Unia Europejska

Europa w stanie „zimnego pokoju”

Na ulicach Brukseli widać patrole wojskowe, w Niemczech toczy się dyskusja nad wykorzystywaniem Bundeswehry w akcjach w obrębie kraju. We Francji obowiązuje nieustanny stan wyjątkowy i na Gare du Nord jest więcej funkcjonariuszy policji niż na lotnisku w Bogocie. Czy mamy do czynienie z „europejską wojną domową”?

Wieczny pokój na naszym kontynencie, Europa nie ma alternatyw – to stwierdzenie po prostu jest już nie do utrzymania.

Frank-Walter Steinmeier

W Europie nie ma zgody. Ten kontynent jest w stanie „zimnego pokoju” – ten sam, na którym wojna między państwami członkowskimi UE wydaje się niemożliwa, a i zimna wojna na dłuższy czas została zatrzymana. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Europa stała się łatwą zdobyczą, albo dla Putina, albo dla terroru ISIS. Rozbijają ją wpływy zewnętrzne – poczynając od Turcji, przez Ukrainę, aż po wojnę w Syrii – którym niemal niczego nie może przeciwstawić, a zwłaszcza jednego: jedności. Europa przegrywa przede wszystkim przez siebie samą!

Hasło „nigdy więcej wojny”, nieustannie przywoływane, zarówno przez europejskich ojców-założycieli, jak i współczesnych polityków, brzmi pusto w obliczu „zimnego pokoju” w samej Europie, jak i niezgody ze światem zewnętrznym. Europejska opowieść o pokoju stała się krucha w dwójnasób. To skrajnie błędne zarządzanie kryzysem euro, a potem kryzys uchodźczy doprowadziły do tego politycznego rozszczepienia oraz społecznych, gospodarczych i kulturowych waśni w Europie, przez które teraz całemu projektowi, jakim jest UE, grozi upadek, i które teraz mogą stać się bodźcem do wojny domowej. Europa jest głęboko podzielona na Północ i Południe, Wschód i Zachód. Ale to nie wszystko. Społeczności narodowe też są rozwarstwione – i to rozwarstwienie sprawia, że państwa narodowe są zupełnie niezdolne do tego, by działać w duchu europejskim.

To nie poszczególne zjawiska budzą strach, lecz nagromadzenie przejawów wszystkich kryzysów daje przedsmak europejskiej wojny domowej: bezrobocie, indywidualizm, upadek tradycyjnych wyznań, zmiany demograficzne, fundamentalizm, terror, migracje i uchodźcy, zubożenie, drastyczne obniżenie poziomu edukacji, przestępczość, polaryzacja między biednymi i bogatymi. Ponadto wszędzie w Europie dochodzi do konfrontacji między „elitą”, oligarchiczną kastą polityków, oraz niezadowolonymi populistami, twierdzącymi, że to oni są „ludem”. Zarysowująca się europejska wojna domowa jest de facto transnarodową walką o dystrybucję dóbr oraz kulturkampfem – walką o kulturę. Ani jednego, ani drugiego niepodobna rozstrzygnąć na płaszczyźnie narodowej, a UE nie dysponuje narzędziami pozwalającymi rozwiązać te konflikty i właśnie dlatego upada – przy okazji wciągając w przepaść europejskie demokracje.

Po sukcesie AfD jeszcze bardziej potrzebujemy ponadnarodowej strategii walki z radykalną prawicą

Gazety straszą widmem „weimaryzacji Europy”. Na francuskich bankietach szepcze się o guerre civile, a wymownym jej znakiem było zgrupowanie pojazdów opancerzonych na paryskim placu Republiki wiosną 2016 roku w czasie akcji Nuit Debout (noc na stojąco). Na ulicach Brukseli widać patrole wojskowe, w Niemczech toczy się dyskusja nad wykorzystywaniem Bundeswehry w akcjach w obrębie kraju. We Francji obowiązuje nieustanny stan wyjątkowy i na Gare du Nord jest więcej funkcjonariuszy policji niż na lotnisku w Bogocie. Ciągłe odwoływanie się do społeczeństwa obywatelskiego nie może zwieść co do tego, że od dawna po cichu dokonuje się militaryzacja europejskich społeczeństw. Pod pretekstem dyskursu opartego na strachu i potrzebie bezpieczeństwa państwowa inwigilacja rozwija się w najlepsze.

Już w latach 90., gdy obecny kryzys Europy nawet w najgorszych koszmarach wydawał się nie do pomyślenia, Hans Magnus Enzensberger pisał, że „molekularna wojna domowa rozpoczyna się całkiem niepozornie, bez jakiejkolwiek mobilizacji”. Ale teraz już ma miejsce, a wraz z nią występuje nowy stan skupienia polityczności, w którym wszystko wydaje się rozpływać – prawo, bezpieczeństwo, ład, niezależność interpretacji, prawdy, a niebawem być może także pokój, wolność, demokracja, krótko mówiąc: wszystko to, za co tak lubimy Europę. Świat wczorajszy Stefana Zweiga znów jest bestsellerem.

Leopold von Ranke uważał, że każda epoka ma swój własny stosunek do Boga. W tym rozumieniu europejska historia lat 1914–1945 jest niepowtarzalna. Niczego, co wtedy się wydarzyło, nie można na serio porównać z dzisiejszą sytuacją w UE – ani struktury społecznej, ani gospodarczej czy politycznej, inny jest także kontekst historyczny czy globalny. A jednak występują paralele do pierwszej połowy XX stulecia: gwałtowny postęp technologiczny – tym, czym dzisiaj są Internet i robotyzacja, wtedy były maszty telegraficzne i samoloty – oraz coraz większa liczba przegranych w wyniku modernizacji – wtedy były to masy robotników rolnych oraz rzemieślników wypieranych przez przemysł, a dzisiaj są to niewykwalifikowani, niepewni swej sytuacji pracownicy, zwani prekariuszami. I wreszcie, jak by nie było, „kryzys męskości”: tym, czym wtedy była pierwsza faza rozbijania patriarchatu w wyniku przyznania praw wyborczych kobietom, dziś jest żądanie wprowadzenia czterdziestoprocentowego parytetu dla kobiet w zarządach. Bycie „mężczyzną” jest po „wykształceniu” drugim najważniejszym czynnikiem wyróżniającym osoby oddające głos na prawicowych populistów. Już w latach 70. Klaus Theweleit wyraźnie pisał w swym bestsellerze Męskie fantazje, że nacjonalizm, militaryzm i faszyzm były także reakcją na pierwszy ruch wyzwolenia kobiet. Również i dziś, zwłaszcza w odniesieniu do młodych mężczyzn, chodzi znowu o bezpieczeństwo i wycofanie się do narodu w powiązaniu z tęsknotą za silną władzą. Według niektórych badań w Europie, łącznie z niemieckimi, rośnie liczba tych, którzy demokracji nie uważają już za najlepszy system rządów. Jeśli przyszłość zależy od tego, czego chce dorastająca część młodzieży, to europejskie perspektywy demokracji nie wyglądają najlepiej.

Jeśli przyszłość zależy od tego, czego chce dorastająca część młodzieży, to europejskie perspektywy demokracji nie wyglądają najlepiej.

Nie lepiej mają się też relacje zewnętrzne: słowo „wojna” znów stało się dopuszczalne i weszło do oficjalnych przemówień. Niedawno w „Times Magazine” można było przeczytać słowa Michaiła Gorbaczowa „Wygląda na to, że świat szykuje się do wojny”, a Europa ma w tym swój udział. Błyskawicznie zwiększa się liczba etatów w armiach, znów zabiega się o rekrutów, rozwieszając plakaty i rozsyłając ulotki reklamowe. Coraz wyraźniej dociera do świadomości opinii publicznej, że najdłuższy okres pokoju w Europie trwał kosztem stron trzecich. Korzenie dzisiejszych kryzysów sięgają okresu kolonialnego oraz postkolonialnych interwencji Europejczyków lub Zachodu w ogóle. Dzisiejsza Europa mierzy się z długofalowymi skutkami nieudanej modernizacji, zwłaszcza świata arabskiego, której przyczyny sięgają XIX i XX stulecia. W zależności od tego, jak liczyć, w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat w innych regionach świata miało miejsce aż do dwustu osiemdziesięciu sześciu wojen i konfliktów zbrojnych. Unia Europejska, która chętnie postrzega siebie jako siłę pokojową i czuje się zobowiązana do prowadzenia polityki zagranicznej opartej na wartościach, niektórymi swoimi działaniami – począwszy od polityki agrarnej po politykę handlową i surowcową – sprowokowała konflikty w innych częściach świata, między innymi na Bliskim Wschodzie, który – przy współodpowiedzialności Europy – jest bliski eksplozji. To się teraz mści. To, co pod amerykańskim przywództwem zaczęło się tam przed ponad piętnastoma laty jako democracy promotion, bynajmniej nie stworzyło demokracji, lecz stanowiło asumpt do wybuchu, który może unicestwić także naszą własną demokrację. Rezultatem są kryzys uchodźczy i terror, dzielące narody europejskie i stające się wodą na młyn prawicowych populistów. Terror, obok fanatyzmu religijnego, jest także odpowiedzią na strukturalną przemoc Zachodu.

Europa potrzebuje podwyżki

Coraz ważniejsze staje się zrozumienie przyczyny ucieczki uchodźców. Jednak przy braku jakiejkolwiek samokrytyki w obliczu terroru, migracji i uchodźstwa, jedyną reakcją w UE staje się żądanie bezpieczeństwa i izolacji – przedstawiane jako obrona wartości europejskich. Tymczasem to nie wartości się broni, lecz bezpieczeństwa i pieniędzy. […]

*

Fragment książki Europejska wojna domowa, która ukazuje się właśnie nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej

**

Zapraszamy na debatę Europa na nowo. Jaka Unia po europejskiej wojnie domowej? z udziałem Ulrike Guérot, Witolda Jurasza, Michała Sutowskiego i Adama Traczyka. 5 października, czwartek, godz. 18.30, Krytyka Polityczna, ul. Foksal 16, II piętro, Warszawa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij