Unia Europejska

Ezoterycy pod ramię ze skrajną prawicą, czyli koronawirus i niemieccy Querdenker

Mamy skłonność do myślenia o „szurach” czy „foliarzach” jako niegroźnym marginesie społeczeństwa, w czym pobrzmiewa nutka klasizmu. Widzimy ich jako osoby z niedoborami kapitału społeczno-kulturowego, bez empatii. Tymczasem antyszczepionkowa doktryna rozprzestrzeniła się szybko wśród osób dobrze sytuowanych, wykształconych, z niezłym dostępem do usług medycznych.

Epidemie były tematem wielu filmów katastroficznych. Wiemy o szalejących w zamierzchłej przeszłości zarazach, od dżumy po grypę hiszpankę. Urzeczywistnienie tego scenariusza dziś wydawało się jednak czymś surrealistycznym i zrodziło powszechne poczucie niepewności. Pandemia COVID-19 rozedrgała nastroje społeczne na całym świecie, także w Niemczech. Obok milczącej, noszącej maseczki i czekającej w kolejkach do szczepienia większości rozkwitł tu ruch tak zwanych Querdenker, kwestionujący nie tylko zasadność szczepień, ale wręcz podstawy ustroju, w którym żyjemy.

Koronawirus w Niemczech

Przebieg pandemii w Niemczech był, jak niemal wszędzie na świecie, dość dramatyczny, a prewencja postępowała w myśl zasady learning by doing, czyli uczenia się – także na błędach – poprzez praktykę. Od marca 2020 roku okresowo i z przerwami panowały pewne ograniczenia co do wyjść i spotkań, choć nigdy nie wprowadzono ogólnokrajowego „twardego” lockdownu. Angela Merkel upraszała jedynie po dobroci, by nie wychodzić z domu bez potrzeby, zrezygnować ze spotkań, nie przebywać na zewnątrz w większych grupach. Zresztą i tak nie bardzo było po co wychodzić – kawiarnie, restauracje i większość sklepów pozamykały się, oferując jedzenie na wynos czy ewentualnie sprzedaż wskazanych artykułów przez wystawową witrynę. Otwarte pozostały tylko punkty sprzedaży artykułów pierwszej potrzeby.

Początkowy brak, a potem ciągle zmieniające się informacje o naturze koronawirusa powodowały niepewność i niespójność decyzyjną władz. W Niemczech zaowocowało to sporym chaosem oraz przyjęciem bardzo zróżnicowanych ścieżek postępowania. W kraju silnie sfederalizowanym także w kwestii zapobiegania pandemii zapanowała różnorodność stosowanych środków oraz stopnia ich dolegliwości. Ograniczenia wiązały się z zakazami prywatnych spotkań i odwiedzin, nakazem noszenia maseczek określonego rodzaju, a także zmianami zasad funkcjonowania urzędów publicznych, szkół i opieki nad dziećmi, gastronomii oraz innego rodzaju prywatnych biznesów. Jednocześnie, do niewątpliwych ułatwień należało wprowadzenie w całym kraju możliwości wykonywania nieodpłatnie testów antygenowych, tak zwanych obywatelskich (Bürgertest), przynajmniej raz na tydzień. Doraźność tego rozwiązania spowodowała jednak falę nadużyć i pojawiania się centrów krzaków, z testami widmo idącymi w tysiące. Rekordzista z Bochum zgłosił do refundacji 900 tysięcy faktycznie nieprzeprowadzonych testów, a szkody związane z fałszowaniem ich rozliczeń szacowano w październiku 2021 roku na około 25 milionów euro.

Czwarta fala pandemii. „Pora na łagodny przymus już dawno minęła”

W takich właśnie okolicznościach wykluł się i urósł w siłę ruch Querdenker – w dosłownym tłumaczeniu: myślących na przekór, „w poprzek”. Obok coraz to nowych mutacji wirusa i funkcjonowania szpitali w niektórych regionach na granicy wydolności to ten właśnie trend stanowi dziś jedno z największych wyzwań przy opanowywaniu społecznych i politycznych skutków pandemii w Niemczech.

Antyszczepionkowy biznes

Ruch antyszczepionkowy miał się w Niemczech dobrze jeszcze przed pandemią koronawirusa. W drugiej dekadzie XXI wieku problemem stał się w związku z tym nawrót odry. Na przełomie roku 2014 i 2015 w Berlinie liczba zachorowań eksplodowała. Chorobę przywiózł ze sobą prawdopodobnie migrant z Bośni, jednak szybko rozprzestrzeniła się ona w lokalnej populacji, głównie wśród niezaszczepionych. Z jej powodu zmarło półtoraroczne dziecko. Już wówczas rozgorzała dyskusja na temat fenomenu odmawiania szczepień, a wręcz całego stylu życia odrzucającego konwencjonalną medycynę na rzecz wiary w siłę natury i złe zamiary Big Pharmy, sterowanej przez „wiadomo kogo”. Podobnie jak i w innych krajach, także niemieckie środowiska antyszczepionkowe organizowały demonstracje i skrzykiwały się w sieci. Wszystko to było jednak zjawiskiem niszowym, niewpływającym znacznie na odporność zbiorową. Dziś jednak wiemy, że był to tylko przedsmak tego, co miało nastąpić. Zwątpienie, strach i niedowierzanie stały się wodą na młyn „alternatywnych” teorii i narracji kwestionujących doniesienia naukowe. W przestrzeni publicznej pojawiło się coraz więcej osób otwarcie wątpiących nie tylko w rozmiary pandemii, ale i ogólne intencje władz. Pandemia koronawirusa w groteskowy sposób, jak w soczewce skupiła brak zaufania do polityki, podatność na teorie spiskowe i tęsknotę za poczuciem autentycznej wspólnoty.

Jednym z pierwszych wodzirejów ruchu był Wolfgang Wodarg: do 2009 roku poseł partii SPD, do niedawna też członek zarządu Transparency International i, co gorsza, lekarz pulmonolog. Wodarg nie podawał, co prawda, w wątpliwość istnienia koronawirusów czy możliwości powodowania przez nie infekcji dróg oddechowych o trudnym przebiegu. Swoim autorytetem zaczął jednak firmować kontrowersyjne tezy o naturze choroby powodowanej przez wirusa SARS-CoV-2. Jego zdaniem COVID-19 nie jest bardziej groźny niż zwykła grypa, a jedyna różnica polega na tym, że nowy wirus został w ogóle w Wuhan wyizolowany. W efekcie, przez pragnienie chińskich władz, by wprowadzić jeszcze więcej środków kontroli nad własnym społeczeństwem, także i my padliśmy ofiarą wielkiej paniki wywołanej przez polityków oraz tych, którzy na tej krytycznej sytuacji zarobią. Wniosek miał płynąć z tego taki, że cała antycovidowa profilaktyka wprowadzona w Niemczech to jedna wielka bzdura powodowana chciwością. W czerwcu 2021 roku Wodarg wydał książkę Fałszywe pandemie, w której wykłada swoje poglądy. Publikacja stała się przez chwilę hitem listy bestsellerów tygodnika „Der Spiegel”.

Są także inni, którzy z pandemii zrobili model biznesowy, jak Michael Ballweg, jedna z twarzy ruchu Querdenker. Do tego stopnia poczuwa się on do bycia jego inicjatorem, że w urzędzie patentowym zarejestrował samą nazwę, opatrując ją numerami kierunkowymi głównych niemieckich miast: Querdenker 30 dla Berlina, 40 dla Hamburga i tak dalej. Sam reprezentuje Querdenker 711, czyli Stuttgart. W swoim sklepie internetowym sprzedaje materiały oraz produkty z logo ruchu. Oczywiście, to nie jedyny koronaprzedsiębiorca. Reiner Füllmich, radca prawny z Berlina oferuje reprezentowanie chętnych w pozwach zbiorowych o odszkodowania za działania państwa niemieckiego i jego instytucji przed sądami w… USA i Kanadzie. Za jedyne 800 euro netto można było dołączyć do grupy skarżących kierownictwo Instytutu Roberta Kocha (RKI) o zadośćuczynienie za szkody wywołane ograniczeniami, które miały spowolnić rozwój pandemii. Inne pozwy dotyczyły na przykład obowiązku noszenia maseczek czy wykonywania testów. Los części postępowań dopiero się rozstrzygnie, natomiast te oddalone zdaniem Füllmicha padły ofiarą skorumpowanych sędziów – marionetek systemu.

Querdenker jako niepokorni obywatele sprzeciwiający się przemocy państwa i jego struktur – jak sami o sobie mówią – działają na jego marginesie. W praktyce jednak unikanie rejestracji wszelkich antyszczepionkowo-spiskowych inicjatyw to strategiczna decyzja: wówczas nie obejmuje ich obowiązek sprawozdawczości czy prowadzenia księgowości. W ten sposób liczne datki i darowizny giną w czarnej dziurze górnolotnych haseł o ochronie przed „sanitarnym terrorem państwa” (o czym świadczą wyniki licznych śledztw dziennikarskich na ten temat). Nie trzeba jednak wyrafinowanych manipulacji, by zarabiać na frustracji pandemią: wystarczy organizować płatne dojazdy na różnorodne demonstracje. Pandemia stała się sama w sobie intratnym biznesem.

Język miłości, argument siły

Określenia takie jak „plandemia” czy podawanie w wątpliwość skuteczności noszenia maseczek lub ograniczania mobilności (wprowadzania lockdownów) weszły do codziennego repertuaru osób zwanych Corona-Leugner. Ten neologizm to kalka angielskiego corona/covid denier. Znaczy to mniej więcej tyle, co osoba zaprzeczająca istnieniu pandemii, jej negacjonista. Ich protesty „przeciwko pandemii”, a właściwie jej konsekwencjom oraz działaniom podejmowanym przez władze, by ją poskromić, udały się dzięki szerokiej mobilizacji w mediach społecznościowych oraz komunikatorach takich jak WhatsApp czy Telegram. Technologia nie pierwszy raz pomogła w niekontrolowanym zalewie fake newsów, sieciowaniu ludzi i wyprowadzeniu ich na ulice.

W Niemczech, podobnie jak i w innych krajach, hasła podważające zagrożenia pandemiczne czy skuteczność szczepień posłużyły aktywizacji szerszych grup ludzi przeciwko… No właśnie: przeciwko czemu? Querdenker definiują się jako demokratyczny, apolityczny ruch społeczny ze „społecznego środka”. Wykonane chałupniczo, dystrybuowane w setkach ulotki (które sama znajdowałam w mojej skrzynce pocztowej) traktowały przede wszystkim o obronie praw podstawowych, swobód obywatelskich, wolności. Na demonstracjach i protestach często widać hasła pisane językiem pokoju, miłości, braterstwa, ekologii. To wyraz sięgania po piękne wzory, szlachetne cele, zaginione poczucie wspólnotowości i nostalgię za złotym wiekiem, który przeminął. Niektórzy z tych ludzi postanowili wręcz opuścić Niemcy (czy, jak mówią, Republikę Federalną Niemiec sp. z o.o., wskazując na brak suwerenności kraju założonego przez aliantów po 1945 roku), i wyjechali przeczekać „wariactwo C-19” na plażach Bułgarii lub budować kolonie wolnych myślicieli w Paragwaju. Wygląda to zatem na populizm w podręcznikowej postaci.

Obowiązkowe szczepienia – tak. To decyzja medyczna, a nie polityczna

Jednak narracja Querdenker ma też inne oblicze. Osoby sympatyzujące z ruchem zaczęły przedstawiać się jako ofiary państwowego terroru. Pojawiły się analogie z Holokaustem, na przykład opaski z żółtą gwiazdą na ramieniu i napisem ungeimpft” (niezaszczepiony/a) czy porównania obowiązku testowania lub wymogu szczepień do rzeczywistości obozów koncentracyjnych. Pewnie, gdyby mogli, Querdenker z chęcią zakrzyknęliby jak w innych krajach „Deutschland erwache!” („obudźcie się, Niemcy!”), to już jednak byłoby za blisko Trzeciej Rzeszy. Powyższe frazy brzmią zupełnie znajomo – podobne hasła pojawiły się w większości krajów zachodnich. Tyle że w Niemczech mamy aktualnie do czynienia z rosnącą falą przemocy, nakręcaną przez atmosferę Querdenker. W sierpniu 2020 tłum protestujących próbował wedrzeć się do Bundestagu, choć na szczęście nie była to próba ani tak spektakularna, ani skuteczna jak późniejsze zajścia w Waszyngtonie. Od grudnia 2021 dochodzi do ataków tłumu na policję i media w czasie demonstracji.

