Świadomość, że po dwudziestu ośmiu latach w Polsce zostanie zniszczona demokracja, bo ktoś na Jarosława Kaczyńskiego kiedyś krzywo spojrzał, trochę mnie jednak przeraża.
Jarosław Kaczyński od dawna czuje, że komuś przeszkadza, że koledzy z opozycji się z niego podśmiechują i, że nie jest szanowany. Na początku lat dziewiećdziesiątych wspominał w książce Odwrotna strona medalu: „Wtedy już nie miałem najmniejszych wątpliwości, że wchodzę komuś w paradę.” Chodziło o to, że choć w pierwszych częściowo wolnych wyborach kandydaci opozycji demokratycznej zdobyli praktycznie sto procent możliwych mandatów, to jednak nie mogli utworzyć rządu, bo 65% miejsc było zarezerwowanych dla PZRP i jego satelitów. Część opozycji (Geremek, Kuroń, Michnik) była za tym, żeby dogadać się z reformatorskim skrzydłem PZPR, jednak ostatecznie wygrała opcja podpisania porozumienia ze Stronnictwem Demokratycznym i Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym.
czytaj także
Z dzisiejszej perspektywy wygląda to na słuszną decyzję. Choć SD i ZSL nie posiadały realnej władzy, to jednak wystarczyło jej, żeby wybrać Mazowieckiego na premiera i zaprowadzić w Polsce system znacznie bardziej demokratyczny. Choć Jarosław Kaczyński, z ramienia Wałęsy, prowadził rozmowy z SD i ZSL, to jednak nie wyszło mu to na dobre. Wspomina, że traktowano go „jak oskarżonego o zamach stanu”, a Michnik potem nie odzywał się do niego przez rok (wszystkie cytaty za wspomnianym wywiadem Odwrotna strona medalu). „Michnik był na mnie obrażony od czasu przyjścia Mazowieckiego do rządu, przestał się wtedy do mnie odzywać i spoglądał na mnie zawsze ciężkim, nienawistnym wzrokiem.” Kaczyński podejrzewa, że pokrzyżował opozycji plany dogadania się z komunistami: „wszystko miało być inaczej, już różni ludzie mieli obietnice, kto kim zostanie i moja misja miała te plany pokrzyżować”.
czytaj także
Dziś – 28 lat później – sytuacja wiele się nie zmieniła. Kaczyński ciągle czuję się samotnym krzyżowcem, z którego koledzy z opozycji się podśmiechują. Czy to dlatego wybuchnął w sejmie, rzucając najcięższymi oskarżeniami? „Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego śp. brata. Niszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami!” Osobiście nie wiem, jakiej prawdy, mogliby się bać posłowie. Jeśli chodzi o katastrofę Tu-154, to PiSowskiej komisji nie udało się ustalić prawdy, pomimo siedmiu lat śledztwa, więc raczej komisji tej nie uda się dociec, kto zabił śp. Lecha Kaczyńskiego. Trudno jednak nie zauważyć, że poseł PO Borys Budka, w żaden sposób nie obraził byłego prezydenta. Wręcz przeciwnie, wyrażał się o nim w słowach pochwalnych: „Lech Kaczyński, śp. prezydent Rzeczypospolitej, dopóki żył, dopóty nie pozwoliłby na to, co robicie.” Czy twierdzenie, że były prezydent nie godziłby się na niszczenie w Polsce praworządności jest obraźliwe? Pamięć o bracie szarga raczej sam Jarosław, który na przykład zamiast ustanowić całą Puszczę Białowieską parkiem narodowym, co postulował przygotowany na prośbę Lecha projekt, daje wolną rękę Szyszce i swojemu kuzynowi Dyrektorowi Generalnemu Lasów Państwowych Konradowi Tomaszewskiemu. To oczywiście tylko przykład, ale nie potrafię zapomnieć o tym, że gdy piszę te słowa harvestery dalej wycinają stuletnie drzewa, choć Komisja Europejska skierowała sprawę Puszczy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Ale, hej, jest jeszcze parę dni, zanim Trybunał odniesie się do tego wniosku, więc wytnijmy jeszcze kilka drzew.
Niewątpliwie jednak od lat dziewięćdziesiątych potraktowany z buta Jarosław Kaczyński nauczył się paru rzeczy od obecnie byłych już kolegów. Jak podsumowuje swoją rozmowę z Michnikiem: „Typowe dla niego i jego kolegów – w żywe oczy, iść w zaparte.” Chodziło o to, że naczelny „Wyborczej” ponoć nie gadał z Jarkiem od roku, ale spytany o to zaprzeczył.
Osobiście też zwracam uwagę na to, kto mi mówi „cześć”, a kto nie. Choć trochę mnie dziwi, że można komuś nie mówić „cześć” z powodów towarzyskich, czy wyznawanych poglądów, to jednak potrafię to zrozumieć. Niewątpliwie jednak Jarosław Kaczyński ma lepszą pamięć, bo nie tylko potrafi powiedzieć, kto się do niego nie odzywa, ale też przez jak długi okres. To bardzo ciekawe, ale jeszcze bardziej ciekawe, że polubowne stwierdzenie Michnika: „ależ skąd, rozmawiamy ze sobą”, prezes PiS uznał za kłamstwo, a nie próbę znormalizowania reakcji.
Generalnie chyba trudno mieć z prezesem PiS normalne relacje. Zacytujmy jak wspomina swoje stosunki z Mazowieckim: „odniosłem wrażenie – być może błędne – że chciałby ze mną porozmawiać. Tylko pewnie chciałby, żebym ja jego o to poprosił. A przecież on na jesieni 1989 roku wyraźnie odmówił mi przyjęcia, nie wypadało mi go prosić pierwszemu o spotkanie. Przez całe te dwa lata była to moja jedyna, półtoraminutowa rozmowa z Mazowieckim.”
Być może rzeczywiście jest tak, że Kaczyński został strasznie skrzywdzony przez Michnika, Mazowieckiego, Kuronia i prawie całą opozycję demokratyczną. Ostatecznie, pomimo wysokiej pozycji w opozycji i bycia bliskim współpracownikiem Wałęsy, nie dostał żadnego stanowiska w pierwszym rządzie. Pytanie jednak, czy to dlatego, że opozycja była dogadana z komunistyczną nomenklaturą, czy po prostu nie lubili tego pamiętliwego skurczybyka, który nie odezwie się pierwszy, bo pamięta każde „wilcze spojrzenie”.
czytaj także
Kaczyński oczywiście wyznaje spiskową wizję dziejów, zgodnie z którą Michnik marzył o wspieraniu kolegów komunistów, a Lech Kaczyński został zamordowany w Smoleńsku przez Putina, we współpracy z Tuskiem i innymi działaczami PO. Obserwowanie tej towarzyskiej kołomyi, byłoby nawet całkiem zabawne. Sam też lubię wiedzieć, kto kogo nie lubi, a z kim nie gada. Jednak świadomość, że po dwudziestu ośmiu latach w Polsce być może zostanie zniszczona demokracja, bo ktoś na kogoś kiedyś krzywo spojrzał albo nie odpowiedział na zaproszenie, trochę mnie jednak przeraża. Chciałbym żyć w świecie, w którym polityka nie opiera się na paranoicznych podejrzeniach, tylko na rzetelnej debacie, jak można poprawić otaczająca nas rzeczywistość. Niestety wygląda na to, że jestem w mniejszości.
Po proteście pod sejmem w niedzielę 16 lipca wielu znajomych odniosło podobne wrażenie: chyba na żadnym KODerskim proteście nie było tylu młodych ludzi i tęczowych flag. Jednak organizatorzy protestu postanowili spektakularnie to zignorować. Średnia wieku osób przemawiających ze sceny wskazywała, że działalność polityczną zaczynali jeszcze w czasach KORu. Choć nie odmawiam im zasług, to wolałbym już nie słuchać profesora Balcerowicza, ani Andrzeja Celińskiego, powtarzającego, że trzeba dokończyć prywatyzację. Czy naprawdę nie ma nikogo, kto mógłby przedstawić jakiś sensowniejszy program dla Polski, niż ten, który się nie udał trzydzieści lat temu? Osobiście znam co najmniej kilka takich osób. Więc może jednak rację ma Jarosław Kaczyński, że elity tak bardzo boją się utraty władzy, że na scenę nie wpuszczą nikogo, z kim nie piliby wódki jeszcze w latach siedemdziesiątych?
czytaj także
Nie wierzę, żeby brak reprezentacji młodych na KODowskiej scenie, był jakąś celową strategią. Po prostu zaproszono dawnych kolegów i koleżanki. Ale jak widzimy na przykładzie Kaczyńskiego, czasem warto też zaprosić młodszych kolegów, nawet jeśli nie do końca się ich lubi. Być może nie ma wśród nich aż takich paranoików, że następnie staną się Kaczorem-Dyktatorem, ale niewątpliwie mają trochę pomysłów, których opozycji dziś brak. Ostatecznie nie jesteśmy już tacy młodzi. Moi rówieśnicy i rówieśniczki są już po trzydziestce i można z nami sensownie pogadać o wielu rzeczach. Tymczasem media boją się nawet socjaldemokratów z Partii Razem i dla równowagi wolą przeważnie zaprosić jakiegoś faszystę.
Jeśli nie chcemy, żeby PiS rządził tutaj przez następne trzydzieści lat, warto by ludziom przedstawić jakiś alternatywny program, a nie tylko pohukiwania, że Jarek jest zły. Może i zły, ale może nie trzeba się było na niego obrażać? Teraz już nic nie poradzimy, że Kaczyński jest tak bardzo obrażony, że aż przekonany, że brata mu zabiliście. Niegdyś absurdalne oskarżenia o zamach stanu nagle nabierają sensu, więc może to dobry momenty, żeby się zadumać nad tym, że warto wspierać i przytulać mniejszych, zanim wyrosną z nich duzi i źli.
Łętowska: Sądownictwu potrzeba pracy wychowawczej, a nie ustaw