Operacja „Wartownik Bałtyku”. Nie możemy bezczynnie patrzeć, jak rozrasta się flota cieni [rozmowa]

Zrywanie podwodnych kabli, zagrożenie katastrofą ekologiczną, omijanie nałożonych na państwa sankcji. Flota cieni się rozrasta i coraz trudniej ją ignorować – mówi Damian Szacawa, ekspert ds. krajów bałtyckich z Instytutu Europy Środkowej.
Oficer fińskiej marynarki wojennej na Bałtyku. Fot. NATO

Flota cieni składa się ze statków konserwowanych słabo lub wcale. Jeśli doszłoby w nich do jakiegoś wycieku, mogłoby to poważnie zagrozić środowisku. Mamy również powody, by przypuszczać, że statki te stoją za szeregiem incydentów związanych z podwodną infrastrukturą krytyczną – mówi Damian Szacawa, ekspert ds. krajów bałtyckich z Instytutu Europy Środkowej.

Kaja Puto: Rusza operacja NATO pod hasłem „Wartownik Bałtyku”. Co to będą za działania?

Damian Szacawa: „Wartownik Bałtyku” albo „Bałtycka Warta” – bo w takich dwóch tłumaczeniach funkcjonuje w języku polskim – to operacja uzgodniona przez państwa regionu Morza Bałtyckiego należące do NATO, które spotkały się w ubiegłym tygodniu w Helsinkach w reakcji na rosnące zagrożenie ze strony statków określanych mianem „floty cieni”. W jej ramach państwa NATO za pomocą m.in. samolotów, okrętów i systemów bezzałogowych będą monitorować akwen Bałtyku.

„Flota cieni” to określenie statków, nierzadko będących w kiepskim stanie technicznym, które pływają pod banderami państw niewymagających zbyt wiele w tym zakresie…

To również statki, które często zmieniają swoich właścicieli lub ich struktura właścicielska jest niejasna – poukrywana za różnego rodzaju funduszami, spółkami zarejestrowanymi w rajach podatkowych. Flota cieni często wynajmowana jest przez państwa, które omijają nałożone na nie sankcje. Na Bałtyku pojawiła się po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, jednak z każdym rokiem tych statków jest coraz więcej. Wykorzystywane są przez Rosję do eksportu paliw z pominięciem sankcji. Według danych Kyiv School of Economics rosyjska flota cieni przetransportowała w czerwcu 2024 roku 70 proc. więcej ropy naftowej niż w analogicznym okresie rok wcześniej.

Jakie zagrożenia dla Bałtyku stwarza flota cieni?

Są to statki słabo lub wcale nie konserwowane, nie są ubezpieczone w uznanych ubezpieczalniach. Jeśli doszłoby w nich do jakiegoś wycieku, mogłoby to poważnie zagrozić środowisku. Ze względu na wyłączanie transponderów AIS [lokalizatorów – przyp. aut.] stanowią również zagrożenie dla innych statków. To wszystko w połączeniu ze słabym wyszkoleniem załóg znacząco zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia niebezpiecznych zdarzeń na morzu, co z kolei może prowadzić do wystąpienia katastrofy ekologicznej – takiej jak np. w połowie grudnia 2024 roku w Cieśninie Kerczeńskiej – i nieodwracalnych szkód dla gospodarek państw regionu Bałtyku, a zwłaszcza dla sektora blue economy, obejmującego m.in. turystykę i rybołówstwo.

Związek strzelecki w zgodzie z lewicowymi wartościami [rozmowa]

Mamy również powody, by przypuszczać, że statki z floty cieni stoją za szeregiem incydentów związanych z podwodną infrastrukturą krytyczną. W ostatnich miesiącach doszło m.in. do zerwania kabli komunikacyjnych łączących Finlandię z Niemcami i Estonią oraz Litwę ze Szwecją, a także kabla elektroenergetycznego Estlink2. Poszlaki wskazują, że ten ostatni uszkodził tankowiec Eagle S, który pływa pod banderą Wysp Cooka, i który, według fińskich źródeł, transportował benzynę z portu Ust-Ługa. Przeciągnął po nim swoją kotwicą.

Według „Washington Post” nie ma dowodów na to, że zrobił to intencjonalnie.

To wynika z charakteru takich hybrydowych operacji. Zachodzą w szarej strefie, więc przypisanie intencjonalnego sprawstwa jest bardzo trudne. Finowie zbadali dno morskie za pomocą bezzałogowego pojazdu. Po tym eksperymencie szef fińskiego wywiadu przyznał, że statek wlókł swoją kotwicę przez kilkadziesiąt mil morskich, czyli ok. sto kilometrów. To mógł być wypadek albo działanie celowe, ale trudno uwierzyć, że załoga tego nie zauważyła, tym bardziej że to nie pierwszy incydent ze „zgubioną” lub opuszczoną kotwicą w ostatnim czasie. Tymczasem „Washington Post” w swoim artykule powołuje się na anonimowe źródła.

Finowie dokonali efektownego zatrzymania tankowca Eagle S. Po tym, jak statek uszkodził swoją kotwicą kabel, oddziały fińskiej straży granicznej oraz policji przeprowadziły jego abordaż. To precedens, który kraje NATO mają zamiar powtarzać?

To się udało dzięki splotowi wielu czynników. Po pierwsze – i najważniejsze – załoga Eagle S zaakceptowała żądanie kutra fińskiej straży granicznej i wpłynęła na wody terytorialne Finlandii, gdzie mogła zostać legalnie przejęta. Trudno mi sobie wyobrazić, aby tak postąpił kapitan statku płynącego pod silniejszą banderą. Po drugie, był to statek pod tanią banderą – Wyspy Cooka raczej nie wyciągną z tego incydentu żadnych konsekwencji.

Lewica musi odrzucić pobór – albo nie będzie jej wcale [polemika]

Jak zatem można walczyć z flotą cieni?

Statki te korzystają z jednej z najważniejszych zasad prawa morskiego, to znaczy ze swobody żeglugi po wodach międzynarodowych. Trudno sobie wyobrazić zmianę tych przepisów. Nie da się zresztą upilnować wszystkich statków. Natomiast to, co można robić – i co planuje robić „Wartownik Bałtyku” – to wymiana informacji i monitoring akwenów, które są strategicznie istotne.

Ale co właściwie da ten NATO-wski monitoring? Wojsko i tak niewiele może, kiedy nie ma wojny.

Może ochraniać infrastrukturę krytyczną. Państwa mają prawo – również poza swoimi wodami terytorialnymi – przeciwdziałać zanieczyszczeniom lub zagrożeniom zanieczyszczeniem w następstwie wypadku morskiego. Wspomina o tym zarówno konwencja o prawie morza z 1982 roku, jak i inne akty prawa międzynarodowego (np. konwencja z 1969 roku, dotycząca interwencji na morzu pełnym w razie zanieczyszczenia olejami).

W dodatku Morze Bałtyckie ma status szczególnie wrażliwego obszaru morskiego (PSSA). Wynika to z dużej intensywności żeglugi, wrażliwości na zanieczyszczenia oraz powolnej wymiany wód z wszechoceanem. Wobec tego statki niespełniające wymogów technicznych, które pojawią się na Bałtyku, powinny zostać zidentyfikowane, wpisane na listę oraz poinformowane o zakazie pływania po Bałtyku. Następnie powinno się im umożliwić opuszczenie go bez możliwości powrotu.

Ale jak to wyegzekwować?

Można skorzystać z uprawnień Europejskiej Agencji ds. Bezpieczeństwa Żeglugi (EMSA) z siedzibą w Lizbonie. Można też powołać się na prawo do przeprowadzenia inspekcji na statku uprawiającym żeglugę, ale tu należy się liczyć z reakcją symetryczną ze strony Rosji i innych państw.

Skoro statków we flocie cieni jest na Bałtyku coraz więcej, to dlaczego misja „Wartownik Bałtyku” ma trwać tylko dziewięćdziesiąt dni?

Dziewięćdziesiąt dni z możliwością przedłużenia. NATO chce zapewne zbadać reakcję drugiej strony.

Siegień o strzelaninie na Podlasiu: Żądam Ministerstwa Obrony Cywili

Operację „Wartownik Bałtyku” zainicjowały Finlandia i Estonia. A czy Polska ma w niej aktywną rolę?

Pod koniec listopada premier Donald Tusk zaproponował w Sztokholmie utworzenie misji obserwacyjnej na Morzu Bałtyckim. Można więc powiedzieć, że Polska uczestniczyła w ciągu zdarzeń, który doprowadził do stworzenia tej operacji. Morze Bałtyckie jest dla nas ważną arterią, więc musimy pilnować naszych praw z tego wynikających. Ochrona gazociągu Baltic Pipe to jedno, terminal LNG w Świnoujściu to drugie, a planujemy przecież budowę morskich farm wiatrowych – nasza obecność nad Bałtykiem będzie tylko rosnąć.

W ostatnich miesiącach głośno było o przecinanych kablach, wcześniej na Bałtyku dochodziło do zagłuszania sygnału GPS. Jakich jeszcze działań sabotażowych możemy się spodziewać?

Może niekoniecznie sabotażowych – bo zagłuszanie sygnału GPS nie jest sabotażem – ale asymetrycznych. Ta paleta jest bardzo szeroka. W ostatnim czasie mieliśmy jeszcze do czynienia z porwaniem oficera estońskich służb specjalnych Estona Kohvera z terytorium Estonii oraz morskimi manewrami wojskowymi w pobliżu granic innych państw (np. Norwegii na Dalekiej Północy). Ponadto agencje wywiadowcze i media publiczne informowały o podejrzeniu szpiegostwa z wykorzystaniem statku badawczego Admiral Wladimirski, który w pierwszej połowie 2023 roku pływał z wyłączonym transponderem w okolicach planowanych morskich farm wiatrowych, gazociągów i kabli. To pewnie nie wszystko – możemy spodziewać się, jak w czasach zimnej wojny, penetrowania wód Archipelagu Sztokholmskiego. Rosja sygnalizowała też chęć zmiany granic morskich w Zatoce Fińskiej.

**

Damian Szacawa – starszy analityk w Zespole Bałtyckim Instytutu Europy Środkowej. Doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce, adiunkt w Zakładzie Stosunków Międzynarodowych na Wydziale Politologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Wiceprzewodniczący Sekcji badań Europy Północnej Polskiego Towarzystwa Studiów Międzynarodowych (PTSM) oraz członek European International Studies Association (EISA), Polskiego Towarzystwa Studiów Europejskich (PTSE) i Pracowni Badań Interdyscyplinarnych Europy Nordycko-Bałtyckiej i Arktyki.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij