Świat

Teksas: biali strażnicy na koniach poganiają Haitańczyków biczami

Haitańczycy uciekają przed chaosem po zabójstwie prezydenta, przed przemocą gangów, przed głodem, ruiną infrastruktury, brakiem bieżącej wody, huraganem i trzęsieniem ziemi. Na granicy Teksasu witają ich konni strażnicy z biczami w dłoni – i ta sama nienawistna retoryka, która odczłowiecza uchodźców w Polsce.

Nawet 15 tysięcy zrozpaczonych Haitańczyków koczuje pod mostem w mieście Del Rio w Teksasie – w strachu, bez wody, bez jedzenia i w temperaturach przekraczających 35 stopni. Przedarcie się przez graniczną rzekę Rio Grande stanowiło ostatni etap ich nieopisanie forsownej podróży. Nie chodzi tylko o wielomiesięczną wędrówkę przez zdradliwą dżunglę, lecz także wielowiekową historię kraju tak nękanego kolejnymi plagami, że mówiono o nim „zejście do piekieł”: od kolonializmu, niewolnictwa i okupacji po trzęsienia ziemi, głód i przestępczość zorganizowaną.

Gorsi, bo czarni

Pierwsza czarna republika świata jak wiele innych krajów stała się najbiedniejszym narodem półkuli zachodniej w dużej mierze z powodu nadużyć imperialistycznych mocarstw – najpierw zaniedbania, a potem podboju i wyzysku, którego sprawcą były niezmiennie rasistowskie Stany Zjednoczone. Pisząc do swojego dawnego sojusznika Markiza de Lafayette w 1792 roku, prezydent Thomas Jefferson wzmiankował o buncie niewolników w kolonii ówcześnie zwanej Saint-Domingue. Jefferson zastanawiał się, czy Francji kiedykolwiek uda się „poskromić czarnych” w swojej najbardziej rentownej kolonii.

Największa kradzież w historii, czyli jak Francja wycisnęła miliony od Haiti

Jako pierwsze państwo zrodzone z udanego buntu niewolników, Haiti ogłosiło niepodległość w 1804 roku. Stany Zjednoczone nie uznały jej aż do 1862 roku, po czym szybko zajęły się pustoszeniem kraju, importując niewolników z Afryki między innymi na tamtejsze plantacje cukru i kawy, należące do Amerykanów. Na początku XX wieku USA praktykowały wobec Haiti tak zwaną „dyplomację kanonierek”, wielokrotnie interweniując „w obronie życia Amerykanów i ich interesów”. W 1915 roku pośród niepokojów społecznych po zamachu na prezydenta, do akcji wkroczyli marines, rozpoczynając krwawą, 20-letnią okupację. Śledztwo przeprowadzone przez stowarzyszenie czarnych Amerykanów NAACP w 1920 roku wykazało, że „uprzedzenia rasowe [Amerykanów] bez wątpienia umożliwiły dokonywanie okrucieństw na obywatelach Czarnej Republiki Haiti”.

Tak toczyła się historia. W latach 1934–1986 rząd amerykański zainstalował tam kilku brutalnych dyktatorów – w tym François „Papę Doca” i Jeana-Claude’a „Baby Doca” Duvalierów – zorganizował dwa zamachy stanu i ingerował w wybory. Cała ta tragiczna historia doprowadziła wprost do tyrad poprzedniego lokatora Białego Domu o „gównianych krajach” [shithole countries] i jego twierdzeń, że wszyscy Haitańczycy mają AIDS. Widocznie Trumpowi umknęła lekcja o „wyklętych wyrzutków mrowiu z waszych ziem”[*].

Gorsi, bo biedni

Haitańczycy nie przestali jednak emigrować. Po tragicznym trzęsieniu ziemi w 2010 roku tysiące osób wyjechały do Brazylii, Chile i innych rejonów Ameryki Południowej. Gdy w 2016 roku przyszedł kryzys bezrobocia, wielu próbowało dostać się do Stanów Zjednoczonych, często pieszo, przez owianą złą sławą dżunglę przesmyku Darién w Panamie.

W tym roku do amerykańskiej granicy dotarło ponad 30 tysięcy Haitańczyków – prawie sześciokrotnie więcej niż rok wcześniej. Ludzie ci uciekali przed nawarstwionymi katastrofami: zabójstwem prezydenta w lipcu, eskalacją przemocy gangów (według mediów w Port-au-Prince rywalizuje ich ze sobą 165), głodem (dotykającym 4 miliony ludzi, czyli niemal połowę populacji), ruiną infrastruktury, brakiem bieżącej wody, huraganem i trzęsieniem ziemi w sierpniu, które odebrało dach nad głową 30 tysiącom ludzi, a także ponurym przekonaniem, że „nie ma już normalnego życia” i „nie ma do czego wracać”.

W obliczu takiego splotu kryzysów cztery miesiące temu Stany Zjednoczone ogłosiły, że przyznają tymczasową ochronę niektórym Haitańczykom, by mogli pozostać w USA. Uprawnione do niej były jedynie osoby przybyłe przed 29 lipca, czyli na dwa tygodnie przed trzęsieniem ziemi. Rozeszła się obiecująca, choć nieścisła wieść. W zeszłym tygodniu w Del Rio zebrały się już tysiące ludzi, którzy wytrwale brodząc przez rzekę do Ciudad Acuña po żywność i wodę, czekają na cud.

Na groźbę katastrofy humanitarnej i politycznej Biden zareagował karygodnie. Jest to chyba najszybsze, największe i najbardziej brutalne wydalenie migrantów od dziesięcioleci – tym gorsze, że dokonane przy użyciu pozostałej po rządach epoce Trumpa wymówki o COVID-19, która sprawia, że deportacje mimo swej obrzydliwości zdają się, technicznie rzecz biorąc, legalne.

11 września i polityka jedności: zwycięstwo autorytarnej prawicy

Pierwsze samoloty pełne gniewnych, zmęczonych i zdezorientowanych Haitańczyków już wylądowały w Port-au-Prince. Amerykanie planują utrzymać tempo deportacji, posyłając od pięciu do ośmiu samolotów dziennie pomimo oburzenia rzeczników i każdego, kto jest świadom naszej własnej winy w dziejącej się obecnie niesprawiedliwości.

W Teksasie bez zmian

W tym tygodniu rozegrał się upiorny, rasistowski spektakl z udziałem Strażników Teksasu, którzy konno poganiali przerażonych migrantów. Bandyccy przedstawiciele wątpliwego moralnie stanu zainscenizowali pierworodny grzech Ameryki ze sobą w głównej roli poganiaczy niewolników. Posługiwali się przy tym końską uprzężą jako batami.

Tymczasem wstrząśnięty Twitter debatował, czy Strażnicy naprawdę chłostali, czy tylko wyglądali, jak gdyby chłostali. Wydelikacone media szukały nowych eufemizmów na stare, nikczemne zbrodnie, takich jak „biczopodobny sznur”. Ogólnie zgodzono się jednak, że biali poganiający czarnych batami to nie jest stosowny widok, nawet w Teksasie. Biały Dom ograniczył się do wyrazów zaniepokojenia – co oczywiście nijak nie zaradziło gigantycznemu moralnemu, prawnemu, rasowemu i politycznemu rozpieprzowi.

Unia tu nie pomoże. Na granicy z Białorusią PiS realizuje jej politykę

Do tego doszła jeszcze jedna obelga dla Haitańczyków i każdego, kogo oburza ich los: rasistowskie, histeryczne sianie strachu, błyskawicznie podjęte przez żądnych krwi prawicowców: od gubernatora Teksasu Grega Abbotta – „powstrzymajmy te pochody, zanim rozplenią się w naszym stanie” – po Teksańczyków z Partii Republikańskiej, lamentujących nad „inwazją” migrantów, którzy „mogliby opanować nasz kraj bez jednego wystrzału”.

W telewizji Fox pewna mieszkanka Del Rio donosiła złowrogo: „Trafiliśmy na tropy nielegalnych w środku nocy, pod oknami sypialni córki”. Prawicowy portal RedState trąbił o „katastrofie bezpieczeństwa narodowego”, nieudolnie zarządzanej przez „umysłowego inwalidę”, który znów wyjechał „na plażę na długi weekend”.

Szarżą nienawiści dowodził teksański senator Ted Cruz, człowiek, który nigdy nie przegapi okazji, żeby dać się sfotografować, skłamać, poszczuć i udać, że coś go oburza. „Jestem na miejscu w Del Rio” – recytował w nadętym, groteskowym wideo jak z produkcji Monty Pythona, wskazując gestem na skulone za nim czarne ciała. „W tym momencie jest tutaj 10 503 nielegalnych obcych. […] Ten kryzys stworzył człowiek: Joe Biden”.

Nie wybaczyliśmy Haiti, że jest czarne

Gówno prawda – odparowała Ameryka, pamiętając, że Teksasem rządzi Partia Republikańska, więc ona też w części odpowiada za tę sytuację. Trzęsienie ziemi, huragan i upadek rządu na Haiti pewnie nie miały z tym nic wspólnego? A senator Cruz, który w razie katastrofy lubi sobie wyjechać do Cancun, z pewnością udał się prosto do biura pracować nad ustawą podwajającą budżet urzędów imigracyjnych, by móc sprawniej przyjmować uchodźców. I wysłał pomoc humanitarną, by ludzie nie głodowali, czekając na azyl? A może wyszedł na steka, za którego zapłacili lobbyści? Zapamiętaj sobie, ty zadufany, przemądrzały rasisto i oportunisto, synu imigranta z Kuby: to nie są nielegalni imigranci. To są ludzie!

Kryzys humanitarny na granicy. Polska zabrania udzielania pomocy umierającym

czytaj także

„Haiti jest czarne. I jeszcze nie wybaczyliśmy Haiti tego, że jest czarne. […] Po tym, jak strząsnęło z siebie okowy niewoli, i długo po tym, jak jego wolność i niepodległość uznały inne cywilizowane kraje, my traktowaliśmy je, jak gdyby znajdowało się poza naszym siostrzeństwem narodów” – powiedział w 1893 roku abolicjonista Frederick Douglass w wystąpieniu na temat reakcji rządu Stanów Zjednoczonych na rewolucję na Haiti i dyskomfort Amerykanów wobec samostanowienia czarnych.

Tak, to jest kryzys spowodowany przez człowieka.

[*] Cytat z sonetu Emmy Lazarus The New Colossus (1882) o Statui Wolności, umieszczonego na pamiątkowej tablicy u cokołu posągu. Przeł. A.P. W popularnym przekładzie tego wiersza na język polski tłumacz Wiktor J. Darasz pominął wydźwięk tego wersu.

**
Abby Zimet jest doświadczoną, wielokrotnie nagradzaną dziennikarką magazynu „Further”. Politycznie dorastała w dobie wojny w Wietnamie, dlatego od początku angażuje się w kwestie kobiece, pracownicze, antywojenne oraz dotyczące sprawiedliwości społecznej i uchodźców.

Artykuł opublikowany w magazynie Common Dreams na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij