Kinga Dunin

Wojna o nadbudowę

Kontrmiesięcznice są potrzebne, żeby jednak powiedzieć „Nie!” rytuałom smoleńskiej religii, szantażowi moralnemu przy pomocy trumien i osobistej tragedii.

To ma być felieton o kontrmanifestacji przeciwko diabli wiedzą której miesięcznicy smoleńskiej. Cierpliwości. Będzie. Ale jest lato, więc wybierzmy się do lasu.

Mogłoby się wydawać, że Puszcza Białowieska nie jest nadbudową ani nawet bazą, tylko podbudową. Ale jeśli przestajemy ją traktować jak skład drewna na deski, staje się częścią kultury. I bronią jej także ludzie, którzy nigdy tam nie byli i pewno nigdy nie mieli siekiery w ręku, a lokalsi są bardziej zdystansowani. Od lat podnoszono postulaty, żeby cała Puszcza stała się parkiem narodowym, jednak nie był to gorący temat. Dzięki harvesterom Szyszki ta sprawa stała się ogólnopolska, polityczna i antypisowska. Wielu ludzi przy okazji dowiedziało się do czego służą korniki, niektórzy po raz pierwszy w życiu podpisali petycję do władz albo poszli na demonstrację. Na miejscu z wycinką walczą ci, którzy mają odwagę i siłę na obywatelskie nieposłuszeństwo. I, chcąc nie chcąc, są częścią frontu walki o coś więcej niż tylko pomnik przyrody.

Jak możemy działać dla Puszczy Białowieskiej spoza puszczy?

Przyjrzyjmy się bowiem, czego dotyczyły protesty i demonstracje z ostatnich dwóch lat. KOD-owskie marsze w obronie konstytucji, mediów publicznych. Tłum pod sejmem (nie była to legalna demonstracja) z powodu naruszenia obyczajów parlamentarnych. Czarny protest i kolejne demonstracje upominające się o prawa kobiet. Bunt samorządowców przeciwko ustawie warszawskiej. Obrona teatrów. Parady Równości w sprawie tolerancji i sytuacji mniejszości.

Na pewno coś pominęłam, nie zawsze też protesty te mają miejsce na ulicach, ale wspólnym mianownikiem jest to, że wszystkie one, mówiąc po marksowsku, toczą się w obrębie nadbudowy: dotyczą kultury, praw człowieka, praw obywatelskich, kształtu państwa. Czasami działania te kończyły się sukcesem, takim jak wstrzymanie restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej albo wycofanie się ustawy metropolitalnej. Częściej jednak jest to tylko „świadczenie wartościom”. Ma to też inny sens – aktywizuje politycznie, integruje środowiska, tworzy oczekiwania, które mają być spełnione już w innej rzeczywistości politycznej. I pewno, nawet jeśli PiS przegra wybory, nie zostaną spełnione, ale nadal będą istniały.

Gdybym była mądrym mężczyzną, to bym teraz napisała, że powstały warunki do tworzenia łańcucha ekwiwalencji w celu zdobycia hegemonii, obawiam się jednak, że nie socjalistycznej. Nie jestem, więc powiem to inaczej: Wajrak i Frasyniuk nie są postaciami z zupełnie innych bajek.

Lewica pewno wolałaby więcej ekonomicznej bazy w tych potyczkach, ale jest to, co jest, a nie ma tego, czego nie ma. Ludzie, którzy biorą udział w tych protestach, to nie tylko „ci okropni liberałowie”. Po prostu teraz akurat to ich porusza i sprawia, że są gotowi się zaangażować.

Wszystkie te akcje obywatelskie tworzą pewien wspólny krajobraz i „kontrmiesięcznice” są, moim zdaniem, istotnym jego dopełnieniem. Tak, wiem, chodzi o demokrację i wolność zgromadzeń, ale mam nadzieję, że są one potrzebne także po to, żeby jednak powiedzieć „Nie!” rytuałom smoleńskiej religii, kolejnym groteskowym „męczennicom”, które stają się cyklicznym państwowym świętem, szantażowi moralnemu przy pomocy trumien i osobistej tragedii. Wielu z tych, którzy się dystansują wobec kontrmanifestacji, uważa miesięcznice za folklor, który należy zostawić w spokoju i czekać, aż przeminie. Ale to nie jest żaden folklor. Chyba, że za folklor uznamy wszystko, co wypływa z tego samego źródła: religię w szkole, krzyże w urzędach, kult żołnierzy wyklętych, zakaz aborcji, dyskryminację mniejszości, mowę nienawiści, szczucie na uchodźców, zdrajców, ubeków, lewaków, liberałów. Może to i jest folklor, ale tak łatwo nie minie. I coś trzeba mu przeciwstawić.

Wczoraj PiS ufortyfikował się na Krakowskim Przedmieściu, Kaczyński powiedział to, co zwykle, że niedługo prawda o katastrofie zostanie objawiona, kontrmanifestacja poszła sobie gdzie indziej. Właściwie nic się nie stało – ot, kolejna potyczka w wojnie.

Niech nas wynoszą. A my będziemy wracać

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij