Podobno Kodeks pracy jest anachroniczny, a osłabiając pozycję pracowników, będziemy bardziej konkurencyjni. Ale to właśnie jest myślenie anachroniczne.
Poseł Adam Szejnfeld ogłosił na swoim blogu, że wybrał się w ubiegły weekend na zakupy. Wyprawa ta skłoniła polityka PO do dwóch konstatacji. Pierwsza: w Polsce nie ma kryzysu, bo ludzie kupują przed świętami towary na potęgę. Druga: potrzebne są zmiany w Kodeksie pracy, które uelastycznią czas pracy, zmniejszą wynagrodzenia pracujących, osłabią pozycję pracowników oraz pozwolą przedsiębiorcom „przeprowadzać korektę zatrudnienia” (Szejnfeld przywołuje w swym tekście Twaina, ale tu bardziej pasuje Orwell). Oczywiście najważniejszym argumentem jest fakt, że Kodeks pracy pochodzi jeszcze z PRL-u. A wszystko, co było w PRL-u, jest przecież złe
Nie ulega wątpliwości, że we wspólczesnym kapitalizmie zmienia się charakter i forma pracy. Nie ulega też wątpliwości, że na zmiany te musi reagować prawo. Prawo to jednak nie powinno sankcjonować eksploatacji pracowników, ale chronić ich przed negatywnymi skutkami uelastycznienia, takimi jak brak poczucia bezpieczeństwa socjalnego, pozbawienie pracujących rozmaitych świadczeń, wzrost liczby tzw. biednych pracujących (working poor).
Taką próbą odpowiedzi jest duński model flexicurity, który polega na łączeniu elastyczności (i łatwości zwalniania pracowników) z aktywną opiekuńczą rolą państwa, które pomaga w znalezieniu nowego zajęcia i przyznaje świadczenia osobom pozbawionym chwilowo pracy. Flexicurity to połączenie elastyczności i bezpieczeństwa (flexibility – security). W postulatach PO jest tylko elastyczność, bez bezpieczeństwa.
Propozycje zmian w Kodeksie pracy poseł Szejnfeld traktuje jako budowę przewag konkurencyjnych polskiej gospodarki na rynkach globalnych. Trudno o bardziej anachroniczny pogląd.
Rywalizowanie z innymi krajami za pomocą taniej siły roboczej, zatrudnionej w mało innowacyjnych sektorach, to dalsze utrzymywanie naszego kraju na peryferiach cywilizacyjnych.
To także pogłębianie problemów społecznych: bezrobocia wśród młodych i wykształconych osób, którym polska, nieinnowacyjna gospodarka nie ma nic do zaoferowania. Budowanie przewag konkurencyjnych powinno polegać na inwestycjach w innowacyjność, naukę, kapitał ludzki i społeczny. Nawet Chiny, które w ostatnich trzech dekadach zbudowały swój wzrost gospodarczy na taniej sile roboczej, przestawiają zwrotnice na inwestycje w nowe technologie (także zielone) i usługi publiczne.
Niestety, sytuacja w polskiej nauce i edukacji oraz polityce społecznej nie napawa optymizmem. Dziś poseł Szejnfeld mówi „sprawdzam” pod adresem opozycji. Być może niedługo społeczeństwo powie „sprawdzam” pod adresem rządzących.