W dziesiątą rocznicę Arabskiej Wiosny Tunezyjczycy znów wyszli na ulice. Kolejne młode pokolenie demonstruje przeciwko korupcji, bezrobociu, biedzie i beznadziei.
Dziesięć lat po rewolucji, która zapoczątkowała Arabską Wiosnę, Tunezja – często uznawana za jedyny kraj, gdzie rewolucja się udała – wciąż nie zapewnia swoim mieszkańcom obiecanej wolności, miejsc pracy i dobrobytu.
14 stycznia obywatele w całym kraju wyszli na ulice po tym, jak władze ogłosiły czterodniową, ścisłą kwarantannę, zaordynowaną przez premiera Hiszama Maszisziego w celu – jak twierdził – zatrzymania epidemii COVID-19.
Wielu protestujących uznało jednak, że to kwarantanna polityczna, jako że zbiegła się ona z dziesiątą rocznicą rewolucji. Ludzie stwierdzili, że to taktyka, którą nieradzący sobie z kryzysem rząd przyjął, aby uchronić się przed masowymi demonstracjami.
Kolejne protesty odbyły się w dzień po opublikowaniu w internecie nagrania pokazującego, jak policjant atakuje jednego z pasterzy w regionie Siljana w północno-zachodniej Tunezji. Dwa tygodnie później akcje protestacyjne przetaczały się już przez cały kraj, dniem i nocą.
في دول تحترم نفسها ….اليوم في سليانة الراعي ياكل الضرب ويتهان خاطر القطيع متاعو تعدى قدام "الولاية"???نظرة الخوف اللي في الراعي تهز بلاد كاملة
Posted by Chokri Maknin on Friday, January 15, 2021
Rozgniewani demonstranci domagają się miejsc pracy, godności i uwolnienia zatrzymanych. Palą opony, blokują drogi i rzucają kamieniami w oddziały policji, które używają przeciwko nim gazu łzawiącego i armatek wodnych.
Setki protestujących trafiło do aresztu, a jeden z młodych demonstrantów, Hajkel Raszidi, zmarł 25 stycznia – co doprowadziło do kolejnych starć w jego rodzinnej miejscowości Subajtila. Rodzina zmarłego utrzymuje, że raniono go pojemnikiem na gaz łzawiący, a prokuratura w mieście Kasserine zarządziła sekcję zwłok w celu ustalenia przyczyny śmierci.
Okupowane ulice
26 stycznia setki Tunezyjczyków pomaszerowały na parlament, podczas gdy inni demonstrowali na ulicach najuboższych stołecznych dzielnic, takich jak Kabaria i Hay Ettadhamen. Tłumy skandowały hasła „ludzie chcą obalić reżim” oraz „chleba, wolności, narodowej godności” – znane jeszcze z powstania w 2011 roku, które doprowadziło do upadku wieloletniej dyktatury Zajna al-Abidina ibn Alego.
Od tego czasu uznawano Tunezję za jedyne państwo, w którym Arabska Wiosna przyniosła realne, demokratyczne przemiany. Jednak sceny, które rozegrały się w styczniu przed tunezyjskim parlamentem, świadczą raczej o kruchej demokracji i wzajemnej nieufności.
Oddziały policji pojawiły się wszędzie. Do starć doszło, kiedy policja próbowała zatrzymać protestujących w drodze na parlament. Historia zatoczyła koło.
„To wyglądało jak baza wojskowa pod gołym niebem” – tłumaczy Abdelhak Basdouri, który uczestniczył w proteście. „To nie demonstracja, to próba zajęcia placu Bardo [przy którym znajduje się siedziba parlamentu – przyp. tłum.]. Inni protestujący nie dotarli z powodu policyjnych blokad”.
czytaj także
Basdouri należy do coraz większej w Tunezji rzeszy osób bezrobotnych. 25 stycznia aresztowano go przed siedzibą rządu, gdzie protestował wraz z grupą innych Tunezyjczyków od dawna pozostających bez pracy, pozbawionych prawa do zatrudnienia w sektorze publicznym z powodu ich działalności społecznej i politycznej podczas rządów reżimu ibn Alego.
Basdouri twierdzi, że policja losowo aresztowała wielu protestujących, brutalnie zastraszając ich podczas zatrzymania. Dodaje, że „pogwałcono prawo do protestu”.
Aresztowano także dziennikarzy. Islem Hkiri, niezależny fotograf, został zatrzymany 23 stycznia, po czym postawiono mu zarzuty niestosowania się do godziny policyjnej i napaści na urzędnika służby publicznej. Po czterech dniach wyszedł z aresztu za kaucją. Przed zatrzymaniem Hkiri opublikował zdjęcia policjantów używających przeciwko protestującym gazu pieprzowego. Dziennikarze w Tunezji potępili jego aresztowanie i zwrócili się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o wszczęcie śledztwa w tej sprawie.
" Révolution … 4 "Av Hbib Bourguiba – Tunis – Janvier 2021©️ Islam Hakiri Photography
Posted by Is Lam Hakiri on Tuesday, January 19, 2021
17 stycznia Ahmed Ghram, autor bloga i członek Tunezyjskiej Ligi Praw Człowieka, był świadkiem nalotu policji na swoje mieszkanie, podczas którego został aresztowany i oskarżony o „podżeganie do nieposłuszeństwa obywatelskiego”. Jego telefon i komputer zostały skonfiskowane. Zarzuty potem wycofano i 28 stycznia Ghram został zwolniony z aresztu, czego domagali się protestujący.
Na profilach służb policyjnych w mediach społecznościowych opublikowano zdjęcia demonstrantów zrobione 26 stycznia podczas kilku demonstracji aparatami umieszczonymi na dronach. Działacze nazywani są „wandalami”, opublikowano także zdjęcia aktywistek opatrzone nienawistnymi i seksistowskimi komentarzami. Takie praktyki przywodzą na myśl czasy przedrewolucyjnej tyranii i nadzoru sprawowanego przez służby, nadwerężając zaufanie do demokratycznych instytucji.
عندما تكون الاحتجاجات سلمية!! لكم التعليق…
Posted by نقابة موظفي الإدارة العامة لوحدات التدخل SFDGUI on Tuesday, January 26, 2021
Powrót państwa policyjnego?
Od momentu, kiedy ludzie wyszli na ulicę, służby bezpieczeństwa zatrzymały co najmniej 1400 osób, jak twierdzi Nawres Zoghbi Douzi, koordynatorka projektów w ramach Tunezyjskiej Ligii Praw Człowieka. „Całymi dniami i nocami odbieraliśmy telefony od przerażonych rodzin, proszących nas o pomoc w związku z tym, że policja siłą aresztowała ich dzieci, z których wiele jest niepełnoletnich”.
Obrończyni praw człowieka od początku protestów pomaga aresztowanym uzyskać dostęp do pomocy prawnej. Wyjaśnia, że podczas zatrzymań doszło do wielu naruszeń praw człowieka, a większość zarzutów uważa za uznaniowe i oparte na najbardziej ogólnych zapisach tunezyjskiego Kodeku karnego. Według Amnesty International wiele z tych represyjnych przepisów należało zmienić w ciągu ostatnich lat.
Hamza Nasri Jridi to 27-letni student prawa i działacz broniący praw człowieka. Aresztowano go 18 stycznia po tym, jak uczestniczył w demonstracji, domagając się wypuszczenia na wolność działaczy i innych protestujących. Twierdzi, że policja zaatakowała demonstrantów przemieszczających się ulicami w centrum miasta, używając przeciwko nim gazu łzawiącego i pałek.
Jridi został odwieziony na komisariat, gdzie postawiono mu zarzut „obrazy urzędnika służby publicznej podczas wykonywania przez niego obowiązków” – to często stosowany manewr mający na celu zastraszenie obywateli uczestniczących w obywatelskich demonstracjach lub wypowiadających się na temat brutalnych działań policji.
„Mam prawo protestować!” – mówi Jridi. „Zatrzymano mnie na 72 godziny w ośrodku detencyjnym Bouchoucha, wraz z setkami innych młodych osób, z których wiele było bardzo młodych, a które siłą wyciągnięto z domów. Przywieziono ich w piżamach i kapciach, co przeczy twierdzeniom policjantów, że byli to demonstranci, którzy palili opony i szturmowali supermarkety”.
Wielu protestujących, z którymi rozmawialiśmy, potwierdziło, że zostali zatrzymani przez cywilów podających się za policjantów. Daje to powody do obaw, że do tłumienia zamieszek w kraju znów używa się bojówek. W 2012 roku podobne bojówki tajniaków, wspierane przez islamistyczną Partię Odrodzenia, znane jako Ligi na rzecz Ochrony Tunezyjskiej Rewolucji, wraz z policją napadały na protestujących obywateli.
Obawy te podsyciło niedawne wystąpienie Abdelkarima Harouniego, przewodniczącego Rady Szury z ramienia Partii Odrodzenia. W wywiadzie dotyczącym protestów, przeprowadzonym na antenie telewizji Zitouna TV, Harouni powiedział: „Dzieci Partii Odrodzenia będą na ulicach, aby wspierać działania sił bezpieczeństwa i chronić okolice”.
Porażka rządu
W przemówieniu z 19 stycznia premier Masziszi przyznał, że zdaje sobie sprawę z narastającego wśród Tunezyjczyków gniewu i frustracji. Wyjaśnił, że kryzys wywołany COVID-19 niesie konsekwencje gospodarcze, ogranicza swobody osobiste i wolność przemieszczania się.
Tydzień później Masziszi dokonał przetasowania w swoim rządzie, mianując jedenastu nowych ministrów w nadziei na załagodzenie kryzysu politycznego. Tunezyjczycy jednak chcą sprawiedliwości, a wobec czterech spośród nowo mianowanych ministrów toczą się śledztwa bądź podejrzewa się ich o korupcję.
I Watch, organizacja monitorująca zarzuty korupcyjne i dążąca do przejrzystości w życiu publicznym, opublikowała wyniki szeregu śledztw w sprawie tych podejrzeń – jednocześnie nawołując, aby Tunezyjczycy sprzeciwili się mianowaniu nowych ministrów. Jednak 26 stycznia parlament zatwierdził zmiany w rządzie, podczas gdy na zewnątrz protestujący skandowali: „Wojna z korupcją nadal trwa!”.
czytaj także
Tunezja, już wcześniej nękana wysoką inflacją i bezrobociem, poniosła z powodu pandemii olbrzymie straty i obecnie musi radzić sobie z gwałtownym kryzysem gospodarczym. Kraj znalazł się w gronie najbardziej dotkniętych kryzysem państw w regionie, odnotowując drugi co do wysokości odsetek zgonów w Afryce, jak poinformował Yves Souteyrand ze Światowej Organizacji Zdrowia.
Od początku epidemii COVID-19 wiele małych przedsiębiorstw walczy o przetrwanie, a rząd oferuje im niewielkie bądź zgoła zerowe wsparcie. Według danych Międzynarodowej Korporacji Finansowej w trzecim kwartale 2020 roku 5,4 proc. przedsiębiorstw zamknęło działalność.
„To jeszcze nie koniec”
Wśród tłumnie zgromadzonych na placu Bardo były setki młodych ludzi, w tym kobiety i osoby ze społeczności LGBTQI, które dziesięć lat temu, gdy obalano reżim ibn Alego, były jeszcze dziećmi. Wiele z nich to nowe twarze na krajowej arenie aktywistów. Wyrośli w wolnym kraju i tak naprawdę nie pamiętają poprzedniej dyktatury.
„Już nie czuję, że to mój kraj. Rządząca, skorumpowana klasa polityczna to nie są nasi przedstawiciele” – mówiła Coffee, osiemnastoletnia uczennica, która niedawno dołączyła do protestów. „Ale odzyskamy nasze państwo”.
Młodzi nazywają się „Wrong Generation”, niewłaściwe pokolenie. Są nową, zdecentralizowaną grupą młodzieżową, która zawiązała się w mediach społecznościowych. Wyrażają swój gniew i niezadowolenie z obecnej sytuacji, nawołują do wojny z korupcją, represjami i bezkarnością panującą w ich kraju. Kiedy główne media przyjęły linię prorządową i zaczęły określać protestujących mianem „sabotażystów”, młodzi aktywiści zaczęli opowiadać w internecie swoją wersję tej historii.
czytaj także
Jawaher Channa to jedna z lewicowych działaczek, która odniosła rany podczas pokojowych „siedzących” demonstracji przy meczecie Kasbah w lutym 2011 roku. Dziesięć lat później pomaga prowadzić na Facebooku grupę Wiadomości ze styczniowych protestów 2021, opisującą wydarzenia z całej Tunezji. Mówi: „ludzie mają już dosyć i domagają się obalenia reżimu i obecnej klasy politycznej. To powstanie ludowe, ludzi głodnych i ubogich”.
Przez ostatnie dziesięć lat Channa walczyła w obronie swoich praw, zarówno jako kobieta, jak i osoba o lewicowych poglądach. Podobnie jak wielu innych protestujących, którzy ryzykują życie, wychodząc na ulice w trakcie pandemii, jest zdecydowana walczyć do skutku. Mówi: „to jeszcze nie koniec”.
**
Asma Abidi jest dziennikarką i feministką. Dorastała w Tunezji, obecnie mieszka w Berlinie. Relacjonuje sprawy związane z prawami człowieka, płcią i migracją. Interesuje się badaniem rozstroju informacyjnego i jego wpływu na demokrację i społeczeństwo.
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.