Czy jest szansa, że mieszkańcy krajów Unii zejdą z barykad? Igor Stokfiszewski o europejskim strajku generalnym.
W środę 14 listopada w 23 krajach Unii Europejskiej miliony obywateli – pracowników, studentów i reprezentantów wolnych zawodów – wzięły udział w strajku generalnym połączonym z demonstracjami. Protestowano przeciwko finansowej polityce Unii opierające się na cięciach w sektorze publicznym, która skutkuje wzrostem bezrobocia i powiększaniem się obszaru ubóstwa. Coraz więcej mieszkańców kontynentu żyje w niepewności.
Strajk, ogłoszony przez Europejską Konfederację Związków Zawodowych, sparaliżował kraje Południa, które najbardziej borykają się ze skutkami kryzysu finansowego. Na Północy objął przede wszystkim publiczne usługi transportowe, w tym kolej, która stanęła w Belgii, wpływając na ruch we Francji i Holandii, oraz lotnictwo, które nie obsługiwało tras na południe kontynentu. W Polsce pikiety odbyły się m.in. przed gmachem Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w Warszawie oraz Urzędami Wojewódzkimi w Gdańsku, Katowicach, Poznaniu i Wrocławiu.
Artykuł otwierający czwartkowe wydanie berlińskiej gazety „Neues Deutschland” nosił tytuł „Europa na barykadach”, nawiązujący do wydarzeń we Włoszech, w Hiszpanii i Portugalii, gdzie strajk zakończył się starciami demonstrantów z policją. Walki uliczne objęły m.in. Rzym, Mediolan, Padwę, Madryt i Barcelonę. W innych miastach strajkujący blokowali wejścia do portów, przecznice kolejowe; w Lizbonie manifestanci oblegli gmach portugalskiego parlamentu, na Sardynii zaś zmusili włoskich ministrów przemysłu i spójności terytorialnej do ucieczki helikopterem z wiecu, wokół którego zaczęły płonąć samochody.
Ten strajk pokazuje coraz większą determinację pracowników w walce przeciw antyspołecznym rozwiązaniom wprowadzanym w UNii w celu zażegnania skutków kryzysu ekonomicznego. Jak zauważa Jérôme Roos, który prowadzi portal aktywistyczno-informacyjny ROARMAG, po raz pierwszy doszło do zjednoczenia związków zawodowych z niemal wszystkich państw wspólnoty, dzięki czemu udało się przeprowadzić „największy strajk w dziejach Europy”.
Ale 14 listopada był świadectwem jeszcze dwóch innych tendencji. Po pierwsze, poszerza się grupa walcząca z nierównościami ekonomicznymi i niewydolnością polityczną europejskich elit. Dobrym przykładem jest tu Hiszpania, gdzie do protestujących od maja 2011 Oburzonych, rekrutujących się przede wszystkim spośród młodych pracowników wolnych zawodów czy bezrobotnych absolwentów, dołączały kolejne sektory: od policjantów i reprezentantów innych zawodów publicznych, po robotników przemysłu ciężkiego, z których niemal sto procent – wedle szacunków głównej centrali związkowej UGT – uczestniczyło w środowych wydarzeniach. Hiszpański ruch protestu w ciągu minionego roku stał się ruchem masowym.
Przykładem drugiej tendencji – coraz bardziej bezwzględnego traktowania protestujących przez władze i służby porządkowe – również jest Hiszpania. O ile ubiegłoroczne wystąpienia Oburzonych przebiegały w pokojowej atmosferze, policja unikała stosowania siły wobec manifestantów, a zajścia o niewielkim zasięgu zdarzały się sporadycznie, o tyle z czasem prawicowy rząd Mariano Rajoya zaostrzył przepisy dotyczące zgromadzeń, a mundurowi zaczęli używać broni gładkolufowej z istną nonszalancją.
Środowej nocy w Barcelonie oddziały prewencji otworzyły ogień do maszerujących w pokojowej demonstracji, raniąc około 70 osób. Héctor Huerga González – działacz Ruchu Oburzonych – jako jeden z wielu media-aktywistów zarejestrował ten moment i na żywo relacjonował zajścia w stolicy Katalonii.
Jérôme Roos zakończył swój komentarz słowami: „W miarę, jak dym rozwiewa się na ulicach Madrytu, Lizbony, Rzymu i Aten, jedno staje się coraz bardziej widoczne: pytanie nie brzmi już czy, ale kiedy nastąpi społeczny wybuch”.
Do eksplozji nie dojdzie tylko pod warunkiem, że rządy europejskie zaczną reagować na oczekiwania obywateli dotyczące zmiany polityki gospodarczej – nawet jeśli zmiana ta miałaby oznaczać konfrontację z międzynarodowym światem finansów.
Fakt, że w Hiszpanii w odpowiedzi na jeden z kluczowych postulatów Oburzonych właśnie zakazano eksmisji (nawet gdy dłużnicy nie są w stanie spłacać bankom rat i odsetek od kredytów), pokazuje nie tylko polityczną skuteczność ruchu. Daje też nadzieję, że Europa zejdzie z barykad, nim zaiskrzy się lont pod tykającą bombą społecznego niezadowolenia.
Zapraszamy na spotkania o europejskim kryzysie i protestach społecznych:
19.11.2012, Łódź, Jesteśmy wkurzeni! Rozmowa o europejskim kryzysie
Goście: Vasyl Cherepanyn, Paolo Do, Héctor Huerga González, Michał Gałza (Krytyka Polityczna, Łódź), Marek Jedliński (Krytyka Polityczna, Łódź), Maria Klaman (Krytyka Polityczna, Trójmiasto).
21.11.2012, Gdańsk, People of Europe, rise up! / Ludu Europy, powstań!
Goście: Vasyl Cherepanyn, Paolo Do, Héctor Huerga González, Maria Klaman (Krytyka Polityczna, Trójmiasto), Igor Stokfiszewski (Krytyka Polityczna, Warszawa)
22.11.2012, Warszawa, To my jesteśmy ludem! Ruchy społeczne w Europie
Goście: Oleksiy Radynski (Krytyka Polityczna, Centrum Badań nad Kulturą Wizualną, Kijów, Ukraina), Paolo Do (ESC, Rzym, Włochy), Héctor Huerga González (Indignados, Barcelona, Hiszpania), Igor Stokfiszewski (Krytyka Polityczna, Warszawa).
28.11.2012, Warszawa, Czy wszyscy staniemy się Niemcami?
Goście: Wolfgang Templin, Marek Cichocki, Karolina Wigura, Piotr Buras. Prowadzenie: Michał Sutowski
—
Debaty są częścią międzynarodowego cyklu „Co złego stało się z Europą? Jaka jest jej przyszłość? Kryzys europejski i nowe ruchy społeczne” realizowanego we współpracy z Red House Center for Culture and Dialogue w Sofii.
Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.