Gospodarka

Najnowsze badania nierówności w Polsce pokazują, że przypływ nie unosi wszystkich łodzi

W latach 1989-2015 realny dochód gospodarstw domowych najbogatszego procenta Polaków wzrósł 458%. Dochód biedniejszej połowy społeczeństwa wzrósł w tym czasie jedynie o 31%.

Debata o nierównościach w Polsce zdaję się tkwić w miejscu. Liberałowie przywołują oparte na badaniach ankietowych statystyki, wskazujące, że poziom nierówności w Polsce jest przeciętny. Obóz progresywny wskazuje na ograniczenia badań ankietowych, ale nie jest w stanie przedstawić konkurencyjnych danych. Teraz na szczęście może się to zmienić.

Gylfason: Na biedę i przedwczesną śmierć nikt nie głosuje w wyborach

Jest niewiele zagadnień, na temat których w ciągu ostatniej dekady ekonomiści i przedstawiciele innych nauk społecznych przeprowadzili tak wiele badań, jak właśnie nierówności społeczne. Kapitał w XXI wieku sprawił, że temat ten przebił się z naukowych czasopism do centrum debaty publicznej. Szereg międzynarodowych instytucji wydało raporty dotyczące nierówności dochodowych, zwykle kończące się wnioskami o ich negatywnymi wpływie na społeczeństwo. Na zachód od Odry mało kto już wierzy, że przypływ unosi wszystkie łodzie. Jest wręcz przeciwnie – nierówności nie tylko szkodzą demokracji, czy zdrowiu publicznemu, ale także osłabiają wzrost gospodarczy. Społeczeństwa o niższym poziomie nierówności cieszą się większą mobilnością społeczną. Dziś american dream ma dużo większe szanse na stanie się rzeczywistością w Danii lub Szwecji, niż w Stanach Zjednoczonych.

Nierówności dochodowe można mierzyć w dwa sposoby. Pierwszym z nich jest wykorzystanie badań ankietowych. W Polsce są to prowadzone przez GUS Badania Budżetu Gospodarstw Domowych. Jest to metoda pomiaru wiernie odzwierciedlająca dochody większości społeczeństwa, ale z racji tego, że bogaci dużo rzadziej odpowiadają na ankiety, zaniżająca średnie dane, a przez to i poziom nierówności. Alternatywą jest wykorzystanie danych administracyjnych w postaci składanych zeznań podatkowych. Metoda ta pozwala na dokładniejszy pomiar nierówności, ale niestety w Polsce dane dotyczące zeznań podatkowych udostępniane są raczej niechętnie.

Opublikowane przez Bukowskiego i Novokmeta badania, dzięki wykorzystaniu danych ankietowych, rzucają nowe światło na poziom nierówności dochodowych w Polsce. Niestety obraz, który wyłania się z cienia, jest dość tragiczny.

Pierwszy z opublikowanych raportów (Top Incomes during Wars, Communism and Capitalism: Poland 1892-2015) analizuje poziom nierówności w Polsce na przestrzeni ostatnich stu trzydziestu lat. Zależność poziomu nierówności dla tego czasu przypomina literę „u”. Udział najbogatszego procenta w całości dochodów w gospodarce w okresie dwudziestolecia międzywojennego sięgający 15%, po spadku do poziomu 3-4% w okresie Polskiej Republiki Ludowej, po roku 1989 ponownie wystrzelił w górę. W roku 2008 osiągnął maksimum wynoszące około 14%, a następnie nieznacznie się obniżył. Oznacza to, że w ciągu niespełna ćwierć wieku pod względem udziału najbogatszego procenta gospodarstw domowych w całości dochodu przegoniliśmy Szwajcarię, Hiszpanie, czy Francje, a remisujemy z Niemcami i Wielką Brytanią. Osiągnięty wynik czyni nas również niechlubnym liderem naszego rejonu Europy.

