Unia Europejska

Éric Zemmour i cała reszta. Czy skrajna prawica odbije Pałac Elizejski?

Nie tylko na francuskiej lewicy jest zatrzęsienie pretendentów do prezydentury. Zwycięzca (lub zwyciężczyni) rywalizacji na prawicy zagrozi dotychczasowym faworytom: Emmanuelowi Macronowi i Marine Le Pen. Zdecydowanie najgroźniejszy z nich to popularny publicysta o skrajnie prawicowych poglądach, Éric Zemmour.

Pałac Elizejski jest najbardziej pożądaną w całej Francji lokalizacją. Świadczy o tym długa kolejka chętnych do zameldowania się pod tym adresem. Jakiś czas temu napisałem tekst o długiej kolejce lewicowych pretendentów do schedy po prezydencie Macronie. Możecie przeczytać go tutaj:

Gdzie lewicowców sześć, tam nie ma co jeść

Teraz przyszedł czas na prawicowców, których również nie brakuje. Obecnego lokatora pałacu przy Polach Elizejskich oraz jego główną rywalkę z 2017 pominę, bo już raczej każdy zdążył ich dobrze poznać. Przyjrzyjmy się zatem mniej rozpoznawalnym przeciwnikom Macrona i Le Pen.

Tradycyjnie dominującą siłą na scenie politycznej V Republiki była gaullistowska prawica. Na przestrzeni lat wielokrotnie zmieniała nazwę (obecnie kryje się pod szyldem Les Républicains, LR) i modyfikowała program, ale utrzymywała wysokie poparcie wśród Francuzów. O ile ostatnie wybory prezydenckie okazały się porażką, o tyle 20 proc. głosów zdobytych przez Fillona nie było tak złym wynikiem, zważywszy na ciągnące się za nim skandale korupcyjne. Partia Socjalistyczna, jeszcze niedawno główna rywalka polityczna Republikanów, wiele by dała za taką „klęskę”.

„Skrajna prawica z ludzką twarzą”. Le Pen coraz bliżej prezydentury

Republikanie: walka o nominację podzielonej partii

Skręt prezydenta Macrona w prawo w połączeniu z oddemonizowaniem narodowców sprawił, że na prawicy zrobiło się ciasno, a pogrążeni w sporach wewnętrznych Republikanie mają problem z przedstawieniem realnej alternatywy.

Na pewno nie pomaga im też fakt, że wywodzący się z ich środowiska politycznego prezydenci i premierzy są ostatnio kojarzeni głównie z korupcją. Wyroki skazujące w ostatnich latach otrzymali Sarkozy i Fillon, a wcześniej podobny los spotkał Chiraca. Można by wymieniać dalej, ale oszczędźmy już tego Republikanom, którzy na początku grudnia zorganizują kongres mający wyłonić ich kandydata na prezydenta.

Xavier Bertrand. Fot. Wikimedia Commons

Według sondaży największe szanse na wejście do drugiej tury miałby Xavier Bertrand. Reprezentuje on centroprawicę liberalną i umiarkowanie konserwatywną, pozycjonując się ideologicznie dosyć blisko Emmanuela Macrona. Długo wzbraniał się przed wzięciem udziału w kongresie, preferując korzystniejsze dla niego otwarte prawybory i stawiając warunki nie do zaakceptowania dla Republikanów. Proponował np. umieszczenie jego nazwiska jako jedynej opcji w głosowaniu partyjnym. Ostatecznie jednak Bertrand uległ i wrócił na łono Republikanów, aby zmierzyć się z pięcioma kontrkandydatami.

Wrócił, ponieważ od 2017 nie był członkiem partii. Prezydent północnego regionu Hauts-de-France i były minister opuścił ją, protestując przeciwko objęciu stanowiska lidera Republikanów przez Laurenta Wauquieza, przedstawiciela mocno prawicowego skrzydła partii. Ambicje prezydenckie sprawiły, że mimo gróźb samodzielnego startu, bez oglądania się na dawnych kolegów Bertrand postanowił posypać głowę popiołem i odnowić legitymację partyjną.

Jeśli Bertranda nazywać synem marnotrawnym, to córą marnotrawną jest z kolei Valérie Pécresse. Ona również wróciła do partii po kilku latach, a w międzyczasie założyła własną: Soyons Libres – o charakterze chadeckim i konserwatywno-liberalnym. Pécresse, która od 2015 przewodzi stołecznemu regionowi Île de France, mówi o sobie samej, że jest w dwóch trzecich Angelą Merkel i w jednej trzeciej Margaret Thatcher. Tymi słowami dobrze podsumowuje swoje poglądy, stanowiące połączenie proeuropejskiej chadecji z liberalizmem gospodarczym.

Trzecim z faworytów do uzyskania nominacji jest Michel Barnier, który przedstawia siebie jako najbardziej doświadczonego z kandydatów. Rzeczywiście, pełnił on funkcje ministerialne w kilku różnych rządach, był europejskim komisarzem, a ostatnio głównym negocjatorem UE w sprawie brexitu. Program 70-letniego weterana jest proeuropejski, ale zarazem mocno patriotyczny. W roztaczanej przez niego wizji Francja stanie się pierwszą siłą ekonomiczną i ekologiczną Europy, tym samym wyrywając przewodnictwo nad UE z rąk niemieckich. Jednym z głównych postulatów jest zaostrzenie na szczeblu europejskim polityki imigracyjnej, czym Barnier pokazuje, że pozycjonuje się trochę bardziej na prawo niż Bertrand i Pécresse, chociaż wciąż jest zaliczany raczej do centroprawicy.

Dodatkową przewagę nad obojgiem głównych rywali daje mu polityczna wierność wobec partii. Wielu członków Republikanów zarzeka się, że nie zagłosują na „zdrajców”, którzy oportunistycznie powrócili do „rodziny” w celu uzyskania nominacji. Partyjni lojaliści nieprzychylnie spojrzą również na Denisa Payre, lidera pomniejszej partii socjalliberalnej, stawiającej na wspieranie przedsiębiorczości i oddolnych inicjatyw obywatelskich.

Denis Payre. Fot. Wikimedia Commons

Wieloletnimi działaczami Republikanów (wraz z ich poprzednimi wcieleniami) są za to Philippe Juvin i Éric Ciotti. Pierwszy z nich to bliski Sarkozy’emu dyrektor szpitala, ostatnio znany głównie z ostrej krytyki polityki pandemicznej administracji Macrona. Drugi należy do mocno prawicowego skrzydła partii i bywa nazywany „Le Pen bis” ze względu na swoje poglądy, skrajnie antyimigranckie i skupiające się na kwestiach bezpieczeństwa, tożsamości narodowo-etnicznej i rzekomej „wojny cywilizacji”. Złośliwi mawiają, że brakuje mu tylko blond peruki do zostania pełnoprawnym klonem Marine.

Jednak tak naprawdę Ciottiemu bliżej do jego imiennika, Érica Zemmoura. Polityk Republikanów nie ukrywa, że w starciu z Macronem poparłby radykalnego publicystę, i nie jest w tym w swojej partii odosobniony. Nowa twarz skrajnej prawicy jest bardziej strawna dla konserwatywno-neoliberalnego skrzydła Republikanów niż umiarkowanie socjalna i aspirująca do „ludowości” Le Pen. Spekuluje się, że ewentualne zwycięstwo Bertranda lub Pécresse na nadchodzącym kongresie może spowodować odłamanie się prawicy Republikanów i jej stanięcie za Zemmourem.

Kim jest ten polityczny meteoryt, który rzucił wyzwanie Marine Le Pen?

Éric Zemmour: Skrajnie prawicowy pupil mediów

Zemmour wybił się jako publicysta i kontrowersyjny komentator polityczny. Przedstawia się jako osoba spoza systemu, wielki wróg establishmentu i ofiara szykan światka medialnego. Pomija przy tym fakt, że od wielu lat jest pupilem francuskich mediów. Trudno byłoby znaleźć kogoś tak chętnie zapraszanego do różnych programów, piszącego dla tylu gazet i mogącego liczyć na podobnej skali promocję swoich książek.

Éric Zemmour. Fot. Wikimedia Commons

Telewizja i prasa ceniły Zemmoura w roli zręcznego dyskutanta, który radykalnymi poglądami przyciągał nowych widzów lub czytelników, a ten jednocześnie budował własną popularność. Szczególnie widoczne było to w ostatnim miesiącu: podczas gdy Le Pen otrzymała godzinę czasu antenowego, a Hidalgo dwie, Zemmour dostał ich ponad 11. W ten sposób media wyhodowały polityka stanowiącego największe zagrożenie dla dwojga faworytów do prezydentury.

Nie przeszkodziły mu liczne batalie sądowe, które musiał stoczyć po drodze. Organizacje społeczne wytoczyły Zemmourowi procesy na podstawie rasistowskich, ksenofobicznych, islamofobicznych, a także seksistowskich wypowiedzi, ale wyroki skazujące nie pozbawiły go rezonu – przegrane sprawy komentuje, nazywając siebie nie przestępcą, ale „dysydentem politycznym”, gnębionym przez lewacki establishment. Ten ostatni jest zresztą zaskakująco rozległy, zdaniem publicysty bowiem nawet Marine Le Pen zalicza się do lewicy.

