Są w USA stany, gdzie o wyniku wyborów decydowała niedawno różnica w granicach jednego punktu procentowego. Tam właśnie Kamala Harris i Donald Trump koncentrują wysiłki w ostatnich tygodniach kampanii wyborczej. Agata Popęda wyjaśnia, dlaczego akurat te stany są „niezdecydowane”.
Jest ich siedem i to one zdecydują o wyniku listopadowych wyborów prezydenckich w USA. Te stany to Pensylwania, Michigan, Wisconsin, Nevada, Arizona, Georgia i Karolina Północna. W pozostałych 43 stanach losy Donalda Trumpa i Kamali Harris są właściwie rozstrzygnięte, bo od lat wiadomo, że np. Kalifornia należy do demokratów, a Wirginia Zachodnia czy Wyoming, z dużymi obszarami wiejskimi, znaczną większością głosów poprą republikanów.
Każdy z pięćdziesięciu stanów Ameryki ma przypisaną pewną liczbę głosów elektorskich, które są częścią systemu wyborczego. I tak na przykład Kalifornia – ze względu na zagęszczenie populacji – ma aż 54 głosy elektorskie, a obie Dakoty, gdzie nie mieszka zbyt dużo ludzi, zaledwie po trzy. Tradycyjnie każdy ze stanów przeznacza swoje głosy elektorskie jednej partii, a wszystkie te głosy razem zdecydują o tym, kto zostanie prezydentem. Do zwycięstwa potrzeba 270 głosów elektorskich.
czytaj także
Stany niezdecydowane (tzw. swing states) zmieniają się na przestrzeni dekad. Jeszcze dekadę temu Wirginia głosowała na przykład za republikanami, lecz gęstniejące przedmieścia stolicy tuż za rzeką stopniowo oddały władzę demokratom. Charakterystyczne jest też to, że podczas gdy w Kalifornii życie toczy się zwyczajnym rytmem, w Pensylwanii czy Wisconsin wyborcy są bombardowani kampanijnymi reklamami, SMS-ami i telefonami. Przedstawiciele partii chodzą po sąsiedztwach, pukają do domów i próbują osobiście przekonywać nieprzekonanych. Skrzynki pocztowe pękają od politycznych ulotek.
Na razie stany niezdecydowane pokazują, że Kamala i Trump idą łeb w łeb, co oznacza, że w noc wyborczą 5 listopada czekają nas wielkie emocje, w miarę jak będziemy przenosić się ze Wschodniego Wybrzeża na Zachodnie (trzy godziny różnicy). Każdy stan ogłasza zwycięzcę po zamknięciu lokali wyborczych, które są otwarte do siódmej wieczorem.
W tym roku, podobnie jak w 2016 i 2020, o wyniku wyborów najpewniej zadecyduje Pensylwania, która ma aż 18 głosów elektorskich. Część ekspertów twierdzi wręcz, że bez Pensylwanii nie można wygrać Białego Domu. Nic dziwnego, że oboje kandydaci odwiedzają ten stan mniej więcej raz w tygodniu, urządzając wiece i rozmawiając z lokalną prasą.
Ten duży i ludny stan, jak sama Ameryka, jest podzielony na wielkie miasta, takie jak Pittsburgh czy Filadelfia, gdzie duży blok wyborczy stanowią Afroamerykanie, oraz na regiony wiejskie i górskie, gdzie dominują biali republikanie i każdy ma w domu broń. Jednocześnie Pensylwania jest jednym ze stanów, w których inflacja uderzyła ludzi najmocniej po kieszeni; ceny artykułów w sklepach są dziś naprawdę wysokie. W tym roku obie partie już wydały 350 milionów dolarów na agitowanie wyborców w Pensylwanii. Pamiętajmy też, że to właśnie w tym stanie doszło do jednego z dwóch zamachów na życie Trumpa, co na pewno zrobiło na wyborcach wrażenie.
Ale jest też droga, która przez Pensylwanię nie wiedzie. Gdyby na przykład Trump wygrał w Michigan i Wisconsin oraz wziął Arizonę, Georgię i Północną Karolinę, Kamili Harris nie pomogą Pensylwania i Nevada razem wzięte. Oczywiście to tylko jeden z możliwych scenariuszy.
Jak pokazuje historia, Pensylwania, Michigan (15 głosów elektorskich) i Wisconsin (10 głosów) zazwyczaj głosują na tego samego kandydata. Rezydenci tych stanów mają podobny skład etniczny i podobny poziom wykształcenia. Przy tym na północy demokraci walczą również z Zielonymi (Green Party), których kandydatką jest ponownie Jill Stein, przekonując, że „Głos na Stein jest tak naprawdę głosem na Trumpa”. W tych stanach odegra rolę także fakt, że demokraci wciąż mają problem z przyciągnięciem do siebie klasy robotniczej.
Michigan jest stanem kluczowym również ze względu na dużą populację arabską (w tym Palestyńczyków i Libańczyków), która sceptycznie patrzy na demokratów i ich uległą politykę wobec Izraela. Nie są to oczywiście środowiska republikańskie, ale wielu tych wyborców może po prostu zostać w domu. To drugi z kolei stan, w którym partie wydały w tym roku najwięcej pieniędzy.
Jeśli chodzi o Wisconsin, nieprzypadkowo Konwencja Demokratów 2024 i namaszczenie Kamali Harris odbyło się w Milwaukee, gdzie zresztą partie konkurują nie tylko z Jill Stein, ale też z Robertem F. Kennedy Juniorem, który mimo rezygnacji wciąż figuruje na niektórych listach wyborczych.
W ostatnich dwóch elekcjach prezydenckich różnica głosów między partiami była tu w granicach punktu procentowego, więc demokraci i republikanie walczą o każdego wyborcę. Specyficzną cechą Wisconsin jest brak wielkich miast; zamiast tego dominują miasteczka. Oznacza to, że trzeba agitować właściwie w każdym hrabstwie. Po wyborach 2016 demokraci doszli do wniosku, że Hillary Clinton być może wygrałaby, gdyby pojechała do Wisconsin, czego nie zrobiła w ostatnich tygodniach kampanii. Stąd od prawie dziesięciu lat demokraci budują gęstą infrastrukturę polityczną, której republikanie póki co w tym stanie nie mają. W dodatku Wisconsin pozwala na zarejestrowanie się do głosowania i oddanie głosu w tym samym dniu; w konsekwencji do samego końca nie można przewidzieć, kto pojawi się w lokalach wyborczych.
Niezależny, czyli popiera Trumpa. Kim jest Robert F. Kennedy Jr?
czytaj także
Dalej mamy stany na południowym wschodzie, czyli Karolinę Północną i Georgię. Tutaj kluczowy jest głos czarnej populacji, która stanowi jedną trzecią ludności Georgii. Jeśli chodzi o białą ludność, są to stany poniewolnicze – czyli wciąż konserwatywne.
Na koniec docieramy do stanów południowego zachodu: Arizonę i Nevadę, w których ważny jest problem imigracji zza południowej granicy. Arizona bezpośrednio graniczy z Meksykiem, a Nevada jest stanem, który najwolniej zbiera się po pandemii. W Arizonie dużą rolę odegra kwestia aborcji. Obecne władze walczą ze wzbierającym ruchem obywateli domagających się, żeby prawo do aborcji zostało zagwarantowane w konstytucji stanu.
Spekulacje, kto wygra w którym niezdecydowanym stanie, w dużej mierze opierają się oczywiście na sondażach i ankietach – a te bardzo zawiodły demokratów w 2016 roku, gdy wydawało się, że Hillary Clinton ma zagwarantowane zwycięstwo.
Na ile kampanii Harris pomoże wsparcie prominentnych republikanów?
czytaj także
W tych ostatnich tygodniach Harris walczy też o głosy republikańskie, czyli tych konserwatystów, którzy nie zgadzają się z polityką Trumpa. Nawet były wiceprezydent Dick Cheney, który w dużej mierze odpowiada za wojnę w Afganistanie i Iraku po atakach z 11 września 2001 roku, też zapowiedział, że odda głos na Kamalę – również dlatego, żeby nie oddać Ukrainy Rosji.
Kandydaci uciekają się do desperackich ruchów; Harris objeżdża na przykład mecze futbolu w niezdecydowanych stanach i atakuje podcastosferę. Ku uciesze mediów pojawiła się między innymi w podcaście Call Her Daddy, gdzie dziewczyny rozmawiają o facetach i randkowaniu.
Do wyborów zostały trzy tygodnie.