany bardzo ostrożnie (miejscami zbyt ostrożnie), spotkał się z frontalnym atakiem służb specjalnych, czego przykładem może być następująca opinia Agencji Wywiadu: „Wejście w życie aktu prawnego powołującego organ kontrolny służb specjalnych w oparciu o zasady proponowane przez projektodawców spowoduje de facto znaczne utrudnienie tym służbom realizowania skutecznych działań na rzecz bezpieczeństwa państwa, prowadząc tym samym także do znacznego obniżenia poziomu bezpieczeństwa obywateli Rzeczypospolitej Polskiej.”

Ze zgrozą można pomyśleć, jakie trupy służby chowały w swoich szafach, skoro tak histerycznie reagowały na perspektywę, że ktoś mógłby tam zajrzeć.

Służby zresztą nie tylko nadesłały skrajnie negatywne opinie, ale inspirowały inne instytucje do sformułowania krytycznych uwag (np. uwagi MSZ były ewidentnie pisane przez oddelegowanego funkcjonariusza którejś agencji). Projekt oraz uwagi są nadal dostępne w internecie.

Po zebraniu krytycznych uwag zaniechano dalszych prac nad tym projektem. Rządząca Platforma Obywatelska wykazała zerową wolę polityczną w tej sprawie, a inne siły polityczne od SLD do PiS nie były w ogóle zainteresowane kwestią kontroli służb specjalnych.

Przy okazji sprawy Ameera Alkhawlany’ego warto przypomnieć o możliwości powołania niezależnego organu kontrolującego służby specjalne – rzeczywistego mechanizmu zapobiegającego naruszaniu prawa przez te służby. Trudno się spodziewać, że w obecnej kadencji PiS zdecydowałby się na nałożenie kagańca na „swoje” służby, dotychczasowa praktyka zmierza w odwrotnym kierunku. Ale i „ponowoczesna” opozycja, mając perspektywę przejęcia władzy po wyborach, może nie być zainteresowana ograniczaniem zdobywanego imperium. W tej sytuacji chyba tylko młoda lewica, jeżeli znajdzie się w parlamencie następnej kadencji, będzie mogła zgłosić projekt ustawy dotyczącej kontroli służb specjalnych. Nie zapomnijmy o Ameerze Alkhawlanym, za pięć lat upłynie okres zakazu jego wjazdu na terytorium Polski.

***

Tomasz Borkowski – były funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, były Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych, działacz opozycji w okresie PRL.

Czytaj także:
Uwolnić Ameera!

 

**Dziennik Opinii nr 302/2016 (1502)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij