Bezpardonowy atak na Syrizę uniemożliwia podjęcie rzetelnej dyskusji na temat przyszłości UE.
Temperatura sporu o Syrizę sięga wrzenia. „Koń trojański Rosji”, „piąta kolumna Putina”, „rewanżyści, domagający się od Niemiec odszkodowań za zniszczenia wojenne”, „kryptonacjonaliści, dążący do rozbicia Unii Europejskiej”, „ekonomiczni fantaści, niezamierzający spłacać swoich długów”, którzy – do tego wszystkiego – utworzyli gabinet wespół ze skrajnymi nacjonalistami. Taki mniej więcej obraz Koalicji Radykalnej Lewicy wyłania się z komentarzy prasowych i telewizyjnych. Są one nie tylko niesprawiedliwe, krzywdzące, a często – zwyczajnie mijające się z prawdą. Ważniejsze, że bezpardonowość, z jaką rodzimi komentatorzy traktują Syrizę, uniemożliwia podjęcie rzetelnej dyskusji na temat przyszłości Unii Europejskiej.
Prawda o Syrizie
By się z nią zmierzyć, należy w pierwszej kolejności rozwiać mgłę przekonań, która zasłania obraz partii i rządu Alexisa Tsiprasa. Dotychczasowe działania Greków nie uzasadniają twierdzenia, jakoby Syriza w kwestiach polityki międzynarodowej zorientowana była prorosyjsko i działała wbrew polityce Unii Europejskiej. Żadne z przewidywań odnośnie zachowania Syrizy na arenie międzynarodowej dotychczas się nie sprawdziły. na przełomie stycznia i lutego Rząd Tsiprasa nie zawetował wprowadzenia przez Unię Europejską dalszych sankcji przeciw reżimowi Władimira Putina w związku z agresją Rosji na Ukrainie. Tsipras wykluczył również skorzystanie przez jego kraj z deklarowanej przez rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa pomocy finansowej.
Nie sprawdziły się także przewidywania odnośnie „Grexitu”, domniemanego dążenia Syrizy do wyprowadzenia Grecji ze strefy euro. Zgodnie z deklaracjami premiera Tsiprasa i wielokrotnie powtarzanym przez ministra finansów Yanisa Varoufakisa przekonaniem, że „Grecja jest absolutnie i nieodwołalnie związana ze strefą euro” (ostatnio na antenie CNN), rząd Syrizy robi wszystko, by wyprowadzić Grecję z kryzysu ekonomicznego, nie osłabiając przy tym wspólnej waluty. Wbrew przypisywaniu Syrizie politycznego awanturnictwa wewnątrz Unii Europejskiej i braku odpowiedzialności w kontaktach zagranicznych jej realną postawę najtrafniej oddaje zdanie, które przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk zawarł w komunikacie prasowym ogłoszonym po spotkaniu z premierem Tsiprasem 4 lutego w Brukseli: „Zgodziliśmy się co do wagi jedności wewnątrz Unii Europejskiej we wszystkich najważniejszych wyzwaniach stojących przed Europą”. To nieprawda, że Syriza jest prorosyjska, nieprawdą jest także, jakoby dążyła do rozbicia strefy euro i wspólnoty europejskiej.
Z prawdziwym oburzeniem przyjmuję powtarzanie zdania, że Syriza zawiązała koalicję ze skrajnymi nacjonalistami. Mowa o Niezależnych Grekach, „przy których – jak stwierdził Marek Beylin na łamach „Gazety Wyborczej” – [francuski] Front Narodowy wydaje się partią niemal centrową”. Wyjaśnijmy raz na zawsze: Niezależni Grecy nie są skrajną formacją nacjonalistyczną, tylko grupką prominentnych polityków, którzy po niemal dwudziestu latach zasiadania w ławach poselskich z ramienia konserwatywnej Nowej Demokracji byłego premiera Antonisa Samarasa i pełnienia funkcji ministerialnych uciekli z tonącego okrętu.
Fałszowanie metryki Niezależnych Greków służyć ma zbudowaniu równania pomiędzy kształtującą się lewicową alternatywą w Europie, na czele której stoi Syriza, oraz formacjami nacjonalistycznymi. Równanie takie nie zachodzi. Więcej – to właśnie kwestia antagonizmu pomiędzy tendencjami narodowymi i demokratycznymi jest kluczową sprawą dla dyskusji o przyszłości Unii Europejskiej.
Jaka alternatywa stoi przed Europą?
Syriza nie jest problemem Unii Europejskiej, lecz rozwiązaniem. Wedle przekonania wyrażanego przez krytyków wzrastania nowych lewicowych sił na kontynencie Europa stoi przed następującą alternatywą – albo uda nam się utrzymać dominację „centrum” (wielkiej koalicji socjaldemokratów i chadeków), albo stoczymy się ku przepaści antyeuropejskich populizmów z prawa (francuski Front Narodowy, węgierski Jobbik, grecki Złoty Świt) lub z lewa (Syriza, hiszpańskie Podemos, słoweńska Zjednoczona Lewica). Ta alternatywa jest błędna.
Modernizacyjny impet wielkiej koalicji się wyczerpał. Europejskie „centrum” nie tylko nie ma pomysłu na nadanie wspólnocie impetu rozwojowego, lecz samo staje się zalążkiem tendencji dezintegracyjnych (weźmy Wielką Brytanię z jej niewiarą we wspólną walutę i coraz jednoznaczniej głoszoną chęcią wyjścia z Unii). Polityka gospodarcza „centrum” doprowadziła do poważnej zapaści w południowej części kontynentu i nadwątliła wiarę Europejczyków w dotychczasowy projekt oparty na dynamice wzrostu. Minione lata pokazały, że społeczeństwa na kontynencie poszukują wsparcia dla swoich aspiracji do godnego i stabilnego życia albo w formacjach nacjonalistycznych (świadczy o tym zwycięstwo francuskiego Frontu Narodowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju 2014 roku), albo w nowych formacjach demokratycznych (jak Syriza czy Podemos, które z dużym prawdopodobieństwem obejmie rządy w Hiszpanii). Tak rysuje się realna alternatywa przed jaką stoi nasz kontynent – albo reforma Unii pod przewodnictwem nowych demokratycznych formacji proeuropejskich, albo rozpad wspólnoty pod naporem odśrodkowych tendencji nacjonalistycznych wspieranych przez wyczerpanie się politycznego potencjału „centrum”, miotającego się pomiędzy coraz mniej skuteczną polityką oszczędności i coraz częściej głoszonymi hasłami powrotu do państw narodowych.
Syriza, Podemos, Zjednoczona Lewica i inne wyłaniające się formacje demokratyczne dają szansę na otwartą, równościową i solidarną Europę, gdzie napięcia społeczne osłabiane są poprzez czujniejszą redystrybucję bogactwa oraz dociążenie realnego wpływu obywateli na decyzje polityczne.
Program nowych formacji proeuropejskich opiera się na czterech filarach – gospodarce zorientowanej społecznie, demokracji uczestniczącej, reformy obywatelstwa w stronę rezydencji i przywrócenia ochrony dóbr wspólnych (takich jak zasoby naturalne, dziedzictwo kulturowe oraz dobra cyfrowe).
W jakiejś mierze jest to program pogłębienia reform, które Unia Europejska już stara się wdrażać. Z pewnością jednak jego realizacja domaga się kroków bardziej stanowczych: zbalansowania niekorzystnych tendencji wynikających z dotychczasowej polityki wzrostowej, przeorientowania modernizacji ze wskaźników twardych (ekonomiczno-infrastrukturalnych) na miękkie (społeczne) czy przekroczenia barier politycznego uczestnictwa w kierunku obywatelskiego współdecydowania. Niemniej wydaje się to programem nie tylko rozsądnym, ale budzącym nadzieję na pogłębienie europejskiej integracji i utrwalenie kontynentalnej wspólnoty.
Alternatywą jest poddanie się dynamice odśrodkowych tendencji narodowych, dezintegracja wspólnoty europejskiej poprzez utwardzenie tożsamościowe, pogłębienie się nierówności społecznych i rozognienie konfliktów kulturowych. Alternatywą jest dalsze usztywnianie polityk bezpieczeństwa i wzrostu konkurencyjności gospodarek narodowych poprzez stopniowe wycofywanie się z układu z Schengen, a w dalszej kolejności – uczynienie z Europy fortecy zamkniętej także na wymianę międzykontynentalną.
***
Projekt europejski jest w kryzysie. Z chaosu minionych lat, naznaczonego wystąpieniami społecznymi i gwałtownymi politycznymi burzami, wyłania się powoli nowy porządek. Jego zarys zdają się wyznaczać dzisiaj dwie dynamiki – zorientowany na dezintegrację wspólnoty ruch w kierunku nowej konstelacji konkurencyjnych względem siebie państw narodowych oraz wyłanianie się proeuropejskich formacji demokratycznych. W przypadku drugiej tendencji kluczową rolę zaczyna odgrywać grecka Koalicja Radykalnej Lewicy Syriza.
Poważna debata o Europie domaga się rzetelnej rozmowy o Syrizie. By ją prowadzić, konieczne jest obniżenia temperatury sporu wokół rządu Alexisa Tsiprasa oraz wstrzemięźliwość w formułowaniu niesprawiedliwych, często krzywdzących, a często wspartych na fałszywych przesłankach sądów.
I Syriza, i Europa zasługują na to, by traktować je z należytą powagą.
Czytaj także:
Cezary Michalski, Grexitu nie będzie, Syriza nie dla „pięknych dusz”
James K. Galbraith, Na co naprawdę zgodziła się Grecja?
Dionisios Sturis: Syriza jest zmianą, na którą Grecy czekali [rozmowa Jakuba Dymka]
Józef Pinior: Puls europejskiej lewicy bije dziś w Atenach [rozmowa Cezarego Michalskiego]
Igor Stokfiszewski: Nadzieja jest mistrzem z Grecji
Ula Lukierska, Michał Sutowski: Kto się boi Syrizy?
Jakub Majmurek: Syriza: ze skłotów i fakultetów do władzy
James Galbraith, Europa ma w ręku trzy kije. Ale Grecja nie jest bez szans
Cezary Michalski: Lula czy Chavez
Michał Sutowski: Syriza i Putin. Radzieckie sentymenty czy nóż na gardle?
Oleksij Radynski, Syriza i pożyteczni idioci