Unia Europejska

Upadek rządu na życzenie premiera

Premier Holandii Mark Rutte, jeden z najdłużej urzędujących przywódców w Europie, wybiera się na polityczną emeryturę. Najpierw jednak doprowadził do upadku własnego rządu, by w przyspieszonych wyborach prowadzić kampanię na warunkach sprzyjających jego partii. Czy ten manewr się opłaci?

Upadł rząd, którego tak naprawdę nikt nie chciał w momencie jego powstania. Negocjacje po wyborach z marca 2021 r. były wyjątkowo długie – trwały dokładnie 299 dni i dopiero w styczniu zeszłego roku zaprzysiężono nowy rząd. Wiele musiało się zmienić, żeby nie zmieniło się nic, bowiem koalicję stworzyły te same partie, co w poprzedniej kadencji parlamentu: konserwatywno-liberalna VVD, liberalne ugrupowanie D66 i chadeckie CDA oraz CU.

Formowanie nowego gabinetu było procesem żmudnym i obfitującym w afery. W wyniku jednej z nich CDA opuścił popularny Pieter Omtzigt, który doprowadził do upadku poprzedniego rządu i którego Rutte nie chciał widzieć w nowym. CU początkowo wykluczała wznowienie współpracy z VVD, a według sondaży większość Holendrów chciała zmiany premiera. Koniec końców „teflonowy Marek” pozostał u władzy, ale jego rządami byli zmęczeni już chyba wszyscy: koalicjanci, obywatele i on sam.

„Teflonowy Marek” najdłużej urzędującym premierem w historii Holandii. Kim jest Mark Rutte?

Jak spór o uchodźców zadał ostateczny cios chwiejnej koalicji

Sformowany bez żadnego entuzjazmu rząd od początku doświadczał różnych zgrzytów, zwłaszcza na polu polityki rolnej. Z powodu nadmiernych emisji azotanów konieczna stała się radykalna redukcja liczebności żywego inwentarza, co oczywiście nie spodobało się farmerom. Ich niezadowolenie znalazło swój polityczny wyraz w Ruchu Farmersko-Obywatelskim (BBB), który zdobył najwięcej głosów podczas niedawnych wyborów prowincjonalnych.

Utrata poparcia na wsi zabolała CDA, więc politycy tej partii zaczęli dążyć do zmiany planów rządu, czemu sprzeciwili się miejscy liberałowie z D66. Wiele wskazywało na bliski rozpad koalicji z tego powodu, ale Rutte miał inne plany. Zanim ponownie podniesiono temat azotanów, rząd podzielił się w kwestii uchodźców. VVD obrała mocno antymigracyjny kurs i przy wsparciu CDA zaproponowała ograniczenie liczby osób przyjmowanych do kraju w ramach łączenia rodzin uchodźców uciekających przed wojną.

Jak holenderscy farmerzy stali się bohaterami światowej prawicy

Pretekstem do takiego posunięcia był zwiększony napływ uchodźców z Ukrainy, na który Niderlandy nie były przygotowane po dekadzie cięć w systemie pomocy azylantom i zamknięciu większości punktów przyjmowania uchodźców. Receptą na niewydolność państwa w tym aspekcie, zamiast doinwestowania niezbędnej infrastruktury, miało być ustanowienie górnego limitu dwustu krewnych miesięcznie, którzy mogliby dołączyć do osób mających już status uchodźcy.

W praktyce oznaczałoby to przymusowe rozdzielenie wielu rodzin, a temu sprzeciwiały się liberalna D66 i zwłaszcza chadecka CU. Ta niewielka centrowa partia, pamiętając o swoich chrześcijańskich korzeniach, stanęła murem za uchodźcami i ich prawem do sprowadzania bliskich do bezpiecznego kraju. Rutte mógł się spodziewać twardego oporu ze strony CU i prawdopodobnie wręcz na niego liczył, chcąc przyspieszyć wybory w interesie własnej partii.

Zasłona dymna i koniec epoki Ruttego

Doprowadzenie do upadku rządu było w dużej mierze manewrem wyprzedzającym ze strony premiera. Partie koalicyjne mają sprzeczne stanowiska w sprawie ograniczania emisji azotanów, więc gabinet Ruttego prawdopodobnie i tak upadłby tego lata, a przyspieszone wybory stanowiły w takiej sytuacji jedyne wyjście. Problem w tym, że dla VVD kampania wyborcza rozpoczęta od kryzysu rolniczego byłaby bardzo trudna.

Elektorat VVD – Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji – jest jednym z najsilniej podzielonych na linii miasto-wieś. Wyborcy miejscy na ogół popierają planowaną redukcję żywego inwentarza, podczas gdy na wsi rząd zmaga się z ogromnym oporem. Dlatego Ruttemu tak bardzo zależy, aby głównym tematem kampanii była jednak imigracja. Sztucznie wywołany kryzys polityczny wokół uchodźców pozwala (przynajmniej chwilowo) przykryć temat rolnictwa i z powrotem zjednoczyć podzielony elektorat VVD wokół tradycyjnych postulatów antymigracyjnych, po które Rutte sięgał już wielokrotnie.

Jeśli ta strategia okaże się skuteczna, to beneficjentem będzie partia Marka Ruttego, ale nie on sam. Najdłużej urzędujący premier w historii Niderlandów zapowiedział bowiem ku powszechnemu zaskoczeniu, że niezależnie od wyniku wyborów zamierza ustąpić ze stanowiska i przekazać stery komuś innemu. Powodem może być osobiste wypalenie, ale również chęć zwiększenia szans VVD – według ostatnich sondaży aż trzech na czterech Holendrów ma dość trwających trzynaście lat rządów Ruttego i pragnie zmiany warty. Potencjalnych kandydatów nie brakuje.

Wyścig trzech (a może i czterech) koni

Nadchodzące holenderskie wybory mogą być najciekawszymi od dawna. Na tradycyjnie bardzo rozdrobnionej scenie politycznej (kilkanaście partii ma szanse na miejsce w parlamencie) wyłaniają się trzej główni faworyci do walki o zwycięstwo. Obok rządzącej od kilkunastu lat VVD będzie to wspomniany ruch BBB oraz koalicja Partii Pracy (PvdA) i zielonych (GroenLinks). Według sondaży każda z tych sił może liczyć na poparcie na poziomie od 15 do 20 proc. Hipotetycznie kolejnym kandydatem do pierwszego miejsca w maratonie wyborczym byłaby partia Omtzigta, gdyby dawny chadek postanowił wystartować z własnym projektem politycznym. Na razie polityk nie zdradza, czy ma takie plany, ale i bez tego sytuacja jest wystarczająco skomplikowana.

Wynik listopadowego głosowania będzie zależeć w dużej mierze od tego, komu uda się narzucić ton kampanii wyborczej. Rutte dał jasny sygnał: debata ma się kręcić wokół migracji i bezpieczeństwa. W interesie BBB jest zaś powrót do tematu farmerów, podczas gdy dla lewicy ważniejszym kryzysem jest ten mieszkaniowy. Wszystkie te ugrupowania różnią się również stosunkiem do UE – o ile VVD broni Unii w jej obecnym kształcie, to główni rywale Ruttego chcą albo osłabienia integracji europejskiej (BBB i Omtzigt) albo jej pogłębienia (PvdA/GL).

A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys

Skoro mowa o sprawach UE, warto dodać, że z Brukseli może wrócić zawodnik wagi ciężkiej. Do objęcia przywództwa nad formującą się koalicją PvdA i GroenLinks typowany jest Frans Timmermans, polityk szanowany w Holandii, a swego czasu kontrowersyjny w Polsce. Pytanie, czy wiceszef KE będzie chciał opuścić swoje stanowisko, by włączyć się do trudnej rywalizacji o fotel premiera w swoim kraju.

W oczekiwaniu na następcę Rutte pozostanie szefem rządu. Biorąc pod uwagę potencjalne trudności w stworzeniu nowej większości parlamentarnej, może to sprawić, że Niderlandy spędzą jeszcze wiele miesięcy pod pieczą teflonowego Marka. Niewykluczony jest jednak scenariusz, w którym manewr z azylantami wyjdzie Ruttemu bokiem – wystarczy, że któraś z zirytowanych jego działaniami partii rządowych zagłosuje za opozycyjnym wotum nieufności. Byłby to niechlubny koniec kariery politycznej tak wyrachowanego lidera.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Student UW, publicysta Krytyki Politycznej
Student historii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij