Rozwój mediów i dostępu do nich jest szybszy niż edukacja (przynajmniej ta formalna).
Elżbieta Rutkowska: Jakie przestrzenie kultury otwiera Internet?
Grzegorz Stunża: Otwiera po prostu kulturę. Ma ogromny potencjał poszerzania dostępu do kultury i umożliwia wszystkim aktywne w niej uczestnictwo. Oczywiście ten potencjał może być i bywa blokowany w myśl interesów tych, którym na otwieraniu czy może uwalnianiu – zdecydowanie wolę ten termin – kultury nie zależy. Okopali się w nie aż tak starych modelach dystrybucji lub odkryli, że w warunkach „kontrolowanej wolności” można również nieźle zarabiać i sprawować władzę.
Ale przecież internauci są świadomi wartości zasobów sieci.
Już kilkanaście lat temu internetowej euforii towarzyszył niepokój, kiedy John Perry Barlow opublikował „Deklarację niepodległości cyberprzestrzeni”, zwracając m.in. uwagę na to, że bogactwo kulturowe gromadzone w sieci jest tworzone przez użytkowników, a nie przez rządy i korporacje ze świata fizycznego. Znaleziono jednak pomysł na wykorzystanie użytkowników internetu do działań biznesowych. Chodzi mi o „Web 2.0”. Szerzej krytycznie o euforycznym przenoszeniu tzw. „dwuzerowości” na pozabiznesowe obszary kultury pisze Marcin Wilkowski. Pod pozorem uspołecznienia mediów i ułatwienia kontaktów buduje się niemal „internety w internetach”, oparte na regulaminach, które pozwalają na kontrolę nad użytkownikami i jednoczesne wykorzystanie ich sieciowych działań do pomnażania zysków. Paradoks polega na tym, że jako użytkownicy również na tym korzystamy. Jednak w nowym kontekście następujące słowa Barlowa: „Coraz bardziej wrogie i kolonialne podejście stawia nas w tym samym miejscu, w którym stali wcześniejsi wielbiciele wolności i samookreślenia, którzy zdecydowali się odrzucić władzę odległych, niedoinformowanych sił”, stają się prorocze. Przy zastrzeżeniu, że siły nie są już odległe. Są doinformowane i kształtują powszechne trendy korzystania z meta-medium.
W czym objawia się bogactwo internetu?
Można mówić np. o re-kreacjach, czyli tworzeniu w wolnym czasie i dzieleniu się twórczością, na co wskazuje Yochai Benkler, pisząc o bogactwie sieci i produkcji partnerskiej – kolektywnym tworzeniu, które stało się możliwe dzięki sieciowym narzędziom. Przykłady Wikipedii czy GNU/Linuksa powtarzane są setki razy. Mamy możliwości organizowania się przez sieć w celu walki o określone postulaty – jednym z najmocniejszych przykładów jest walka Polaków przeciwko ACTA. Wolna, otwarta formuła internetu bazującego na hipertekstowej „architekturze”, przez upowszechnienie dzielenia się – choćby uważaną za kompletnie kretyńską – twórczością oraz publikowanie z wykorzystaniem wolnych licencji zaczyna zbierać pozytywne żniwo. Kolejne uczelnie publikują materiały edukacyjne – wystarczy spojrzeć na MIT jako awangardę udostępniania kursów, powstają internetowe akademie jak Akademia Khana czy edX – wspólne przedsięwzięcie MIT i Harvard University. Naukowcy, nawet w Polsce, nie mogą przejść obojętnie wobec otwartego dostępu, poza tym działa u nas prężnie Koalicja Otwartej Edukacji. Można też mówić o cyfrowym nieposłuszeństwie obywatelskim, ponieważ internauci biorą sprawy w swoje ręce jak w przypadku Pirate University, gdzie ci, którzy mają dostęp do artykułów, dzielą się nimi z tymi, którzy mają ograniczony dostęp do wiedzy. W pewnym sensie w Polsce taką rolę pełni znany serwis wymiany plików z gryzoniem w nazwie. To tylko kilka przykładów, ale dla mnie jako pedagoga dostęp do kultury, zwłaszcza możliwości wspólnego uczenia się i korzystania z materiałów edukacyjnych – w tym wypadku wąsko rozumianych – jest niezwykle istotna.
Czy odbiorcy świadomie korzystają z zasobów sieci?
Przyjęło się mówić, że w Polsce użytkownicy internetu są nieświadomi m.in. prawnych aspektów korzystania z kultury. Organizuje się konkursy związane z prawem autorskim, wręcza nagrody za tropienie „przestępców”, którzy w akademiku udostępnili znajomym pliki z muzyką, promuje się porównywanie korzystających z kultury do morderców z bronią w ręku, grabiących, palących i zabijających biednych, czyli… duże firmy wydające muzykę, filmy itp.
Można mi zarzucić, że bagatelizuję sytuację i nawołuję do okradania bogatych i oddawania biednym. Jednak samo słowo „kradzież” w tym kontekście jest bardzo kontrowersyjne, a jakoś w polskiej debacie na temat tzw. piractwa często bywa traktowane jako coś oczywistego. Sporo dobrego zrobił w tej kwestii raport „Obiegi kultury” – płynący z niego wniosek, że osoby najczęściej korzystające z dóbr udostępnionych w tzw. obiegu nieformalnym w sieci, są również osobami najczęściej płacącymi za treści, powinien dać wielu do myślenia. A samo korzystanie z sieci przez użytkowników bez refleksji na temat własności, „kradzieży” i swobodne kopiowanie plików, korzystanie z kultury, która właściwie „leży na ulicy” lub jej wytwory są częścią rówieśniczego życia i uczestnictwa w kulturze, wydaje mi się zupełnie normalne. Młodzi ludzie, ale i starsi, korzystają po prostu ze światowej pajęczyny tak, jak została pomyślana – przechodzimy od jednej leksji do następnej. Kopiowanie i publikowanie jest banalnie proste i niemal nic nie kosztuje. W połączeniu z narzędziami do przetwarzania treści daje to zupełnie nowe możliwości w stosunku do kultury analogowej udostępnianej często na zasadzie centrum–peryferie.
Jakich kompetencji brakuje internautom?
Brak znajomości prawa jest problemem, ale w aspekcie korzyści dla użytkownika. Moi studenci dziwią się, że funkcjonuje coś takiego jak dozwolony użytek osobisty. Jeśli uczono ich prawa autorskiego, to głównie prezentowano zakazy – nie wolno kopiować, nie wolno się dzielić, nie wolno przetwarzać itd. A to tylko część prawdy, podobnie jak z nielegalnym ściąganiem. Kwestia nie jest chyba w 100 procentach rozstrzygnięta na niekorzyść ściągających. Jeśli znajdę płytę na ulicy, to jej nie ukradłem. Kolejna rzecz, to brak edukacji w zakresie wolnych licencji i innych podobnych, tak żeby młodzi ludzie wiedzieli, jak znaleźć materiał, z którego mogą legalnie skorzystać, ale również potrafili opublikować swój utwór, dając innym zgodę na wykorzystanie. Zatem edukacja w zakresie prawa wydaje mi się niezwykle istotna. Przy czym to tylko wycinek kompetencji, jakie użytkownik współczesnych mediów powinien posiąść.
Nie można zapominać o umiejętnym korzystaniu z informacji, kwestiach związanych z językiem mediów, relacjami w sieci, kreatywnym korzystaniem z jej zasobów, bezpieczeństwem czy wątkach etycznych. Wszystko to jest ze sobą bardzo mocno powiązane. 29 maja odbędzie się w Warszawie konferencja, gdzie zespół projektu „Cyfrowa Przyszłość”, pracujący przy Fundacji Nowoczesna Polska, w którego pracach mam możliwość uczestniczyć, zaprezentuje przygotowany przez nas katalog kompetencji medialnych i informacyjnych. Sądzę, że przed sieciowymi aktywistami, zwolennikami wolnej kultury i – patrząc na siebie – także pedagogami jeszcze wiele żmudnej pracy, którą warto podjąć. Celem jest kultura dostępna dla wszystkich, pozwalająca wszystkim na aktywność i budowanie jej z innymi. Myślę, że warto o to walczyć, a przede wszystkim krytycznie przyglądać się zmianom i rozmawiać o możliwych konstrukcjach przyszłości.
O zmianach społecznych zapoczątkowanych przez Internet pisze między innymi Edwin Bendyk w Buncie sieci. Czy za jeden z pierwszych kroków budowania konstruktywnej przyszłości można uznać demonstracje przeciwko ACTA?
Sądzę, że konstruktywna przyszłość jest budowana od dawna, ale można mówić o pewnym kryzysie umiejętności i wiedzy użytkowników w zakresie korzystania z najnowszych narzędzi. Rozwój mediów i dostępu do nich jest szybszy niż edukacja (przynajmniej ta formalna). Przy czym sam dostęp do sieci to jeszcze niewiele, a samodzielne czy rówieśnicze uczenie się na własną rękę nie zawsze pozwala na odkrycie, zrozumienie i opanowanie wszystkiego. Walka przeciwko ACTA była dość nietypowa, ponieważ sprzeciw wyrazili zwykli obywatele – przez rząd nazywani internautami – którzy sami, zgodnie z tradycją sieciowych kultur, wyłonili autorytety, które w pewnym sensie ich reprezentowały. Oczywiście nie wszyscy protestujący rozumieli dokładnie, o co chodzi, ale sama świadomość potencjalnych ograniczeń i uczenie się przez wymianę opinii w sieci sprawiły, że bardzo szybko każdy mógł wypracować własne stanowisko na temat ACTA. Masowi użytkownicy internetu, którzy do tej pory nie potrafili się zgromadzić tak licznie wokół konkretnych postulatów, zrobili to. Okazało się również, że w świecie szerokiego dostępu do wiadomości nie warto niektórych kwestii negocjować za plecami obywateli. Mam nadzieję, że chociaż ułamek energii wyzwolonej w trakcie protestów przeniesie się na podnoszenie umiejętności i wiedzy Polaków, tak by jeszcze lepiej potrafili korzystać z nowych narzędzi i mogli swobodnie budować obywatelską kulturę uczestnictwa, w której nie ma ludzi wykluczonych z rozwijania kultury i podejmowania dyskusji na temat zmian.
Grzegorz D. Stunża – pedagog mediów, asystent w Pracowni Edukacji Medialnej w Zakładzie Filozofii Wychowania i Studiów Kulturowych Uniwersytetu Gdańskiego, członek zespołu projektu „Cyfrowa Przyszłość”, związany z budowanym przy Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku Medialabem Gdańsk. Autor bloga edukatormedialny.pl
–
Już w środę 23 maja o godz. 18.00 w Świetlicy KP w Trójmieście w ramach cyklu „Humanistyka a społeczeństwo” Uniwersytetu Krytycznego spotkanie z Edwinem Bendykiem wokół jego najnowszej książki Bunt Sieci. Prowadzenie: Elżbieta Rutkowska (KP). Zapraszamy!