Czy rzeczywiście kogoś jeszcze dziwi, że polski Kościół jest nie tylko gotów promować dewiacyjną wizję natury ludzkiej, ale również aktywnie wspierać przestępców seksualnych?
Z uchodźcami się udało. Czy straszenie gejami będzie równie skuteczne? Co prawda osoby LGBT+ trudniej przedstawiać jako żądnych krwi terrorystów, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pisać, że „Warszawę opanowuje realny homoterror”. To akurat korwinowski szmatławiec „Najwyższy Czas”, ale Konferencja Episkopatu Polski również postanowiła włączyć się w kampanię nienawiści rozpętaną przez PiS. Osoby nieheteroseksualne i niewpisujące się w „tradycyjny model rodziny” są łatwym celem, bo w naszym agresywnie homo- i transfobicznym społeczeństwie często boją się nawet przyznać do swojej tożsamości (czasem nawet przed samymi sobą), a co dopiero bronić swoich praw.
W sondażu przeprowadzonym przez „Super Express” na pytanie, „czy popierasz wprowadzanie elementów karty LGBT+ w szkołach?”, 54,6 proc. pytanych zadeklarowało, że są przeciwni. Czy wiedzą, o czym mówią? Pewnie podobnie jak z Brexitem. Pierwsze zdanie wprowadzonej w stolicy karty brzmi: „Warszawa jest dla wszystkich, dlatego chcę, żeby była miastem bez dyskryminacji, bez języka nienawiści i przemocy. Miastem różnorodnym i przyjaznym”.
Czy ponad połowa Polaków popiera dyskryminację, nienawiść i przemoc? Śmiem wątpić, ale wciąż na straszeniu osobami LGBT+ można zbić polityczny kapitał. Z czego właśnie próbuje korzystać PiS, widząc spadające poparcie. Niektórzy, jak wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, chcą walczyć z homoterrorem nawet w Parlamencie Europejskim. Cóż, nie będzie to pierwszy ani ostatni polski europoseł, za którego będziemy musieli się wstydzić przed całą Europą.
O ile jednak trzeba być wyjątkowo naiwnym, żeby wierzyć ministrowi Jakiemu, który już na pierwszy rzut oka wygląda na śliskiego cwaniaka, a każde bliższe przyjrzenie się jego działalności publicznej zdaje się potwierdzać tę diagnozę, o tyle biskupi powinni bardziej ważyć słowa, gdy chodzi o realną krzywdę osób, których jedyną winą jest to, że urodziły się, kwestionując „chrześcijańską wizję człowieka”, a przynajmniej to, co Konferencja Episkopatu Polski uważa za „chrześcijańską wizję człowieka”, bo Bóg mi świadkiem, że Jezus Chrystus złego słowa o gejach nie powiedział, a nawet wydaje się, że bardziej cenił sobie towarzystwo kolegów niż dziewcząt.
Polscy biskupi niepokoją się, że „w ostatnich tygodniach niektóre z samorządów lokalnych zainicjowały działania mające na celu promocję praw osób homoseksualnych, biseksualnych i transgenderycznych”. Co prawda nie wiem, kim są osoby trasngenderyczne, bo po polsku mówi się o „osobach transseksualnych”, ewentualnie transgenderowych, a słowa transgenderyczny nie znajdziemy w słowniku. Ale niestety nieznajomość polszczyzny nie jest największym problemem polskich biskupów. Znacznie smutniejsze jest, że walkę z dyskryminacją Episkopat określa jako „promocję”. Wbrew temu, co zdają się uważać polscy biskupi, osoby LGBT+ nie potrzebują promocji, tylko tolerancji.
Rozumiem, że księżom może być trudno znieść konkurencję i chcą dalej być jedyną grupą mężczyzn, która może w miejscach publicznych paradować w sukienkach i nie spotykać się z nieustającymi atakami fizycznymi i słownymi, ale mimo wszystko dziwnie się czyta, gdy biskupi Kościoła, którego głównym przykazaniem ma być przykazanie miłości, tak wyraźnie opowiadają się po stronie przemocy, nienawiści i dyskryminacji. Niestety nie jest to pierwszy przypadek w historii Kościoła, gdy biskupi wspierają przemoc zamiast miłości. A co Pan Jezus powiedział?
czytaj także
„Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”. Wygląda więc na to, że w królestwie niebieskim spotkam się ze wszystkimi moimi niebinarnymi i nieheteronormatywnymi znajomymi, a księża z Konferencji Episkopatu Polski będą się smażyć w piekle.
Ale czytajmy dalej: „Biskupi pragną podkreślić, że u podstawy ich stanowiska nie stoi brak szacunku dla godności wyżej wspomnianych osób, ale troska o dobro wspólne całego społeczeństwa, a zwłaszcza o poszanowanie praw rodziców i dzieci”. Dobrze, że biskupi podkreślają, ale to nie zmienia faktu, że ich troska o rzekome poszanowanie praw rodziców i dzieci ogranicza się tylko do tych rodziców, którzy wspierają przemoc wobec osób LGBT+, i tylko tych dzieci, które urodziły się heteroseksualne i z wyraźnie określoną tożsamością płciową. A jak Pan Jezus powiedział?
„Nie masz Żyda ani Greka; nie masz niewolnika ani wolnego; nie masz mężczyzny i niewiasty; albowiem wszyscy wy jednym jesteście”. Prawdę mówiąc, tym słowom znacznie bliżej do brzmienia karty LGBT+, a może nawet tak hejtowanej przez biskupów filozofii Judith Butler, niż do stanowiska Konferencji Episkopatu Polski, który po dwóch tysiącach lat i pomimo wszystkiego tego, co wiemy o ludzkiej biologii, wciąż się upiera, że „różnica płci, chciana przez Boga, stanowi podstawę małżeństwa i zbudowanej na nim rodziny”. Skoro różnica płci ma stanowić podstawę małżeństwa, to dlaczego Pan Bóg stworzył osoby trans, interpłciowe czy homoseksualne? Przecież chyba nie po to, żeby polscy biskupi i politycy mieli kim straszyć dzieci.
czytaj także
A może właśnie po to? Według Episkopatu: „Zgodnie z obrazem biblijnym Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, jako mężczyznę i kobietę […]”. To bardzo ciekawe. Jakim cudem Bóg stworzył kobietę na swój obraz i podobieństwo, skoro według chrześcijańskiej teologii żadna z osób składających się na Trójcę Świętą nie jest płci żeńskiej? W tej trójce, w której znajduje się Ojciec, Syn i Duch Święty, jedynie u tego ostatniego nie widzimy jednoznacznej identyfikacji płciowej.
A jednak w Biblii odniesienia do niematerialnego i niewidzialnego Ducha pojawiają się w rodzaju męskim, więc nie ma zbyt wielu teologicznych przesłanek, żeby uważać, że jest kobietą, czy przynajmniej osobą interpłciową. Wyjaśnić tę zawiłą kwestię może współczesna nauka, dzięki której wiemy, że mężczyźni wcale tak bardzo się nie różnią od kobiet, jakby sobie tego życzyli niektórzy konserwatyści.
Na przykład konserwatywni polscy biskupi, którzy mają czelność twierdzić, że „proponowane alternatywne wizje człowieka nie liczą się z prawdą o ludzkiej naturze, a odwołują się jedynie do wymyślonych ideologicznych wyobrażeń”. Trzeba być nieźle bezczelnym, żeby wygłaszając wymyślone ideologiczne wyobrażenia, powoływać się na „prawdę o ludzkiej naturze”. Ale czego jak czego, ale bezczelności z pewnością biskupom nie brakuje. Mimo wszystko prawda o ludzkiej naturze jest znacznie bardziej skomplikowana, niż twierdzi Episkopat. Oczywiście biskupi mogą sobie twierdzić, że osoby trans, interpłciowe, niebinarne czy niehetero wcale się takie nie rodzą, tylko przyjmują takie „skłonności” na skutek promocji niektórych lewackich i neomarksistowskich środowisk, ale wystarczy skończyć (nawet polską) podstawówkę, żeby wiedzieć, że są to zwykłe bzdury.
czytaj także
Dalej jest jeszcze głupiej. Otóż biskupi twierdzą, że alternatywne wobec episkopalnej wizje natury człowieka „nie tylko są całkowicie obce europejskiej cywilizacji, ale – gdyby miały stać się podstawą normy społecznej – byłyby zagrożeniem dla przyszłości naszego kontynentu”. Jakoś bardzo mnie nie dziwi, że polskiemu Episkopatowi brak wiedzy na temat historii cywilizacji europejskiej, ale wciąż warto przypomnieć, że w starożytnej Grecji relacje erotyczne pomiędzy przedstawicielami tej samej płci nikogo nie dziwiły, również w starożytnym Rzymie nie widziano w takich relacjach nic zdrożnego (przynajmniej jeśli obywatele rzymscy przyjmowali rolę dominującą). Niechęć do homoseksualności cywilizacja europejska zawdzięcza kulturze żydowskiej. Tak silne potępienie aktów homoseksualnych zdaje się mieć źródło w niskim przyroście naturalnym starożytnych Żydów.
Wydaje się jednak, że od tamtego czasu urodziło się na świecie dość ludzi, żebyśmy nie musieli widzieć w homoseksualności zagrożenia dla przyszłości gatunku ludzkiego. A wręcz przeciwnie, zagrożenie raczej stanowi fakt, że przy tak dużej populacji homo sapiens trudno nam się rozwijać, nie doprowadzając jednocześnie do katastrofalnych i nieodwracalnych zmian klimatycznych i zniszczenia środowiska.
czytaj także
Oczywiście nie dziwi mnie również, że Konferencja Episkopatu Polski nie wydała stanowiska w sprawie zmian klimatu, bo zamiast tego woli walczyć z prawami osób LGBT+. Zawsze łatwiej piętnować nieszkodliwą mniejszość, niż walczyć z realnymi zagrożeniami. Trzeba być naprawdę odważnym człowiekiem, żeby mówić górnikom, że będą musieli się przekwalifikować, a dyrektorom koncernów paliwowych i ferm przemysłowych – że powinni zamknąć swoje biznesy, bo emitują za dużo CO2. Łatwiej jest udawać, że zagrożenie dla przyszłości kontynentu stanowią geje i transy, a nie biznesmeni, którzy chętnie sypią pieniążkami na tacę. Odwaga to nie jest cecha, której uczą w seminariach.
Dalej Episkopat przypomina, że w Konstytucji mamy zapisany „zakaz dyskryminowania w życiu politycznym”. Cieszy, że biskupi to wiedzą, ale jednak powoływanie się na zakaz dyskryminacji w dokumencie, który jawnie wzywa do dyskryminacji i prześladowania całych grup społecznych, brzmi jak ponury żart.
Okazuje się, że zdaniem biskupów karta LGBT+ zagraża również wolności gospodarczej. Nie wiem, od kiedy Episkopat stał się gronem eksperckim w zakresie gospodarki, ale zapewne przy sporym budżecie i licznych posiadanych nieruchomościach księża musieli się trochę podszkolić w ekonomii i policzyli sobie, że „podejmowanie działań na rzecz przeciwdziałania mobbingowi i dyskryminacji w miejscu pracy” wykluczałoby ze współpracy z samorządami większość kościelnych i związanych z Kościołem fundacji, stowarzyszeń i biznesów.
czytaj także
Pamiętacie największego kościelnego speca od ekonomii, księdza Jacka Stryczka? Gdyby karta LGBT+ funkcjonowała w większości samorządów, prawdopodobnie uniemożliwiłoby to działanie Szlachetnej Paczki, dopóki na czele stowarzyszenia stałby mobbingujący współpracowników ksiądz.
Fakt, że Kościół walczy z edukacją seksualną, nie dziwi chyba nikogo. Wyedukowane seksualnie dzieci zapewne mogłyby znacznie częściej opierać się molestowaniu przez księży, a przecież już teraz pedofilia kapłanów stanowi poważne wyzwanie zarówno dla wiernych, jak i osób niebędących w żadnym stosunku z wiarą chrześcijańską, ale niegodzących się na seksualne wykorzystywanie dzieci. Jednak już to, że biskupi mają obawy wobec poznania przez dzieci „metod zapobiegania chorobom przenoszonym płciowo”, może budzić konsternację. Rozumiem, że dzieci mają nie tylko poddawać się zalotom kapłanów, ale również z pokorą przyjmować przenoszone przez nich choroby?
Można się domyślać, że tak mocne stanowisku biskupów na temat karty LGBT+ ma przykryć problem, jaki Kościół ma z pedofilią we własnych szeregach. Niedawna konferencja prasowa Episkopatu na temat pedofilii wśród księży urągała nie tylko chrześcijańskiej, ale każdej inne etyce. Podobno najskuteczniejszą obroną jest atak, ale to chyba jednak nie jest chrześcijańskie przykazanie. Tym bardziej dziwi, że biskupi stwierdzili, że problem pedofilii w Kościele jest „ideologicznym konstruktem”, wymyślonym, by osłabić instytucję stojącą na straży tradycyjnych wartości. Cokolwiek byśmy sądzili na temat pederastii, będącej nieodłączną częścią europejskiej cywilizacji, fakt, że polscy biskupi bronią jej w 2019 roku, raczej nie działa na korzyść tej instytucji.
czytaj także
Najwyraźniej zdaniem Episkopatu winni pedofilii nie są księża pedofile, tylko „seksualizacja dzieci”, które prowokują niewinnych kapłanów, same się prosząc o gwałty. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że takie twierdzenie jest nie tylko idiotyczne, ale stanowi również formę przyzwolenia na przemoc wobec dzieci, w których obronie biskupi rzekomo występują. Ale może to też nie jest wcale takie dziwne, zważywszy że tylko jedna czwarta procesów księży oskarżonych o pedofilię zakończyła się wyrzuceniem księdza pedofila z kapłaństwa.
Bo czy rzeczywiście kogoś jeszcze dziwi, że polski Kościół jest nie tylko gotów promować dewiacyjną wizję natury ludzkiej, ale również aktywnie wspierać przestępców seksualnych?