Tym, co odróżnia Zemmoura od przywódczyni Zjednoczenia Narodowego, jest fakt, że głosi znacznie skrajniejsze poglądy, jednocześnie będąc o wiele bardziej akceptowalnym głosem w dyskursie publicznym. Ten „intelektualny Trump”, czasem porównywany też do Thatcher pod względem ekonomicznym, promuje teorie spiskowe na temat „wojny cywilizacji” i „wymiany populacyjnej”, w wyniku których Francja utraci swoją tożsamość. Kampanię opiera przy tym na fake newsach wypunktowanych przez jedno z pism: jego zdaniem w Paryżu większość dzieci otrzymuje imiona muzułmańskie, w niektórych dzielnicach nie ma już białych, połowa pobierających emerytury urodziła się za granicą, a prekursorem operacji korekty płci był doktor Mengele.

Wszystko to da się łatwo zweryfikować, ale mity karmiące się popularnymi wśród Francuzów lękami szybko obiegają cały kraj i wyplenienie ich nie jest łatwe. Zemmour ideologicznie jest spadkobiercą Jeana-Marie Le Pena w większym stopniu niż jego córka Marine. Ona nigdy sobie nie pozwalała na powtarzanie najbardziej kontrowersyjnych poglądów ojca, podczas gdy Zemmour takich oporów nie ma: wprost szerzy kłamstwa historyczne, wybielając kolaboracyjny rząd Francji Vichy z antysemityzmu i negując zbrodnie francuskie popełnione w Algierii. W skrajnie nacjonalistycznej retoryce nie ma nic nowego, ale za sprawą publicysty po raz pierwszy jest ona tak obecna w przestrzeni publicznej.

W tym sensie Zemmour ma rację, gdy mówi, że niezależnie od wyniku wyborów odniósł już zwycięstwo. Obecnie to on narzuca ton debacie publicznej i w dużej mierze za jego sprawą obraca się ona wokół kwestii imigracyjnych, tożsamościowych i etnicznych. Ten trend jest widoczny już od kilku lat i dotyka także liberalną administrację Emmanuela Macrona. Nie bez powodu od roku skupia się ona na walce z „islamskim separatyzmem” oraz mityczną „islamolewicą”.

Jest kolejny wyimaginowany wróg prawicy. Poznajcie islamolewicę

Nicolas Dupont-Aignan: suwerenność ponad wszystko

Lider pomniejszej socjalno-konserwatywnej partii Debout la France [Powstań, Francjo – przyp. red.] bywa uznawany za gaullistowskiego satelitę Le Pen. Rzeczywiście, przy ostatnich wyborach prezydenckich po uzyskaniu niezłego wyniku (blisko 5 proc. głosów) w pierwszej turze, w drugiej udzielił poparcia Marine Le Pen na mocy paktu zakładającego, że w przypadku jej zwycięstwa obejmie fotel premiera. Był wówczas mocno krytykowany za złamanie kordonu sanitarnego wokół Frontu Narodowego i w oczach wielu stał się jedynie jego grzeczniejszą, bardziej umiarkowaną twarzą. Dupont-Aignan ma jednak większe ambicje.

Nicolas Dupont-Aignan. Fot. Wikimedia Commons

W czasie kampanii przed wyborami europejskimi w 2019 odrzucił propozycję sojuszu ze strony Le Pen, a zamiast tego promował wizję szerokiego prawicowego frontu, w którym oprócz nacjonalistów mieli znaleźć się także Republikanie. Projekt ten był zupełnie nierealny, ale pokazuje idée fixe Dupont-Aignana. Mógłby on zawrzeć pakt z samym diabłem, gdyby tylko przyniosło to pełną suwerenność Francji.

Oznaczałoby to między innymi przykręcenie śruby imigracji i większy nacisk na jedność kulturową kraju, ale Dupont-Aignan nie ma na tym punkcie takiej obsesji jak np. Zemmour. Ważniejsza dla niego jest niezależność polityczna, do której potrzebne są poważna rewizja traktatów europejskich w duchu „Europy ojczyzn” oraz częściowe wyjście Francji z NATO. Gaullistowski polityk dał zresztą wyraz swojemu antyamerykanizmowi, stwierdzając po śmierci Hugo Cháveza, że odszedł jeden z wielkich głosów wolnego świata.

Tutaj Dupont-Aignan zbliża się do lewicy i w istocie w przeszłości czynił pojednawcze gesty w kierunku jej eurosceptycznej części. Deklarował gotowość współpracy dla dobra Francji z Frontem Lewicy, ugrupowaniem między innymi Mélenchona i Partii Komunistycznej, a i teraz jednym z bliższych mu kontrkandydatów jest socjalista Arnaud Montebourg. W wielu aspektach różnią się znacząco, ten ostatni raczej nie poparłby pomysłu stworzenia kolonii karnej dla terrorystów na wyspach przy kole podbiegunowym, ale obaj stawiają przede wszystkim na suwerenność na arenie międzynarodowej i protekcjonizm (czy też „patriotyzm”) gospodarczy.

Florian Philippot: od zastępcy Le Pen do przywódcy „antycovidian”

Następny z kandydatów prawicy również przewodzi niewielkiej partii o profilu socjalno-gaullistowskim („Patrioci”) i ma wiele wspólnego z opisanym powyżej Dupont-Aignanem. Philippot to kolejny suwerenista i protekcjonista, który byłby otwarty na współpracę z eurosceptyczną lewicą. Były numer dwa Frontu Narodowego musiał jednak przełknąć rozczarowanie, gdy Mélenchon odrzucił jego zaproszenie na kawę. Rzecznik lidera socjalistycznej Francji Niepokornej stwierdził bowiem, że faszystowskiej kawy (gra słów w języku francuskim) nie pija.

Florian Philippot. Fot. Wikimedia Commons

Wcześniej Philippot był bliskim współpracownikiem Marine Le Pen. Po dojściu do stanowiska jej zastępcy przewodził transformacji Frontu Narodowego. To on odpowiadał w dużej mierze za „odemonizowanie” nacjonalistycznego ugrupowania, złagodzenie retoryki, wyrzucenie z partii Le Pen seniora i mocniejsze akcentowanie postulatów socjalnych, kosztem tradycyjnych haseł związanych z imigracją i bezpieczeństwem.

Tymi działaniami Philippot narobił sobie wielu wrogów i gdy Marine poniosła porażkę w 2017, jej zastępca stał się kozłem ofiarnym. Konflikt wewnątrzpartyjny narastał i w końcu wicelider Frontu Narodowego opuścił partię, motywując to sprzeciwem wobec planów porzucenia twardego eurosceptycyzmu z „frexitem” jako głównym celem.

Od tego momentu spotkało go jedynie pasmo porażek. Patrioci nigdy nie zaistnieli na poważnie w sondażach, a w ostatnich wyborach europejskich ich lista nie zyskała nawet 1 proc. głosów. Zgodnie z zasadą, że tonący brzytwy się chwyta, Philippot zaczął brylować na protestach antyszczepionkowców, stając się jedną z twarzy oporu wobec przepustki sanitarnej. To jednak nie poprawiło jego notowań i prawdopodobnie nadchodzące wybory będą dla Philippota gwoździem do politycznej trumny.

Ochrona obywateli czy dyktatura? Burza we Francji po wprowadzeniu przepustki sanitarnej

Planktonowi weterani

Na koniec wypada wspomnieć o dwójce kandydatów, którzy kandydowali już w poprzednich wyborach prezydenckich z mizernymi rezultatami. Jean Lassale reprezentuje niewielką centroprawicową partię agrarystyczną, dla której najważniejsze jest wspieranie rolników i samorządności lokalnej. W przeszłości zasłynął przeprowadzeniem skutecznego strajku głodowego w obronie fabryki położonej w jego okręgu wyborczym oraz pieszą wędrówką dookoła Francji, w czasie której pokonał kilka tysięcy kilometrów, rozmawiając po drodze z wyborcami o ich problemach.

Natomiast François Asselineau to kolejny kandydat prawicy konserwatywnej i suwerenistycznej, z tym że wyjątkowo radykalnej w kwestiach polityki zagranicznej. Asselineau sprzeciwia się anglosaskiej dominacji, widząc w Unii Europejskiej projekt amerykański i oskarżając Front Narodowy o bycie agenturą CIA. Ten wyznawca teorii spiskowych w 2017 zdobył niecały 1 proc. głosów i nic zanosi się, żeby miał odnieść większy sukces tym razem.

Na tym kończy się długa lista prawicowych kandydatów marzących o wprowadzeniu się do Pałacu Elizejskiego. Są wśród nich mniej i bardziej doświadczeni politycy, z których jedni prezentują proeuropejski liberalizm, a inni narodowy suwerenizm, ale na ten moment największe szanse na znalezienie się w drugiej turze ma antyimigrancki żółtodziób. Będący medialną sensacją Zemmour jeszcze nawet nie ogłosił oficjalnie startu w wyborach, ale już teraz jest jednym ze zwycięzców jako ktoś, kto zdołał narzucić ton dyskusji. Zobaczymy, czy przyniesie mu to również triumf wyborczy – tak niebezpieczny dla Francji i Europy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Student UW, publicysta Krytyki Politycznej
Student historii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij