Agata Bielik-Robson, Kraj

Nie, ludzie nie muszą wybierać między walczącą prawicą a walczącą lewicą

Ja też mam swoją agendę – pisze Agata Bielik-Robson w opowiedzi na tekst Tomasza Markiewki. – Bardzo bym nie chciała, by zniechęceni polscy „normalsi” przesunęli się na prawo i w następnych wyborach oddali głos na PiS.

Warunkiem dobrze funkcjonującej sfery publicznej jest uczciwe czytanie się nawzajem, a nie przeinaczanie tez tak, by z góry można było przyszpilić autora jako „wroga klasowego”. Sposób, w jaki Tomasz Markiewka potraktował mój tekst zamieszczony w „Gazecie Wyborczej”, należy do tego drugiego rodzaju czytania, który opiera się na jednej strategii: uprościć, skarykaturować, a na koniec – zniszczyć. Strategia ta znakomicie wpisuje się w mechanizm wojny kulturowej, a to właśnie przeciw niej mój tekst został napisany.

Wbrew temu, co imputuje mi Markiewka, nie nawoływałam w nim do tego, by nie przejmować się losem ludzi LGBT w Polsce, a samemu zająć się ogródkiem. To po prostu marne kłamstwo. Zaproponowałam raczej, by wyrazić swoją solidarność i poparcie dla osób nieheteronormatywnych w inny sposób, który nie ucieka się do skrajnej mobilizacji w typie Kulturkampfu, lecz dąży do sprzyjających im zmian w legislacji na sposób liberalny, a więc taki, który ma zawsze na względzie horyzont pokoju społecznego.

Wbrew bowiem temu, co sugeruje Markiewka, nie mamy jeszcze na świecie sytuacji, w której naprzeciw siebie stoją tylko dwa języki, walczącej prawicy i walczącej lewicy: jest jeszcze ciągle opcja liberalna, znajdująca się pod coraz większą presją z prawa i lewa, której otwarcie bronię i która nie ma nic wspólnego z konserwowaniem zachowawczego status quo, co Markiewka wprost mi zarzuca.

Przeciwnie: jestem absolutnie za modernizacją polskiej obyczajowości – w sprawie kobiet, liberalizacji aborcji, a także związków partnerskich aż do uznania prawa do adopcji włącznie – nie uważam jednak, by metoda wojny kulturowej, przez Markiewkę uznana za oczywistą, była na dłuższą metę skuteczna.

Nie tylko ja zresztą wyrażam w tej kwestii swoje wątpliwości, także i uznane autorytety lewej strony: Slavoj Žižek, który wielokrotnie piętnował absurdy wyśrubowanej politycznej poprawności, słusznie wskazując na fakt, że z potencjalnych sojuszników sprawy wytwarza wrogów (co, jak się zdaje, przydarzyło się także samemu Žižkovi, niesłusznie pomówionemu w akcji metoo), ale też Arlie Hochschild w książce Obcy we własnym kraju, która pokazała stan społecznych zniszczeń wynikły z kulturowej wojny, niemającej litości dla „ciemnogrodu” z Południa.

Armia boga kontra socjalistyczne imperium zła

Z sympatią przyglądałam się tendencji, która przez kilka ostatnich lat pojawiła się u młodej lewicy w Polsce, by już nigdy nie wracać do piętnująco-dystynktywnej retoryki „ciemnogrodzkiej”, ale obawiam się, że naturalna skłonność „aktywistów”, czujących się w warunkach wojennych jak ryby w wodzie, niestety znów zwycięży.

Kłamstwo interpretacyjne, na jakim opiera się tekst Tomasza Markiewki, skrywa, rzecz jasna, jego własną agendę: przedstawić sprawy tak, by jego opcja – walczącego lewicowego aktywisty – wydała się jedyną możliwą odpowiedzią na oczywistą podłość działań polskiej prawicy. Właśnie przeciw temu protestuję. Aktywizm demokracji bezpośredniej nie jest jedyną ani tym bardziej jedynie skuteczną reakcją na faszyzujące wykluczenie. Moim celem było przekonać wyborców centrowych – tak zwanych „normalsów” – że nie muszą wybierać między walczącą prawicą a walczącą lewicą, już choćby z tego powodu, że, jak dobitnie pokazują tendencje światowego populizmu, „milcząca większość” przesuwa się wówczas nieuchronnie na prawo.

Ja też mam swoją agendę: bardzo bym nie chciała, by zniechęceni polscy „normalsi” przesunęli się na prawo i w następnych wyborach oddali głos na PiS, tym samym pogarszając los ludzi LGBT na następne kilka lat, a może i dłużej. Bardzo więc proszę, by nie epatować czytelników jakimiś bredniami o moim „arystokratyzmie”, który brzydzi się polityką w zaciszu ogrodu i biblioteki. Wprost przeciwnie: w mojej liberalnej trzeciej opcji jest więcej Realpolitik niż we wszystkich działaniach aktywistów, którzy żyją tylko polityką, bo, być może, niczym innym nie potrafią.

**
Tekst Tomasza Markiewki pt. Centryzm to nie zdrowy rozsądek, lecz obrona konserwatywnego status quo przeczytacie tutaj:

Centryzm to nie zdrowy rozsądek, lecz obrona konserwatywnego status quo

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Bielik-Robson
Agata Bielik-Robson
Filozofka
Profesorka katedry Studiów Żydowskich na Uniwersytecie w Nottingham, a także Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Autorka wielu książek, m.in. Na drugim brzegu nihilizmu: filozofia współczesna w poszukiwaniu podmiotu (1997), Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości (2000), Duch powierzchni: rewizja romantyczna i filozofia (2004), Na pustyni. Kryptoteologie późnej nowoczesności (2008), The Saving Lie: Harold Bloom and Deconstruction (2011), Żyj i pozwól żyć (2012).
Zamknij