Proszę pana, nierówności to fakt

czytaj także

Historia wzrostu nierówności w III Rzeczypospolitej ujęta w telegraficznym skrócie wygląda następująco: szybki wzrost w pierwszych latach transformacji, krótka stabilizacja na przełomie wieków, wzrost po wejściu do Unii Europejskiej, delikatny spadek i stabilizacja w ostatnich latach. O ile to, że w dobie realizacji Planu Balcerowicza nierówności dochodowe wzrosły, dla nikogo nie jest zaskoczeniem, informacja o tym, że w pierwszych latach po akcesji na wejściu Polski do Unii Europejskiej najbardziej skorzystali najbogatsi w pierwszym momencie może zastanawiać. Przeprowadzone badanie nie umożliwia zidentyfikowania konkretnej przyczyny, ale prawdopodobnie wzrost udziału najbogatszego procenta, jak i najwyższego decyla jest efektem dużych korzyści odniesionych przez polskich eksporterów oraz inwestycji zagranicznych. W następnych latach (prawdopodobnie z pomocą kryzysu finansowego) sytuacja się ustabilizowała. Na marginesie, nawet dziś około 80% wzrostu funduszu płac wynika z aktywności firm z obcym kapitałem. O ile w firmach z kapitałem zagranicznym podwyżki zwykle są co roku, u polskich pracodawców są raczej rzadkością.

Aby ocenić dynamikę dochodów gospodarstw domowych w latach 1989-2015 Bukowski i Novokmet łączą dane ankietowe z danymi pochodzącymi z zeznań podatkowych. Przeciętnie dochód realny (skorygowany o wzrost inflacji) gospodarstwa domowego w tym okresie wzrósł o 73%. Niestety, aby doświadczyć wzrostu dochodów tej wielkości, trzeba było należeć do… 8% najbogatszych Polek i Polaków. Dochód biedniejszej połowy społeczeństwa wzrósł jedynie o 31%, a średniaków (środkowe 40% dystrybucji dochodu) o 47%. W tym samym czasie najbogatsze 10% gospodarstw domowych odnotowało wzrost o 190%, najbogatszy procent o 458%. Dochody realne najbogatszego promila (dziesiętnej części procenta) wzrosły o 1019%. Oznacza to, że z „najwyższego wzrostu PKB w regionie” ponad połowa trafiła do najbogatszych 10%, a jedynie 13% do dolnej połowy rozkładu dochodów. Środkowe 40% skorzystało z 31% wzrostu gospodarczego.

Najczęściej powszechną miarą nierówności dochodowych jest współczynnik Ginniego. Przyjmuje on wartości od zera do jedności, a wyższy poziom oznacza większe nierówności dochodowe. O ile współczynnik Ginniego obliczony na podstawie danych ankietowych wynosi według ostatnich danych 0,32, to po uwzględnieniu danych podatkowych lepiej odzwierciedlających udział najbogatszych w dochodach, wzrasta do 0,45. Do Rosji (0,6) wciąż nam jeszcze daleko, ale w Unii Europejskiej zaliczamy się do liderów.

Majmurek: Jeden procent jedzie na gapę. Pora wywalić miliarderów z pokładu

Z przedstawionych badań jasno wynika, że ograniczenie poziomu nierówności powinno być jednym z priorytetów polityki publicznej. Progresywność polskiego systemu podatkowego jest wyjątkowo niewielka, związki zawodowe słabe, a układy zbiorowe są prawie nieistotne na rynku pracy. Niestety, jakikolwiek wniosek z toczącej się na świecie debaty o nierównościach dochodowych, wyciągnęło jedynie Prawo i Sprawiedliwość, a i w wypadku rządu Beaty Szydło prowadzone działania dalekie są od systemowych zmian.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Wroński
Marcin Wroński
Ekonomista
Ekonomista, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej, fellow World Inequality Database. Podczas wizyty badawczej w Światowym Laboratorium Nierówności współpracował z profesorem Pikettym. Konsultant Banku Światowego.
Zamknij