Kraj

Niech nas wynoszą. A my będziemy wracać

Jednym z niewielu narzędzi, których wciąż może używać społeczeństwo, żeby pokazać swoją niezgodę na łamanie demokratycznych zasad, jest nieposłuszeństwo obywatelskie.

Poszłam na kontrmiesięcznicę. Zostałam z niej wyniesiona przez czterech policjantów. Policjanci nie byli wobec mnie brutalni. Przez ponad godzinę byłam za to bezprawnie przetrzymywana w kordonie policyjnym, bo choć nie byłam zatrzymana, to „trwały czynności” – jak mi powiedziano. Dostałam mandat w wysokości 500 zł z art. 52. Kodeksu wykroczeń, § 1. („Kto przeszkadza lub usiłuje przeszkodzić w organizowaniu lub w przebiegu niezakazanego zgromadzenia (…) podlega karze aresztu do 14 dni, karze ograniczenia wolności albo karze grzywny”). Nie przyjęłam go, bo nawet gdybym chciała, nie miałam szansy nikomu w niczym przeszkodzić – otoczono nas i wyniesiono w jakieś pięć minut od czasu rozpoczęcia zgromadzenia. Uczestników miesięcznicy nie było nawet na horyzoncie. Sąd orzeknie, czy policja może wystawiać mandaty na podstawie swoich przypuszczeń co do przyszłości.

Poszłam na kontrmiesięcznicę ponieważ uważam, że miesięcznice nie są nieszkodliwym PiS-owskim rytuałem skierowanym do wyborców tej partii, a na zewnątrz pozbawionym znaczenia. Uważam, że nienawiść siana w comiesięcznych przemówieniach prezesa PiS-u staje się ciałem. Miesięcznice nie służą pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej – są natomiast skutecznym narzędziem populistycznej polityki i symbolem zawłaszczania państwa i naszej wspólnej życiowej przestrzeni przez przywódcę partii rządzącej. Bagatelizowanie tego pod hasłem „sami się kompromitują” to błąd, bo skala różnego rodzaju przekroczeń związanych z miesięcznicami rośnie. Myślę, że musimy je uważnie śledzić – wszystkie są groźne.

Przemoc dookoła nas

Po pierwsze, przyzwolenie na przemoc. Uczestnicy miesięcznic najwyraźniej czują, że mogą sobie pozwolić na przemoc wobec ludzi „gorszego sortu”. Kilka miesięcy temu było to cięcie żyletkami ubrań i obrzucanie ludzi z niewłaściwymi transparentami wyzwiskami, ale już miesiąc temu po prostu poturbowano dwie kobiety, bo trzymały w rękach białe róże wskazane przez Kaczyńskiego jako „symbol nienawiści”. Znaleźliśmy się w rzeczywistości, w której podczas oficjalnej partyjnej imprezy można zostać pobitym w przestrzeni publicznej za noszenie symboli (kwiatów, przypinek, transparentów), które nie podobają się organizatorom tej imprezy. Bierne zaakceptowanie tego faktu będzie nas dużo kosztować w przyszłości. Bierność wobec tego rodzaju przemocy nie jest też niewinna. Przyszłam na Krakowskie Przedmieście z przypinką „czarny protest”, bo nie zgadzam się z tym, że ktoś odbiera mi i innym ludziom prawo do przebywania w przestrzeni publicznej – pod groźbą znieważenia czy pobicia.

Przestrzeń publiczna przestaje być publiczna

Po drugie, zawłaszczenie przestrzeni publicznej. Na mocy nowego niekonstytucyjnego prawa są zgromadzenia równe i równiejsze. Miesięcznica w jego świetle unieważnia prawo wszystkich niehołubiących jej obywateli do demonstrowania swoich poglądów. Połać miasta anektowana przez PiS powiększa się z miesiąca na miesiąc. Kiedyś był to kawałek Krakowskiego Przedmieścia przy Pałacu Prezydenckim. Miesiąc temu była to już cała ulica od wysokości Królewskiej… i od dziewiątej rano. W ten sposób mieszkańcy Mariensztatu i części Powiśla zostali na cały dzień pozbawieni możliwości bezproblemowego poruszania się po mieście. Przekonałam się o tym, kiedy rankiem razem z dziećmi próbowałam dostać się do śródmieścia ulicą Bednarską. U jej górnego wylotu zostałam wraz z grupką innych warszawiaków poinformowana przez policjantów stojących za metalową barykadą, że ponieważ pan Kaczyński już za kilka godzin będzie tu przemawiał, to o ile nie mamy zaproszeń na tę imprezę, możemy śmiało wykonać w tył zwrot. Mieszkańcy miasta i przyjezdni (przecież to główny trakt turystyczny) mają nie przeszkadzać, kiedy „ludzki pan” świętuje. Nie mogę się z tym pogodzić – tak samo jak z bezprawnym stemplowaniem miasta kolejnymi samowolami budowlanymi czyli pomnikami/głazami poświęconymi Lechowi Kaczyńskiemu. Kiedy w sobotę szłam na kontrmiesięcznicę, liny trzymane przez ludzi w kamizelkach podpisanych „straż obywatelska PiS” ciągnęły się już nie tylko przez Krakowskie Przedmieście, ale też przez cały Plac Zamkowy.

Policja wynosi osoby blokujące miesięcznicę smoleńską [zdjęcia]

Państwo w służbie partyjnej

Po trzecie, wykorzystywanie służb publicznych do obsługi partyjnej imprezy. Czy ktoś jeszcze pamięta, jak miesięcznicom nie towarzyszyła kompania honorowa? Mam nadzieję, że widok morza policji nie spowszednieje nam tak szybko. Do tej pory zadaniem policji było łapanie przestępców i unieszkodliwianie osób zachowujących się agresywnie w przestrzeni publicznej. Jak ma się do tego angażowanie za publiczne pieniądze setek policjantów w usuwanie z przestrzeni publicznej staruszek o kulach, bibliotekarzy, młodych kobiet, legend opozycji demokratycznej i dziennikarek? Mam poczucie, że sami policjanci nie czują się w tej roli zbyt dobrze. Widziałam jak sierżant, który wraz z kolegami niósł starszą panią o kulach, podszedł potem do niej i pytał, czy nic jej się nie stało oraz przepraszał za te niedogodności. Wygląda na to, że wielu policjantów rozumie niestosowność tego wszystkiego. Ale rozkazy to rozkazy.

Alians Kościoła i państwa

Po czwarte, polityczne wykorzystanie religii oraz alians części przedstawicieli Kościoła z władzą. Jak donoszą media, kazanie księdza profesora Filabera podczas mszy smoleńskiej w warszawskiej bazylice dotyczyło konieczności walki z prawami kobiet (In vitro i aborcja jako „uleganie namowom szatana”), a także „agresywnej postawy środowisk homoseksualnych” oraz „obrażania chrześcijaństwa przez sztukę”. Jaki te zagadnienia mają związek z pamięcią ofiar katastrofy smoleńskiej lub z chrześcijańską miłością bliźniego? Zaryzykuję tezę, że żaden. Natomiast  zarówno sekowanie praw kobiet i osób LGBTQ  jak zapędy do cenzurowania sztuki to część  programu politycznego PiS-u. Procesje smoleńskie nie zostały też jeszcze o ile wiem wpisane do kalendarza liturgicznego Kościoła katolickiego. W tym kontekście wręczanie protestującym mandatów za zakłócanie uroczystości religijnej wydaje się kolejnym nadużyciem.

Religię smoleńską czas oddzielić od państwa

W kontekście zmiany ustawy o zgromadzeniach, która w obecnym kształcie ogranicza nasze prawa obywatelskie, jednym z niewielu narzędzi, których wciąż może używać społeczeństwo, żeby pokazać swoją niezgodę na łamanie demokratycznych zasad, jest nieposłuszeństwo obywatelskie, czyli pokojowe i pozbawione agresji działanie wbrew niekonstytucyjnemu prawu. Tym jest pokojowa blokada polegająca na siedzeniu z kwiatami na trasie przemarszu uprzywilejowanej według nowych przepisów demonstracji. Ale też nie dajmy się zwariować – tym już nie jest spacerowanie z białym kwiatem po ulicy wzdłuż przemarszu uprzywilejowanej demonstracji. Do tego wciąż mamy prawo. Kto uczestniczy w blokadzie, musi liczyć się z tym, że zostanie z niej wyniesiony, ale już bezpodstawne przetrzymywanie osób zatrzymanych i wystawianie pięćsetzłotowych mandatów (zwłaszcza, jeśli nie doszło do żadnego konkretnego „przeszkadzania”), to działanie nieuzasadnione i noszące znamiona zastraszania – zwłaszcza dla osób starszych, żyjących z emerytury, pięćset złotych to nie jest kwota symboliczna.

Nieposłuszeństwem obywatelskim, jak słusznie zauważył uczestnik internetowej debaty w tej sprawie, jest też sprowadzanie medycznej marihuany dla chorego dziecka, blokowanie eksmisji lokatora ze zreprywatyzowanej kamienicy, blokowanie wycinki Puszczy Białowieskiej czy sprowadzenie pigułki EllaONe dla dziewczyny, która nie chce zajść w niechcianą ciążę. Po prostu żyjemy w czasie, w którym kolejne zmiany w prawie służą niszczeniu demokracji. Ten proces nie zatrzyma się sam, a do wyborów jeszcze wiele miesięcy.

Niesłychanie dziwią mnie w tym kontekście niektóre głosy na lewicy budujące symetrię między pokojową blokadą miesięcznicy smoleńskiej w miesiąc po poturbowaniu przez uczestników tej imprezy dwóch kobiet, a atakami ONR-u i podobnych środowisk np. na Paradę Równości. Uczestnicy Parady nie biją i nie lżą swoich oponentów oraz nie walczą o odbieranie praw innym ludziom. ONR-owcy, kiedy akurat nie zamawiają pięciu piw, podżegają do przemocy w sposób zupełnie pozbawiony niejasności: wszyscy wiemy , że znajdzie się kij na lewacki ryj, że lewacką hołotę należy traktować sierpem i młotem oraz gdzie mają iść pedały… Co jedno ma wspólnego z drugim?

Ludzie, którzy przyszli w sobotę na kontrmiesięcznicę na wezwanie Obywateli RP lub Strajku Kobiet, byli tam dlatego, że nie mogą już znieść arogancji władzy: politycznego wykorzystywania tragedii ofiar katastrofy smoleńskiej, ograniczania kolejnych praw obywatelskich, szalonego nepotyzmu i coraz ostrzejszych ataków na kolejne grupy obywateli (kobiety, osoby LGBTQ, niekatolicy, ekolodzy, uchodźcy).

Mam nadzieję, że będziemy siedzieć na ulicach w coraz liczniejszym gronie i że damy naprawdę porządnie zarobić kwiaciarkom.

Jaka byłaby Polska bez Smoleńska?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Diduszko-Zyglewska
Agata Diduszko-Zyglewska
Polityczka Lewicy, radna Warszawy
Dziennikarka, działaczka społeczna, polityczka Lewicy, w 2018 roku wybrana na radną Warszawy. Współautorka mapy kościelnej pedofilii i raportu o tuszowaniu pedofilii przez polskich biskupów; autorka książki „Krucjata polska” i współautorka książki „Szwecja czyta. Polska czyta”. Członkini zespołu Krytyki Politycznej i Rady Kongresu Kobiet. Autorka feministycznego programu satyrycznego „Przy Kawie o Sprawie” i jego prowadząca, nominowana do Okularów Równości 2019. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą" i portalem Vogue.pl.
Zamknij