Kraj

Członkowie Razem: Lewica powinna protestować z przedsiębiorcami

„Musimy porzucić nadzieję, że wyborca czy wyborczyni będzie spełniać wyobrażony standard. I przestać udawać, że zależy nam na pracownikach i prowadzących jednoosobowe działalności przedsiębiorczyniach, skoro robimy to tylko wtedy, gdy reprezentują oni jedyną słuszną wizję świata” – postulują członkowie Partii Razem, Anna Pajęcka i Dorian Widawski.

W ostatnich tygodniach lewica uznała chyba, że dotarła do granic swoich możliwości. Zrezygnowaliśmy z szukania nowych elektoratów, nowych języków, a przekaz kierujemy wyłącznie do tych, którzy przekonani są od dawna. Nie dostrzegamy, że nie możemy rościć sobie prawa do reprezentowania grupy, którą nie jesteśmy – przywoływanie wypowiedzi typu „jak przeżyć za 483 złote” czy tworzenie narracji, że jest się „zwykłym chłopakiem z ulicy”, z całą pewnością nie buduje zaufania wyborców i wyborczyń. Znają oni przecież wysokość pensji poselskiej czy komfort funkcjonowania europarlamentarzysty.

Bieda zanika, ale zbyt wolno

czytaj także

Bieda zanika, ale zbyt wolno

M Niaz Asadullah, Antonio Savoia

Nikt nie oczekuje, żeby polityczki występowały z równej elektoratowi pozycji, mówiły i wyglądały tak samo. Jest dokładnie przeciwnie – oczekuje się, by reprezentantki były lepsze od nas, mówiły i wyglądały lepiej. Widać to wyraźnie po popularności polityków i polityczek, które spontaniczność charakterystyczną ulicznemu zaangażowaniu przeobraziły w formę wymaganą przez oko kamery i ekran. Nikt nie oczekuje, że będzie inaczej, a jednak pozorne zbliżanie się do ludzi traktowane jest jako najlepsza strategia.

Analogicznie nie możemy oczekiwać, że grupa którą nie jesteśmy, nagle stanie się nami. Chcielibyśmy, żeby powszechny gust muzyczny był lepszy, oczekujemy, że standardy zachowania w przestrzeni publicznej będą inne, a przede wszystkim – że demonstrantom bliższy będzie etos inteligenta z banerem w dłoni niż karka z zaciśniętą pięścią.

Tak jakbyśmy oczekiwali, że protestować będą wyłącznie grupy, które sami diagnozujemy jako poszkodowane. Rościmy sobie w ten sposób prawo do decydowania o tym, kto może protestować, a tym samym zasługuje na nasze wsparcie. Coraz więcej grup będzie stosowało narzędzia oporu charakterystyczne dla protestów mniejszości – jak skandowanie, okupowanie czy blokowanie.

Może być tak, że niebawem protesty przestaną dotyczyć określonej grupy i jej oczekiwań, a staną się powszechnym standardem. Co za tym idzie – będą coraz mniej skoordynowane, elitarne i skore do bezprzemocowych działań. W takiej sytuacji zadawanie pytań o to, czy stawanie ramię w ramię z przedstawicielami niewystarczająco lewicowej wizji świata wyrządzi wizerunkową szkodę, przestanie być istotne.

Dotyczy to również protestów przedsiębiorców. Są one słabo zorganizowane, rozchodzą się i schodzą, sprawiają wrażenie raczej węzła przesiadkowego niż agonu. Ludzie, którzy biorą w nich udział, często nie mają aktywistycznego zaplecza ani doświadczenia w okupowaniu przestrzeni publicznej, wychodzą na ulicę wyłącznie w obronie własnego interesu, a nie publicznych wartości. Grupa skupiona wokół Strajku przedsiębiorców z Pawłem Tanajną na czele nie ma szans na zaistnienie jako realna siła polityczna. Ten protest – skazany na brak sprawczości – bardzo szybko się rozejdzie, tak jak rozchodził i schodził po centrum Warszawy. Zostanie po nim to, co po środowiskach KOD-owskich — obudzi w indywidualnych jednostkach uczucie znane wielu aktywistom, czyli afekt, który wytwarza się w tłumie, i siłę, którą daje uliczny opór. To buduje grunt pod działanie.

Podobnie rzecz ma się z innymi, mniej medialnymi protestami ostatnich tygodni. Łukasz Jaskuła z Inicjatywy Pracowniczej na facebookowym profilu wylicza: przygraniczny protest pracowników medycznych w Lubieszynie pod Szczecinem, protest strażaków w Trzcianie, pikieta rybaków we Władysławowie, protest branży turystycznej w Świnoujściu. Obok tych pracowników stanęlibyśmy bez obawy o zostanie oskarżonym o wizerunkową ujmę, a i tak oddaliśmy pole Konfederacji czy Tanajnie.

Majmurek: Protest przedsiębiorców albo pocztówka z przyszłości

Mamy jednak – jako lewica – szansę zagospodarować ten gniew, o ile wyjdziemy z własnego języka. Nie nastawiając się na mówienie do wyobrażonego elektoratu ani na to, że energię trzeba wkładać wyłącznie w te działania, które zapewniają nam bezwarunkowe poparcie wszystkich lewicowych postulatów. Powinniśmy mówić wszędzie i do każdego, bo nadal – pomimo posłów i posłanek w ławach sejmowych – nie jesteśmy w stanie zainteresować mediów swoim przekazem. Jednocześnie nie jest tak, że na ostatnich protestach nie było lewicowego głosu, można chociażby przywołać baner „pracy i chleba!”. Pytanie, dlaczego na wskroś lewicowe hasło nie współbrzmiało z obecnością lewicowych polityków i polityczek.

Razem zainicjowało okupację KPRM-u w sprawie niezależności Trybunału Konstytucyjnego, wykreowało Czarne Protesty, wychowało kilkoro aktywistów i aktywistek, którzy później organizowali lokalne marsze równości. Przez pięć lat istnienia partii w kwestii praw pracowniczych zorganizowany został jednak tylko jeden duży protest – demonstracja w sprawie pracowników Huty Szkła w Zawierciu, protest ostatecznie porzucony i niedokończony. Podobnie skończył wspominany już Komitet Obrony Demokracji, a Ogólnopolski Strajk Kobiet przestał rezonować ze swoją dotychczasową siłą i nigdy nie przełożył się na obecność progresywnych aktywistów i aktywistek w samorządach czy parlamencie.

Dlaczego młodzi nie chodzą na KOD (wersja dla opornych)

Demonstracja w przestrzeni miejskiej może zapewnić widoczność, ale nie polityczną sprawczość. Tym chętniej na ulicę wychodzą te grupy, które nie mają innych szans na reprezentację, zwłaszcza w mediach. Jeśli na ulicy pojawiają się przedsiębiorcy, to ich tożsamość jako grupy jest wspólna wyłącznie w języku. Przedsiębiorcy z gorszą pozycją ekonomiczną, właściciele małych zakładów, działalności zatrudniające dwoje pracowników są zdominowani medialnie przez tych, którzy mają większą siłę przebicia i kapitał kulturowy, lepiej wyglądają na ekranie, może ładniej mówią. Tej pierwszej grupie potrzebna jest widoczność i właśnie na protestach — przedsiębiorców, bo ostatecznie nimi są — o nią walczą. Protest nie ma ich twarzy. A są tam przecież i będą płacić kary nałożone przez sanepid. Do nich mamy obowiązek wyjść z propozycją.

Przestało już chodzić o partię rządzącą czy zaniechania poprzedniej władzy, odziedziczone czy nabyte statusy, poczucie bycia ignorowanym czy pozbawioną praw. Na ulicę zaczyna wychodzić niejednolita społeczność, której postulaty będą coraz mniej realne i spójne. Jednocześnie ta grupa będzie coraz większa, lepiej zorganizowana, a przede wszystkim zacznie mieć swoich przedstawicieli i przedstawicielki. Niespójność postulatów i wielogłos znajdą swoją reprezentację na scenie politycznej.

Bez względu na to, czy protestująca grupa podda się formalizacji lub założy partię, finalnie i tak będzie zmuszona przykleić się do którejś z istniejących opcji. Gra jest o to, który z podmiotów to będzie. Dla rządzących jest korzystniej, żeby demonstracja miała twarz Justyny Sochy, Grzegorza Brauna czy Pawła Tanajny. Postaci, o których myślimy „trochę śmieszno, trochę straszno”, ale na pewno nie kojarzymy z realną polityczną opozycją.

Protesty zawsze budziły nadzieję na nową rzeczywistość. To taki czas, w którym łatwo uwierzyć, że ten raz na ulicy będzie ostatnim. Ciężko powiedzieć, żeby na takich zmianach czy przewrotach zyskiwali wszyscy protestujący. Wasze podmienia się na nasze i, niestety, tyle.

Dlatego zadajemy własnej formacji politycznej pytanie: dlaczego w czasach zamrożenia gospodarki – które nie uderza w koncerny, ale w jednoosobowych czy zleceniowych ciułaczy – ograniczamy się do porad prawnych, pohukiwania na rządzących z domowej mównicy i rozważania, w który protest możemy zaangażować się bez ujmy dla własnego wizerunku? Dlaczego polityków i polityczek nie ma na ulicy, tej samej, na której przez lata budowały swoją pozycję? Tej, od której miała zacząć się ostatnia prosta w drodze do sprawiedliwego państwa?

Zawisza: Koszty kryzysu nie mogą być przerzucone na barki pracowników i pracownic

Nie chodzi nam jednak o to, by aktywiści znani np. z blokad eksmisji założyli swoje wytarte bluzy i stanęli ramię w ramię z przedsiębiorcami naprzeciw kordonów policji. Lewica powinna zrobić użytek z posiadanego immunitetu i zabiegać o to, by jej głos i postulaty wybrzmiały na ulicy jak najdonośniej. I starać się, by opinie na temat niewydolności państwa przestały rymować się z denialistycznymi czy antyszczepionkowymi idiotyzmami, a zaczęły z lewicową myślą społeczną.

Musimy porzucić nadzieję, że wyborca czy wyborczyni będzie spełniać wyobrażony standard. Że na protesty możemy chodzić tylko wtedy, gdy mamy nad nimi pełną kontrolę. I przestać udawać, że zależy nam na pracownikach i prowadzących jednoosobowe działalności przedsiębiorczyniach, skoro robimy to tylko wtedy, gdy reprezentują oni jedyną słuszną wizję świata. Co znajduje odwzorowanie w sondażach – Lewica po sukcesie sprzed pół roku pikuje do okolic progu wyborczego. Rośnie za to skrajnej prawicy, która gniewem społecznym zarządza dalece skuteczniej niż my.

Protesty zawsze budziły nadzieję na nową rzeczywistość.

Jeśli odpuścimy, obudzimy się w ich rzeczywistości, w której już naprawdę nie będzie o co walczyć. Przestańmy wierzyć, że machanie pięścią w sali sejmowej zagospodaruje społeczny gniew, i że w narrację o staniu po stronie tych czy tamtych ktokolwiek uwierzy na słowo, kiedy nie jesteśmy przy tych ludziach obecni.

Kiedyś żałowaliśmy naszej nieobecności na Marszu Równości w Białymstoku. Nie było tam ważnych postaci z lewicowej sceny politycznej (a szczególnie posiadającego już wówczas immunitet Roberta Biedronia).  Upozorowaliśmy spóźnioną solidarność, tydzień później organizując wydarzenie bez udziału społeczności LGBT. Dzisiaj ignorujemy protesty, które są tłumione zasobami policji przewyższającymi grupę protestujących osób. Nie możemy ich przejąć, ale z całą pewnością można zrobić wszystko, by wpłynąć na przekaz i narrację. Chociażby po to, by po fakcie nie organizować spóźnionych wydarzeń z żenującą frekwencją.

A jeśli uda się przy tym zbić jakiś kapitał polityczny – tym lepiej.

**

Anna Pajęcka – kulturoznawczyni, krytyczka sztuki i redaktorka. Publikowała m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Dwutygodniku”, „Popmodernie”, feministycznym czasopiśmie „G’rls Room”. Radna okręgu warszawskiego partii Lewica Razem.

Dorian Widawski – reżyser i producent. Współzałożyciel grupy teatralnej 3kolektyw, współorganizator działań społecznościowych, członek zarządu okręgu partii Lewica Razem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij