Unia Europejska

Zwycięzcy się martwią, przegrani świętują

O kampanii wyborczej w Niemczech mówiło się, że jest najnudniejsza na świecie, ale o wynikach i konsekwencjach wyników nie sposób tego powtórzyć.

CDU/CSU wygrała i przegrała te wybory jednocześnie. Czwarte zwycięstwo z rzędu Angeli Merkel nie sposób przedstawić jako porażkę, choć w niemieckich mediach kanclerz jest traktowana jak przegrana. CDU/CSU osiągnęła jeden z dwóch najgorszych wyników w historii, umożliwiając wejście skrajnej prawicy do Bundestagu, bo to na korzyść AfD chadecy stracili ponad milion wyborców.

Populiści z trzecim wynikiem uważani są za największych zwycięzców i dlatego po ogłoszeniu wyników zapanowała w sztabach wyborczych i w mediach raczej ciężka atmosfera. A jednak w dalszym ciągu Niemcy są państwem najbardziej odpornym na populizm. Analogiczny wynik wyborczy 13,5 proc. PiS-u, FIDESZ-u, a nawet Frontu Narodowego uważany byłby za historyczny sukces demokracji polskiej, węgierskiej czy francuskiej. Na tym tle Berlin jawi się jako najbardziej dojrzała demokracja na Zachodzie. I kraj wciąż przejęty swoimi historycznymi winami, który nie pozwala sobie na to, na co uważają, że pozwolić sobie mogą inni.

A jednak przełamana została istotna bariera. Trzecie miejsce w Bundestagu i niemal setka deputowanych pochodzić będzie z partii, której liderzy nie chcą więcej mówić o historycznych winach III Rzeczy, ale o dumie z postawy niemieckich żołnierzy podczas II wojny światowej, o czym wspomniał niedawno Alexander Gauland. To wywołuje powszechne oburzenie wśród polityków pozostałych partii i stale powracało podczas wieczoru wyborczego w niemieckiej telewizji publicznej ARD.

Niemcy posiadają najbardziej pluralistyczną scenę polityczną, dającą relatywnie szeroki wybór między partiami od skrajnej lewicy po skrajną prawicę, a każdej z nich spore, bo około dziesięcioprocentowe poparcie, dające realny wpływ i szanse współrządzenia co najmniej w Landtagach. Wydaje się, że każdy wyborca może wybrać coś dla siebie.

A jednak dwie kadencje rządów wielkiej koalicji zmęczyły już niejednego i u wielu wyborców wytworzyły przekonanie o braku wyboru. Czy prawica, czy lewica, rządzą tak samo, a kanclerzem jest Merkel. Obok napływu miliona uchodźców, to jest właśnie główne paliwo polityczne, na którym pojechali populiści z AfD. Z ankiet, w których pytano o główną motywację wyborców, wynika, że Die Linke i AfD to dwie partie, które poparcie zawdzięczają przede wszystkim rozczarowaniu wyborców innymi partiami.

„Za Niemcami, w których tak dobrze i z chęcią nam się żyje”

Kolejne cztery lata z wielką koalicją, która w międzyczasie przestała być wielka, wzmacniałoby jej biegunowe przeciwieństwo, a więc przede wszystkim AfD, z której uczyniłoby główną opozycję wobec nowego rządu. I w następnych wyborach AfD zajęłaby jedno z dwóch głównych miejsc w Bundestagu.

Wielkim przegranym jest lewica. Die Linke będzie najsłabsza w Bundestagu, a SPD poniosła historyczną porażkę. Po kolejnej przegranej zmienia strategię, przechodząc do opozycji. To jest jej jedyna szansa na odzyskanie dawnego znaczenia. Socjaldemokracji liczą na to, że punktowanie ostatniej kadencja Merkel, już bardzo osłabionej, będzie łatwą trampoliną do przyszłego sukcesu.

„Polityką osiągnąć to, co kiedyś wymagało wojny” [Skidelsky o wyborach w Niemczech]

Martin Schulz pozostaje na stanowisku. Będzie miało znaczenie to, że obejmując przed kampanią wyborczą fotel lidera partii, nie wszedł do rządu. Zapowiedział już eine starke oposition wobec kolejnych rządów Angeli Merkel. I atakował ją podczas powyborczej debaty liderów w ARD nieporównanie ostrzej niż podczas wyjątkowo grzecznej debaty w kampanii. Widać było, że gdy wszyscy jeszcze żyli wyborami, Schulz zaczął już pracować na zalegitymizowanie się w partii i wśród wyborców w nowej roli. Jeszcze nie powstała, a Schulz już bardzo mocno atakował jedyną możliwą bez SPD koalicję chadeków z Zielonym i FDP, nazywając ją Koalition der Lähmung (koalicja paraliżu), ale dziwnie to brzmiało, bo narzuca się pytanie, dlaczego sam do tego paraliżu Niemiec dopuszcza, skoro tylko on może temu zapobiec, zostając w koalicji z chadekami.

SPD nie ma dziś lepszego lidera, a Schulzowi niczego nie brakuje do roli przywódcy, który może odnieść sukces. Zawsze można wytknąć jakieś błędy, szczególnie ex post, ale to bardziej SPD przegrała te wybory niż sam Schulz. Ta partia w kryzysie jest od kilku kadencji. Po secesji lewego skrzydła, które współtworzy dziś Die Linke, SPD wciąż nie może wybić się na ponad trzydziestoprocentowe poparcie. Brakuje jej wyrazistości, a współrządzenie ją wykrwawia. Nie zbiera premii za sukcesy, bo jest mniejszym partnerem w koalicji i nie jej polityk jest twarzą rządu. Równo płaci natomiast za porażki.

Strukturalny problem socjaldemokratów polega na tym, że wyborcy pamiętają jej liberalizm ekonomiczny Schroedera. Wydawało się, że analogicznie cenę zapłaci CDU/CSU za własne odejście od tradycyjnej linii, czyli prouchodźczą politykę. I zapłaciła, szczególnie CSU, która w Bawarii straciła najwięcej na rzecz AfD. Jednak socjaldemokraci nie zdecydowali się tego wykorzystać, czyli zdystansować się od decyzji Merkel. Otwierając się na uchodźców, a następnie przymykając drzwi i zapowiadając kontrolę i deportacje nielegalnych imigrantów, Merkel udało się pokazać, że ma jednocześnie dobre serce i silną rękę. Decyzyjność Niemcy nagradzają. I dlatego Merkel udało się uratować przed utratą władzy.

Ma jednak niełatwą sytuację i widać było jej zmartwienie, gdy SPD wykluczyła kontynuację wielkiej koalicji. Groko ist tot. Merkel zdecydowanie wolałaby kontynuacje wielkiej koalicji niż patchwork czterech partii CDU-CSU-FDP-Zieloni, któremu nie brakuje sprzeczności. „Koalicja jamajska” niespójna jest w trzech przynajmniej kwestiach: uchodźcy, Unia Europejska i ekologia. Jeśli Angela Merkel chciała wykorzystać zwycięstwo Macrona we Francji i jego plany na reformę Unii i zgodzić się na bardziej federalny kształt Unii, a przede wszystkim wspólną politykę fiskalną, to FDP Lindnera będzie się przed tym broniło rękami i nogami. Zieloni dokładnie odwrotnie. Krótkoterminowy zysk gospodarki czy międzypokoleniowa solidarność – ta rozbieżność może uniemożliwić koalicji reformowanie Niemiec w stronę odejścia od Dieselökonomie. Mimo świetnych makroekonomicznych wskaźników Niemiec, jej przemysł samochodowy – o tożsamościowym przecież znaczeniu dla tego społeczeństwa – jest na tyle spóźniony w stosunku do Stanów Zjednoczonych, Japonii i Chin, że skończyć może jak Nokia. Od symbolu jakości do antykwariatu.

Co ten wynik oznacza dla Polski? To, co łączy chadeków z FDP i Zielonymi to pryncypialny stosunek do demokracji i przestrzegania prawa. Spodziewajmy się silniejszego nacisku na rząd Kaczyńskiego, który tradycyjnie nie licząc się z polskim interesem, reagować będzie głupio i agresywnie pogłębiając izolację Polski.

Chcę zostać niewolnicą w Niemczech. I nie śmiejcie się z tego!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij