Žižek: Widmo neofaszyzmu krąży nad Europą. Co robić?

Gdy demokratyczna polityka zmienia się w cyrk, przestrzeń dla neofaszyzmu ulega poszerzeniu.
Demonstracja antyfaszystowska w Niemczech. Fot. Kai Schwerdt/Flickr.com

Antyimperializm nie zawsze jest niewinny. Japońscy i niemieccy faszyści przedstawiali samych siebie jako przeciwników amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego imperializmu. Dziś podobne głosy znajdujemy wśród skrajnej prawicy ustawiającej się w kontrze do UE.

Zaskoczeniem w niedawnych wyborach do Parlamentu Europejskiego okazało się to, że wynik, którego wszyscy się spodziewali, rzeczywiście się zrealizował. Parafrazując klasyczną scenę z Braci Marx – Europa może brzmieć i podejmować działania, jak gdyby przesuwała się skrajnie na prawo, ale niech was to nie zmyli. W rzeczywistości przesuwa się skrajnie na prawo.

Dlaczego mielibyśmy się upierać przy takiej interpretacji? Dlatego, że większość mediów głównego nurtu stara się tego nie nagłaśniać. Wciąż słyszymy: „Pewnie, Marine Le Pen, Giorgia Meloni oraz Alternative für Deutschland (AfD) niekiedy flirtują z faszystowskimi motywami, ale nie ma powodu do paniki, bo gdy już dochodzą do władzy, wciąż odbywa się to w poszanowaniu demokratycznych rządów i instytucji”. To udomowienie radykalnej prawicy powinno nas wszystkich niepokoić, jako że sygnalizuje pewną gotowość po stronie tradycyjnych partii konserwatywnych, aby podążyć za tym nowym trendem. Aksjomat powojennej europejskiej demokracji – „żadnej współpracy z faszystami” – po cichu sobie odpuszczono.

Mechanizmy generujące faszyzm tkwią głęboko w logice nowoczesnych społeczeństw

Przekaz tych wyborów jest jasny. W większości państw europejskich polityczna granica nie biegnie już między umiarkowaną prawicą i umiarkowaną lewicą, ale między konwencjonalną prawicą, ucieleśnioną przez partię EPP (w skład której wchodzą chrześcijańscy demokraci, liberalni konserwatyści i tradycyjni konserwatyści) a neofaszystowską prawicą, której przedstawicielami są Le Pen, Meloni, AfD i inni.

Nasuwa się pytanie: czy EPP podejmie współpracę z neofaszystami? Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen próbuje przedstawić wyborczy wynik jako triumf EPP nad obiema „skrajnościami”, choć w nowym parlamencie nie będzie żadnych partii lewicowych, których „skrajność” byłaby choć trochę porównywalna ze skrajnością skrajnej prawicy. Tak „zrównoważona” wizja u jednej z czołowych przedstawicielek władz UE to dość mroczny omen.

Mówiąc dziś o faszyzmie, nie należy poprzestawać na rozwiniętym Zachodzie. Podobne siły polityczne rosną w siłę także w większości państw Globalnego Południa. W opracowaniu o rozwoju Chin włoski marksistowski historyk Domenico Losurdo (znany także z rehabilitacji Stalina) podkreśla rozróżnienie pomiędzy władzą gospodarczą a polityczną. Realizując swoje „reformy”, Deng Xiaoping wiedział, że pewne elementy kapitalizmu są niezbędne, by uruchomić moce produkcyjne tkwiące w społeczeństwie. Jednocześnie uważał, że władza polityczna powinna pozostawać ściśle w rękach Komunistycznej Partii Chin, jako samozwańczego przedstawicielstwa robotników i rolników.

Takie podejście ma głęboko sięgające historyczne korzenie. Od ponad stu lat Chiny wyznają „panazjatyzm”, który wyłonił się pod koniec XIX wieku w reakcji na imperialistyczną dominację Zachodu i stosowany przez Zachód wyzysk. Jak wyjaśnia historyk Viren Murthy, projekt ten od zawsze napędzało odrzucenie nie tyle zachodniego kapitalizmu, ile zachodniego liberalnego indywidualizmu i imperializmu. Odnosząc się do przednowoczesnych tradycji i instytucji, panazjaniści twierdzili, że azjatyckie społeczeństwa są w stanie zorganizować własną modernizację i osiągnąć dynamikę przewyższającą tę na Zachodzie.

I choć sam Hegel postrzegał Azję jako domenę sztywnego porządku, niezezwalającą na indywidualizm (swobodną podmiotowość), panazjaniści zaproponowali nowe hegeliańske ramy pojęciowe. Twierdzili, że skoro swoboda, jaką niesie zachodni indywidualizm, jest ostatecznie zanegowaniem porządku i prowadzi do dezintegracji społeczeństwa, jedynym sposobem na zachowanie swobody jest przekierowanie jej w ramach nowej, kolektywnej sprawczości.

Wczesnym przykładem owego modelu może być japońska militaryzacja i kolonialna ekspansja przed drugą wojną światową. Historyczne lekcje rychło jednak idą w niepamięć. Poszukując rozwiązań wielkich problemów, wiele osób na Zachodzie ponownie interesuje się azjatyckim modelem podporządkowywania indywidualistycznych dążeń i pragnienia sensu w ramach kolektywnego projektu.

Panazjatyzm zwykł oscylować między wariantem socjalistycznym a faszystowskim (przy czym rozgraniczająca je linia nie zawsze jest wyraźna), przypominając nam o tym, że i „antyimperializm” nie jest tak niewinny, jak mogłoby się wydawać. W pierwszej połowie XX wieku japońscy i niemieccy faszyści nagminnie przedstawiali samych siebie jako obrońców stających do walki z amerykańskim, brytyjskim i francuskim imperializmem. Teraz podobne stanowisko znajdujemy wśród skrajnie prawicowych polityków ustawiających się w kontrze wobec UE.

Witkowski: Główne nurty faszyzmu dziś

Tę samą tendencję dostrzec można w post-dengowskich Chinach. Specjalista nauk politycznych A. James Gregor klasyfikuje ją jako „wariant współczesnego faszyzmu” – kapitalistyczną gospodarkę kontrolowaną i regulowaną przez autorytarne państwo, szukające umocowania w kategoriach tradycji etnicznej i narodowego dziedzictwa. Dlatego właśnie chiński prezydent Xi Jinping podkreśla długą, nieprzerwaną historię Chin, sięgającą starożytności. Ujarzmienie gospodarczych impulsów w służbie nacjonalistycznych projektów stanowi kwintesencję faszyzmu, zaś podobną polityczną dynamikę wykazują Indie, Rosja, Turcja i inne kraje.

Nietrudno powiedzieć, dlaczego właśnie ten model się przyjął. Podczas gdy Związek Radziecki pogrążył się w chaosie i rozpadł, Komunistyczna Partia Chin przeprowadziła gospodarczą liberalizację, wciąż jednak zachowując ścisłą kontrolę nad krajem. Przychylnie nastawieni do Chin lewicowcy chwalą je za utrzymywanie kapitału w ryzach, w przeciwieństwie do systemów w USA i EU, gdzie kapitał niepodzielnie rządzi.

Jednak nowy faszyzm wspierają także nieco nowsze tendencje. Poza Le Pen, kolejnym wielkim wygranym eurowyborów jest Fidias Panayiotou, cypryjski youtuber, który wcześniej zwrócił na siebie uwagę staraniami o przytulenie Elona Muska. Czając się na niego przed siedzibą X/Twittera, zachęcał swoich followersów, aby „zaspamowali” matkę Muska jego prośbą. Ostatecznie Musk spotkał się i uściskał Panayiotou, który ogłosił, że oto kandyduje do Parlamentu Europejskiego. Startując w ramach bezpartyjnej platformy zdobył 19,4 proc. głosów i zapewnił sobie fotel europosła.

Francja: trzy tygodnie trzęsienia ziemi

Podobne postaci wyłoniły się we Francji, Wielkiej Brytanii, Słowenii i w innych państwach, a wszystkie uzasadniały swoje kandydatury argumentem, że skoro demokratyczna polityka to cyrk, równie dobrze o stanowiska mogą ubiegać się klauni. To niebezpieczna gra. Gdy wystarczająco wiele osób straci nadzieję na emancypacyjną politykę i wycofa się w bufonadę, przestrzeń dla neofaszyzmu ulegnie poszerzeniu.

Odzyskanie tej przestrzeni wymaga poważnych, autentycznych działań. Choć często nie zgadzam się z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, sądzę, że miał rację, odpowiadając na wygraną francuskiej skrajnej prawicy rozwiązaniem Zgromadzenia Narodowego i ogłoszeniem nowych wyborów Zaskoczył tym niemal wszystkich – to bez wątpienia ryzykowne, ale zaryzykować warto. Nawet jeśli Le Pen wygra i zdecyduje, kto zostanie kolejnym premierem, Macron jako prezydent nadal będzie mógł mobilizować nową większość w opozycji do rządu. Bo nowy faszyzm należy zwalczać z taką mocą i tak szybko, jak to tylko możliwe.

**
Copyright: Project Syndicate, 2024. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Slavoj Žižek
Slavoj Žižek
Filozof, marksista, krytyk kultury
Słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jest profesorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Ljubljanie, wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. Jego książka Revolution at the Gates (2002), której polskie wydanie pt. Rewolucja u bram ukazało się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2006 roku (drugie wydanie, 2007), wywołało najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Jest również autorem W obronie przegranych spraw (2009), Kruchego absolutu (2009) i Od tragedii do farsy (2011).
Zamknij