Na ofiary spektaklu wybiera się tych, którzy bronić się nie mogą albo nie potrafią. Do tej pory słynne komiczne „Tusk się wściekł” dotyczyło tylko bullingowania własnych ministrów i polityków. Teraz Tusk, w ramach widowiska o srogim carze, poszedł dalej.
Jeśli komuś się wydawało, że Donald Tusk może postawić się lobby myśliwskiemu, deweloperskiemu, wojskowemu, bukmacherskiemu, spirytusowemu, Big Techowi albo chociażby mafii śmieciowej czy lekowej, to oczywiście był w błędzie. Takie działania wymagają bowiem ogromnej determinacji, umiejętności oraz kadr, czyli wszystkiego, czego ślizgający się od tematu do tematu Tusk nie ma i mieć nie będzie.
Czasy są jednak takie, że trzeba za wszelką cenę pokazać się jako silny przywódca, któremu obce są wszystkie lewackie sentymenty. Dlatego nasz współczesny Rydz-Śmigły pokazuje, jak to on i jego państwo potrafią być silni i stanowczy.
Na ofiary swojego spektaklu wybiera się tych, którzy bronić się nie mogą albo nie potrafią, albo nie mają nikogo silniejszego, kto by się za nimi wstawił. Do tej pory słynne komiczne „Tusk się wściekł” dotyczyło tylko bullingowania własnych ministrów i polityków. Teraz Tusk, w ramach widowiska o srogim carze, poszedł dalej i chce mobbingować także innych, rzecz jasna – słabszych.
Wykroczenie jako moralny upadek
Weźmy chociażby zapowiedź deportacji osób, które dokonały wykroczeń na koncercie Maxa Korża. Tak, wiem, to straszna zbrodnia dokonać wykroczenia, w Polsce żaden Polak nigdy nie rzucił publicznie „kurwą”, nie przekroczył prędkości, nie kąpał się w niedozwolonym miejscu czy nie śmiecił. Polacy są bardzo rygorystyczni w stosowaniu się do przepisów.
czytaj także
Jednak gdyby Polakom zaproponować np. zamontowanie w ich autach czarnej skrzynki, monitorującej przekraczanie prędkości, to raczej zaprotestują, prawda? Zresztą, nawet jeśli uznamy wykroczenia na koncercie za świadectwo moralnego upadku, formalnie nie daje to jeszcze prawa do deportacji. Zgodnie z polskim prawem, w kontekście naruszenia przepisów prawa karnego, powodem deportacji może być jedynie skazanie za dokonanie przestępstw umyślnych.
Dlatego sprytne władze, deportując młodych uczestników koncertów z Ukrainy, skorzystały z innej furtki, a mianowicie z zagrożenia dla „ochrony i porządku publicznego w Polsce”. Jak widać, na życzenie pana premiera można dowolnie interpretować przepisy. Gdyby ustawodawca chciał, aby państwo mogło deportować za wykroczenia, to wprost wpisałby to w ustawie – jednak w przypadku pokazania wyższości nad słabymi można przymknąć oko na takie niuanse.
Proces piątki
Ale to tylko deportacja. Za pomoc uchodźcom grupa pięciu aktywistów spod granicy ma trafić do więzienia na kilka lat. Tuskowa prokuratura oskarżyła ich z art. 264a§1 kodeksu karnego [Umożliwienie nielegalnego pobytu na terytorium RP], wedle którego „Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, umożliwia lub ułatwia innej osobie pobyt na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej wbrew przepisom, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
czytaj także
Ową korzyścią miało być udzielenie uchodźcom pożywienia oraz ubrań. Według prokuratury ten sam kodeks karny, który działania w stanie wyższej konieczności (jak np. ratowanie życia lub zdrowia) nie uznaje za przestępstwo, rzekomo zarazem stanowi, iż za podanie pożywienia głodującemu uchodźcy można iść do więzienia na 5 lat. Ta sama prokuratura chciała zresztą dla całej piątki aresztu tymczasowego, a i sprawę ze względu na dobro państwa chciała utajnić. Ludzi najlepiej gnębi się w ciszy.
Państwo Tuska brakiem etyki się brzydzi
Czasami nie da się jednak zastraszyć kogoś groźbą deportacji albo wyroku sądowego. Ale można go pognębić zawodowo. Pediatra i alergolog z Mysiadła, doktor Jarosław Górnicki, od lat wypisuje pacjentkom recepty na EllaOne, bez wchodzenia w szczegóły. Jego zdaniem w innych krajach tabletka „dzień po” jest dostępna bez recepty (tak jak była przed rządami PiS-u), więc uważa, że recepta jest tylko formalnością. Dlatego wystawia ich czasami nawet po 600 dziennie.
czytaj także
To nie spodobało się ministerstwu zdrowia, bo chociaż nie narusza prawa, to rzekomo narusza etykę. Najpierw więc wezwano pediatrę do przekazania danych pacjentek, a gdy odmówił, to ministerstwo zgłosiło go do Naczelnej Rady Lekarskiej. Teraz pediatra czeka na proces. Wiadomo, ta władza brakiem etyki się brzydzi.
Wszystkie trzy powyższe sytuacje nie wynikają z żadnej pisowsko-konfederackiej presji czy z działań Ordo Iuris. Nie są też przedmiotem debaty publicznej. To prokuratura i ministerstwo same z siebie robią wszystko, aby zastraszyć ludzi słabszych, niemających takich pleców jak wielcy tego świata. To na ich krzywdzie tuskowe państwo chce pokazywać, jak bardzo jest silne. W rzeczywistości jednak nie jest silne, a podłe i tchórzliwe. Podłością i tchórzostwem własnego premiera.