Unia Europejska

Zielonka: Czy Unii będzie lepiej bez Wielkiej Brytanii?

A może wystąpienie Zjednoczonego Królestwa z UE stanie się zwiastunem jej upadku?

W opublikowanej w 2002 roku książce Statecraft Margaret Thatcher napisała: „Prawda jest taka, że reszta Unii Europejskiej potrzebuje nas bardziej niż my ich”. Być może wkrótce się przekonamy, ile racji jest w słowach Maggie. W Zjednoczonym Królestwie niektórzy znani biznesmeni, dziennikarze i naukowcy próbują przekonać Brytyjczyków, że wystąpienie z Unii (zwane „Brexit”) miałoby katastrofalne skutki dla kraju. Jednak pozostałe państwa UE raczej nie uważają Brexitu za wrażliwą kwestię; wielu ekspertów z kontynentu wręcz cieszyła się z rozbitego nosa Wielkiej Brytanii po ostatniej utarczce w Radzie Europejskiej na temat nominacji Jeana-Claude’a Junckera. Czy Unii będzie lepiej bez Wielkiej Brytanii? A może Brexit stanie się zwiastunem upadku UE?

Sedno sprawy

Integracja europejska obejmuje wiele różnych dziedzin, ale jedną z najważniejszych jest zarządzanie rozbieżnościami pomiędzy różnymi częściami kontynentu. Z rozbieżnościami mamy do czynienia po części dlatego, że UE obiera za swój oficjalny cel „dążenie do coraz silniejszego zjednoczenia”, ale także z powodu polityki rozszerzenia. UE (a wcześniej EWG) powiększyła się kilkukrotnie: z początkowych sześciu państw członkowskich do dzisiejszych dwudziestu ośmiu. To rozszerzenie oznaczało „import” innych kultur, priorytetów i punktów widzenia, do których należało się przystosować, nie pozwalając na paraliż całej UE. Nie dziwi fakt, że każde przyjęcie nowych członków spotykało się z kontrowersjami, otwierając długie i niejednokrotnie bolesne procesy wzajemnego dostosowywania się, często z różnym skutkiem.

Jak pisze Spyros Economides (The Europeanisation of Greek Foreign Policy, „Western European Politics”, Vol. 28, No. 2): „Grecję przez lata uważano za czarną owcę Unii Europejskiej z powodu jej gospodarczych niedostatków – jeśli nie niedociągnięć – i jej obstrukcyjności w ramach polityki zewnętrznej UE”. Hiszpania bardzo długo podważała warunki wstąpienia, które czyniły ją na kilka lat płatnikiem netto do budżetu Wspólnoty Europejskiej i rzekomo ograniczały efektywność jej rolnictwa i rybołówstwa. Ale to najprawdopodobniej członkostwo Wielkiej Brytanii w EWG/UE było w ostatnich dekadach najbardziej sporne, a może nawet traumatyczne. Prezydent de Gaulle usiłował wetować brytyjski wniosek o wstąpienie do EWG, ale gdy Zjednoczone Królestwo już przyjęto, to z założeniem, że z problemami zawsze trzeba sobie radzić w imię podtrzymania integracji.

Zorientowanie na integrację zakładało tylko jednokierunkowy ruch: nowe państwa mogły przyłączyć się do Unii, ale nigdy z niej wystąpić.

Obecnie ta wizja się rozsypuje. Rozszerzenie UE na kraje Europy Środkowej i Wschodniej sprzed dekady zasiało w niektórych zachodnich politykach poważne wątpliwości, czy wcześniejsze ustalenia są uzasadnione i możliwe do utrzymania. Kryzys euro zapoczątkował z kolei dyskusję o Grexicie (czyli wystąpieniu Grecji). Teraz z wielu powodów na tapecie jest Brexit. Jego perspektywa sama w sobie kwestionuje cele integracji, nawet jeśli zmieniony traktat prawnie umożliwiłby wystąpienie.

Projekt integracji nieradzący sobie z rozbieżnościami i różnicami między państwami członkowskimi będzie odbierany jako porażka, z poważnymi następstwami dla zasadności istnienia UE. W kontekście życia rodzinnego rozwód można postrzegać jako rozsądny sposób na zażegnanie różnic nie do pogodzenia, ale z drugiej strony na pewno nie działa on na korzyść wizerunku instytucji małżeństwa. Dlatego właśnie trzeba bardzo poważnie potraktować perspektywy wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE.

Rozważania praktyczne

Niezależnie od kwestii fundamentalnych Brexit miałby wiele praktycznych konsekwencji. Po pierwsze Zjednoczone Królestwo jest jedną z największych gospodarek UE. To Londyn, a nie Frankfurt, funkcjonuje jako kluczowy ośrodek czwartego sektora w Europie. Europejskie wpływy gospodarcze na całym świecie nie robiłyby takiego wrażenia bez UK, jednolity rynek europejski wymagałby gruntownej przebudowy, a rywalizacja z Wielką Brytanią (zamiast współpracy) utrudniłaby zarządzanie europejskim systemem bankowości.

Po drugie Wielka Brytania i Francja to czołowi aktorzy stojący za europejską polityką zagraniczną i obronną. Francja niezręcznie czuje się z Niemcami jako partnerem na tym polu, co pokazał choćby zatarg dotyczący wojskowej interwencji w Libii. Powstaje pytanie, czy UE może wypracować jakąkolwiek wspólną politykę bezpieczeństwa bez brytyjskich możliwości militarnych i chęci rozwiązywania konfliktów, widocznych szczególnie w porównaniu do innych państw członkowskich UE.

Po trzecie Brexit będzie prawnym koszmarem, który spowoduje chaos i rozchwianie dotykające firm i obywateli na całym kontynencie.

W pozostałych państwach członkowskich UE mieszka 2,2 mln Brytyjczyków, a w UK rezyduje obecnie 2,3 mln obywateli innych państw Unii. Brexit wywrze głęboki wpływ na ich życie osobiste i zawodowe.

Renegocjacja traktatów prawnych pomiędzy Unią a pozostałymi dwudziestoma siedmioma państwami zdestabilizuje również działanie firm, z niepewnością będą oczekiwać dostępu do rynków po drugiej stronie kanału La Manche, określenia zasad konkurencji i wielu innych istotnych szczegółów, takich jak bezpieczeństwo żywności, transportu czy medycyny.

Brexit będzie mieć także poważne praktyczne skutki dla geografię politycznej Europy. Dotychczas Wielka Brytania była w Europie istotnym aktorem, mogącym wpłynąć nawet na potężniejsze od niej Niemcy. Państwa członkowskie z Europy Środkowej i Północnej stracą ważnego sojusznika w dążeniach do uświadomienia Niemcom, jak znaczące jest bezpieczeństwo Unii, szczególnie wobec Rosji. Natomiast członkowie z południa Europy pożegnają się ze wsparciem UK przy nakłanianiu Niemców do większej elastyczności (a mniejszego ordoliberalizmu) we wspólnych przedsięwzięciach gospodarczych.

Jak zatrzymać Wielką Brytanię?

Unia miewa trudności z komunikacją, więc istnieje obawa, że próby zaangażowania się w wewnętrzną debatę publiczną w UK obrócą się przeciwko niej. Mogłaby jednak przyjąć plan reform, który spodoba się proeuropejskim politykom brytyjskim. Oczywiście laburzyści postrzegają UE inaczej niż ich koledzy z partii konserwatywnej czy liberalnej. Szkoci spoglądają na Europę przychylniej niż Anglicy. Ale wszystkie grupy zgadzają się przynajmniej w kilku sprawach.

Po pierwsze chcą zobaczyć UE zdecentralizowaną, elastyczną i pluralistyczną. To nie takie znowu oburzające żądanie, jeśli przypomnimy sobie niezdarność, z jaką centralne instytucje Unii radziły sobie z niedawnymi kryzysami w dziedzinie energetyki, migracji czy finansów. UE wyobrażała sobie model integracji terytorialnej zarządzanej w ramach jednego ośrodka instytucjonalnego, zajętego wszystkim naraz, bez wystarczającej legitymacji i zasobów. To wyobrażenie leży w gruzach, a Europa musi zmienić kurs.

Po drugie brytyjscy politycy chcą gwarancji, że jednolity rynek jest dla UE najwyższym priorytetem. To również rozsądne oczekiwanie. Projekt jednolitego rynku jeszcze nie ewoluował na płaszczyźnie generującej największy wzrost w Europie, to znaczy w sektorze usługowym. Istnieje niebezpieczeństwo, że projekt ten zostanie jednak poświęcony na ołtarzu projektu euro, szczególnie jeśli państwa strefy Euro kusi dyktowanie polityki tym członkom, którzy zachowali własne waluty.

Po trzecie wymagają od UE poważnego potraktowania sprawy migracji. W tym aspekcie nie różnią się od większości polityków europejskich. To prawda, niektórzy Brytyjczycy występują w obronie jednolitego rynku, jednocześnie żądając ograniczeń na polu wewnątrzeuropejskiego przepływu siły roboczej. Trudno zaakceptować takie populistyczne rozumowanie, skoro to drugie zjawisko jest istotnym elementem tego pierwszego. Niemniej UE musi zająć się migracją, niezależnie od kwestii Brexitu. Odniesienie się do problemów migracyjnych teraz wydaje się przezorniejsze niż oczekiwanie z tym na odejście Wielkiej Brytanii.

Wreszcie brytyjscy politycy chcą mieć pewność, że Stany Zjednoczone utrzymają swoją pozycję proeuropejską i nie zwrócą się przeciwko UE. Łatwiej to powiedzieć, niż zrobić, szczególnie ze względu na zwrot w amerykańskiej polityce po 11 września. Brytyjczycy to niejedyni członkowie Unii, którzy pragną bliższej handlowej, kulturowej i ochronnej współpracy z USA. Z Wielką Brytanią po swojej stronie UE ma większe szanse w negocjacjach z Amerykanami na temat tak złożonych kwestii, jak wolny handel transatlantycki czy działania wywiadowcze.

Zarządzanie rozbieżnościami

Wielu zwolenników integracji europejskiej uważa Brytyjczyków za samolubnych obstrukcjonistów i z chęcią kazałoby im pakować manatki i się wynosić. Ale przecież samolubne tendencje są przyrodzone państwom narodowym, a Unia składa się aż z dwudziestu ośmiu, w tym wielu z obstrukcjonistycznymi zachowaniami na koncie. Gdybyśmy nakłonili wszystkich samolubów do zabrania swoich zabawek i powrotu na swoje podwórko, w Unii nie pozostałby prawie nikt. Powinniśmy zawsze mieć na względzie, że u podstaw integracji stoi zarządzanie rozbieżnościami i różnicami. Wymuszanie zbieżności i homogenizacji nigdy nie zadziała w pluralistycznej Europie.

Przeł. Aleksandra Paszkowska

Tekst w języku angielskim ukazał się na stronie e-international Relations. Jest dostępny na licencji Creative Commons CC BY-NC 3.0. 

 

***

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij