Świat

Równanie domów z ziemią przez Izrael to nie są „nieuniknione straty”

Mówi Saleh Hijazi, współautor raportu Amnesty International „Rodziny pod gruzami”.

Jakub Dymek: Jesteś jednym ze współautorów raportu Amnesty International Rodziny pod gruzami na temat nalotów armii Izraela na Strefę Gazy w lecie 2014 roku. Jak powstał ten tekst?

Saleh Hijazi: Skupiliśmy się na wybranych sprawach, które mieliśmy już udokumentowane, a do tego osobiście lub telefonicznie rozmawialiśmy z rodzinami, świadkami, organizacjami działającymi na rzecz praw człowieka w regionie i obecnymi tam w czasie konfliktu, a także z agendami międzynarodowymi i ich przedstawicielami, w tym biurem Wysokiego Komisarza NZ ds. Praw Człowieka. A po tym zrobiliśmy tzw. double-check, upewniając się, że informacje są prawdziwe, szczególnie te dotyczące broni i amunicji, których użycie było potwierdzone fotografiami i nagraniami. To osobno robili raz jeszcze eksperci militarni.

I w ten sposób doszliście do konkluzji, że Izrael jest odpowiedzialny za zbrodnie wojenne?

To powinien rozstrzygnąć niezawisły sąd. Naszym zadaniem było zbadanie, jakiego rodzaju były to ataki i czy stały w sprzeczności z konwencjami regulującymi prowadzenie wojny i prawem międzynarodowym. Udało się potwierdzić, że Izrael powtarzał bombardowanie domów mieszkalnych bez ostrzeżenia i możliwości ewakuacji mieszkańców. W ośmiu przypadkach, które badaliśmy szczegółowo, zginęło 104 cywilów.

Izraelskie ataki, te które określamy jako masowe i nieprecyzyjne, były przeprowadzane niezależnie od tego, czy obok potencjalnych celów wojskowych mogły uderzyć w cywilów.

To się nazywa w prawie międzynarodowym indiscriminate attacks. Inne bombardowania wpadają z kolei w kategorię nieproporcjonalnych uderzeń, disproportionate attack: przeprowadza się operację przeciwko celom militarnym, ale z ryzykiem, że uderzą w dużo większą liczbę cywilów niż bojowników czy wojskowych. Takie ataki w prawie międzynarodowym uznawane są za zbrodnię wojenną.

Strona izraelska, armia i jej rzecznicy podkreślają, że ataki wymierzone w budynki cywilne mają miejsce dlatego, że ukrywają się tam bojownicy Hamasu i innych organizacji zbrojnych. 

Nie ma mowy w naszym raporcie o atakach na infrastrukturę wojskową, najczęściej chodzi o pojedynczego członka organizacji zbrojnej, który jest celem. Podam ci przykład: opisujemy przypadek ataku na dom rodziny Abu Jame’ z Chan Junis, w którym zginęło dziewiętnastu z dwudziestu pięciu jej członków, w tym dzieci. W okolicy operowało zbrojne ramię Hamasu, toczyły się tam walki, w regionie były też inne grupy. Z tego, co udało nam się ustalić, jeden z walczących uciekł z pola walki i schował się pod balkonem domu rodziny Abu Jame’ – wszystko wskazuje, że to w niego wymierzona była rakieta. Dom został trafiony, zniszczony i pogrzebał niewinne osoby. Nikt ich nie ostrzegł, że zostaną zbombardowani. Co gorsza, Izrael wielokrotnie udowodnił, że jeśli chce, to może prowadzić ostrzał celowy i bardzo precyzyjny – wymierzony w jedno tylko pomieszczenie w budynku albo jedną osobę ukrywającą się w mieszkaniu. W tym przypadku także mogli to zrobić. Zamiast tego zdecydowano o zrzuceniu olbrzymiej bomby, która zabiła właściwie całą rodzinę. To oczywisty przykład nieproporcjonalnego uderzenia – Izrael ma obowiązek, nawet prowadząc działania wojskowe, chronić życie cywilów. Nie dochował tego obowiązku, kosztem życia rodziny Abu Jame’.

Słyszy się też często – choć to odhumanizowany język – że „straty są nieuniknione”. To tzw. collateral damage, a nie ataki na cywilów.

Niestety, jest dokładnie na odwrót: to straty w ludziach, których właśnie można uniknąć.

Prawa rządzące wojną są brutalne, dopuszczają śmierć cywilów, ale tu mowa o czymś więcej – o obojętności na śmierć, o prowadzeniu ostrzału bez względu na to, czy trafi w dom cywilny, o czymś w rodzaju strzelania na ślepo.

Gdyby Izrael prawidłowo ostrzegł mieszkańców domu, że będzie prowadził ostrzał, można by mówić o collateral damage właśnie. I znowu: była taka możliwość. Izrael w trakcie ostrzałów próbował różnych metod, od ulotek po SMS-y i telefony, ostrzegał cywilów, wzywał do bezpiecznej ewakuacji, a nawet starał się ją umożliwić. W tym przypadku nic takiego nie zrobił.

A czy można w epoce dronów, masowego nadzoru i zaawansowanych technologii szpiegowskich utrzymywać, tak jak robi to izraelska armia, że się nie wie, gdzie są bojownicy, a gdzie dzieci?

Nie jestem ekspertem wojskowym, więc nie powiem kategorycznie, że nie można się pomylić. Możemy jednak bezpiecznie założyć, że skoro Izrael ma zaawansowaną technologię – jest m.in. eksporterem technologii do dronów, której używa się na całym świecie – a jego wywiad słynie ze swojego sprzętu i metod operacyjnych, to znaczy, że ma duże możliwości oceny sytuacji. Jeśli więc wie, że może zabić cywilów, to tym gorzej dla niego. A jeśli nie wie, to dlaczego prowadzi ostrzał?

Wasz raport został określony przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Izraela jako „propaganda Hamasu”.

Życzyłbym sobie, żeby MSZ przedstawiło argumenty, które przeczą naszym tezom. To się jednak nie wydarzyło. Za każdym razem, zanim opublikujemy raport – niezależnie, czy chodzi o Izrael, czy jakiekolwiek inne państwo czy terytorium, na którym działamy –  zwracamy się z prośbą o informacje i wyjaśnienia do władz. Mówimy, co chcemy badać, i prosimy o stanowisko bądź dane dotyczące sprawy. Pytamy na przykład: „Dlaczego dom Abu Jame’ był celem bombardowania? Jakie rozkazy za tym stoją?”. Gdyby udzielono nam tej informacji, prawdopodobnie znalazłaby się w raporcie.

Ale jej nie dostaliście?

Nie. I nie jest tak, że wysyłamy jednego mejla i na tym się kończy. Kontaktujemy się z władzami, wojskiem, prokuraturą wojskową, ministerstwem sprawiedliwości, sędziami, rzecznikami. I mamy pewność, że nasz komunikat do nich trafia. Mogę tylko powiedzieć, że to poważny problem, że zarzuca się Amnesty International nierzetelność czy złe intencje, skoro nasze procedury są powszechnie znane. Podejmujemy za każdym razem wysiłek współpracy ze stronami konfliktu, traktując każdy podmiot w ten sam sposób.

Zarzuca się wam jednak, że poświęcacie raport naruszeniom ze strony Izraela, a nie mówicie o Hamasie. Nie traktujecie Hamasu w ten sam sposób?

Oczywiście, że traktujemy go tak samo. Możemy pokazać łamanie konwencji i praw również przez tzw. drugą stronę, czyli Hamas i bojowników różnych organizacji w Palestynie i Strefie Gazy. I robimy to w raporcie, właściwie na samym początku.

Za każdy razem, od początku wojny, gdy publikujemy coś na temat konfliktu, pokazujemy, że Hamas i inne grupy również popełniły zbrodnie, włącznie z wystrzeliwaniem rakiet na tereny cywilne, co wpada w tę samą kategorię indiscriminate attacks. Mówimy to jasno: tak, prawo jest łamane, zbrodnie są popełniane po obu stronach i obie strony są przedmiotem naszego raportu.

To nie raport o Izraelu, ale o konflikcie. A nawet jeśli komuś się wydaje, że jest inaczej, może być spokojny: w przygotowaniu są kolejne dokumenty, w których zwracamy uwagę na przestępstwa popełniane przez Hamas.

Saleh Hijazji – politolog, badacz i ekspert Amnesty International w zakresie problematyki praw człowieka na Bliskim  Wschodzie. Koordynował prace nad raportem „Rodziny pod gruzami”

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij