W przededniu zapowiadanych protestów nauczycielek i nauczycieli warto przypomnieć historię akcji protestacyjnych pracowników szkół z początków transformacji – gdy pensje wypłacano gotówką w milionach, ale na skutek inflacji ich wartość nabywcza spadała z miesiąca na miesiąc.
Łatwiej się dziś dowiedzieć czegoś o strajku z 1937 roku, opisanym kiedyś przez Janinę Broniewską oraz Wandę Wasilewską, niż o strajkach z 1992 i 1993. Frazę „strajk nauczycieli” można znaleźć w cyfrowych albumach szkolnych, strajk maturalny odcisnął się też w pamięci pokolenia, które maturę zdawało w 1993 roku, dziś będącego po czterdziestce.
Niedawno w łódzkim dodatku „Gazety Wyborczej” przywołała go rozmowa Aleksandry Pucułek z jego uczestniczkami. O strajkach z lat 90. milczy jednak strona poświęcona ZNP na Wikipedii, nie ma też o nich mowy w encyklopedycznym opracowaniu 100 lat ZNP. Ludzie, fakty, sprawy, wydarzenia, wydanym pod redakcją Bolesława Grzesia w 2005 roku. Minęło zresztą ćwierćwiecze, więc najmłodsi z ówczesnych protestujących mają dziś około pięćdziesiątki, a część z nich porzuciła pracę nauczycielską. Ci z kolei, którzy byli wówczas doświadczonymi nauczycielami, od dawna są na emeryturze. Nie opowiedzą już w pokoju nauczycielskim, jak to się kiedyś strajkowało. W międzyczasie nastąpiło kilka reform, które zajęły uwagę nauczycielek i nauczycieli, choć pewnie najbardziej uczniów i rodziców: wprowadzenie gimnazjów i egzaminów zewnętrznych, a po 17 latach kolejna decyzja, tym razem o likwidacji gimnazjów i powrocie do ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum.
Strajk przeciwko złej zmianie
czytaj także
Z perspektywy analizy nauczycielskich protestów dużo ważniejszą reformę wprowadziły jednak zapisy z 2000 roku o awansie zawodowym nauczycieli, które na dłuższą chwilę zagospodarowały dotychczasowe nauczycielskie frustracje. Wprowadzono wówczas system kolejnych stopni, o odpowiednio zróżnicowanym wynagrodzeniu – zamiast wspólnie domagać się podwyżek, nauczyciele mieli je odtąd zdobywać dzięki pokonywaniu kolejnych progów awansu. Krok ten uderzył więc w bardzo ważną siłę środowiska nauczycielskiego – jego dotychczasową solidarność.
Dotąd bowiem nauczycielki i nauczyciele, ci zrzeszeni w konkurencyjnych związkach, ZNP i „Solidarności” pracowników oświaty, bądź w innych, marginalnych, a także ci niezrzeszeni podejmowali akcje protestacyjne i strajkowali razem, także w imieniu pracowników administracji oświatowej. Podział na stażystów, kontraktowych, mianowanych i wreszcie dyplomowanych solidarną dotąd rzeszę nauczycieli jadących na jednym wózku zmienił w luźny zbiór grup zawodowych o różnych interesach. Zarazem czas, który zajmowało nauczycielkom i nauczycielom osiągnięcie mianowania i dyplomowania, był okresem, w którym nie mieli głowy do protestów, tym bardziej że dostali do ręki lepsze narzędzie wzrostu płac: awans.
Podział na stażystów, kontraktowych, mianowanych i dyplomowanych zmienił solidarną rzeszę nauczycieli w luźny zbiór grup o różnych interesach.
Po osiągnięciu owych wymarzonych, okupionych godzinami dodatkowej pracy i kolejnych studiów stopni awansu odkrywali jednak, że maksymalna możliwa pensja wcale nie jest aż tak rewelacyjna. W dodatku, gdy przychodziło do zwalniania, na pierwszy ogień szli ci najdrożsi. Nauczycielski awans, który miał między innymi gwarantować stabilność zatrudnienia, okazywał się wtedy fikcją. Do frustracji ludzi zrobionych w konia doszły jeszcze absurdy kolejnej reformy, której sens sprowadza się do odwrócenia reformy poprzedników. Nic dziwnego, że po raz pierwszy od dawna nauczycielki i nauczyciele znów protestują i odżywa atmosfera dawno zapomnianej solidarności. Protesty wychowawców w przedszkolach popierają nawet ci rodzice, którzy muszą zorganizować opiekę dla dzieci, protesty nauczycielskie w szkołach poparli nauczyciele i nauczycielki akademickie.
Jak było wtedy
Przełom 1989 roku zastał nauczycielki i nauczycieli w obliczu gospodarczego kryzysu i – dotkliwej nie tylko dla pracowników sfery budżetowej – inflacji, oznaczającej gwałtowne zmniejszanie się siły nabywczej pensji przy jednoczesnych kłopotach z zaopatrzeniem. Wskaźnik inflacji wynosił w 1989 roku 351,1 procent; rok później był już dwukrotnie wyższy (685,8 procent), a w 1991 roku zmalał do 170,3 procent.
Młodzi nauczyciele słyszą: „Jeśli wam tak źle, to zmieńcie pracę”
czytaj także
W styczniu 1989 roku, czyli jeszcze za PRL i przed Okrągłym Stołem, wraz z ustawą o kształtowaniu wynagrodzeń w sferze budżetowej wprowadzono „mechanizm wiążący w sposób stabilny wynagrodzenia w sferze budżetowej z poziomem wynagrodzeń w sferze produkcji materialnej”. Płace budżetówki miały być waloryzowane tak, aby wskaźnik przeciętnego wynagrodzenia był powiązany z płacami w sferze materialnej (czyli np. w przemyśle, budownictwie, rolnictwie, transporcie, handlu…), na poziomie nie niższym niż 106 procent. Zasadę tę zawieszono jednak w lipcu 1991 roku, powołując się na konieczność zrównoważenia budżetu państwa w obliczu wyzwań reformy gospodarczej – oznaczało to ograniczenie związanej z inflacją indeksacji płac, czyli ich realną obniżkę.
Reakcją nauczycieli były kolejne akcje protestacyjne. Rozpoczęły się od oflagowania szkół oraz „marszy milczenia”. Następnie 19 grudnia 1991 roku odbył się w Łodzi i województwie łódzkim strajk ostrzegawczy pracowników oświaty pod hasłami sprzeciwu wobec degradacji polskiej szkoły, pogłębiającej się pauperyzacji zawodu nauczyciela i jego deprecjacji. Protestowano przeciwko planom wynikającym z prowizorium budżetowego, przeciwko zniesieniu kompensacyjnej waloryzacji płac sfery budżetowej, przeciw rozłożeniu na raty wypłaty z zakładowego funduszu nagród, a także przeciw propozycjom zmiany pensum nauczycieli, zniesienia ulg na przejazdy PKP dla pracowników oświaty, redukcji zatrudnienia pracowników administracji oświaty, wreszcie wprowadzeniu opłat za korzystanie z usług służby zdrowia.
Podczas strajku do szkół nie wpuszczano dzieci ani młodzieży, w pojedynczych przypadkach zapewniono uczniom opiekę i posiłki. Strajk, choć ogłoszony przez ZNP, poparła „Solidarność”, a raczej wyraziła zgodę na udział swych członków w strajku. Frekwencja wyniosła 89 procent w placówkach w Łodzi i 76 procent w ówczesnym województwie, a ze strajku zostały wyłączone szkoły specjalne, placówki opiekuńczo-wychowawcze, bursy i przedszkola. Podobne jednodniowe strajki odbyły się też w styczniu i połowie lutego 1992 roku w województwach wrocławskim, słupskim, olsztyńskim i szczecińskim.
Strajk nauczycielski
czytaj także
Mimo tej akcji trzymiesięczne budżetowe prowizorium uchwalono w styczniu 1992 roku bez uwzględnienia postulatów nauczycielskich. Wniosek budżetówki, by jej płace doszły do poziomu płac w sferze materialnej, nie został wzięty pod uwagę, nie było też mowy o dotrzymaniu wcześniejszej obietnicy wskaźnika indeksacji w wysokości 106 procent płacy w sferze materialnej.
Odpowiedzią nauczycielek i nauczycieli był ogólnopolski strajk jednodniowy 28 lutego 1992 roku, w którym wzięło udział 83 procent placówek. Jego postulaty powtarzały te podniesione w grudniu w strajku łódzkim. Mimo to przyjęty przez Sejm w marcu projekt ustawy budżetowej zgodny był z wcześniejszymi założeniami prowizorium, a obiecana indeksacja płac budżetówki miała sięgnąć jedynie 91 procent płac sfery materialnej.
Chaos w systemie edukacji. Rok drugi [rozmowa z Justyną Suchecką]
czytaj także
W marcu 1993 roku rozpoczęto więc pogotowie strajkowe i odbyły się referenda w sprawie przystąpienia do strajku. Najpierw strajk całodniowy lub kilkugodzinny zorganizował 22 kwietnia ZNP. Domagano się podwyżek oraz wypłaty zaległej za poprzedni rok szkolny waloryzacji płac. Następnie 4 maja bezterminowy strajk rozpoczęła „Solidarność” – obok realnej podwyżki płac domagając się podniesienia nakładów na oświatę, odstąpienia od rządowego planu redukcji środków na płace oraz przywrócenia zniżek na PKP i PKS. Strajk ten miał wywołać szczególną presję, a to ze względu na zbliżające się egzaminy maturalne. Gdy rząd nie ugiął się przed postulatami strajkujących, podjęto decyzję o nieprzerywaniu go i w ten właśnie sposób w większości szkół średnich matury nie rozpoczęły się w przewidzianym terminie 11 maja.
Ówcześni maturzyści wspominają, że do ostatniej chwili nie wiedzieli, czy egzaminy się odbędą, i niekiedy w ostatniej chwili dowiadywali się o przeniesieniu ich na inny termin. W niektórych szkołach średnich, które nie wzięły udziału w strajku, egzaminy maturalne odbyły się zgodnie z rozkładem. W technikach, gdzie oprócz matur odbywały się dyplomowe egzaminy zawodowe, zdarzało się, że rezygnowano z udziału w proteście, by nie zakłócać harmonogramu egzaminów. Do nauczycielskiego protestu przyłączyły się niektóre uczelnie wyższe, a wiele uczelni przedłużyło termin składania dokumentów przez maturzystów, gdyż przesunięcie terminów egzaminów maturalnych pozostawiło im na to dużo mniej czasu. Akcję strajkową w szkołach zawieszono 17 maja, matury rozpoczęły się dwa dni później.
W tym samym 1993 roku odbywały się wybory parlamentarne. Nauczycielskie związki wystawiły własnych kandydatów w ramach porozumienia z SLD oraz poparły kandydatów z list PSL i UP. Wprowadzenie do Sejmu własnych posłów wzmocniło siłę postulatów środowiska nauczycielskiego, bowiem obok strajków i protestów mieli w parlamencie własnych przedstawicieli, od których oczekiwali reprezentacji swoich interesów.
W grudniu 1994 nauczyciele z oświatowej „Solidarności” przyłączyli się do głodówki prowadzonej przez służbę zdrowia; żądali wówczas zwiększenia płac w budżetówce. Na początku 1995 roku doszło do pierwszych porozumień płacowych. Najpierw 3 stycznia, w ramach powołanej rok wcześniej Komisji Trójstronnej, ogłoszono rozejm płacowy, który miał trwać do końca roku. Strona budżetowa miała się powstrzymać od protestów, strona rządowa miała zaś zapewnić wzrost płac do poziomu 6 procent powyżej inflacji.
Ta reforma ma stworzyć człowieka na modłę PiS: posłusznego, biernego nacjonalistę
czytaj także
W tym samym czasie różne grupy pracowników budżetówki domagały się wyrównania za poprzedni okres, zwłaszcza drugie półrocze 1991 roku. W międzyczasie pojawiły się również obietnice wypłacenia tych wyrównań w postaci rekompensacyjnych, powszechnych bonów prywatyzacyjnych – do czego jednak nie doszło, system świadectw udziałowych ruszyć miał bowiem dopiero rok później.
Pracownicy sektora budżetowego, w tym sądownictwa, składali pozwy w tej sprawie w sądach i wygrywali. Niewypłacenie waloryzacji w latach 1991/1992 okazało się bowiem niezgodne z prawem i zaskarżalne. Co ciekawe, nauczycielskie postulaty dotyczące wypłat rekompensat za ten okres są wciąż aktualne. W marcu 1997 roku uchwalona została Ustawa o zrekompensowaniu okresowego niepodwyższania płac w sferze budżetowej oraz utraty niektórych wzrostów lub dodatków do emerytur i rent, gwarantująca wypłatę rekompensat za okres od 1 lipca 1991 roku do 28 czerwca 1992 oraz nominalną waloryzację ich wysokości. To było o tyle ważne, że ich wypłaty miały nastąpić w latach 2000–2004, a więc po dziewięciu, a najpóźniej nawet kilkunastu latach. Rekompensaty odnotowane zostały na specjalnych kontach, a ich wypłaty odbywały się w kolejności starszeństwa – w pierwszej kolejności otrzymały je najstarsze roczniki, pozostali musieli czekać na nie dłużej. Roczne wyrównanie powiększone o waloryzację stanowiło dość poważne kwoty.
Jest 2018 rok. Czego uczy polska szkoła?
czytaj także
Czy ich wypłatom towarzyszyła satysfakcja ze spełnienia jednego ze strajkowych postulatów? Czy przywróciły nauczycielkom i nauczycielom poczucie sprawczości? Mnie, uczestniczce strajku w lutym 1992 roku, dało to jakieś poczucie elementarnej sprawiedliwości, zaufania do państwa, które naprawia błędy, nawet te popełnione przez poprzedników, bierze na siebie odpowiedzialność za nie i ponosi koszty odszkodowania. Nie jestem pewna, czy protestujący dziś nauczyciele mogą liczyć choćby na tyle.