W ostatnich tygodniach sytuacja eskaluje coraz bardziej. „Spacery” Querdenker odbywają się już nie tylko w dużych miastach, ale i w małych miasteczkach, na wschodzie i zachodzie Niemiec. W sieci kursują kalendarze wydarzeń. Związek zawodowy policji ostrzega, że siły prewencji zobowiązane do ochrony tych nierzadko agresywnych zgromadzeń mogą w konsekwencji z opóźnieniem interweniować w innych, uzasadnionych przypadkach. Co więcej, w miarę trwania pandemii gotowość do stosowania przemocy się zwiększyła. Byłemu prezydentowi Berlina, Michaelowi Müllerowi, jak i premierowi Saksonii Michaelowi Kretschmerowi czy premierce Meklemburgii-Pomorza Przedniego, Manueli Schwesig, grożono śmiercią. Coraz wyraźniej na demonstracjach Querdenker przewijają się nie tylko ezoterycy, ale także osoby o sympatiach skrajnie prawicowych, faszystowskich. W tej sytuacji służby wewnętrzne państwa wzięły pod lupę organizacje i czołowych działaczy ruchu.

Pandemia upolityczniona

Mobilizacja antyszczepionkowców i covidowych denialistów jest zarazem mobilizacją polityczną. Na jej podglebiu powstała partia Die Basis, populistyczno-prawicowy plankton, który pod hasłem „Wolność, ograniczenie władzy państwa, uważność, inteligencja zbiorowa” (Freiheit, Machtbegrenzung, Achtsamkeit und Schwarmintelligenz) próbował dostać się – bezskutecznie – do Bundestagu, zdobywając około 1,5 proc. głosów w skali kraju. Dzięki danym widać wyraźnie, że stosunek do pandemii i szczepień jest silnie skorelowany z poglądami politycznymi. Wedle badań preferencji wyborczych z listopada 2021 roku aż dwie trzecie niezaszczepionych wybrało w wyborach parlamentarnych we wrześniu roku 2021 partie skrajnie prawicowe, przede wszystkim Alternatywę dla Niemiec, co znaczy, że korelacja ta była dla niezaszczepionych aż pięciokrotnie wyższa niż dla ogółu społeczeństwa. Jednocześnie największe partie centrum – centro-lewicowa SPD, Zieloni i chrześcijańscy demokraci (CDU) wzbudzali wśród niezaszczepionych największą niechęć.

Paszporty covidowe? Przymus szczepień? Nie, bo PiS przegrał z foliarzami i antyszczepami

Choć Querdenker są wszędzie, to największe ich skupiska znaleźć można na południowym zachodzie i na wschodzie kraju, szczególnie w Saksonii. Analiza treści wiadomości wysyłanych na grupach w sieci Telegram wskazuje, że o ile w Badenii-Wirtembergii podstawy tego ruchu tkwią w „eko-ezo” klimatach środowisk alternatywno-antropozoficznych, to na wschodzie istnieje silne sprzężenie z populistyczną i skrajną prawicą. Ma to też przełożenie na popularność szczepień: to właśnie kraje związkowe należące w przeszłości do NRD oraz Badenia-Wirtembergia zajmują najniższe miejsca w rankingu wyszczepienia kraju.

Dlaczego Europa Wschodnia nie chce się szczepić?

czytaj także

Dlaczego Europa Wschodnia nie chce się szczepić?

Kristen Ghodsee i Mitchell A. Orenstein

Paradoksalnie, w tej powodzi dezinformacji, teorii spiskowych i półprawd w internecie wielką popularność zaskarbili sobie wirusolog Christian Drosten, nowy minister zdrowia Karl Lauterbach czy przebojowa dziennikarka i naukowczyni Towarzystwa Maxa Plancka Mai Thi Nguyen-Kim. To już niemalże pojedynek na oglądalność i liczbę obserwujących zwolenników teorii spiskowych versus głos nauki. Rywalizacja o rząd dusz przeniosła się do mediów społecznościowych.

W realu niestety dochodzi do zdarzeń tragicznych: we wrześniu zeszłego roku w Nadrenii-Palatynacie zastrzelony został kasjer na stacji benzynowej za zwrócenie uwagi klientowi na brak maseczki. W grudniu, w Königs Wusterhausen, na wschód od Berlina, doszło do rozszerzonego samobójstwa: 40-letni mężczyzna zastrzelił żonę i trójkę dzieci po tym, jak przestraszył się kar za sfałszowanie certyfikatów szczepień. Wedle doniesień mediów był członkiem antyszczepionkowych grup na Telegramie.

Tymczasem, wraz ze sformowaną po niedawnych wyborach parlamentarnych nową koalicją rządzącą centrolewicy, Zielonych i liberałów, pojawiają się nowe pomysły na zwalczanie pandemii. Dyskutowane są między innymi obowiązek ogólny szczepień dla dorosłych, a także dywersyfikacja podejmowanych działań na podstawie statusu zaszczepienia obywateli i obywatelek. Podobnie jak w innych krajach, paradygmat zmienił się z „nadzorować i karać” na metodę „kija i marchewki”, w postaci dostępności do usług dla osób zaszczepionych i ograniczeń dla odmawiających szczepienia się. Jednak do bojowej strategii Emmanuela Macrona jeszcze daleko – nowy niemiecki rząd wykuwa swój konsensus powoli, bez eskalowania sytuacji.

Ochrona obywateli czy dyktatura? Burza we Francji po wprowadzeniu przepustki sanitarnej

Prawdziwa groza tej pandemii to nie wirus

Przedstawiona powyżej w barwach na pierwszy rzut oka ponurych sytuacja w Niemczech to jednak tylko szokujący, ale wąski wycinek rzeczywistości. Faktycznie bowiem ruch Querdenker nabrał rozmachu: przeciwnicy szczepień nie tylko dość skutecznie się zorganizowali, ale także zaczęli penetrować społeczny mainstream. Swoimi antydemokratycznymi i rasistowskimi teoriami wokół COVID-19 zaczęli przenikać do głów niezainteresowanych wcześniej polityką obywateli i obywatelek.

Mimo to kraj nie pogrążył się w chaosie: milcząca większość podąża za rekomendacjami nauki i stosuje się do zaleceń władz. Z danych na początek stycznia 2022 wynika, że ponad 71 proc. populacji jest w pełni zaszczepionych obiema dawkami, a obecnie trwa akcja podawania boosterów, czyli dawek przypominających, które przyjęło już ponad 40 proc. Mimo nawału pacjentów covidowych na oddziałach intensywnej opieki medycznej system nie załamał się – są wolne łóżka. Po pojawieniu się wariantu omikron 42 proc. zapytanych o to osób zgadza się z aktualnymi ograniczeniami, a 31 proc. wręcz oczekiwałoby ich zaostrzenia. Wobec licznych demonstracji antyszczepionkowców na ulice zaczęli też wychodzić ich przeciwnicy – ludzie mający dość nie tylko nieustannych rozrób, ale także niekończącej się pandemii, napędzanej niepohamowanym mutowaniem wirusa. Według badań opinii społecznej szeregi Querdenker zaczynają się przerzedzać.

Z przedstawionych powyżej historii płyną też wnioski, które nie mają geograficznego umocowania. Często tli się w nas skłonność do myślenia o „szurach” czy „foliarzach” jako niegroźnym marginesie społeczeństwa, w czym pobrzmiewa nutka klasizmu. Widzimy ich jako osoby prymitywne, o niskim kapitale społeczno-kulturowym, nieokazujące empatii. Tymczasem antyszczepionkowa doktryna rozprzestrzeniła się szczególnie szybko w grupach osób dobrze sytuowanych, dość wykształconych, z niezłym dostępem do usług medycznych. To zadziwiające, z jaką łatwością teorie spiskowe o 5G, Billu Gatesie, Big Pharmie i autyzmie wpełzły do mainstreamu społeczeństwa.

Jak rozmawiać z przeciwnikami szczepień?

czytaj także

Ale to nie o covid najbardziej chodzi, tylko o projektowanie na działania mające ograniczyć pandemię frustracji i żalów dotyczących instytucji państwowych, polityki, systemu, w którym żyjemy. Powtarzalność i homogeniczność tych narracji oraz ich niesamowita siła politycznej mobilizacji wskazują, że nie jest to fenomen przypadkowy czy samorzutny. Oczywiste jest, że w czasach internetu i globalizacji myśli i słowa rozprzestrzeniają się z prędkością światła. Jednocześnie jednak upolitycznienie i radykalizacja w kontekście pandemii bywają działaniami celowymi i obliczonymi na doraźny polityczny zysk. W zestawie z zanikającymi umiejętnościami krytycznego interpretowania przekazów i niewystarczającym poziomem alfabetyzacji medialnej otrzymujemy mieszankę iście wybuchową, niestety zbierającą śmiertelne żniwo. I to jest prawdziwe niebezpieczeństwo tej pandemii.

**

Maria Skóra – socjolożka i ekonomistka na stałe mieszkająca w Niemczech. Aktualnie pracuje w Hertie School, wcześniej kierowniczka programu „Dialog międzynarodowy” w berlińskim think tanku Das Progressive Zentrum. W przeszłości współpracowniczka m.in. OPZZ oraz Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij