Ta wojna toczy się nie tylko o panowanie nad terytoriami czy o dominację gospodarczą. To nawet więcej niż wskaźnik globalnej, geopolitycznej zmiany. To wojna dwóch wzajemnie wykluczających się wizji tego, czym jest istota ludzka. Ironia polega na tym, że ci, którzy przemawiają za powrotem do tradycyjnych wartości, są w niej najbardziej brutalni.
Aby zrozumieć aktualne obawy przed możliwą eskalacją rosyjskiej napaści na Ukrainę w pełnowymiarową wojnę atomową, należy cofnąć się do początku konfliktu. W tamtym momencie zostały już ustalone wszystkie współrzędne.
Założenie, na którym oparła się rosyjska agresja, przedstawił bez ogródek były prezydent Dmitrij Miedwiediew, który dziś jest wiceprzewodniczącym Rady Bezpieczeństwa Rosji. Jak relacjonował jego wypowiedź Reuters we wrześniu 2022 roku, „sojusz wojskowy NATO pod przewodnictwem USA za bardzo będzie obawiał się »apokalipsy atomowej«, by wchodzić w bezpośredni konflikt w reakcji na taktyczne zastosowanie broni jądrowej przez Rosję”. Miedwiediew pisał też na Telegramie:
„Zakładam, że NATO nie będzie bezpośrednio mieszać się w konflikt nawet w takiej sytuacji. Przecież dla Sojuszu Północnoatlantyckiego bezpieczeństwo Waszyngtonu, Londynu i Brukseli jest znacznie ważniejsze od losu bezużytecznej, umierającej Ukrainy […]. Dla krajów zachodnich dostawy nowoczesnej broni to po prostu interes – choć mocno uwikłany nienawiść do nas. I nic poza tym. Zamorscy i europejscy demagodzy nie zamierzają ginąć w atomowej apokalipsie. Dlatego przełkną użycie jakiejkolwiek broni w bieżącym konflikcie”.
czytaj także
Za tym stwierdzeniem stoi pewne założenie co do suwerenności państwa: w skomercjalizowanym społeczeństwie zachodnim własne państwo czy naród przestały być czymś, za co warto umierać. Państwo natomiast jest w pełni suwerenne tylko wtedy, gdy obywatele gotowi są za nie zginąć.
Warto wspomnieć jeszcze słowa Putina: „Aby rościć sobie prawa do jakiegokolwiek przywództwa – nie mówię nawet o władzy globalnej, ale na dowolnym terytorium – dany kraj, dany naród, dana grupa etniczna muszą zapewnić sobie suwerenność. Bo nie ma nic pomiędzy, żadnego stanu pośredniego: albo państwo jest suwerenne, albo jest kolonią, niezależnie od tego, jak się nazywa”.
Putin wyraźnie sugeruje, że Ukraina zalicza się do tej drugiej kategorii: jest kolonią, niezależnie od tego, jak sama siebie nazywa. A może nawet czymś jeszcze bardziej podrzędnym, jakimś pseudobytem, nieistniejącym narodem, niezasługującym na żadną suwerenność.
Tu niespodziewanie wkraczamy w domenę filozofii. W słowach Putina i Miedwiediewa pobrzmiewa echo słynnego fragmentu Heglowskiej Fenomenologii ducha o dialektyce pana i niewolnika. Jeżeli w walce dwóch samoświadomych bytów („samowiedz”) na śmierć i życie każda ze stron gotowa jest nacierać do końca, z narażeniem swojego istnienia, nie wygrywa nikt. Jeden ginie, drugi przeżywa – ale nie ma nikogo, kto by to zwycięstwo zatwierdził [1].
Cała historia wolności i legitymizacji – w skrócie, całość dziejów, całość kultury ludzkiej – może się toczyć tylko dzięki pierwotnemu kompromisowi. Gdy ludzie stają oko w oko przeciwko sobie, w pewnym momencie ktoś po jednej stronie odwraca wzrok – nie jest gotowy walczyć do końca. Ten ktoś zostanie niewolnikiem. Miedwiediew zakłada, że tak właśnie zrobi dekadencki, hedonistyczny Zachód. Sytuację tę komplikuje jeszcze fakt, że, jak pamiętamy z zimnej wojny, z pojedynku atomowego nie wychodzi zwycięsko nikt, bo obie strony zostają unicestwione.
Że konflikt między Rosją a Zachodem ma podłoże filozoficzne, potwierdza Anton Alichanow, który jeszcze jako gubernator obwodu kaliningradzkiego powiedział w maju tego roku, że filozofia Immanuela Kanta, który przeżył całe życie w Królewcu, ma „bezpośredni związek” z wojną w Ukrainie. Według Alichanowa to niemiecka filozofia, której „bezbożność i brak wyższych wartości” zaczęły się od Kanta, stworzyła „sytuację społeczno-kulturową” prowadzącą między innymi do pierwszej wojny światowej:
„Dziś, w 2024 roku, pozwalamy sobie twierdzić, że od dzieł Kanta zaczęła się nie tylko pierwsza wojna światowa, lecz także trwający konflikt w Ukrainie. Tu, w Królewcu, ośmielamy się sugerować – choć właściwie jesteśmy tego niemal pewni – że to właśnie w Krytyce czystego rozumu czy Uzasadnieniu metafizyki moralności […] ustanowiono etyczne, oparte na wartościach podstawy obecnego konfliktu”.
Rosja, czyli wojna petromacho przeciwko nowoczesności [rozmowa]
czytaj także
Alichanow nazwał Kanta jednym z „duchowych twórców nowoczesnego Zachodu”, twierdząc, że „blok zachodni, ukształtowany przez USA na ich obraz i podobieństwo”, stanowi „imperium kłamstw”. Na Zachodzie, mówił polityk, Kanta uważa się za „ojca prawie wszystkiego”, w tym wolności, idei rządów prawa, idealizmu, racjonalizmu, „nawet idei Unii Europejskiej”. Skoro Ukraina w imię tych zachodnich wartości opiera się Rosji, za ten opór odpowiedzialny jest Kant.
Wypowiedź Alichanowa, jakkolwiek obłąkańcza, przypomina, jak wysoka i metafizyczna jest stawka wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą.
Co jeszcze? Patriarcha moskiewski Cyryl stwierdził, że nie ma potrzeby siać lęku przed bronią jądrową, ponieważ chrześcijanie nie boją się końca świata. W akcie najwyższej obsceny Cyryl podziękował rosyjskim naukowcom za opracowanie „niezwykłej broni” i wspomniał, że nadmierne zamartwianie się apokalipsą atomową „jest szkodliwe dla zdrowia duchowego”, i dodał: „Oczekujemy przyjścia naszego Pana Jezusa Chrystusa w chwale. Zniszczy on wszelkie zło i osądzi wszystkie narody”.
Warto oczywiście poszerzyć tę listę: nie warto zamartwiać się nie tylko „niezwykłą bronią”, ale też globalnym ociepleniem czy perspektywą, że sztuczna inteligencja przejmie kontrolę nad naszym życiem. Wszelkie takie obawy są równie „szkodliwe dla zdrowia duchowego”.
Słowem „duch” należy tu się posługiwać bez ironii. Ta wojna to nie tylko walka o panowanie nad terytoriami czy o potęgę gospodarczą. To również coś więcej niż dążenie do zgładzenia narodu, choć wymiar ludobójczy bez wątpienia da się w niej dostrzec – nie w dosłownym sensie unicestwienia wszystkich Ukraińców, ale odarcia ocalałych z ich tożsamości i zrobienia z nich Rosjan. Ta wojna jest nawet czymś więcej niż wskaźnikiem globalnej, geopolitycznej zmiany – to wojna ducha przeciwko duchowi, wojna dwóch wzajemnie wykluczających się wizji i praktyk tego, czym jest istota ludzka.
Może warto wrócić tu do Nietzschego, który pod koniec XIX wieku w Ecce homo prezentował tę mroczną wizję kolejnego stulecia:
„Gdy bowiem prawda wkroczy do walki z kłamstwem tysiącleci, będziemy mieć takie wstrząsy, konwulsje trzęsień ziemi, przemieszczenia gór i dolin, o jakich się nam dotąd nie śniło. Pojęcie polityki przejdzie wówczas w wojnę duchów, wszelkie wytwory władzy dawnej społeczności zostaną wysadzone w powietrze – wszystkie opierają się na kłamstwie: nadejdą wojny, jakich jeszcze na Ziemi nie było” [2].
Putinomika. Czy wojna zależy od rosyjskiej gospodarki, czy rosyjska gospodarka od wojny?
czytaj także
Zanim zlekceważymy ten passus jako obskuranckie dywagacje, zauważmy, że do podobnych wniosków dochodzi w swoim zbiorze wykładów Le Siècle (Wiek) Alain Badiou, nietzscheanistą bynajmniej niebędący. Metaforą, jaką Badiou określa XX wiek (zapożyczoną zresztą z wiersza Osipa Mandelsztama Wiek, 1923 [3]), jest ciało rannego zwierzęcia. Zwierz przeżył wiek XIX w stanie względnego komfortu, omamiony złudzeniem stopniowego postępu gospodarczego i politycznego. Z nadejściem XX wieku znudziło go jednak cierpliwe czekanie, aż zbliży się do wyobrażonego celu postępu. Postanowił stanąć oko w oko z historią i wypełnić obietnice XIX wieku aktami brutalnego woluntaryzmu.
Skutkiem był – jak przewidział Nietzsche – nowy rodzaj „wojny duchów”, dwie światowe „wojny, jakich jeszcze na Ziemi nie było” oraz towarzysząca im seria gwałtownych rewolucji. Wszystko to poraniło zwierza, ale nie zrodził się z niego Nowy Człowiek. Co więc nastąpi po tej wyjątkowej mieszaninie nadziei z brutalnym rozczarowaniem, jaką był wiek XX?
Nietzsche obejmuje swymi spekulacjami także kolejne stulecie (czyli nasze, XXI). Najpierw w stwierdza, że nastąpi „całkowite zaćmienie wszelkich wartości”, związane z nastaniem panowania „barbarzyńskich, nacjonalistycznych zbratań”. W Niewczesnych rozważaniach filozof pisze:
„niechaj nikogo to nie zdziwi, że [zbratania] gwoli drapieżnej eksploatacji nie-braci [wystąpią] na scenie teatru przyszłości” [4].
Ukraina: Cała nadzieja w Trumpie? „Lepszy koszmarny koniec niż koszmar bez końca”
czytaj także
I w tym momencie historii się znajdujemy. Ironia polega na tym, że ci, którzy przemawiają za powrotem do dawnych, tradycyjnych wartości, są najbardziej brutalni w swojej „drapieżnej eksploatacji nie-braci”. Wszyscy będziemy musieli być gotowi, by położyć na szali swoje życie, a Rosję od Zachodu odróżnia jedynie jej twierdzenie, że – jak widzieliśmy – nie boi się śmierci. Rosja wierzy w wyższą, boską siłę, która Rosjan zbawi po śmierci, podczas gdy my w Europie Zachodniej wiemy, że takiej wyższej gwarancji nie ma, a śmierć to po prostu śmierć.
Mamy też nadzieję, że gotowość Rosji na śmierć jest udawana, należy do strategii blefu. Udawanie może jednak mimo wszystko prowadzić do rzeczywistych konsekwencji. Jedynym Bogiem na miarę naszych czasów jest Bóg wszechogarniający i obojętny, a zgrozę takiego Boga zwięźle ujęła Clarice Lispector:
„Nadal przerażało mnie, że nawet bezkarny koszmar zostanie łaskawie wchłonięty na powrót przez otchłań bezkresnego czasu, otchłań bezkresnych wysokości, głęboką otchłań tego, co jest Bogiem: wchłonięty przez łono obojętności” [5].
*
1. G.W.F. Hegel, Fenomenologia ducha, przeł. Światosław Florian Nowicki, Aletheia, Warszawa 2023, s. 135–141.
2. Friedrich Nietzsche, Ecce homo. Jak się staje, czym się jest, przeł. Bogdan Baran, Aletheia, Warszawa 2009, s. 182–183.
3. Osip Mandelsztam, Wiek, przeł. Bohdan Zadura, w: tenże, Poezje, red. Ryszard Przybylski, PIW, Warszawa 1971, s. 82–83.
4. Friedrich Nietzsche, Niewczesne rozważania, przeł. Marian Leon Kalinowski, Vis-à-Vis Etiuda, Kraków 2020, s. 173.
5. Clarice Lispector, Pasja według G.H., przeł. Gabriel Borowski, Wojciech Sawala, Filtry, Warszawa 2024, e-book.
Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.