Unia Europejska

Cała nadzieja w… totalnej opozycji

Sześć węgierskich partii opozycyjnych po blisko dekadzie niezliczonych porażek wyborczych ogłosiło połączenie sił, wspólny start w wyborach parlamentarnych w 2022 r. i wyznaczenie wspólnego kandydata na premiera kraju. Jak to się nie uda, to w zanadrzu zostanie już tylko Partia Psa z Dwoma Ogonami. Z Budapesztu dla Krytyki Politycznej Szilárd István Pap.

Od początku quasi-autorytarnych rządów Viktora Orbána w 2010 roku jednym z lejtmotywów w węgierskiej polityce była kwestia współpracy różnych partii opozycyjnych. Ten 10-letni dylemat wreszcie udało się rozstrzygnąć w ostatnich dniach 2020 roku, kiedy główne partie opozycyjne ogłosiły, że w wyborach parlamentarnych w 2022 roku wystawią wspólnych kandydatów w jednomandatowych okręgach, przygotują wspólną listę wyborczą, wystawią wspólnego kandydata na premiera i opracują wspólny program polityczny.

Innymi słowy, po 10 latach niezliczonych porażek wyborczych sześć głównych partii ogłosiło połączenie sił na najbliższe wybory parlamentarne pod jednym, wspólnym sztandarem. Dogadały się dawniej skrajnie prawicowy, a teraz umiarkowanie konserwatywny Jobbik, dogorywająca Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP), liberalna Koalicja Demokratyczna (DK) byłego premiera Ferenca Gyurcsányiego, yuppie-liberalne Momentum i dwie mikropartie: Polityka Może Być Inna (LMP) i Dialog (P).

Liderzy koalicji opozycyjnej ogłosili również sześć głównych filarów proponowanej przez nich platformy politycznej: 1. Przywrócenie spokoju społecznego; 2. Odbudowa praworządności i demokracji; 3. Rządy zorientowane na przyszłość; 4. Społeczeństwo dbające o obywateli; 5. Sprawiedliwość społeczna i 6. Orientacja proeuropejska.

Postulaty te są na tyle ogólnikowe, że pozwalają przeskoczyć różnice ideologiczne pomiędzy tak bardzo odmiennymi podmiotami politycznymi. Wspólna platforma pokazuje również, co wszystkie partie zarzucają Fideszowi: wprowadzanie podziałów w społeczeństwie, szerzenie nienawiści, autorytaryzm, eurosceptycyzm, niesprawiedliwość społeczną i taką redystrybucję ekonomiczną, która sprzyja bardziej zamożnym grupom społecznym.

Orban – kat niezależnych mediów

Są to punkty, w których platforma zdecydowanie odżegnuje się od ustroju Orbána, jednak jednocześnie jej manifest programowy zawiera szereg postulatów nawiązujących do jego polityki. Świadczy to o tym, jak bardzo jego rządy zmieniły podejście i nastroje w węgierskim społeczeństwie i wśród partii opozycyjnych.

Bo oto na przykład według opozycji „rządy zorientowane na przyszłość” opierają się na konserwatywnym pronatalizmie i odrzuceniu „nielegalnej migracji”, co z kolei stanowi wyraźny ukłon w stronę elektoratu Orbána, w którego ustach pokrzywdzeni przez los uchodźcy stali się perfidnymi przestępcami.

Długa droga do przymierza

Koncepcja pełnej współpracy między wszystkimi istotnymi siłami opozycyjnymi to oczywiście nic nowego i w zasadzie zrodziła się równolegle do systemu wyborczego, stworzonego jednostronnie w 2011 roku przez Fidesz. To właśnie wtedy, w 2011 roku, obecny prezydent Budapesztu i współprzewodniczący malutkiej lewicowo-zielonej partii Dialog zasugerowali coś na kształt „technicznej koalicji”, którą miałyby zgrupować wszystkie partie opozycyjne w celu pokonania partii rządzącej.

Głównym impulsem do zwrócenia się w stronę takiego rozwiązania była reforma prawa wyborczego przeprowadzona przez Orbána. Generalnie w kraju obowiązuje teraz system większości względnej w 106 jednomandatowych okręgów wyborczych, zaś drugorzędny filar partyjnych list ogólnokrajowych zapewnia dodatkową premię jednej, największej partii.

Ordynację wyborczą zmieniono tym samym tak, by zagwarantować miażdżące zwycięstwo Fideszowi. Nic więc dziwnego, że na przykład w wyborach w 2014 roku partia Fidesz zdobyła kwalifikowaną większość miejsc w parlamencie pomimo uzyskania mniejszej liczby głosów niż w przegranych przez siebie wyborach w 2006 roku.

Kalkulacje Orbána spoczywały na koncepcji Fideszu jako „centralnego pola siłowego” w węgierskim układzie partyjnym i przekonaniu o jego uprzywilejowanej pozycji, którą dodatkowo pozwalają mu zachować partie opozycyjne z obu stron politycznego spektrum – niezdolne do jakiejkolwiek współpracy. I należy to uznać za bardzo realistyczną ocenę sceny partyjnej w początkach drugiej dekady XXI wieku.

Viktor Orbán zrobił z Europy zakładnika

czytaj także

Różne partie reprezentowały bardzo odmienne elektoraty, często o niemożliwych do pogodzenia tożsamościach i interesach, z elitami przejawiającymi wobec siebie skrajne animozje. Przykładowo radykalny prawicowy Jobbik z jego antysemicką, antyromską demagogią był nie do przełknięcia dla liberalnych elit i wyborców, z kolei mit założycielski Jobbiku odwołuje się m.in. do odrzucenia obiektywnie katastrofalnych i zakłamanych rządów Gyurcsányiego. Partia Zielonych LMP powstała z kolei w 2009 jako eksperyment polityczny proponujący „trzecią drogę” w opozycji – tak wobec partii Fidesz, jak i obozu lewicowo-liberalnego. W 2017 roku do polityki przebojem wdarło się Momentum, niosąc na swych sztandarach plan odsunięcia w cień wszystkich starych, skorumpowanych, niekompetentnych elit.

Jakby politycznych rozbieżności było mało, Fidesz wykorzystał jeszcze zaimprowizowany lifting legislacyjny, dodając do niego brudną polityczną robotę kretów w opozycyjnych partiach oraz zmasowany atak medialny na nie. Wszystko to, by pogłębić niezdolność opozycji do zespolenia się i stworzenia jednej alternatywy politycznej dla rządów Orbána.

„Koniec demokracji lokalnej na Węgrzech”. Samorządy mogą zbankrutować z powodu pandemicznej polityki Orbána

W takich warunkach partie opozycyjne w mniejszym lub większym stopniu konkurowały ze sobą nawzajem w wyborach w 2014 i 2018 roku. W 2014 roku sojusz partii liberalnych i socjalistycznych stanął w szranki z Jobbikiem i partią LMP, natomiast w wyborach 2018 roku rozpadł się nawet tamten alians, a Koalicja Demokratyczna DK odłączyła się ze wspólnej listy partyjnej, ograniczając się do koordynacji z socjalistami z MSZP ruchów na poziomie jednomandatowych okręgów wyborczych. Rezultat tych roszad jest powszechnie znany: po druzgoczącej wygranej w 2010 roku Fidesz większość dwóch trzecich mandatów uzyskał jeszcze dwukrotnie.

Wybory w 2018 roku były jak kubeł zimnej wody wylany na głowę partii opozycyjnych: opozycja spodziewała się, zupełnie nierealistycznie, wyrównanej walki wyborczej, tymczasem Fidesz zdobył największą liczbę głosów, jaką kiedykolwiek oddano na pojedynczą partię od 1990 roku. Partia zdobyła 2,8 miliona głosów, czyli ponad 700 tys. więcej niż w poprzednich wyborach.

Od tego momentu wydarzenia nabrały tempa. Zakrojone na szeroką skalę protesty i sukces w kampanii samorządowej w 2019 roku obaliły wiele barier, które dzieliły dotąd elity i wyborców różnych partii opozycyjnych.

Opozycja bierze węgierskie miasta. Pomogło zjednoczenie (i jeden skandal)

Pełna współpraca jako przepis na sukces?

Pełna współpraca to polityczna innowacja, która już od dawna wisiała w powietrzu. Jednak to nie jedyne novum, które opozycja chce wprowadzić na szeroką skalę w związku z kolejnymi wyborami. Otóż liderzy partii postanowili, że kandydaci w jednomandatowych okręgach oraz wspólny kandydat na premiera zostaną wyłonieni w ramach prawyborów. Proces ten został po raz pierwszy zastosowany w kilku gminach przed wyborami samorządowymi w 2019 roku i się sprawdził.

Choć w czasach pandemii trudno na cokolwiek się nastawiać, jednak jak twierdzą dobrze poinformowane źródła, partie chcą zorganizować prawybory na liderów JOW-ów w maju–kwietniu, zaś prawybory kandydata na premiera – we wrześniu. Oprócz polityków z partii do wyborów mają stanąć również kandydaci reprezentujący społeczeństwo obywatelskie, którzy pomyślnie przejdą weryfikację partyjną, mającą na celu uniknięcie infiltracji przez podstawionych kandydatów z Fideszu.

Tego typu innowacje dają opozycji nadzieję na długo oczekiwany sukces wyborczy. Sprzyja temu również COVID-19, którego skutki stają się źródłem pewnego niezadowolenia z rządu. W ostatnich kilku miesiącach bardziej rzetelne ośrodki badania opinii publicznej przeprowadziły na zlecenie partii opozycyjnych sondaże, z których wynika, że zjednoczona opozycja może liczyć na nieco większe poparcie niż Fidesz.

Jeden z najlepszych węgierskich statystyków wyborczych Gábor Tóka niedawno zaznaczył, że korzystne wyniki sondażowe nie oznaczają jeszcze, że opozycja faktycznie wygrywa na poparcie z Fideszem, a jedynie pokazują, że poparcie dla partii rządzącej w ciągu ostatnich paru miesięcy spadło. Niemniej jednak nadal ma ona w zanadrzu ogromne rezerwy wyborców, podkreślał Tóka.

Sondaże ujawniły, że wspólna lista opozycyjna ma mniej zwolenników niż sumaryczna liczba zwolenników poszczególnych partii, zatem nadal w społeczeństwie są tacy, którzy nie są wyborcami Orbána, ale sceptycznie podchodzą do tego czy tamtego członka zjednoczonej opozycji.

Niektórzy krytycy uważają, że współpraca elit zrodzona na gruncie nastroju antyorbánowskiego jest zbyt ogólnikowa i pozbawiona charakteru politycznego. Postrzegają ją jako przejaw typowego oportunizmu i korupcji wszystkich elit politycznych. Inni z kolei są przekonani, że aktorzy polityczni po stronie opozycji nadal nie wyciągnęli wniosków z ekspresowego rajdu Orbána po władzę 10 lat temu. W ich oczach zjednoczony blok opozycyjny nie ma żadnej rozsądnej oferty dla kraju i bombarduje wyborców wyłącznie pustą, antyorbánowską demagogią, co jest z góry skazane na porażkę w obliczu potężnej maszynerii prywatno-państwowej w rękach Fideszu. A nawet w mało prawdopodobnym zwycięskim scenariuszu blok opozycyjny doprowadzi do powrotu wyświechtanego, technokratycznego neoliberalizmu, który przecież jest właśnie tym, co prawicowy populizm napędziło – przekonują krytycy.

Wielu tego typu wyborców zwróci się być może ku satyrycznej, antyestablishmentowej Partii Psa z Dwoma Ogonami (MKKP), która stara się pozostać poza parasolem zjednoczonej opozycji. Zbywana przez speców z głównego nurtu, często pomijana przez ośrodki badania opinii publicznej partia MKKP już przez sam fakt swojego istnienia stanowi wyraźny sygnał rozczarowania panującego wśród istotnych części społeczeństwa z obu stron węgierskiego spektrum politycznego.

Ostatnie deklaracje ze strony węgierskiej opozycji to gest oczekiwany przez wielu wyborców, mających nadzieję na koniec trwających dekadę rządów Orbána. Nie daje on jednak gwarancji politycznego sukcesu. Walka węgierskiej opozycji o powrót do władzy trwa.

Przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Szilárd István Pap
Szilárd István Pap
Korespondent Krytyki Politycznej w Budapeszcie
Szilárd István Pap jest politologiem, komentatorem i dziennikarzem portalu Merce.hu. Korespondent Krytyki Politycznej w Budapeszcie.
Zamknij