O szczelny system podatkowy trzeba walczyć w imię bardziej cywilizowanego świata, ale i oświeconego interesu własnego.
O nadmiernych nierównościach dochodowych i majątkowych na całym świecie od dawna już piszą nie tylko radykałowie: podczas ostatniego walnego zgromadzenia MFW i Banku Światowego jesienią tego roku odbyły się aż cztery seminaria z „nierównościami” w tytule, a w oficjalnym opracowaniu Funduszu wykazuje się jednoznacznie, że mniejsze nierówności sprzyjają większemu wzrostowi gospodarczemu. Podobne wnioski niesie opublikowany w czerwcu 2014 raport OECD. Jednocześnie opinią publiczną wstrząsają ostatnio skandale związane z unikaniem opodatkowania – nie tylko na tropikalnych wyspach, ale i w samym sercu zachodniej Europy. Wielki biznes twierdzi, że to właśnie nazbyt wysokie i uciążliwe podatki tłumią wzrost i zmuszają do ich „optymalizowania” i ucieczki do „rajów”, od Kajmanów po Luksemburg („jeśli fiskus jest zbyt opresyjny, to starają się iść tam, gdzie jest im łatwiej”). Wiele wskazuje jednak na to, że zależność jest faktycznie odwrotna. To raczej dochodowe nierówności utrudniają nam wszystkim wyjście z kryzysu i zwiększają społeczne napięcia – a za nie w dużym stopniu odpowiada właśnie nieszczelny system podatkowy (i inne czynniki, o czym poniżej). Raje podatkowe to nie rozwiązanie, lecz jedno ze źródeł problemu.
***
Większe nierówności dochodowe przekładają się na niższy poziom ogólnej konsumpcji oraz destabilizują system finansowy – poprzez coraz trudniej spłacalne długi gospodarstw domowych. Długi z kolei zaciągane są dlatego, że większości społeczeństwa coraz trudniej utrzymać się z nisko opłacanych miejsc pracy. W tej sytuacji trudno uzyskać wystarczający dla ożywienia gospodarki popyt, gdyż długi najuboższych nie przekładają się na inwestycje ani konsumpcję – w pierwszej kolejności służą spłacie wcześniejszych, często pochopnie przyznanych przez banki kredytów. Pojawia się problem z ożywieniem koniunktury, a zatem na krótką metę nierówności dławią wzrost.
Najbardziej oczywiste przyczyny tego stanu rzeczy to połączenie zmian technologicznych z globalizacją. Powoduje ono gwałtowne ruchy kapitału i dyslokację miejsc pracy, a często wprost ich likwidację – nie ma mowy o automatycznym „skapywaniu w dół” owoców innowacyjnej gospodarki. Narasta w niej rozwarstwienie między wykwalifikowaną, mobilną elitą a pracownikami szeregowymi oraz nasila się podejście „zwycięzca bierze wszystko”. Zarazem poszczególne kraje nie są w stanie, pod presją konkurencji międzynarodowej, ochronić własnego rynku pracy i utrzymywać standardów pracy i płacy – zwłaszcza te, które przewagę handlową próbują osiągnąć przede wszystkim „kosztowo”.
Prędzej czy później taka sytuacja doprowadzić musi do eskalacji społecznego niezadowolenia – mamy więc i polityczny efekt nierówności – trudno jednak przewidzieć, w jakim kierunku ten gniew zostanie skanalizowany. Należy się obawiać, że dotknie przede wszystkim rozmaitych Innych – słabszych ekonomicznie bądź „obcych” definiowanych w kategoriach „zderzenia cywilizacji” – przy utrzymaniu podstaw systemu, który faworyzuje bogatych oraz sprzyja monopolistom na rynku, zwłaszcza korporacjom transnarodowym. Jednocześnie dotychczasowa polityka dbania o rynki finansowe (których uczestnikami są najbardziej zamożni – bo stan posiadania aktywów finansowych rozkłada się jeszcze bardziej nierówno niż majątków w ogóle) nie przekłada się na gospodarkę realną, tzn. ożywienie zatrudnienia i inwestycje. Stymulowanie gospodarki od tej strony wydaje się bezowocne, skoro rozdęte ponad miarę rynki finansowe nie zasilają „realnych” inwestycji, lecz służą wirtualnej reprodukcji i akumulacji majątków – jak zauważa profesor Eckhard Hein, w zachodnich gospodarkach realne inwestycje i zyski zupełnie się od siebie oddzieliły.
Krótko mówiąc: modelu rozwoju, w którym szybko wzrastają dochody tylko nielicznych osób o wysokich kwalifikacjach, zdolnych odseparować się od reszty w enklawach dobrobytu, na dłuższą metę nie da się utrzymać w tym kształcie.
Dotyczy to zarówno społeczeństw europejskich rozwarstwionych wewnętrznie, jak i relacji Europy z resztą świata – przegrani zechcą się w końcu wedrzeć do środka „kryształowego pałacu” Europy i zaburzyć jego spokój. Z jednej strony mamy poczucie frustracji, upokorzenia, a w efekcie i gniewu u stojących najniżej w hierarchii społeczeństw centrum, z drugiej młodzież zasilającą szeregi Państwa Islamskiego czy falę zdesperowanych imigrantów i uchodźców z peryferii – jedni i drudzy świadczą o tym, że coraz trudniej jest odgrodzić się od obszarów biedy i zacofania.
Mobilna i wykwalifikowana elita społeczna zdolna jednak odgrodzić się od reszty – przestrzennie, w strzeżonych osiedlach, ale także wychodząc z systemu niedofinansowanych usług publicznych dla mas – płaci zazwyczaj podatki według najniższych stawek; ma najlepsze możliwości ich optymalizacji bądź przenoszenia swej działalności w inne miejsce, także do rajów podatkowych. W większości krajów zachodnich przepisy o dziedziczeniu, a także w opodatkowaniu gospodarstw domowych i przedsiębiorstw zawierają rozmaite furtki, wyjątkowo korzystne dla bogatych. Jednocześnie na świecie od dawna już utrzymuje się znaczny deficyt dochodów względem inwestycji – choć logicznie rzecz biorąc powinny się sumować do zera. Ten znikający dochód gdzieś musi trafiać. Wszystko to prowadzi do oczywistego wniosku o konieczności redystrybucji dochodów i majątków – w skali poszczególnych społeczeństw i globalnej, za pośrednictwem odpowiedniego systemu podatkowego. Przyzwoitość i waga problemu nakazują już nie pytać, czy bogaci i potężne transnarodowe korporacje – beneficjenci obecnej struktury – powinni płacić więcej, lecz raczej jaki model redystrybucji zastosować.
Czy są szanse na to, by redystrybucyjny system podatkowy wyszedł poza sferę akademickich analiz i publicystycznych manifestów?
***
Pokryzysowe nawoływania do „patriotyzmu podatkowego” nie okazały się zbyt skuteczne – największe i najbardziej zasobne w kapitał przedsiębiorstwa coraz agresywniej walczą o zmniejszenie swoich podatków. Robią to m.in. za pomocą inwersji, czyli przenosząc główne siedziby do krajów o niższym opodatkowaniu. Dobry przykład stanowi choćby Apple, którego zamorskie spółki-córki mają na kontach (dane z wiosny 2014) 132,2 mld dolarów wolnych środków. Mimo tak olbrzymiego kapitału do dyspozycji zarząd giganta w kwietniu tego roku wolał zaciągnął pożyczki na bieżącą działalność w formie obligacji wyemitowanych na sumę 12 mld dolarów. Rok wcześniej Apple Inc. pożyczyła z rynku 17 mld – odsetki wprawdzie też kosztują, ale i tak mniej, niż trzeba by oddać w formie podatku od zysków wypracowanych za granicą. Eksperci od prawa podatkowego są zresztą w stanie umożliwić udzielanie „pożyczek” amerykańskim fabrykom nie tylko poprzez rynek kapitałowy, lecz także poprzez własną centralę, np. z Irlandii. Nagromadzona gotówka nie służy inwestycjom – firmy wykorzystują ją na przykład do skupu własnych akcji, zwłaszcza gdy cena ich udziałów zaczyna spadać (tzw. buyback). Tworzy się w ten sposób finansowa poduszka bezpieczeństwa.
Główni aktorzy obecnego systemu skutecznie szantażują rządy, powstrzymując je przed zmianą polityki fiskalnej. Ale niektórzy przedstawiciele ekonomicznego establishmentu – ludzie MFW czy prezesi banków centralnych – zaczynają już rozumieć potrzebę powstrzymania wzrostu nierówności. Nawet Wolfgang Schäuble, niemiecki minister finansów i zwolennik fiskalnej dyscypliny na poziomie europejskim czy narodowym, dostrzega konieczność przeciwdziałania „konkurencji podatkowej” na poziomie globalnym.
Sygnałem pewnej zmiany na lepsze może okazać się niedawne posiedzenie Globalnego Forum Transparentności i Wymiany Informacji Podatkowych. 29 października w Berlinie podpisano porozumienie w kwestii automatycznej wymiany informacji dotyczących kont bankowych. Postanowiło do niego przystąpić około 50 państw i terytoriów, inne zadeklarowały chęć podjęcia takiego kroku w przyszłości. Porozumienie oparto na wspólnym standardzie raportowania opracowanym przez OECD. Chodzi w nim o to, by banki były w stanie identyfikować właścicieli rachunków i zawiadamiać, w razie potrzeby, odpowiednie władze podatkowe. Z kolei grupa G20 już jakiś czas temu uznała za priorytet działania wymierzone nie tylko w nielegalne unikanie opodatkowania (tax evasion), ale też formalnie zgodną z prawem tax avoidance, czyli „optymalizację”.
Zmierzch optymalizacji oraz tajemnicy bankowej ogłoszono już w Szwajcarii, Luksemburgu i Austrii. Wkrótce Komisja Europejska ma wszcząć postępowanie w sprawie możliwego naruszenia zasad udzielania pomocy publicznej właśnie przez Luksemburg (w czasach premierostwa samego Jean-Claude’a Junckera) – państwo to miało pełnić rolę raju podatkowego między innymi dla Amazona. Wreszcie minister finansów Irlandii zapowiedział usunięcie słynnej luki podatkowej, tzw. podwójnej irlandzkiej z holenderskim wkładem, której beneficjentami są m.in. Google i Facebook. Jej mechanizm polega na tym, że spółki holdingu, mimo że zarejestrowane Irlandii, mogą się rozliczać w miejscu, gdzie są rezydentami – np. na Kajmanach, gdzie CIT wynosi zero procent. To do nich – za pośrednictwem podmiotu holenderskiego, formalnie właściciela praw do technologii – transferowane są zyski „podstawowej” spółki (np. Facebook Ireland, gromadzącej dochody z reklam na portalu), a do budżetów Irlandii bądź innych państw odprowadzane są jedynie marginalne kwoty.
Zmiany są jednak bardzo ostrożne, a ich wdrażanie rozciągnięte w czasie. Zwolnienie podatkowe nowych inwestorów przestanie być możliwe od 1 stycznia 2015, ale podmioty obecnie rozliczające się w mechanizmie „podwójnej irlandzkiej” utracą tę możliwość dopiero w roku 2020. Do tego Irlandia już zapowiedziała wprowadzenie atrakcyjnych rozwiązań podatkowych, w tym tzw. knowledge development box, które mają podobno umożliwić odprowadzanie w Irlandii podatku według stawki zaledwie 2,5 procent… Z drugiej strony działania na rzecz uszczelnienia systemów podatkowych toczą się na poziomie kluczowych instytucji międzynarodowych. Komisja Europejska już w marcu „odpytywała” Wielką Brytanię z tzw. Patent Boxów, czyli programu ulg podatkowych związanych z rejestrowaniem patentów – podano w wątpliwość ich oficjalną funkcję stymulowania badań i rozwoju. OECD z kolei opublikowała w tym roku wytyczne, jak należy opodatkowywać zyski korporacji i zapobiegać stosowaniu tzw. cen transferowych, które w rozliczeniach między różnymi filiami jednej korporacji pozwalają manipulować poziomem zysków i strat w poszczególnych krajach-siedzibach – oczywiście w celu zmniejszenia obciążeń podatkowych. Do tych wytycznych, zdefiniowanych w ramach projektu BEPS (Base Erosion and Profit Shifting) korporacje będą musiały się dostosować.
Największy postęp dotyczy wymiany informacji finansowych między organami podatkowymi poszczególnych państw. Banki Unii Europejskiej powinny być gotowe do współpracy w tym zakresie już w roku 2016.
Wszystko to nie oznacza jednak końca tajemnicy bankowej – wieści na ten temat są stanowczo przedwczesne, podobnie jak triumfalizm w kwestii ucywilizowania systemów podatkowych na świecie.
Na ograniczoną skuteczność inicjatyw G20 wskazują choćby Niels Johannesen i Gabriel Zucman w swej pracy The End of Bank Secrecy? An Evaluation of the G20 Tax Haven Crackdown. Autorzy przyznają, że podczas kryzysu finansowego państwa G20 zmusiły raje podatkowe do podpisania dwustronnych konwencji o wymianie informacji bankowej oraz że nastąpiła pewna zmiana retoryki. Analiza wpływu tych konwencji na depozyty w rajach podatkowych wykazała jednak, że do repatriacji środków do krajów macierzystych nie doszło. W wypadku Francji, która podpisała taką konwencję np. ze Szwajcarią, pieniądze – zamiast wrócić nad Sekwanę – przepłynęły do Urugwaju, Hongkongu i Singapuru. Krótko mówiąc: korporacyjny wealth management przenosił konta do oddziałów funkcjonujących w jurysdykcji nieobjętej konwencją. Autorzy przypominają, że OECD jeszcze przed kryzysem nakłaniała raje podatkowe do podpisywanie umów o wymianie informacji bankowej – jednak do 2008 roku większość z nich w ogóle odrzucała takie rozwiązania, świadoma bezkarności. Dopiero podczas kryzysu – głównie w państwach centrum – zadeklarowano polityczny priorytet walki z unikaniem opodatkowania przez najzamożniejszych. Presję wywarto szczególnie na Szwajcarii i rajach należących do Korony brytyjskiej. Walka z „optymalizacją” i unikaniem opodatkowania będzie jednak coraz trudniejsza na skutek postępów rewolucji teleinformatycznej oraz braku kontroli nad przepływem kapitałów.
Organizacje międzynarodowe, ale także pozarządowe, jak np. Oxfam, co jakiś czas prezentują dokładne wyliczenia, ile państwa tracą na „kreatywności” podatkowej korporacji. Ze strony rynków finansowych z kolei często słychać krytykę nadmiernych deficytów budżetowych służących utrzymaniu infrastruktury czy dostępu do usług publicznych – ich źródłem mogą być jednak nie tyle „rozdęte wydatki publiczne”, ile w coraz większym stopniu schematy optymalizacyjne i unikanie opodatkowania. OECD co jakiś czas publikuje ocenę szczelności systemów podatkowych i narzędzi monitorujących poszczególnych państw, nie ma jednak siły sprawczej – zdarza się poza tym, że wskazówki różnych raportów tej organizacji są wzajemnie sprzeczne; często np. z rezerwą traktują wszelkie reformy podatkowe jako „pogarszające klimat inwestycyjny”.
Mimo tych wszystkich trudności coraz więcej obywateli się buntuje – zwłaszcza po ujawnieniu, że najsilniejsi w tym systemie płacą najmniej. Informacje docierają do opinii publicznej dzięki zaangażowaniu dziennikarzy śledczych, watchdogów czy choćby Wikileaks, a rządy – reaktywnie, w zależności od siły nacisku w danym kraju – próbują sobie z tym poradzić, zazwyczaj w pojedynkę. Organizacje non-profit bywają w tej sprawie skuteczniejsze niż oficjalne władze, gdyż beneficjentem „optymalizacji” jest również klasa polityczna – stąd częste opóźnianie zmian.
Johannesen i Zucman stwierdzają wyraźnie, że G20 powinna wymusić na rajach podatkowych podpisywanie umów z wszystkimi państwami, bo dotychczasowe rozwiązania stwarzają bodziec do transferów. Autorzy zachęcają do porozumienia wielostronnego na dużą skalę (big bang multilateral agreement) oraz stworzenie globalnego rejestru właścicielskiego. Taki wykaz zapewniłby, ich zdaniem, finansową przejrzystość majątków, co stanowi niezbędny warunek skutecznego uporządkowania międzynarodowych przepływów finansowych i równoległego systemu bankowego. Mają zarazem świadomość, że nie wszyscy aktorzy będą chcieli współpracować – przede wszystkim jednak w efekcie niedostatecznej presji społeczności międzynarodowej.
Wzorem skuteczności działania o globalnym zasięgu jest według autorów The End of Bank Secrecy… amerykańska ustawa o opodatkowaniu aktywów zagranicznych (tzw. FATCA) z 2010 roku, której celem jest właśnie walka z unikaniem podatków. Stany Zjednoczone to jedyny kraj zrzeszony w OECD, który nakłada na swoich obywateli obowiązek podatkowy bez względu na to, gdzie aktualnie mieszkają. Umowę ze Stanami Zjednoczonymi, która wdraża do polskiego prawa postanowienia FATCA, podpisał także polski rząd. Na jej podstawie instytucje finansowe będą zobowiązane przekazywać konkretne informacje amerykańskiemu fiskusowi, w czym pośredniczyć mają polskie urzędy podatkowe. Bankom, które się jej nie podporządkują, grożą wysokie kary finansowe – do wysokości nawet 30 procent wartości transakcji. Podobne umowy dwustronne z USA zaczęły podpisywać wszystkie kraje członkowskie UE, ale także dotychczas niechętne tego rodzaju współpracy ośrodki jak Hongkong i Singapur. Świadectwem wpływu FACTA na resztę świata jest fakt, że w kwietniu 2013 roku, podczas unijnego szczytu ministrów finansów, Pierre Moscovici – obecnie komisarz UE ds. gospodarczych – wezwał swoich kolegów do przeglądu „przestarzałych zasad tajemnicy bankowej” i odwołał się właśnie do standardów negocjowanych przez UE ze Stanami Zjednoczonymi.
Warto podkreślić, że kwestia skutecznego opodatkowania dochodów czy majątków dotyczy zarówno osób fizycznych, jak i korporacji – jedne i drugie koncentrują je bowiem na skalę bezprecedensową. Stwarza to jednak pewien zasadniczy dylemat dla ruchów lewicowych, niejako z definicji przychylnych idei zmniejszenia społeczno-ekonomicznych nierówności. Jest bowiem coraz bardziej oczywiste, że efektywne działania służb podatkowych państw kolidują z pojmowaniem tajemnicy bankowej jako prawa osobistego jednostek. W moim przekonaniu należy pisać o tych zagrożeniach ochrony prywatności, ale zarazem trzeba mieć świadomość, że niektóre ingerencje w prywatność są po prostu konieczne, aby ściąganie podatków było skuteczne. Istnieją instytucje w rodzaju tajemnicy skarbowej, które powinny zapobiegać arbitralnemu wykorzystywaniu danych majątkowych przez państwo. Warto również rozważyć, czy ewentualnych naruszeń prawa do prywatności nie należałoby zabezpieczyć przy pomocy nowych mechanizmów kontroli: prawo powinno np. przewidywać możliwość dochodzenia przez osoby niebędące obywatelami – w tym przypadku – USA roszczeń czy odszkodowań w razie niezgodnego z prawem przetwarzania ich danych osobowych. O takie rozwiązania niewątpliwie należy się starać.
To jednak swoisty paradoks, że tak bardzo chcemy ograniczać możliwość dysponowania stosownymi informacjami przez instytucje odpowiedzialne za ściąganie podatków, pozwalając jednocześnie, aby komercyjne podmioty – np. banki – znały nasz głos, a już niedługo odciski palców. Już dziś wiedzą one, co i gdzie kupujemy, profilując nas na swój użytek. Oficjalnie nie przyznają się do podobnych praktyk – nie zmienia to faktu, że dokładnie takie informacje, jakimi mogłyby dysponować podmioty publiczne (np. urzędy skarbowe) już są w posiadaniu nastawionych na zysk korporacji finansowe, zlokalizowanych nieraz na drugim końcu świata i handlujących prywatnymi danymi prywatnych osób.
***
W świecie akademickim nie brakuje konkretnych propozycji rozwiązań, które uczyniłyby systemy podatkowe bardziej sprawiedliwymi, a zarazem sprzyjałyby rozwojowi i wzrostowi gospodarczemu. I tak profesor A. B. Atkinson, który od lat bada nierówności w perspektywie porównawczej, w swej pracy New Sources of Development Finance: Funding the Millennium Development Goal pisze, że rządy państw powinny zacząć poważnie myśleć o powołaniu Światowego Urzędu Podatkowego, który dbałyby o architekturę poszczególnych systemów podatkowych i wypracowywał rozwiązania globalne. Uważa on również, że osiem tzw. Celów Milenijnych Rozwoju – od likwidacji skrajnego ubóstwa i głodu, przez promocję równości płci, zwalczanie chorób zakaźnych, aż po redukcję śmiertelności niemowląt czy upowszechnienie dostępu do oświaty podstawowej – powinno się finansować właśnie za pomocą globalnych podatków. Przypomina przy tym stary pomysł tzw. podatku Tobina od transakcji finansowych, minimalizujący spekulację na kursach walut, ale sugeruje też opodatkowanie na poziomie globalnym eksportu broni czy dóbr luksusowych – jachtów, rezydencji, biżuterii czy drogich zegarków.
Inny znawca problematyki rynków finansowych, Jan Toporowski, proponuje na łamach „Le Monde diplomatique” podatek od „finansjeryzacji”: „Można tego dokonać za pomocą nałożenia przez zadłużony rząd niewielkiego rocznego podatku w wysokości 1 lub 2 procent na bilanse wszystkich zarejestrowanych spółek powyżej pewnej minimalnej wielkości, co wykluczyłoby z opodatkowania przedsiębiorstwa małe. Podatek byłby proporcjonalny do ogólnej wartości wszystkich aktywów i pasywów, z odpisem na aktywa i urządzenia przemysłowe lub handlowe. W rezultacie opodatkowanie dotyczyłoby głównie pośredników finansowych oraz niefinansowych spółek będących w posiadaniu aktywów finansowych”.
***
Polska powinna być żywo zainteresowana międzynarodową współpracą w walce z uchylaniem się od opodatkowania oraz samymi rajami podatkowymi – już choćby z tego powodu, że mimo bardzo korzystnych dla wielkiego biznesu uregulowań sami padamy ofiarą procederu „optymalizacji”. W luksemburskim „raju” rozlicza się co najmniej kilkanaście firm (banków, funduszy private equity, developerów…) robiących w Polsce duże interesy. To samo dotyczy biznesmenów z czołówki listy najbogatszych Polaków, m.in. Michała Sołowowa czy Dariusza Miłka. Na Cyprze z kolei lokowane są firmy związane z Zygmuntem Solorzem i Ryszardem Krauze; Jan Kulczyk istotną część swych aktywów rejestruje w Austrii, a Wojciech Fibak czy Sobiesław Zasada – w Monako, gdzie w ogóle nie płaci się podatku dochodowego.
Wszystko to oznacza wymierne straty dla budżetu naszego państwa – tymczasem zamiast sprzyjać reformom systemów podatkowych w kierunku ich uszczelnienia, Polska stara się je opóźniać; ostatnio domagamy się np. zbadania wpływu podatku od transakcji finansowych na rynki finansowe i budżety krajów, które go nie wprowadzą. Jak poinformował nasz minister finansów, Polska nie planuje wdrożenia go w obecnej formule (choć od przyszłego roku prawdopodobnie i tak zapłacą go instytucje działające w Polsce, o ile tylko dokonują transakcji z którymś z 11 krajów-sygnatariuszy).
Walka o szczelny system podatkowy, w którym najpotężniejsi aktorzy będą finansować dobra i usługi publiczne adekwatne do swych zysków (tam, gdzie je realnie wypracowują!) potrwa z pewnością wiele lat i napotka mnóstwo oporu. Dobrze byłoby w tym konflikcie przynajmniej stanąć po właściwej stronie – w imię bardziej cywilizowanego świata, ale i oświeconego interesu własnego.
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych