„Ja się nie poświęciłam, ja po prostu przestałam żyć na kredyt”, „próbujemy coś zdziałać wśród smutnych panów w smutnych garniturach”, „często ludzie boją się w ogóle przyznać, że kryzys klimatyczny istnieje, bo będą musieli coś z tym zrobić, a nie chcą” – mówią młodzi aktywiści klimatyczni. Oni postanowili działać. Teraz muszą do tego przekonać starszych.
– Dziwne jest dla mnie nazywanie tego aktywizmem – mówi Jadwiga Klata, działaczka klimatyczna. I po chwili dodaje, że według Václava Havla każde prawdziwe życie jest stawianiem oporu niesprawiedliwej władzy.
Jadwiga ma 20 lat. Żeby móc walczyć z kryzysem, w 2021 roku po raz drugi podjęła decyzję, że nie pójdzie na studia. Za pierwszym razem zrobiła to minionej zimy, po pięciu tygodniach spędzonych na prowadzonej online z powodu pandemii koronawirusa socjolingwistyce na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Ze strony rodziny jej decyzja spotkała się z niezrozumieniem, ze strony znajomych spoza środowiska aktywistycznego – z podziwem. Ten ją zaskakiwał.
– Nikt nie widzi, że to jest normalne i mogłoby być decyzją każdego – mówi. – Ja się nie poświęciłam, ja po prostu przestałam żyć na kredyt. W obecnej sytuacji, mając odpowiednie zasoby i wiedzę, nie chcę marnować czasu, nie działając, bo widzę, jak dużo rzeczy jest do zrobienia.
Po rezygnacji ze studiów dołączyła do rady konsultacyjnej Strajku Kobiet, który wówczas rozszerzał listę swoich postulatów. Od tamtej pory Jadwiga zajmuje się działaniem oddolnym i propagowaniem nieposłuszeństwa obywatelskiego.
– Uważam, że w tym momencie jest ono jedynym skutecznym działaniem społecznym i politycznym, bo w przeciwieństwie do petycji, mejli czy legalnych demonstracji nie da się go zignorować – mówi.
Wcześniej Jadwiga działała w Extinction Rebellion Polska, do którego dołączyła w czerwcu 2019. Od wiosny utożsamia się z XR jako ruchem międzynarodowym. Każda osoba, która realizuje jego postulaty i zgadza się z jego zasadami i wartościami, może realizować je jako XR.
Pierwszą akcją Jadwigi była blokada ronda de Gaulle’a w Warszawie we wrześniu 2019, którą przeprowadziła wraz z osobami z Extinction Rebellion. To wtedy też po raz pierwszy stanęła naprzeciwko aut i zatrzymała ruch drogowy. Dwa lata później zrobiła to sama.
– Tylko jeden człowiek, jeden transparent i trzy pasy samochodów jadące na ciebie – wspomina. – To była największa trema, jaką kiedykolwiek czułam w moim życiu. Regularnie wychodziłam na ulicę czy przypinałam się w różnych miejscach, ale gdy nagle stanęłam sama, okazało się to trudne.
To straszne, że bliższa jest nam idea wyższego muru niż dłuższego stołu
czytaj także
Jak twierdzi Roger Hallam, jeden z założycieli Extinction Rebellion, w Polsce mamy idealne warunki polityczne, żeby wyprowadzać ludzi na ulice. W krajach zachodnich takich jak Niemcy czy Wielka Brytania jest na to przyzwolenie, z kolei na Wschodzie – w Białorusi czy Ukrainie – w trakcie manifestacji można zostać zabitym. Ale w ruchu społecznym można uczestniczyć na różne sposoby. Potrzebni są ludzie, którzy pomagają prawnie, są rzecznikami i rzeczniczkami, kontaktują się z mediami, policją albo chociażby dbają o dobrostan psychiczny i fizyczny protestujących. Można projektować szablony do graffiti oraz wlepy [rodzaj naklejek – przyp. red.], a nawet przygotowywać ciepłe posiłki dla aktywistów. To dużo.
No more blah blah blah
Podczas gdy w Polsce mijał rok od wybuchu fali protestów po decyzji Trybunału Konstytucyjnego o zakazie aborcji, w Glasgow, w Szkocji, odbywał się szczyt klimatyczny – COP26. Przez dwa tygodnie, od 31 października do 13 listopada, przywódcy państw europejskich spotykali się, żeby rozmawiać o zmianach mających zapobiegać katastrofie klimatycznej.
W obradach uczestniczyli również działacze i działaczki. Delegacja z Polski liczyła 13 osób. Jedną z nich był 21-letni Ryszard Kolasiński, związany z Młodzieżowym Strajkiem Klimatycznym i Greenpeace Polska oraz prowadzący podcast Emisja.
– Czujemy się tam potrzebni. Wierzymy, że nasza obecność może coś zmienić, dlatego rzucamy na tydzień czy dwa studia, szkołę; wsiadamy w pociąg, śpimy u różnych osób goszczących nas w tym mieście i próbujemy coś zdziałać wśród smutnych panów w smutnych garniturach – powiedział Ryszard przed wyjazdem na COP26.
Wiele osób było przekonanych, że to jest empty summit – szczyt po nic. Jak wyjaśnia Ryszard, wydarzenia tego typu nie dopuszczają do głosu osób, które już teraz na własnej skórze odczuwają skutki zmian klimatycznych. Chodzi nie tylko o globalne Południe, ale także kraje wyspiarskie, które dosłownie znikają; miejsca, gdzie konsekwencją ekstremalnych warunków pogodowych są setki ofiar śmiertelnych. Tegoroczny COP określany był jako ten „ostatniej szansy”. Po jego zakończeniu wiemy, że szansa ta została zmarnowana.
To my jesteśmy prawdziwą delegacją Polski na szczyt klimatyczny COP26
czytaj także
– Cele redukcji emisji są zbyt niskie – mówi Ryszard. – W obecnej formie prowadzą do zwiększenia średniej globalnej temperatury aż o 2,4 stopnia. Natomiast konsensus naukowy jako nieprzekraczalną granicę konieczną dla zatrzymania kryzysu klimatycznego wskazuje 1,5 stopnia. Rozczarowujące jest też stanowisko polskiego rządu: z jednej strony podpisał on wraz z kilkudziesięcioma krajami deklarację o odejściu od węgla, z drugiej – chwilę później na Twitterze – uznał Polskę za kraj rozwijający się, co wiąże się z rezygnacją z niego w latach 40., a nie 30. – dodaje Ryszard.
Za tego rodzaju matactwa Polska otrzymała od Climat Action Network, globalnej sieci organizacji pozarządowych, specjalną antynagrodę – „Skamielinę Dnia”.
Choć nie wszystkie liderki i liderzy nadchodzących zmian, czyli osoby z krajów najbardziej zagrożonych, mogły dotrzeć do Glasgow, m.in. przez utrudniony dostęp do szczepionek czy brak odpowiednich akredytacji, ich głos przez dwa tygodnie wybrzmiewał na ulicach Szkocji.
„Ulice i protesty – w tym największy, ponad 120-tysięczny – to też miejsce spotkania skrajnie różnych emocji; rozczarowania decyzjami rządzących oraz nadziei i mobilizacji strony społecznej. W Glasgow walczyliśmy razem, na międzynarodowym poziomie – to nas mobilizuje i wzmacnia nasz przekaz. Osoby decyzyjne go słyszą i zamiast kolejnych oświadczeń muszą podjąć konkretne działania. Jak mówimy od ponad dwóch lat: dosyć słów – teraz czyny”.
Zdarza się, że działacze i działaczki spotykają się z denializmem, czyli zaprzeczeniem istnienia zmian klimatu, choć częściej ludzie po prostu nie rozumieją postulatów MSK. Jak mówi Ryszard, niektórzy pytają, dlaczego aktywiści noszą ubrania albo jeżdżą autem. Od czasu do czasu pojawiają się też viralowe posty: jeden z dziennikarzy napisał, że to oni są pierwszym pokoleniem, które zażądało klimatyzacji w każdym pomieszczeniu, a teraz chcą, żeby było lepiej.
– Na nas spoczywa odpowiedzialność, żeby na takie treści nie tylko reagować śmiechem, ale też tłumaczyć, że wyłącznie zmiany systemowe mogą doprowadzić do tego, o co walczymy – wyjaśnia Ryszard i dodaje: – Walczymy o doprowadzenie do redukcji emisji gazów cieplarnianych, odejścia od węgla i przede wszystkim zatrzymania wzrostu globalnej temperatury na poziomie 1,5 stopnia. Do tego przecież żaden indywidualny wybór konsumenta nie doprowadzi albo nie doprowadzi w krótkim czasie. A czasu jest coraz mniej.
Dla Ryszarda aktywizm jest nie tylko szansą na to, aby wpływać na osoby decyzyjne i nie pozostawać obojętnym, ale także przygodą. Oprócz tego, że działa, studiuje filozofię w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje go ekokrytyka i ekopoetyka, a konkretnie to, w jaki sposób teksty kultury mogą kształtować nasze relacje z przyrodą i zwierzętami oraz w ramach jakich praktyk kulturowych mogą na nas oddziaływać.
Góra śmieci
Działać można nie tylko na poziomie międzynarodowym czy ogólnopolskim, ale też lokalnym.
Zofia Karnasiewicz, 21-latka z Nowej Huty, zajmuje się problemami swojej okolicy. Jednym z nich jest duże zaśmiecenie, na które zwróciła uwagę, gdy rozpoczęła się pandemia koronawirusa. W tamtym okresie plagą były porzucane maseczki i foliowe rękawiczki, które niesione przez wiatr, przyczepiały się do żywopłotów. Od tego czasu fotografuje je i zbiera podczas spacerów z psem.
Jesienią Zofia wzięła udział w projekcie Odpadamy w ramach Europejskiej Szkoły Zielonego Aktywizmu.
– Powstała strona, plakaty, ja robiłam zdjęcia. Pokazałyśmy, że problem zaśmiecenia istnieje w całej Polsce, nie tylko na obszarach chronionych – mówi Zofia.
czytaj także
Od marca 2020 Zofia działa w grupie Mosaic, która zrzesza młodych twórców z okolic Krakowa. Każdy, kto do niej należy, posiada przynajmniej jeden indywidualny projekt artystyczny. Zofia, która jest liderką sekcji fotograficzno-filmowej, ma ich już trzy: Atlas zniszczeń, Kompozycje śmieciowe i Aberracje.
– Grzecznościową formą trudno jest dotrzeć do ludzi. Trzeba być kontrowersyjnym. Trzeba zrobić zdjęcia śmieci przy kapliczce, wtedy ich to bulwersuje – mówi Zofia.
Pierwszy projekt Zofia wykonała w podstawówce. Fotografowała wszystkie tabliczki z zakazami na osiedlu w pobliżu szkoły, żeby pokazać, jak dziwne one są i ile ich jest.
– Od czego można zacząć działania lokalne?
– Najlepiej od rozpoznania problemu. Trzeba go namierzyć; pytać mieszkańców albo obserwować otoczenie – odpowiada Zofia.
Oprócz śmieci walczy chociażby z zastawianymi przez samochody chodnikami i rozjeżdżanymi trawnikami. To drugie wiąże się z jeszcze większymi konsekwencjami – zniszczeniu ulegają przez to korzenie drzew rosnących w pobliżu. A gdy trawnik zamieni się w błoto, straż miejska nie może już reagować.
Rodzina
Niektórzy wychowali się w świadomych rodzinach. Rodzice Zofii, artyści fotograficy Jerzy Karnasiewicz i Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz, zawsze wspierali córkę w działaniu. To dzięki niej nie jedzą mięsa. Nigdy nie posiadali samochodu. W szkołach jedyne akcje wolontariacko-aktywistyczne to zazwyczaj zbiórki motywowane dobrą oceną z zachowania, przedmiotu lub określoną liczbą punktów pomocnych przy rekrutacji do liceum. U Zofii temat nie wybrzmiewał nawet w dyskusjach na przerwie, rozmawiać mogła tylko z mamą i tatą.
Z kolei Jadwiga w czasach gimnazjum była w bardzo konserwatywnym środowisku. Mieszkała wtedy w Krakowie. W klasie miała kontakt z osobami, które dehumanizowały uchodźców i powtarzały na ich temat krzywdzące stereotypy; sami nauczyciele też mówili okropne rzeczy. Nie rozumiała tego. Niedawno zamieściła na swoim profilu na Instagramie fragmenty z pamiętnika, który prowadziła, gdy miała 15 lat. Wówczas pisała do Boga, w którego dziś nie wierzy, i modliła się za ofiary dyskryminacji, zamachów i kryzysu uchodźczego. Jej rodzice – Justyna Łagowska i Jan Klata – zawsze byli zaangażowani politycznie, a w tamtym czasie wspierali inicjatywy pomagające imigrantom. Niedługo później Jadwiga wyjechała na wymianę do Frankfurtu nad Menem. Tam mieszkała u kurdyjskiej rodziny, która z powodu prześladowań musiała uciekać ze swojego kraju.
– Kontakt z takimi osobami zupełnie zmienia perspektywę – mówi Jadwiga, a za początek swojej działalności aktywistycznej uznaje również dyskusje z kolegami z klasy, chociażby o feminizmie.
– Do tej pory mam z chłopakami kontakt. Mówią, że w momencie, gdy słyszą coś seksistowskiego albo przyjdzie im do głowy jakiś żart, myślą: Jadwiga by zareagowała. To jest pierwszy krok do tego, żeby odejść od pewnych zachowań – dodaje Jadwiga.
Ostatnia scena
W październiku tego roku wspólnie z Nadią Wierzbicką Jadwiga była kuratorką wystawy Ostatnia Scena, która powstała w ramach współpracy Extinction Rebellion z Teatrem Studio w Warszawie. Zaprezentowały na niej 30 prac młodych artystek i artystów, które układają się w jedną historię. Na jej końcu pojawia się refleksja: jak postrzegać to, co po katastrofie?
– Oprowadzając po wystawie Thomasa Köcka [autora spektaklu Raj. Potop – przyp. red.], rozmawialiśmy o tym, że często ludzie boją się w ogóle przyznać, że kryzys klimatyczny istnieje, bo będą musieli coś z tym zrobić, a nie chcą – mówi Jadwiga.
– Kiedy zostają zaproszeni na wystawę, mogą z kryzysem się oswoić; pobyć w przestrzeni, która jest przesiąknięta żałobą. A to jest o wiele bardziej czułe niż rzucanie faktami naukowymi – dodaje Jadwiga.
– Wobec kryzysu klimatycznego odczuwamy bezsilność – uzupełnia Nadia Wierzbicka. – Jest tak, jakbyśmy siedziały na widowni, czekając na ostatnią scenę. Extinction Rebellion to ruch, który mówi, że pora zmienić fabułę, żeby tej ostatniej sceny po prostu nie było – dodaje Nadia.
Podobnie jak Ryszard Nadia studiuje filozofię. Dużo czyta, a aktywizm łączy ze sztuką. Wcześniej, w maju tego roku, Nadia jako działaczka Extinction Rebellion w ramach Nocy Muzeów w Warszawie współorganizowała z grupą Turnus wystawę Robi się gorąco.
– Nazwa wystawy nawiązywała do wzrostu temperatury klimatu – w powietrzu i na ulicach, dosłownie i w przenośni – mówi Nadia. – Mamy coraz mniej czasu, by zapobiec katastrofie klimatycznej – z każdą chwilą robi się coraz goręcej. Na wystawie pokazałyśmy prace kilkudziesięciu artystek i artystów z zupełnie świeżym spojrzeniem na ten problem. Razem z dziewczynami z Turnusu zaprojektowałyśmy też pocztówki, na których osoby odwiedzające wystawę mogły napisać rządowi, co sądzą o obecnej polityce klimatycznej – dodaje.
W kulturze temat kryzysu klimatycznego podejmowany jest od dawna, ale dopiero teraz wchodzi do mainstreamu. Nawet jeśli mówi się o nim w sposób zachowawczy i niekoniecznie zgodny z nauką, w mediach słyszy się o nim codziennie, więc naturalnie przenika też do sfery artystycznej. Jak mówi Nadia: – Potrzebujemy nowych narracji, a sztuka jest do tego super medium. Dotychczas mówiliśmy, że katastrofa klimatyczna dopiero nadejdzie. W tej chwili ona już się dzieje.
***
Klementyna Szczuka – dziennikarka i krytyczka muzyczna. Współpracuje z redakcją newonce.net. Wcześniej pracowała w nieistniejącym już portalu hip-hopowym skrr.pl oraz była związana z soulbowl.pl.