Kraj

Czy Darth Vader był żołnierzem wyklętym?

Narzędzia interpretacyjne, przez dekady praktycznie zmonopolizowane przez lewicę, dziś stają się ważnym orężem prawicy.

Na razie obrabowani reagują jeszcze niedowierzaniem lub szyderstwem, chętnie też wytykają prawicowym adwersarzom brak teoretycznej ogłady i mniejszą subtelność interpretacyjną. Być może jednak wyrównanie sił i odwrócenie ról jest tylko kwestią czasu?

Dlatego właśnie nawet jeżeli (radykalnie) nie podzielamy założeń, na których się opiera prawicowa partyzantka semiotyczna, bardziej opłaca się ją analizować niż wyśmiewać.

„Kim więc jest Voldemort? Białym nacjonalistą walczącym o przetrwanie swej rasy. Po zdjęciu maski wężowego potwora, jaką nałożyła mu autorka, zobaczymy wiernego idei fanatyka, który nie boi się radykalnych akcji, nie boi się «czarnej magii». […]

J.K. Rowling niezwykle trafnie opisała to, co się dzieje dziś w Europie, multikulturową utopię …. No właśnie, utopię. Zalewani przez imigrantów Europejczycy powoli stają się mniejszością na własnym kontynencie, jak pokazują wskaźniki urodzeń. Musimy zacząć podejmować radykalne metody walki, tak jak śmierciożercy, tak jak Voldemort i Darth Vader, tak jak Żołnierze Niezłomni, którzy w czerwonej propagandzie byli przedstawiani jako bandyci palący wsie. Nie bójmy się myśleć poza utartymi schematami! Formujmy nasze szeregi, abyśmy kiedyś mogli zmienić ten kraj. Prawda zwycięży!”

Taki apel ukazał się niedawno na portalu Narodowcy.net. Głos zaniepokojonego fana Pottera spotkał się chłodną reakcją czytelników i śmieszkami krytyków z drugiej strony politycznej barykady. Redakcja portalu opatrzyła go komentarzem „Powyższy tekst jest autorstwa jednego z naszych czytelników nie zaś członka redakcji i ma charakter humorystyczny.”

Ale ja bym się nie śmiał. Potraktowałbym sprawę śmiertelnie poważnie.

Po pierwsze, to kawałek pracy intelektualnej, która zasługuje na to, by ją docenić. Po drugie (i ważniejsze), sądzę, że mamy tu do czynienia z ważnym zjawiskiem społecznym, zapowiedzią istotnej zmiany paradygmatu. Na naszych oczach rodzi się nowa prawicowa partyzantka semiotyczna.

Prawica chce być sexy

Po raz pierwszy od czasów Edmunda Burke’a prawica może być bardziej ponętna niż lewica. Wynika to nie tylko z „umarszowienia” polityki i przeniesienia jej w przestrzeń publiczną, gdzie prawica tradycyjnie radzi sobie dobrze. Konserwatyści zaczynają bić postępowców także na polach ich tradycyjnej dominacji. Prawico-hipsterzy noszą coraz fajniejsze ciuchy, konserwatyści z powodzeniem odkryli jako oręż ironię i poczucie humoru (por. świetny tekst Jakuba Dymka o alt-prawicy!).

Ostatnio wśród odwojowanych przez prawicę narzędzi znalazła się także interpretacja subwersywna. Polega ona na czytaniu tekstów wbrew czy „w poprzek” intencji nadawcy, ujawniając nie tylko oczywiste znaczenia, lecz także ideologiczne nacechowanie elementów świata przedstawionego zazwyczaj przyjmowanych przez odbiorców jako „naturalne”. (Jak układają się relacje hierarchiczne między bohaterami? Jak ze sobą rozmawiają? Co uznawane jest za dobro, a co za zło? Itp.)

Umberto Eco praktykę taką określał mianem „partyzantki semiologicznej”, czyli odczytywania przekazu niezgodnie z „instrukcją obsługi” dołączoną przez nadawcę (Umberto Eco, Podziemni bogowie). W ten sposób znacząca staje się nie tylko treść komunikatu (np. fabuła filmu czy książki), lecz także sam kod, w którym go wyrażono, a który przy „normalnym” odczytaniu „ukrywa się” za przekazem.

„Lewicowi” badacze z powodzeniem stosują tę strategię od dekad. Przyglądają się na przykład filmom Disneya pod kątem dystrybucji ról płciowych, demaskując stereotypowe wizje biernych księżniczek i aktywnych książąt, nierealistyczne kanony urody itp.

(Co ciekawe, można odnieść wrażenie, że tego rodzaju krytyka nie pozostaje bez echa, wywierając realny wpływ na kolejne produkcje studia…)

Od niedawna podobna praca analityczna coraz częściej wykonywana jest z pozycji prawicowych czy konserwatywnych. Kultura masowa, która przez myślicieli i publicystów lewicy analizowana jest jako narzędzie przemytu stereotypów klasowych, patriarchatu itp., z punktu widzenia prawicy oskarżana jest o stygmatyzację poglądów konserwatywnych i gloryfikację postaw liberalnych czy lewicowych. W tych samych tekstach, w których lewica znajduje elementy dyskryminacji, stereotypizacji itp., prawica dostrzega nachalną propagandę równości, tolerancji i multikulturalizmu.

Plemienne podziały sprawiają często, że kiedy Gwiezdne wojny bierze na warsztat Slavoj Zizek, akademiccy czytelnicy aż tarzają się po dywanie z radości. Kiedy natomiast ich analizę przeprowadza się z pozycji prawicowych, podnoszą się głosy, że to idiotyczne nadinterpretacje, a w ogóle to narodowcy mogliby obejrzeć coś ambitniejszego, a nie bajki o laserach dla dużych dzieci.

A to błąd. Partyzantki semiotycznej nigdy nie należy lekceważyć!

Yoda, Bachantki i Renifer Niko

Prawicowa partyzantka semiotyczna jest niezwykle zróżnicowana. Moim celem nie jest, w żadnym razie, wrzucanie wszystkich jej przejawów do jednego worka. Istnieją jednak interesujące cechy wspólne, łączące różne próby interpretacyjne dokonywane ostatnio z prawej strony naszego intelektualnego podwórka.

Kto nie widział filmu, w którym Grzegorz Braun interpretuje Gwiezdne wojny, od niego właśnie powinien rozpocząć przygodę z prawicową partyzantką semiotyczną.

W swobodnej rozmowie na lotnisku niedawny kandydat na prezydenta proponuje całościowe subwersywne odczytanie dzieła Lucasa z punktu widzenia odwróconych ról. Dobry Imperator i źli rycerze Jedi porównywani do bezpieki. Instant classic.

***

A pamiętają państwo, jak Tomasz Terlikowski oskarżał Renifera Niko o niszczenie rodziny? Film Renifer Niko ratuje święta został przez niegonazwany „promocją rozwodów i patologicznych układów rodzinnych.”

„Braciszek, którego ratować miał głównym bohater, nie był bowiem braciszkiem, a dzieckiem nowego konkubenta mamusi. Bunt reniferka związany był z tym, że chciał on, by jego prawdziwi rodzice do siebie wrócili i nie chciał zaakceptować nowego związku, cały zaś film zmierzał do wielkiej pochwały nowego związku, fantastyczności nowych więzi i normalności sytuacji, w której każde dziecko ma innych rodziców.”

W świetle subwersywnego odczytania świat przedstawiony dzieła jest zbudowany z antywartości, którym nadaje się miano wartości. Sama fabuła jest zaś rodzajem przynęty, która ma nas zwabić w sidła ideologii. Im „milsza” i „cieplejsza”, tym bardziej niebezpieczna:

„Poza tym, i to jest największe niebezpieczeństwo, film jest cieplutką opowieścią o wartości przyjaźni, domu, odpowiedzialności. Ale niestety ideologiczny wkład czyni ją całkowicie nieakceptowalną dla rodziców, którzy chcieliby nauczyć dzieci, że brat to znaczy brat, małżeństwo jest nierozerwalne, a wierność jest wartością. Trudno też nie dostrzec, że niestety ten model deformowania dzieci od najwcześniejszych lat jest coraz częściej realizowany w bajkach czy filmach.”

Recepcji tekstu była raczej sceptyczna. Śmiechom i żartom nie było końca! Ale głupi ci Rzymianie: to przecież tylko bajka dla dzieci, a Terlikowski doszukuje się w niej nie wiadomo czego…

***

I jeszcze interpretacja znacznie bardziej profesjonalna, choć także dokonana z pozycji konserwatywnych (i także spotkała się z dość sceptyczną recepcją). Chodzi o opublikowany kilka tygodni temu w „Plus-minus” wywiad z socjologiem Michałem Łuczewskim, który protesty przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego porównał do starożytnych Dionizjów:

„To, co się działo na placu Zamkowym, było świętem, przerwaniem normalnego toku zajęć i miało uderzające analogie z greckimi, ekstatycznymi Dionizjami. W ateńskiej procesji niesiona uroczyście figura fallusa zajmowała centralne miejsce. Co zaskakujące, przy wszystkich różnicach związanych z procesem cywilizacyjnym, podobnie było w warszawskim marszu. Gest środkowego palca, który stał się jego emblematem, pochodzi ze starożytności i oznacza właśnie fallusa.”

Niezależnie od pozycji światopoglądowych autora, wydaje mi się niepokojące, że został wyszydzony za te same elementy interpretacji, które lewicowa partyzantka semiotyczna wykorzystuje bardzo chętnie. („Cha, cha – fallus, wszystko mu się kojarzy…”)

***

Mniej lub bardziej profesjonalne akty partyzantki semiotycznej coraz częściej znaleźć można w prawicowych rejonach internetu. Konserwatywnie usposobieni subwersywni czytelnicy chętnie biorą na warsztat zwłaszcza klasyki popkultury, jak choćby książki o Harrym Potterze. Tekst z Narodowcy.net, od którego rozpocząłem cały ten tekst, jest tylko jednym z wielu przykładów.

Na przykład Natalia Julia Nowak, która na swojej stronie przedstawia się jako „polska nacjonalistka” nieznosząca antypolonizmu, już kilka lat temu dokonała niezwykle interesującego odczytania Harry’ego Pottera jako opowieści o dyktaturze poprawności politycznej, tolerancji i multikulturowości.

Analogiczne dyskusje nad Harrym Potterem toczą się na (skrajnie) prawicowych forach światowego internetu. ( Tutaj np. zaniepokojony fan neonazista pyta, czy można bezpiecznie czytać Pottera, bo chyba nie jest taki szkodliwy, skoro wszyscy główni bohaterowie są biali. Wejście na własną odpowiedzialność).

Biała siła, czarny charakter

Lewicowa interpretacja subwersywna miała założenia emancypacyjne. Tworzona była z perspektywy zdominowanych mniejszości (rasowych, klasowych, płciowych, seksualnych itp.). Dzięki pogłębionej interpretacji dzieł popkultury można było obnażyć ją jako narzędzie reprodukcji hierarchii, wykluczenia, systemów estetycznych itp.

Interpretacja subwersywna dokonywana przez prawicę tworzona jest z perspektywy „uciskanej większości”. Jej przedstawiciele, odcięci od mass mediów, wielkich wytwórni itp., zmuszeni są dokonywać aktów sabotażu na kulturze, którą tworzą dla niej „inni” czy „obcy” – liberałowie, marksiści, homolobby itp. (Być może mamy tu do czynienia z dwoma rodzajami partyzantki semiotycznej, analogicznymi do podziału na partyzantkę kosmopolityczną i telluryczną Carla Schmitta?)

Stąd ważnym narzędziem prawicowej partyzantki semiotycznej są pojęcia takie jak „dyktatura politycznej poprawności” (albo wręcz politpoprawności) czy „marksizm kulturowy” , rozumiane jako opresywna ideologia, za pomocą której rządząca kulturą mniejszość kontroluje „normalną” większość społeczeństwa.

„Poprawność polityczna – miała ona w założeniu chronić pewne grupy społeczne przed werbalną przemocą i spowodować by świat stał się przyjaznym miejscem dla wszystkich. Ostatecznie stała się formą represji wobec każdego, kto złamał arbitralnie narzucone jej normy.”

W tym kontekście niezwykle interesującym elementem prawicowej partyzantki semiotycznej jest odwrócenie polaryzacji: utożsamienie dobra ze złem i odwrotnie. Ci, którzy w oryginalnych książkach czy filmach byli czarnymi charakterami, zostają w subwersywnej interpretacji zrehabilitowani jako prawdziwi bohaterowie.

Jest to jak najbardziej logiczne! Skoro jako znaczący odczytany został sam kod przekazu, to całe dzieło (np. Gwiezdne wojny czy Harry Potter, by pozostać przy chętnie eksploatowanych przykładach), okazuje się kłamstwem wypowiedzianym z pozycji wrogiej propagandy. Stąd krok już tylko do stwierdzenia, że skoro zło (np. multikulturalizm, tolerancja, mieszanie się ras) przedstawione jest jako dobro, to zapewne działa też zasada odwrotna – prawdziwi bohaterowie będą ukazani jako łotry.

Stąd narodowcy wzywający do naśladowania Voldemorta i Vadera, Juliusz Braun rehabilitujący galaktyczne Imperium czy Tomasz Terlikowski chwalący „niegrzeczne” zachowanie reniferka Niko sprzed „propagandowej” przemiany.

W tym punkcie interpretacja subwersywna zaskakująco zbliża się do niektórych praktyk fanowskich związanych z fantazjami o wejściu w świat ukochanego działa. Wspominana już Natalia Julia Nowak kończy swoją interpretację książek o Potterze następującym postscriptum:

„Mogę gorzko zażartować, że gdybym trafiła do świata HP, zostałabym jedną z «tych złych». Byłabym śmierciożerczynią (służką Voldemorta) w czarnej szacie z kapturem, masce-czaszce i z Mrocznym Znakiem wypalonym na ramieniu. Często wołałabym «Avada Kedavra!», nadużywałabym zaklęcia torturującego, padałabym na kolana przed Czarnym Panem i walczyłabym przeciwko postaciom pierwszoplanowym.”

Nic nowego pod słońcem

Warto pamiętać, że nie zawsze subwersywna interpretacja była domeną lewicy. Jeżeli sięgniemy jeszcze dalej wstecz, okaże się, że skrajna prawica ma w tej materii niezłe doświadczenie.

Zaskakująco sprawnie narzędziami subwersywnej interpretacji posługiwali się naziści. „Völkischer Beobachter”, kluczowy organ propagandowy Hitlera, wiele miejsca poświęcał „zgniłej” literaturze upadającej Europy tworzonej przez Żydów, dekadentów, komunistów, zboczeńców i degeneratów wszelkiej maści. Niektóre z zamieszczanych tam tekstów były po prostu obrzydliwymi paszkwilami pozbawionymi cienia subtelności, inne czystą nienawiść ubierały w język teorii rasowych czy filozoficznych.

Bardzo często odkrycie treści wartościowanych negatywnie lub pozytywnie z punktu widzenia rasowego odbywało się właśnie poprzez „pogłębioną lekturę” dokonywaną wbrew intencjom autora. Czasem stosowano metodę łopatologiczną (czy autor jest Żydem? jak przedstawieni są Żydzi w powieści?), czasem silono się na więcej subtelności poszukując treści ukrytych (Wagnerowskie i Tolkienowskie karły/krasnoludy jako Żydzi).

Liczne przykłady tego rodzaju interpretacji przedstawia David B. Denis w książce Inhumanities. Nazi Interpretations of Western Culture. Choć poszczególne interpretacje różnią się między sobą tonem, językiem i metodologią, podstawowym wątkiem powracającym we wszystkich niemal analizach dzieł sztuki jest potrzeba ulokowania każdego z nich po jednej ze stron odwiecznego i wiecznego konfliktu zwanego „wojną kulturową”. Książki, filmy i obrazy albo są z nami, albo są przeciw nam. Brzmi znajomo?

Przytaczam ten historyczny przykład nie po to, by wskazywać na prostą analogię. Myliłby się ten, kto by w nowej prawicowej partyzantce semiotycznej poszukiwał powrotu starej mowy nienawiści. Proste porównywanie nazistowskiej propagandy i niezwykle zróżnicowanych współczesnych aktów prawicowej krytyki subwersywnej jest i krzywdzące dla jej autorów, i nieskuteczne jako próba zrozumienia zjawiska (czy przeciwstawienia mu się).

Chodzi tylko o to, by pamiętać, że interpretacja subwersywna nie jest sama przez się praktyką emancypacyjną związaną z lewicą.

Żadna opcja polityczna nie ma monopolu na semiotyczną partyzantkę.

A dla grzecznych dzieci coś na deser:

Tekst ukazał się na blogu Mitologia współczesna.

 

**Dziennik Opinii nr 336/2016 (1536)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Napiórkowski
Marcin Napiórkowski
Semiotyk kultury, mitologiawspolczesna.pl
Semiotyk kultury, zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną. Autor książek Mitologia współczesna (2013), Władza wyobraźni (2014), Powstanie umarłych. Historia pamięci 1944-2014 (2016) i Kod kapitalizmu. Jak Gwiezdne Wojny, Coca-Cola i Leo Messi kierują twoim życiem (2019). W latach 2013 i 2014 stypendysta programu START Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, w latach 2014-2016 laureat stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego dla wybitnych młodych naukowców. Autor bloga „Mitologia Współczesna” poświęconego semiotycznej analizie zjawisk kultury pełniących dziś funkcję mitów (www.mitologiawspolczesna.pl).
Zamknij